0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Jedrzej Nowicki dla Gazety WyborczejJedrzej Nowicki dla ...

W Ukrainie nie ma innego tematu, niż wojna. Znakomita większość artykułów, które ukazują się w ukraińskiej prasie, w jakiś sposób o niej opowiada. Nie chodzi tylko o informacje o działaniach wojsk. Wojna jest wszędzie – tak jak w rubryce sportowej, w której najważniejszymi newsami są te o stosunku poszczególnych sportowców do Rosji. W tych miejscach, w których normalnie zobaczylibyśmy rady, jak radzić sobie ze stresem w pracy, znajdujemy poradniki, z których czytelnik dowiaduje się, jak zachować spokój podczas wojny. Zamiast ciekawostek i anegdot, na portalach internetowych obejrzymy zestawienia memów o głośniejszych ukraińskich wojskowych.

W tej serii artykułów będę relacjonował, o czym piszą sami Ukraińcy podczas ataku Rosji.

Zachód jest trochę dziwny

Wybuch wojny był dla Ukraińców paradoksalny, ponieważ z jednej strony wciąż się o nim mówiło, a z drugiej – dopóki Rosjanie nie zaczęli bombardować ukraińskich miast, jej nadejście było niewiarygodne. O ile dla cywilów wkroczenie okupantów, jak nazywają Rosjan, było szokiem, o tyle dla wojskowych nie zaskoczyło. Nie znali jednak konkretnej daty ataku. W grę wchodziło wiele dat – 16, 20, 22 lutego. Jak opowiadał w środę „Ukrainśkiej Prawdzie” Mychajło Podolak z kancelarii prezydenta Ukrainy, samo zachowanie państw zachodnich zastanawiało.

„Kampania informacyjna dotycząca możliwego napadu rosyjskiego zaczęła się mniej więcej pod koniec października zeszłego roku. Było to dla nas trochę dziwne. Oni to wszystko pompowali, szczególnie w grudniu i w styczniu, ale nikt nie wprowadził żadnych działań prewencyjnych. To wszystko, co teraz robią nasi partnerzy, można było cześciowo robić wcześniej – i wtedy Rosja mogłaby ocenić skalę problemu z ekonomicznego punktu widzenia."

Zachód zachowuje się trochę dziwnie, a dla Ukraińców, którzy byli zapewniani o tym, że NATO z nimi jest zaskoczeniem jest to, że jest obok.

Nie ustają wysiłki aktywistów, aby przekonać NATO do zamknięcia nieba nad Ukrainą. W środę na kijowskim Majdanie miała miejsce mała manifestacja, na której odegrano hymny Ukrainy i Unii Europejskiej.

Jeśli nie niebo – to przynajmniej samoloty. Miotanie się strony polskiej w sprawie przekazania wojsku ukraińskiemu MiG-ów wywołuje rosnącą irytację. Ukraińcy wysoko cenią pomoc Polaków, a wtorkowe oświadczenia strony polskiej wywołały euforię na ukraińskich mediach społecznościowych.

A jednak: nie. Jednak trzeba ustalić wszystko z pozostałymi krajami sojuszu, jednak to sprawa delikatna, jednak powinniśmy się z tym wstrzymać. Tym razem posypały się kciuki w dół. I tak na okrągło.

Nawet jeśli z punktu widzenia NATO odmowa przekazania samolotów jest strategicznie korzystna, niektórzy Ukraińcy uważają niechęć sojuszu do pomocy za, niemalże, zdradę, a opinia publiczna jest nim szeroko rozczarowana. U nich piekło już przecież i tak jest.

Przeczytaj także:

Raszyści miękną

Ukraińcy czują, że są sami między zachowującym pozory neutralności NATO, a agresywną Rosją. Lub rosją. W Ukrainie nierzadko rezygnuje się z wielkiej litery na początku słów dotyczących kraju okupanta.

Polacy w ten sposób pisali o Niemcach podczas drugiej wojny światowej. I tak jak Polacy nazywali wtedy Niemców, nie bez powodu, nazistami, tak teraz Ukraińcy nazywają Rosjan raszystami. To połączenie słów „Rosja" i „faszyzm".

Rosja też przecież do niedawna ogłaszała absurdalne plany denazyfikacji Ukrainy. W obliczu strat przed kilkoma dniami zmieniła priorytety. Ukraińskie portale z satysfakcją odnotowują zmiany narracji Kremla, których pojawia się coraz więcej. Wiedzą, z czego to wynika: naszym wojskom idzie dobrze.

Mimo, że ukraińskie wojska coraz rzadziej podają informacje na temat przebiegu walk, Ukraińcy wierzą, że musi iść po ich myśli.

Nie ma zresztą możliwości, żeby dokładnie ustalić stan faktyczny.

Informacją, którą strona ukraińska przyjęła z zaskoczeniem, było stwierdzenie przedstawicielki ministerstwa spraw zagranicznych Rosji Marii Zacharowej, że tak naprawdę Rosja nie chciała nawet obalenia obecnej władzy w Ukrainie. „Ukrainśka prawda” odnotowuje: „przed kilka ostatnich dni wojny Rosja, mając na względzie to, że nie odnosi sukcesów, zaczyna zmieniać i łagodzić swoje wymagania”.

Co więcej, zaczyna też się przyznawać do coraz to większych nadużyć. Prasa w Ukrainie porównuje często dwie rosyjskie wersje wydarzeń: najpierw bulwersująca rzeczywistość, potem gorzka satysfakcja, że Rosja zostaje zmuszona, aby powiedzieć prawdę. W środę na przykład w rosyjskich mediach pojawiła się informacja, że w ataku na Ukrainę uczestniczą poborowi. No niestety, zdarzyły się przypadki, że w operacji brało udział paru, mówi ministerstwo obrony Rosji. Ukraińscy internauci reagują na to śmiechem.

Niemniej, piekło dalej trwa. A ludzie muszą z niego uciekać.

Kasza drożeje, post nie obowiązuje

Nawet tak wysokie morale nie jest w stanie nakarmić ani przenocować. Wschód Ukrainy pustoszeje. W lokalnych portalach zachodniej Ukrainy pojawiają się spisy adresów, pod którymi można spać. Głównymi informacjami w prasie są najnowsze wieści na temat korytarzy humanitarnych i tego, czy tym razem okupanci ich nie ostrzelali.

Jedzenia zaczyna brakować nawet tam, gdzie wojna jeszcze nie puka do drzwi. Dziennikarka magazynu „Wysokyj Zamok” Marija Derkacz wybrała się na Rynek Przydworcowy we Lwowie, aby sprawdzić, jak bardzo wzrosły ceny. Rzuca się w oczy brak kaszy gryczanej. Ogólnie – kasze sprzedają się najszybciej, a gryczana jest deficytowa.

„Dzisiaj sprzedałam pięćdziesiąt opakowań kaszy gryczanej, wykupili w pół godziny" – opowiada rozmówczyni Derkacz, sprzedawczyni Anna. „Ta kasza jest teraz na wagę złota i, jak na rynek, droga, za kilogramowe opakowanie trzeba zapłacić 60 hrywien. Kiedy znowu ją dostarczą, nie wiem."

Według dziennikarki ceny kasz na rynku wzrosły o 15-20 proc., ale więcej trzeba też zapłacić za olej czy warzywa, w tym cebulę, która drożeje z dnia na dzień. Mimo że cena jajek się nie zmieniła, Derkacz radzi, aby w tym czasie wybrać jajka kacze, trochę tańsze. Dalej jednak na razie nie wzrastają ceny owoców i warzyw cieplarnianych.

Siłą rzeczy – pości się.

Mimo że może się to wydawać sprawą drugorzędną wobec wszystkiego, co się dzieje w kraju, jest przecież dalej Wielki Post.

Nawiązując do niedoborów jedzenia, tabloid „Ekspres” pisze o tym, jak przeżyć Wielki Post w czasie wojny. Duchowni, z którymi rozmawia Olena Kowalśka, twierdzą, że nie należy skupiać się na poście fizycznym, a powinno się na duchowym. Również na modlitwie. W terenach objętych wojną nigdy nie ma pewności, co będzie się jadło za parę dni. To wyjątkowy Wielki Post.

„Ukraińcu, jeśli możesz piec chleb dla uchodźców lub żołnierzy: to jest twój post" – opowiada mnich Łuka Michajłowicz. „Jeśli możesz przyjąć do siebie ludzi z terytoriów, gdzie są prowadzone obecnie ostrzały: to jest twój post."

;
Na zdjęciu Maciej Grzenkowicz
Maciej Grzenkowicz

dziennikarz i reporter, autor książki „Tycipaństwa. Księżniczki, Bitcoiny i kraje wymyślone". Prowadzi audycje „Osobiste wycieczki" i „Radiolokacja" w Radiu Nowy Świat.

Komentarze