„Lemkin, który jako pierwszy opisał, jak wygląda ludobójstwo, miał na myśli głód jako narzędzie do zabijania ducha narodu. I to bardzo trafnie opisuje to, co Izrael robi dziś w Gazie” – mówi w wywiadzie dla OKO.press prof. Alex de Waal, antropolog i ekspert badający klęski głodu
Jakub Szymczak, OKO.press: Książkę „Mass Starvation: The History and Future of Famine” zaczyna Pan zdaniem: “Przez ostatnie 30 lat ryzyko śmierci z powodu klęski głodu stało się znacznie, znacznie mniejsze niż kiedykolwiek wcześniej w historii”. Czy pisząc to, wyobrażał sobie, że to, co dzieje się dziś w Strefie Gazy jest w ogóle możliwe?
Alex de Waal, profesor antropologii z Tufts University i badacz klęsk głodu, dyrektor założonej w 1910 roku World Peace Foundation: Kiedy pisałem swoją książkę – a było to niemal dekadę temu – byłem przekonany, że możliwe jest całkowite wyeliminowanie głodu w ciągu 10 lat. To było wykonalne. Potrzebna była tylko wola polityczna, by to osiągnąć. Klęski głodu, które wtedy identyfikowałem jako wciąż występujące, były skutkiem zbrodni – występującymi na globalnych peryferiach. W krajach takich jak Jemen, Sudan Południowy, Somalia – tam, gdzie państwo przestało funkcjonować, gdzie istnieli trudno do kontrolowania gracze polityczni, gdzie występowały ogromne trudności logistyczne w prowadzeniu działań humanitarnych.
W ciągu ostatnich 10 lat zobaczyliśmy jednak, że moja prognoza była błędna. Klęski głodu się nie skończyły.
A głód w Gazie jest szczególnie uderzającym przykładem, ponieważ ma miejsce w miejscu, które jest bardzo łatwo dostępne dla organizacji pomocowych. Głód ten jest w 100 procentach wywołany przez działania ludzi.
Kto jest temu winny?
Hamas ponosi pewną odpowiedzialność, ale jej zdecydowana większość spoczywa na Izraelu. Jeszcze kilka miesięcy temu Izrael mógł zakończyć ten głód z dnia na dzień. Teraz jest na to za późno, ponieważ głód osiągnął punkt, z którego nie da się łatwo zawrócić.
Ale gdyby Izrael chciał, każde dziecko w Gazie mogłoby zjeść jutro śniadanie.
Nie ma dziś na świecie ani we współczesnej pamięci sytuacji, w której jakikolwiek podmiot miałby tak wszechogarniającą kontrolę nad głodującą populacją, jaką Izrael ma nad mieszkańcami Gazy.
Izrael zrzuca z siebie odpowiedzialność za głód. Częściowo obwinia o niego Hamas, częściowo ONZ i międzynarodowe organizacje pomocowe. Jednocześnie trwa wojna informacyjna, a dostęp do Strefy Gazy jest ograniczony – skąd wiemy, co rzeczywiście się dzieje?
Zawsze, gdy ktoś dopuszcza się zbrodni wojennych, stara się je ukryć – robi to choćby poprzez ograniczenie dostępu dziennikarzy i danych humanitarnych oraz poprzez rozmywanie narracji.
Myślę, że stosunkowo łatwo można w tej sprawie powiedzieć „sprawdzam”: Izrael powinien wpuścić międzynarodowych dziennikarzy do Gazy. Obecni są tam tylko dziennikarze palestyńscy, którzy wykonują świetną pracę, ale zachodnia publiczność potrzebuje też relacji od swoich dziennikarzy, których zna. Niech więc zostaną wpuszczeni, niech przeprowadzą śledztwo.
Drugim problemem jest brak systematycznych danych humanitarnych. ONZ i międzynarodowe organizacje pozarządowe nie mogły przeprowadzić niezbędnych badań, które pozwoliłyby określić rzeczywistą sytuację. Możemy więc bardzo łatwo sprawdzić, kto kłamie, a kto mówi prawdę. Izrael musi się otworzyć – i wtedy się przekonamy.
Jeśli chodzi o odpowiedzialność Hamasu – oczywiście, Hamas popełnił straszliwe zbrodnie. Jest także częściowo odpowiedzialny za przedłużanie wojny. Nie mam też wątpliwości, że Hamas kradł i sprzedawał przynajmniej część pomocy humanitarnej. Ale agencja Reuters opublikowała w zeszłym tygodniu raport, według którego Stany Zjednoczone zbadały 156 przypadków kradzieży pomocy i nie znalazły dowodów na to, że Hamas systematycznie kradł pomoc. „New York Times” przeprowadził wywiady z izraelskimi oficerami wojskowymi, którzy to potwierdzili – brak dowodów na systematyczne kradzieże.
ONZ była systematycznie blokowana w możliwości dostarczania pomocy. Często Izrael robi to pod pretekstem biurokratycznych drobiazgów. W maju tego roku ONZ przedstawiła najbardziej szczegółowy i transparentny plan dostarczania pomocy humanitarnej, jaki kiedykolwiek zaproponowano na świecie. Do dziś nie został zatwierdzony przez Izrael.
Izrael twierdzi, że system ONZ był wadliwy a Gaza Humanitarian Foundation powstała, by to naprawić.
GHF twierdzi, że prowadzi tzw. bezpieczne punkty dystrybucji. Bezpieczeństwo polega na tym, że zabezpieczają towary, ale nie ludzi. Każdego dnia giną tam dziesiątki osób próbujących odebrać pomoc.
26 lipca „Haaretz” opublikował artykuł oparty na relacji amerykańskiego byłego żołnierza sił specjalnych o nazwisku Aguilar. Opisuje on w nim, jak wygląda dystrybucja pomocy: otwierają bramy, tłum rzuca się do środka, i to silni i zdrowi zdobywają jedzenie. Nie wiemy, kim są ci ludzie. Przeszukują pudła, biorą to, co najcenniejsze, pakują do worków i sprzedają na rynku. Słabsi, jeśli w ogóle dotrą na miejsce, zbierają resztki. Są udokumentowane przypadki, że osoby próbujące zanieść pomoc do domu były atakowane przez uzbrojone gangi.
Jeśli zapytać GHF, kto je dostarczoną przez nich żywność, nie mają odpowiedzi. Jeśli Izrael uważa ten model za rozwiązanie, oznacza to jedno – nie obchodzi ich, czy Hamas dostaje jedzenie, ponieważ ten promowany przez Izrael model umożliwia Hamasowi zdobycie dowolnych ilości żywności. Wszystkie dowody wskazują więc na to, że Izrael nie mówi prawdy. Ale powtarzam – trzeba to zweryfikować.
To więc absolutnie szokujące, że GHF powstała, operuje w ten sposób i od dwóch miesięcy się na to zezwala. Najbardziej łagodna interpretacja jest taka, że jest to skrajnie niekompetentna organizacja.
Czy da się określić, ile jedzenia powinno trafiać do Gazy, by zakończyć głód?
Trzeba tutaj poruszyć trzy kwestie. Pierwsza to ilość żywności – i to można obliczyć.
Można to sprawdzić na stronie Gaza Humanitarian Foundation – ghf.org – znajdują się tam codzienne raporty. Ostatnio dostarczają ok. 1,2 miliona posiłków dziennie – to główne źródło jedzenia. Jeśli populacja Gazy to ok. 2 miliony osób i każda osoba potrzebuje co najmniej dwóch posiłków dziennie, to zapewniają oni codziennie około jednej czwartej faktycznego zapotrzebowania.
Ale to za mało. Trzeba dopilnować, żeby żywność trafiła do najbiedniejszych. Głód to nie brak żywności jako takiej, lecz sytuacja, w której część ludzi jej nie ma – i zawsze są to najsłabsi, powiedzmy najbiedniejsze 20–25 proc. ludności.
Ogólne zapasy to tylko jeden aspekt. Drugi to rodzaj żywności.
Dzieci umiarkowanie niedożywione – a są ich dziesiątki tysięcy, może i sto tysięcy, nie znam dokładnej liczby – nie mogą jeść tylko makaronu i ryżu. Potrzebują specjalistycznej żywności. A te najbardziej niedożywione – które widzimy już w stanie skrajnego wygłodzenia – nie są w stanie niczego zjeść. Potrzebują hospitalizacji i opieki specjalistycznej.
Rozmawiałem z lekarzami, którzy jechali do Gazy z mlekiem dla niemowląt i specjalistycznym jedzeniem. Izrael zabrał im to na granicy. Nie pozwolono wwieźć mleka modyfikowanego.
Jedynym powód dla zatrzymania mleka dla niemowląt, jaki potrafię sobie wyobrazić, to chęć, by te dzieci umarły.
I ostatnia kwestia: dostarczenie paczek z żywnością, nawet najlepsza i różnorodną – to za mało. Potrzebna jest czysta woda, prąd – nie można gotować na śmieciach. Potrzebna jest kanalizacja, opieka zdrowotna. A wszystko to wiadomo od co najmniej 18 miesięcy. Już w grudniu 2023 roku agencje humanitarne przedstawiły te zalecenia. To było 20 miesięcy temu. I do dziś są one powtarzane jako pilne.
Czy gdyby dalej działał system pomocy sprzed marca tego roku, do takiej klęski głodu by nie doszło?
Przed całkowitą blokadą mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której ONZ była w stanie utrzymać populację Gazy na tej krawędzi – nie pozwalając jej spaść w przepaść. Dostarczano około 1,3 miliona gorących posiłków dziennie i działało około 400 punktów, w których udzielano różnego rodzaju pomocy. Robiono to poprzez lokalne społeczności, więc nie dochodziło do tych straszliwych napadów paniki i szturmów.
To było absolutne minimum – ale profesjonalnie realizowane minimum. Gdyby ONZ mogła dalej działać w ten sposób, sytuacja nie pogorszyłaby się tak dramatycznie. Nadal byłaby bardzo zła, ale nie byłaby całkowitą katastrofą, jaką mamy dzisiaj.
Gdyby jutro udało się całkowicie odwrócić sytuację i wprowadzić do Strefy Gazy wystarczającą i różnorodną pomoc żywnościową – jak duża część zniszczeń w organizmach mieszkańców Strefy Gazy jest już nieodwracalna?
Po pierwsze – setki, a może nawet tysiące dzieci z pewnością znajdują się już w takim stanie, że nawet przy natychmiastowej hospitalizacji nie ma pewności, czy przeżyją.
Izrael doprowadził sytuację do punktu, w którym w nadchodzących tygodniach umrze znacznie więcej dzieci – choć można też powiedzieć, że zostaną zamordowane – niezależnie od tego, co teraz zrobimy.
Po drugie – niedożywienie to wyrok na całe życie. Jeśli bardzo małe dziecko lub płód w łonie matki przeżywa skrajny głód, nigdy nie rozwinie pełnych zdolności fizycznych ani poznawczych. Wiemy to z badań po II wojnie światowej, na przykład z tzw. holenderskiej zimy głodowej, gdzie monitorowano dzieci urodzone w tym okresie.
I to nie dotyczy tylko jednego pokolenia – jeśli dzisiejsza mała palestyńska dziewczynka zostanie matką za 20 lat, jej własne dzieci również będą cierpiały pewne deficyty. Izrael zadaje więc szkodę pokoleniową.
Trzecia sprawa to społeczny i psychologiczny aspekt głodu. Masowy głód to trauma. To rozpad społeczeństwa. To głęboka destrukcja więzi rodzinnych i społecznych, które utrzymują funkcjonowanie wspólnot. Ta trauma będzie przekazywana dalej przez pokolenia. Potrwa bardzo długo, zanim zostanie przepracowana i uleczona.
Czy powiedziałby Pan, że Izrael celowo głodzi palestyńską ludność Gazy? Czy potrafi pan znaleźć przeciwną interpretację?
W zeszłym roku Międzynarodowy Trybunał Karny postawił zarzuty zbrodni wojennej głodzenia premierowi Benjaminowi Netanjahu i byłemu ministrowi obrony Galantowi. Udostępnione publicznie informacje są bardzo mocne – a to było ponad rok temu, na podstawie ówczesnych dowodów. Przez ostatnie 15 miesięcy sytuacja tylko się pogorszyła. Izrael eskalował swoje działania. Więc jeśli już wtedy istniały podstawy do postawienia zarzutów, to dziś są one znacznie silniejsze.
Międzynarodowy Trybunał Sprawiedliwości już na początku zeszłego roku uznał, że istnieje wiarygodne zagrożenie, że Palestyńczycy mogą zostać poddani działaniom objętym konwencją w sprawie zapobiegania i karaniu zbrodni ludobójstwa. Przytoczmy odpowiednie zapisy.
Artykuł drugi konwencji mówi, że „ludobójstwem jest którykolwiek z następujących czynów, dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych, jako takich”
Podpunkt a) to „zabójstwo członków grupy” – a mamy do czynienia z głodzeniem ludności, któremu można było zapobiec.
Podpunkt b): „spowodowanie poważnego uszkodzenia ciała lub rozstroju zdrowia psychicznego członków grupy”. Dopiero co mówiłem o nieodwracalnych skutkach niedożywienia.
I c): „rozmyślne stworzenie dla członków grupy warunków życia, obliczonych na spowodowanie ich całkowitego lub częściowego zniszczenia fizycznego”.
Chodzi o warunki niemożliwe do przetrwania. Trybunał wskazał na to zagrożenie na początku zeszłego roku i ostrzegł świat, że istnieje obowiązek przeciwdziałania temu. A jeśli świat nie zareaguje – konsekwencją będzie ludobójstwo.
Polski żydowski prawnik Rafał Lemkin stworzył pojęcie „ludobójstwo”. Wskazywał on szczególnie na głodzenie jako narzędzie tej zbrodni – zarówno w czasie II wojny światowej, jak i w swojej słynnej prelekcji w 1953 roku na temat Hołodomoru – ludobójczego głodzenia Ukraińców przez Stalina. Opisał głód jako najokrutniejsze narzędzie ludobójstwa, którego celem jest zniszczenie „ducha narodowego”. Użył tych słów: „duch narodowy Ukrainy” – ponieważ głód rozrywa społeczeństwo od środka.
Więc wiemy, że człowiek, który jako pierwszy opisał, jak wygląda ludobójstwo, miał na myśli głód jako narzędzie do zabijania ducha narodu. I to bardzo trafnie opisuje to, co Izrael robi dziś w Gazie.
Załóżmy, że – jak twierdzi Izrael – to wciąż jest zwykła i legalna wojna z Hamasem i wszystkie działania z ostatnich niemal dwóch lat są konieczne dla przetrwania Izraela. Czy przy takim sposobie prowadzenia tej wojny byłoby w ogóle możliwe zorganizowanie realnie funkcjonującego systemu pomocy humanitarnej, który zapobiegłby takiemu głodowi?
Przede wszystkim międzynarodowe prawo humanitarne zakazuje używania głodu jako metody prowadzenia wojny. To jest całkowicie jasne. Zapisane jest to w konwencjach genewskich, w ich dodatkowych protokołach – a konkretnie w artykule 54 Protokołu I. Jest to również zbrodnia wojenna według statutu Międzynarodowego Trybunału Karnego.
Cywilny charakter ludności się nie zmienia, nawet jeśli wśród niej znajdują się bojownicy. I jednym z praktycznych powodów tego zapisu jest fakt, że wiemy z doświadczenia, że w przypadku głodzenia ludności to właśnie uzbrojeni mężczyźni są ostatnimi, którzy głodują. Wszyscy inni głodują wcześniej. Więc jeśli głodzisz populację, w której są bojownicy, to – zgodnie z naszym doświadczeniem w badaniu klęsk głodu – w pierwszej kolejności głodują najsłabsi, a dopiero na końcu uzbrojeni. Głód jako broń to atak skierowany przeciwko ludności cywilnej – i dlatego jest zakazany.
W każdej innej wojnie, którą obserwowaliśmy, społeczność międzynarodowa – Czerwony Krzyż, agencje humanitarne – zwykle miały przynajmniej odpowiednią przestrzeń do działania. W przypadku działań Izraela w Strefie Gazy – ta przestrzeń została ograniczona i kontrolowana w sposób, jakiego nigdy wcześniej nie widzieliśmy.
Owszem, Izrael ma prawo prowadzić działania wojskowe przeciwko Hamasowi. Ale nie ma prawa – wręcz przeciwnie, jest to nielegalne i stanowi przestępstwo – głodzić ludność cywilną w taki sposób, jak to się dziś dzieje.
Od dziesięcioleci bada pan klęski głodu. Czy widzi Pan jakieś porównywalne przypadki z niedawnej historii, które przypominałyby dzisiejszą sytuację Strefy Gazy?
Badam ten temat od ponad 40 lat i są przypadki, w których poziom głodu był porównywalny. Trudno jest je dokładnie porównać, ale to np. Etiopia w latach 1983-1985, Somalia w latach 1991–1992, Sudan Południowy w 2017 roku – są różne przypadki. Nawet dziś w Sudanie, w rejonie miasta Al-Faszir, jak przypuszczam – choć nie mamy dokładnych danych – sytuacja może być równie tragiczna.
To, co odróżnia Gazę, to poziom kontroli, jaki ma Izrael. Izrael mógłby zatrzymać głód dosłownie z dnia na dzień, gdyby chciał.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że Izrael posunął się już tak daleko, że nawet gdyby dziś zrobić wszystko, co należy, i tak wiele osób umrze. Dla wielu jest już za późno.
Alex de Waal jest profesorem antropologii na Tufts University i badaczem klęsk głodu. Napisał kilkanaście książek, wiele z nich o klęskach głodu o wojnach w Afryce, m.in. w Sudanie, Somalii i Etiopii. Jest dyrektorem założonej w 1910 roku i związanej z Tufts World Peace Foundation, która za cel stawia sobie edukację na temat międzynarodowej sprawiedliwości i dróg prowadzących do pokoju.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.
Komentarze