Jarosław Kaczyński chce zmian w ustawie o ochronie zwierząt, m.in. zakazu hodowli zwierząt na futra i ograniczenia uboju rytualnego. Projekt ustawy podobno jest już gotowy, ale czy prezes się nie cofnie jak dwa lata temu?
"W Polsce trzeba wprowadzić zupełnie nowy porządek prawny, jeśli chodzi o ochronę zwierząt. Względy, które za tym przemawiają, mają charakter humanitarny, ale jest także jeszcze jeden wzgląd - w Polsce bardzo często mówi się o europeizacji, że Polska powinna być jak Europa" - powiedział prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas konferencji prasowej 8 września.
"To czasem jest celne, a czasem nie warto się wzorować na państwach, które leżą na zachód od naszych granic. Ale na pewno to jest celne, jeśli mówimy o tym, żeby w Polsce humanitarne standardy odnoszące się do zwierząt były nie gorsze, a nawet może lepsze jeszcze niż w krajach na zachód od naszej granicy" - dodał Kaczyński.
Ten "nowy porządek prawny" to PiS-owska - jak ją nazwano - "Piątka dla Zwierząt", która obejmuje m.in. zakaz hodowli zwierząt na futra i wykorzystywania ich w cyrkach. Projekt nowy przepisów przygotowało Forum Młodych PiS, na konferencji prezentował je Michał Moskal, szef partyjnej młodzieżówki.
"To jest ustawa, którą poprą wszyscy dobrzy ludzie" - powiedział Kaczyński. Pytanie tylko, czy Kaczyńskiemu starczy siły i woli, by tym razem doprowadzić sprawę do końca i konsekwentnie popierać ustawę aż do jej uchwalenia.
W 2017 roku też zapowiadał koniec branży futerkowej i inne zmiany, ale ostatecznie ugiął się przed branżą futerkową i jej potężnym sojusznikiem - Tadeuszem Rydzykiem.
Zapowiadane zmiany pogrupowano w pięć wątków tematycznych:
Warto przypomnieć, że większość tych zmian była obecna w projekcie nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt, którą firmował Krzysztof Czabański, a którą Jarosław Kaczyński mocno wspierał - póki w 2018 roku nie ugrzęzła w "zamrażarce" sejmowej.
Zakaz hodowli zwierząt futerkowych to chyba najbardziej wyczekiwana zmiana w ustawie o ochronie zwierząt w Polsce. Wbrew propagandzie producentów futer, nie da się stworzyć na fermach takich warunków, które nie wiązałyby się z cierpieniem zwierząt.
Dobrym przykładem jest sytuacja norek. To zwierzęta ziemno-wodne, dla których kontakt z wodą i pływanie są naturalną potrzebą. Tymczasem całe życie, póki nie zostaną zabite i oskórowane, spędzają w klatkach, na drucianym podłożu, do którego nie są przystosowane ich kończyny. Dlatego zwierzęta popadają w zaburzenia psychiczne, okaleczają się i zagryzają między sobą, na co od lat wskazują organizacje prozwierzęce.
Jednak jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, to powinien obejrzeć wideoreportaż Janusza Schwertnera, dziennikarza śledczego Onetu:
Zawiera on drastyczne nagrania z fermy norek Wojciecha Wójcika, brata lobbysty futrzarskiego Szczepana Wójcika. Nakręcił je ukrytą kamerą Żenia, aktywista "Otwartych Klatek", któremu udało się zatrudnić na fermie w ramach śledztwa prowadzonego przez tę organizację.
Mężczyzna zarejestrował m.in. norki z odgryzionymi uszami, wyjedzonymi wnętrznościami, ze śmiertelnymi ranami zadanymi przez współtowarzyszki z klatek a także psy atakujące uciekającą norkę.
"To co zobaczyliśmy na nagraniach nawet dla nas było szokiem" - komentowała w materiale filmowym Bogna Wiltowska, szefowa zespołu śledczego "Otwartych Klatek".
Zaskakująco brzmią zapowiedzi mówiące o zwiększeniu kompetencji dla organizacji prozwierzęcych. Nie są znane jeszcze szczegóły projektu PiS, więc nie jest dokładnie jasne, na czym dokładnie mają te zapowiadane zmiany polegać.
W ostatnich miesiącach z obozu PiS płynęły sygnały mówiące raczej o chęci ograniczenia uprawnień animalsów. Domagał się tego minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski, który organizacje prozwierzęce publicznie nazwał "przebierańcami" (aluzja do tego, że część z nich nosi uniformy).
A daną im w ustawie o ochronie zwierząt możliwość odbioru interwencyjnego zwierząt, gdy zagrożone jest ich życie i zdrowie, określił jako „wynaturzenie prawne”. Dlatego chciał im tego zabronić.
Sojusznika i sekundanta miał we wspomnianym Szczepanie Wójciku, w którego mediach - wsensie.pl i światrolnika.info - organizacje prozwierzęce są przedstawiane w czarnych barwach.
Zmiana mówiąca o możliwości prowadzenia schronisk jedynie przez organizacje pożytku publicznego zajmujące się statutowo zwierzętami oraz jednostki gminne to niewątpliwie uderzenie w schroniska prywatne. To normalne firmy, zarabiają nawet kilka milionów rocznie na przejmowaniu bezdomnych psów od gmin.
Jedną z nich jest schronisko w Radysach, z którego podczas wspólnej interwencji kilku organizacji pozarządowych oraz policji i prokuratury w czerwcu 2020 roku wywieziono ponad sto psów. Część z nich była w fatalnym stanie, jeden miał odgryzioną szczękę.
Liczba zwierząt nie zgadzała się z dokumentacją schroniska - brakowało 600 psów. Z papierów wynikało, że w od początku roku do końca maja 2020 schronisko oddało do utylizacji 4 tony martwych zwierząt. To, licząc średnio 15 kg za psa, 266 zwierząt. Miesięcznie musiało umierać tam ponad 50 psów.
"W schroniskach prywatnych, takich jak to w Radysach, na pierwszym miejscu jest zysk, a na ostatnim – dobro zwierząt. Kosztów funkcjonowania nie da się przyciąć np. na szczepieniach na wściekliznę, bo akurat tego bardzo pilnuje inspekcja weterynaryjna. Ale można zaoszczędzić na dobrostanie zwierząt, warunkach bytowych, braku leczenia czy jedzeniu" - mówiła OKO.press Katarzyna Śliwa-Łobacz z Fundacji "Mondo Cane", która brała udział w interwencji.
Natomiast nie jest jasne, dlaczego zapowiadane zmiany zakładają tylko zakaz stałego trzymania zwierząt na łańcuchach a nie zakaz całkowity. W takim kierunku szła zaproponowana przez Czabańskiego nowelizacja.
Organizacje prozwierzęce przyjęły zapowiedź Kaczyńskiego z nadzieją.
"Czy to przełom i szansa na zdecydowane poprawienie ochrony zwierząt w Polsce? Prezes PIS wyraził poparcie dla ważnych postulatów, formułowanych od lat przez osoby, którym leży na sercu los zwierząt! [...] Deklarujemy pełne wsparcie przy pracach nad projektem" - czytamy na fanpejdżu Fundacji Viva!.
"Wiemy, że nasza walka tak naprawdę skończy się dopiero, gdy zakaz [hodowli zwierząt na futra - red.] wejdzie w życie, ale jest to krok w dobrym kierunku, na który czekaliśmy od dawna" - napisały na Facebooku Otwarte Klatki.
Do deklaracji Kaczyńskiego sceptycznie podchodzi mec. Karolina Kuszlewicz, prawniczka specjalizująca się w ochronie zwierząt, Rzeczniczka ds. Ochrony Praw Zwierząt przy Polskim Towarzystwie Etycznym.
"To póki co słowa, a nie czyny. Podobnie wypowiadał się w 2017 roku, kiedy zapowiadał projekt zmian w ustawie o ochronie zwierząt, także zakazujący wykorzystywania zwierząt w cyrkach, ograniczenie uboju rytualnego i zakaz hodowli zwierząt na futra. Również wystąpił wówczas osobiście, podkreślając, że to »kwestia serca«. Podobnie jak dziś odwoływał się do wartości krajów cywilizowanych, europejskich. I cóż z tego wynikło? Nic" - pisze w stanowisku przesłanym do redakcji OKO.press prawniczka.
Kuszlewicz zaznacza, że projekt utknął na trzy lata w Sejmie i nawet nie nadano mu numeru druku. Dziś natomiast brak jest konkretów, bo projekt młodzieżówki PiS, póki co, nie jest publiczny.
"Mowa jest np. o „końcu z krótkimi łańcuchami”. Czy to znaczy, że nie chodzi o zakaz łańcuchów w ogóle? A jaki miałby być okres wygaszanie ferm? I co ma oznaczać wsparcie organizacji społecznych podczas interwencji? Póki co nie ma podstaw do poważnej analizy tych propozycji, bo ich po prostu nie widzimy" - pisze.
"Jeśli te propozycje zostaną przekute na dobre prawo dla zwierząt, to wówczas będzie krok milowy" - dodaje.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze