Piotr Gliński, wicepremier i minister kultury, twierdzi, że jeszcze pięć lat temu wszystkie media znajdowały się w rękach "jednej opcji politycznej". OKO.press przypomina, jak bardzo to zdanie jest nieprawdziwe
[...] 4,5 roku temu zdecydowałem się, dużym kosztem osobistym, wejść do polityki. W owym czasie w Polsce nie funkcjonowała demokracja, nie było wolnych mediów, wszystkie dominujące media były w rękach jednej opcji politycznej.
Wystarczy pobieżna znajomość sytuacji mediów, by stwierdzić, że minister kultury podjął tak kosztowną dla jego życia prywatnego decyzję na podstawie błędnej diagnozy.
Jeśli interpretować “opcje polityczne” jako ugrupowania polityczne, to minister Gliński nie miałby racji nawet odnośnie mediów publicznych. W 2011 r. wpływy w nich podzieliły między siebie Platforma, PSL i SLD. W zarządzie TVP zasiadali wtedy Juliusz Braun, były członek PO, Marian Zalewski powiązany z PSL i Bogusław Piwowar związany ze Stowarzyszeniem Ordynacka, czyli zapleczem SLD. Ze środowiska SLD wywodził się także Andrzej Siezieniewski, który został prezesem Polskiego Radia.
O żadnym z dominujących - jakkolwiek by to pojęcie rozumieć - mediów prywatnych nie można powiedzieć, że w 2012 r. były “w rękach” polityków. Do października 2011 r. można było ewentualnie dopatrywać się zależności “Rzeczpospolitej” od aktualnego rządu, ponieważ 49 proc. akcji jej wydawcy należało do Skarbu Państwa. Jednak spółka Gremi Media Grzegorza Hajdarowicza akcje odkupiła i stała się stuprocentowym udziałowcem.
Poza mediami publicznymi politycy ani nie są właścicielami, ani nie kontrolują mediów o największych udziałach w rynku. Ani telewizji (TVN-u i Polsatu), ani stacji radiowych (grup Eurozet i RMF) ani gazet (dzienników: “Fakt”, “Gazeta Wyborcza”, “SE”, “Rzeczpospolita, czy tygodników: “Gość Niedzielny”, “Polityka”, “Uważam Rze”, “Newsweek”).
Być może wicepremier, mówiąc o jednej “opcji politycznej” trzymającej media, miał jednak na myśli nie tyle jedno stronnictwo polityczne, co wspólne wszystkim najważniejszym redakcjom sympatie polityczne?
W takim wypadku także nie miał racji.
Po pierwsze, nie jest prawdą, że wszystkie duże media mają wyraźnie określone i widoczne sympatie polityczne. Pokazała to choćby analiza parlamentarnej kampanii wyborczej w 2015 r. wykonana przez Laboratorium Badań Medioznawczych UW.
Medioznawcy najwyżej ocenili wtedy “Wiadomości” TVP za wysoki poziom merytoryczny, zniuansowanie tematów, neutralność języka i "niewiele stronniczości wizualnych".
Dobrze ocenili też "Panoramę" TVP2 i "Wydarzenia" Polsatu. Najgorzej wypadły wtedy serwisy TV Republika i TV Trwam, którym zarzucali brak obiektywizmu polegający na krytykowaniu jedynie komitetu PO i wyraźnym aprobowaniu PiS. Dostało się też “Faktom” TVN za powierzchowność i nadmierne skupianie się na marketingu politycznym i sporach personalnych.
Po drugie, gdy Piotr Gliński podejmował swoją życiową decyzję wejścia w politykę, wśród “dominujących” mediów było przynajmniej jedno jawnie sprzyjające PiS-owi i jego światopoglądowi. To tygodnik “Uważam Rze”, który w 2012 r. osiągnął średni nakład 125 tys. egzemplarzy. Wyprzedził “Newsweek” (120 tys.), “Wprost” (74 tys.), a przed nim były tylko “Polityka” (127 tys.), katolicki “Gość Niedzielny” (142 tys.) oraz publikująca przedruki “Angora” (353 tys.). Redaktorem naczelnym "Uważam Rze" był wówczas Paweł Lisicki (teraz jest naczelnym "Do Rzeczy" i prowadzi polityczne rozmowy w Polskim Radiu).
Jeżeli Gliński uważa, że w takiej sytuacji nie było wolnych mediów, a nawet demokracji, to znaczy, że “wolność” i “demokrację” rozumie w specyficzny sposób. Jako stan, w którym największe udziały w mediach ma jego własna “opcja polityczna”.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Od 2023 r. reporter Frontstory. Wcześniej w OKO.press, jeszcze wcześniej w Gazecie Wyborczej. Absolwent filozofii UW i Polskiej Szkoły Reportażu. Był nominowany do nagród dziennikarskich.
Komentarze