W piątek ukazał się projekt ustawy. Gdy zajrzy do niego laik, to prawdopodobnie uzna go za spełniający obietnice wymienione w „Piątce dla zwierząt”. Ale czy w rzeczywistości tak jest? Nie do końca - pisze dla OKO.press Norbert Woźniak z Partii Zieloni
Na początku był film. Stowarzyszenie Otwarte Klatki przeprowadziło śledztwo na jednej z ferm futrzarskich i udokumentowało fatalne warunki bytowania norek - materiał wyemitował portal Onet.pl. To była kropla, która przelała czarę goryczy. W sieci i w mediach zawrzało od oburzenia, a żądania wydawały się jasne – dość cierpienia zwierząt hodowanych na futra!
Prawo i Sprawiedliwość zwęszyło okazję, a sprawą zajął się osobiście prezes Jarosław Kaczyński, znany ze swojego zamiłowania do zwierząt. Na sprawnie zwołanej konferencji prasowej sam prezes PiS przedstawił projekt zmian w „ochronie praw zwierząt” czyli założenia tzw. „Piątki dla zwierząt”.
Niestety – taka konstrukcja jak prawa zwierząt nie istnieje w polskim porządku prawnym – istnieje jedynie prawna ochrona zwierząt…
Na starannie przygotowanych slajdach zapowiedziano zakaz hodowli zwierząt na futra, zakaz pokazywania zwierząt w cyrkach, wzmocnienie kompetencji organizacji społecznych oraz ograniczenie możliwości korzystania z łańcucha.
Zapowiedzi brzmiały szumnie, a determinacja w głosie prezesa Kaczyńskiego sugerowała, że nie powtórzy się sytuacja z 2017 roku, kiedy lobby futrzarskie ostatecznie udało się zatrzymać projekt nowelizacji, mimo poparcia go przez prezesa PiS.
W piątek 11 września ukazał się projekt ustawy. Gdy zajrzy do niego laik, to prawdopodobnie uzna go za spełniający obietnice wymienione w „Piątce dla zwierząt”. Ale czy w rzeczywistości tak jest?
Z pewnością można uznać, że autorzy projektu mieli dobre zamiary. Nie da się jednak ocenić rzetelnie efektów, jeśli na zaproponowane rozwiązania nie spojrzy się dokładniej. A jak uczy doświadczenie, w projektach PiS najciekawsze są zawsze szczegóły.
W projekcie poszerzono kompetencje organizacji społecznych poprzez umożliwienie im żądania asysty Policji przy interwencyjnym odbiorze zwierzęcia oraz, w ramach tejże asysty, na wejście na posesję bez zgody właściciela.
Projekt zakłada również, że NGO-sy będą mogły wnosić powództwa cywilne w celu ochrony zwierząt.
Niestety – większość nadanych kompetencji ma charakter pozorny.
Na przykład, w trakcie kontroli Inspekcji Weterynaryjnej w schronisku organizacja społeczna będzie uprawniona do wglądu w dokumentację oraz może brać udział w działaniach nadzorczych.
Ta zmiana jest dobra jedynie z pozoru, bowiem gdy przeanalizuje się przepis pod kątem słowa „wgląd”, okazuje się, że cały udział ogranicza się do„obejrzenia” materiałów, bez możliwości ich utrwalania, czy przetwarzania. Inspekcja Weterynaryjna nie ma natomiast obowiązku informowania o kontroli, zatem wyłącznie odpowiedni refleks organizacji prozwierzęcych pozwoli im na uczestnictwo w działaniach nadzorczych.
Powołano również Radę do spraw zwierząt, w założeniu będącą ciałem doradczym… ministra spraw wewnętrznych i administracji, w którego kompetencjach leży niewiele aspektów ochrony zwierząt. Najgorsze jest jednak to, że kompetencje samej Rady zostały określone na tyle niejasno, że w zasadzie nie sposób merytorycznie skomentować tę inicjatywę.
Po wielu latach starań udało się także sformułować definicję psa oraz kota rasowego, co ograniczy działalność tzw. pseudohodowli.
Zakaz hodowli zwierząt futerkowych jest w nowelizacji ustawy, jednak nie będzie on dotyczył królików. W uzasadnieniu do projektu nie podano powodu takiego wyłączenia. Z mniej oficjalnych źródeł wynika, że wyłączenie królików spowodowane jest oczekiwaniem na rozstrzygnięcia UE w zakresie zakazu chowu klatkowego.
Niektórzy podnoszą, że w Polsce króliki hodowane są zarówno na futra, jak i na mięso i nie sposób odróżnić, która hodowla jest która. Dodają, że króliki nie są drapieżnikami i lepiej znoszą niewolę.
Argumentacja ta nie wydaje się być zbyt przekonywająca. Wygląda, jak gdyby projektodawcy zabrakło czasu (lub ambicji), by rozwiązać rzeczywiście skomplikowany problem dotyczący rozróżnienia hodowli na futra i na mięso.
Można było na przykład uściślić warunki w drodze rozporządzenia i w trakcie rocznego vacatio legis doprowadzić do spisu hodowców. Lub po prostu zakazać chowu królików. Jednak to się nie stało.
W związku z tym akurat te zwierzęta będzie można dalej zabijać na futra, a temat cierpienia zwierząt na fermach nie został zakończony, choć mocno ograniczony.
Zakazano również cyrków wykorzystujących zwierzęta, pozostawiono jednak możliwość organizowania pokazów zwierząt, które nie będą powodować cierpienia oraz będą skupiać się na pokazywaniu „cech danego gatunku”. Dopiero minister rolnictwa w drodze rozporządzenia ustali, jakie zwierzęta mogą być przetrzymywane w Polsce i w jakich warunkach.
Dodatkowo organizatorzy cyrków otrzymali prezent – mogą ubiegać się o odszkodowanie od państwa, którego wysokość osobiście będzie ograniczał minister ponieważ w projekcie nie wskazano żadnych limitów kwot odszkodowania.
Jak widać, obietnice formalnie zostały spełnione, ale rozwiązaniom przedstawionym w projekcie daleko do rewolucji w ochronie zwierząt, jaką zapowiadało Prawo i Sprawiedliwość.
W wielu punktach projekt sprawia wrażenie pisanego „na kolanie”, a efektem są przepisy, o których już teraz wiadomo, że będą po prostu „martwe”.
Przykładowo, wprowadzona definicja kolczatki (obroży dla psa z kolcami) jest tak szczegółowa, że gdy ktoś użyje skórzanej obroży z lekko naostrzonymi ćwiekami, to bez problemu ominie definicję ustawową.
Wymiary kojców określono wyłącznie na podstawie wysokości kłębu zwierzęcia. Według projektu, duży pies musi mieć 15 m. kw. przestrzeni, jednak przepisy skonstruowano w taki sposób, że gdy psów w kojcu będzie pięć, to każdy z nich ustawowo będzie potrzebował już tylko... 9 m. kw., czyli tyle, ile według tego samego przepisu jeden mały pies.
Dodatkowo treść ustępu nakazuje stosowanie dokładnie takiego wyliczenia, a w związku z tym, za powiększenie kojca może grozić... grzywna.
Łańcuchów nie zerwano. Wydłużono je tylko do 6 metrów i zapewniono 20 m. kw. przestrzeni dla zwierzęcia. Usunięto natomiast wymiar 12 godzin maksymalnego czasu trzymania psa na uwięzi i zastąpiono go zupełnie nieprofesjonalnym terminem „tymczasowo”, co zupełnie wypacza szczytną ideę uwolnienia zwierząt z łańcucha.
Ogromne zmiany czekają z kolei schroniska. Dobrą wiadomością jest to, że raz na zawsze przecięto dyskusję, kto ma zajmować się zwierzętami bezdomnymi i jasno wskazano, że jest to odpowiedzialność gmin.
Gmina będzie mogła albo prowadzić schronisko sama (poprzez jednostkę organizacyjną) albo porozumieć się z organizacją społeczną. Kierownictwo schroniska będzie musiało przedstawić nieposzlakowana opinięą, a ktoś, kto został skazany za przestępstwo przeciwko zwierzęciu, nie będzie mógł pracować w schronisku. Projekt zdaje się mówić – nigdy więcej Radys!
Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie dwie sprawy, o których autorzy projektu nie pomyśleli lub pomyśleć nie chcieli.
Po pierwsze, nie dopuszczono możliwości, by gminy łączyły wysiłki w ramach jednego schroniska. W związku z tym, biorąc pod uwagę, że w Polsce jest ponad 3000 gmin, wkrótce na mapie musi wyrosnąć kilka tysięcy schronisk.
Po drugie, punkt pierwszy kosztuje – i to dużo. Projektodawca unika tego tematu, ponieważ w uzasadnieniu do projektu wskazuje jedynie, że samorządy poniosą „pewne” koszty związane z prowadzeniem programu opieki nad bezdomnymi zwierzętami.
Podsumowując, projekt nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt i niektórych innych ustaw to niewątpliwie krok w dobrym kierunku. Nie spełniły się czarne scenariusze zakładające, że PiS pod płaszczykiem szlachetnych idei wprowadzi przepisy ograniczające działalność NGO, a zakaz hodowli na futra (poza biednymi królikami) rzeczywiście znalazł się w nowelizacji.
Jednak nie sposób nie odnieść wrażenia, że proponowane zmiany są chaotyczne i że rozwiązują wyłącznie najbardziej palące kwestie.
Cieszy, że język polski pozwala na wykorzystanie tak wielu różnych określeń na nazwanie rzeczy. Termin „dobry” lub „zły” nie wyczerpałby bowiem istoty przedstawionego projektu.
Szkoda, że nie wykorzystano nadarzającej się okazji i nie zajęto się problemami, które domagają się rozwiązania, takimi jak przede wszystkim:
Środowiska prozwierzęce od dawna apelują właśnie o to. Jednak przede wszystkim po raz kolejny nie stworzono systemu ochrony stawiając w centrum zainteresowania zwierzę jako istotę żyjącą, czującą. Dopiero wtedy można przeprowadzić prawdziwą rewolucję, która zajmie się wszystkimi problemami – nie tylko tymi, o których w danym momencie jest najgłośniej.
Projektem 16 września zajął się Sejm. Biorąc pod uwagę dość oryginalne sojusze, jakie tworzą się wokół tej ustawy, finalny projekt może się znacznie różnić od pierwowzoru. W każdym z klubów parlamentarnych można znaleźć posłów, którym bliżej do lobby futrzarskiego, niż do organizacji społecznych broniących zwierząt.
Konfederacja i PSL są przeciw nowelizacji, PO i Nowoczesną niespecjalnie temat ten interesuje, choć kilkoro posłów i posłanek mobilizuje klub w Sejmie – KO szła bowiem do wyborów z postulatami zakazu hodowli na futra, czy zakazu działalności cyrków.
Zieloni już zapowiedzieli złożenie długiej listy poprawek, argumentując, że zmiany idą w dobrym kierunku, ale projekt zawiera wiele błędów, a istotna część przepisów jest za mało progresywna.
Lewica zadeklarowała poparcie dla projektu, ale i tam nie brakuje osób popierających postulaty lobby myśliwskiego i futrzarskiego, co można było zauważyć przy okazji głosowania nad udziałem dzieci w polowaniach. Nie wspominając o Zjednoczonej Prawicy, w której opinie na temat projektu wahają się pomiędzy szczerym entuzjazmem, a wrogim pomrukiem niezadowolenia.
Jedno jest pewne – ochrona zwierząt ma szansę na tym posiedzeniu Sejmu rozpalić tę izbę do czerwoności i ujawnić dotąd niewidoczne podziały. Oby tylko w tym bitewnym zgiełku nie zapomniano o tym, co najważniejsze – o zwierzętach.
Norbert Woźniak - przewodniczący Rady Programowej ds. ochrony zwierząt Partii Zieloni, przewodniczący Sekcji Prawnej ochrony zwierząt Partii Zieloni. Absolwent WPiA Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, prawnik ze specjalizacją z ochrony zwierząt. Autor bloga o prawnej ochronie zwierząt, aktywista prozwierzęcy.
Norbert Woźniak - przewodniczący Rady Programowej ds. ochrony zwierząt Partii Zieloni, przewodniczący Sekcji Prawnej ochrony zwierząt Partii Zieloni. Absolwent WPiA Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, prawnik ze specjalizacją z ochrony zwierząt. Autor bloga o prawnej ochronie zwierząt, aktywista prozwierzęcy.
Norbert Woźniak - przewodniczący Rady Programowej ds. ochrony zwierząt Partii Zieloni, przewodniczący Sekcji Prawnej ochrony zwierząt Partii Zieloni. Absolwent WPiA Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, prawnik ze specjalizacją z ochrony zwierząt. Autor bloga o prawnej ochronie zwierząt, aktywista prozwierzęcy.
Komentarze