0:00
0:00

0:00

Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym to miejsce, w którym izoluje się osoby skazane, które mimo odbytego wyroku, uznawane są przez sąd za nadal potencjalnie niebezpieczne. To często osoby starsze, z chorobami towarzyszącymi i po wielu latach spędzonych w więzieniu, które są szczególnie narażone na ciężkie konsekwencje zakażenia COVID-19.

Ośrodek w Gostyninie nie jest zwykłym więzieniem czy aresztem, tylko miejscem, w którym pod atrapą instytucji leczniczej bezterminowo izoluje się „prawdopodobnie niebezpiecznych”. O tym, jak funkcjonuje ośrodek, kto do niego trafia, pisaliśmy tutaj:

O tym, jak rozsadził system prawny i chaosie, w jakim miotają się zupełnie nieprzygotowani dyrektorzy więzień, psychologowie, psychiatrzy, sędziowie oraz sami pracownicy i terapeuci przeczytacie tu:

O tym, jak taki ośrodek dla niebezpiecznych mógłby funkcjonować (i funkcjonuje w Niemczech), więcej dowiecie się tutaj:

Ostatnio dopisaliśmy też o klimacie politycznym, w jakim powstawał:

Trafić mieli tam najniebezpieczniejsi gwałciciele i mordercy, a przebywają tam dziś także pacjenci, którzy w więzieniu nie spędzili nawet 3 lat oraz chorzy psychicznie, których zgodnie z prawem w ogóle nie powinno tam być.

W 2013 wiceminister resortu sprawiedliwości Michał Królikowski, jeden z autorów ustawy o Gostyninie, przyznawał, że to „jeden z najtrudniejszych projektów ustaw, jakie ta Izba widziała”, bo „balansuje na granicy dzisiejszych standardów ochrony praw człowieka i obywatela”. Mimo wszystko ustawa powstała w ekspresowym tempie. Większości trudnych kwestii nie przewidziała albo zignorowała. Reszta jest improwizacją.

Ośrodek jest już przepełniony, terapia to mit, a wyjście na wolność jest prawie niemożliwe. Jeśli dodamy do tego dramatyczny poziom opiniowania wśród biegłych i skomplikowane pytania, na które muszą odpowiedzieć (prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa), mamy pełniejszy obraz tego, z jakimi dylematami mierzą się sądy i jakie konsekwencje oznacza to dla osadzonych.

Mimo to, kwestię zabezpieczenia osadzonych przed zakażeniem koronawirusem ministerstwo potraktowało z dużą nonszalancją, sanepid nie wydał żadnych zaleceń, a dyrekcja improwizowała, wprowadzając obostrzenia, które nie zawsze miały uzasadnienie. A kiedy wirus trafił do ośrodka, zrobić można było coraz mniej. W przeludnionych pokojach nie ma nawet możliwości wietrzenia.

„Spełnia się czarny scenariusz”

Pod koniec października w ośrodku zarażonych było 21 osób. Do szpitali trafiło trzech pacjentów KOZZD z diagnozą COVID-19. 4 listopada w Szpitalu w Pułtusku jeden z nich zmarł. Współosadzony za jego śmierć obwinia KOZZD. Uważa, że chory zbyt późno dostał tlen i trafił do szpitala. Weryfikacją tego, czy nie doszło do zaniedbań, zajmie się RPO.

„Rzecznik podjął tę sprawę z urzędu. Na razie nie wiemy, czy w tym przypadku opieka była adekwatna do stanu zdrowia i czy wezwano karetkę na czas, aby przewieźć pacjenta do szpitala. Będziemy to weryfikować w oparciu o wszystkie uzyskane informacje i dokumenty” - mówi OKO.press dr Ewa Dawidziuk, dyrektor ds. wykonywania kar w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.

Według danych RPO w KOZZD przebywa już co najmniej 33 zakażonych osadzonych. Chorych nie izoluje się skutecznie od zdrowych.

"Na moim oddziale z 24 osób u 22 wykryto COVID, dwie są zdrowe. Ale i tak siedzą nadal z nami" - mówi OKO.press jeden z osadzonych.

Informował też, że ostatnio nowe zakażenia wykryto na oddziale, który dotychczas uznawany był za zdrowy. Oznaczałoby to, że wirus jest dalej przenoszony.

„Widziałem, że pracownikom przy wejściu badają temperaturę. Kombinezony dla personelu wprowadzono dopiero, jak u jednego z nas stwierdzili zakażenie. Na innym oddziale nadal nie nosili, aż tam też wykryto 7 zakażonych” - mówi OKO.press pacjent KOZZD.

Według informacji Rzecznika chorych jest 17 z 200 pracowników personelu.

Co gorsza, do przeludnionego ośrodka wciąż trafiają nowi osadzeni. Niedawno dowieziono dwóch kolejnych. Tym samym w ośrodku, w którym maksymalnie miało przebywać 60 osób jest ich już dzisiaj 92.

Nowoprzybyli są wrzucani w ognisko zakażeń, personel nie ma zapewnionych środków ochronnych. Rzecznik Praw Obywatelskich w sprawie sytuacji w KOZZD wysłał pisma m.in. do wicepremiera Kaczyńskiego, premiera Morawieckiego, Ministerstwa Zdrowia i Ministerstwa Sprawiedliwości. Bezskutecznie.

„Piszemy jedną interwencję za drugą, bo sytuacja jest dramatyczna. Spełnia się czarny scenariusz, przed którym Rzecznik ostrzegał od miesięcy” - mówi OKO. press dr Ewa Dawidziuk.

Tykająca bomba

O tym, że Krajowy Ośrodek Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym (KOZZD) w Gostyninie to tykająca covidowa bomba wiadomo było nie od dziś. W przeludnionym ośrodku dla osób uznanych za niebezpieczne brakuje nawet przestrzeni do zapewnienia dobrych warunków do życia, a co dopiero do zachowania dystansu.

Ustawa, która stworzyła KOZZD, jest dziurawa i bardzo ogólnikowa, o funkcjonowaniu ośrodka decydują rozporządzenia dyrekcji. Jedno z nich przesądziło, że w przepełnionych salach nie można otworzyć okna, a jedynie uchylić lufcik.

Na co dzień, szczególnie latem, zamienia to życie osadzonych w gorące piekło, a w czasach pandemii uniemożliwia wietrzenie pomieszczeń.

Do pandemii nikt ośrodka nie przygotował - ani Ministerstwo Zdrowia, któremu podlega, ani sanepid, który nie wydał żadnych szczególnych wytycznych. Decyzje pozostawiono dyrekcji.

Do niedawna zamiast maseczek i przyłbic stosowano m.in. zakaz widzeń z odwiedzającymi czy pełnomocnikami i ograniczenie dostawców paczek jedynie do Poczty Polskiej. Osadzeni zwracali uwagę, że pracownicy wchodzą i wychodzą z ośrodka bez żadnych ograniczeń.

Brak kontroli i racjonalnych procedur w KOZZD, to problem, nad którym pochylał się już Rzecznik Praw Obywatelskich, który nie ustaje w uporczywym dobijaniu się do instancji, które mogłyby w sprawie KOZZD coś zrobić, ale konsekwentnie nie robią.

Ośrodek zdany na siebie

OKO.press rozmawiało z jednym z osadzonych, który także zachorował na COVID. „Wróciłem z ping-ponga i poczułem się dziwnie, miałem dreszcze. Lekarz zapisał antybiotyk, po tygodniu nowy. Potem test z krwi podobno nic nie wykrył, dopiero po wymazie okazało się, że mam COVID".

Przeniesiono go do izolatki - pokoju, gdzie zwykle zapinają agresywnych osadzonych w pasy i trzymają maksymalnie przez kilka godzin. „Pokój dwa metry na dwa metry. Byłem tam tydzień. Nie było czym oddychać, a tu jeszcze wsadzili dodatkowego chorego, którego wypisano ze szpitala. Nie wiem dlaczego, bo objawy miał ostre. To on zmarł później w szpitalu” - relacjonuje.

Chorych nie ma gdzie przewieźć. „Mimo wielu interwencji Rzecznika w żadnym miejscu w kraju nie wydzielono dodatkowego budynku dla pacjentów KOZZD. Pozwoliłoby to nie tylko zapewnić im godne warunki, ale także uniknąć obecnej sytuacji” – wyjaśnia dr Dawidziuk.

Osadzonych nie może też przyjąć żaden inny ośrodek czy zakład, bo przepisy tego nie przewidują. Ich nowelizacji RPO także domaga się od lat.

„Nie zapewniając skutecznej izolacji osób zdrowych od chorych i przyjmując kolejnych pacjentów do ośrodka, który stał się ogniskiem zakażeń, państwo naraża zdrowie i życie obywateli, co jest niedopuszczalne w świetle art.2 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka” - mówi dr Ewa Dawidziuk.

Porzuceni pracownicy

Państwo zapomniało nie tylko o osadzonych, ale też o pracownikach. „Otrzymujemy informacje, że zaczyna też brakować środków ochrony dla nich. Cały czas z własnego budżetu płaci za nie KOZZD, a taka sytuacja wymaga wsparcia ze strony Ministerstwa Zdrowia” - mówi dr Dawidziuk.

"Ośrodek boryka się z kłopotami finansowymi. Testy na obecność koronawirusa nie są pokrywane ze środków NFZ, ale z budżetu Ośrodka. KOZZD sam musi także finansować zakup środków ochrony osobistej, których zapasy właśnie się kończą. Jednocześnie personel Ośrodka pozostał bez wystarczającego wsparcia ze strony władz, Ministerstwa Zdrowia, wojewody i służb sanitarnych” - pisze w liście do marszałka Senatu RPO.

Z relacji jednego z osadzonych wynika, że część personelu odmówiła pracy. „Niektórzy strażnicy powiedzieli, że w takim bajzlu nie będą pracować. Jeden mówił: mam rodzinę, dzieci. Ja ich rozumiem".

„Oczekujemy, że odpowiednie instytucje państwowe się zmobilizują. Atmosfera w ośrodku jest coraz bardziej napięta” - mówi dr Dawidziuk.

Ministerstwo monitoruje

Rzecznik Praw Obywatelskich napisał najpierw do wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego (14 października 2020), potem Ministerstwa Zdrowia (27 i 29 października), Ministerstwa Sprawiedliwości (29 października) i Głównego Inspektoratu Sanitarnego (29 października). Nie uzyskał odpowiedzi, więc 3 listopada poprosił o interwencję premiera. Została przekazana do Ministerstwa Sprawiedliwości.

Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało 7 listopada, zapewniając, że monitoruje sytuację „podejmując działania w zakresie pozostającym we właściwości merytorycznej, przy uwzględnieniu przepisów i ograniczeniach instrumentalnych".

Z tej odpowiedzi wynika, że faktycznie resort nie zrobił nic. Przytaczamy fragment, bo w ciekawy sposób nie mówi zupełnie nic.

„Obecnie nie zostały wydane żadne nowe zalecenia odnoszące się do zasad postępowania w obrębie Ośrodka, w tym m.in. przez Państwową Inspekcję Sanitarną. Dodatkowo w związku z sytuacją epidemiczną w Ośrodku, przeorganizowana została praca personelu w taki sposób, aby zapewnić opiekę medyczną pacjentom, jak również bezpieczeństwo i porządek w Ośrodku oraz podejmowane są wszelkie działania celem zapobieżenia dalszego szerzenia się zakażeń” - napisał podsekretarz stanu Maciej Miłkowski.

;
Na zdjęciu Marta K. Nowak
Marta K. Nowak

Absolwentka MISH na UAM, ukończyła latynoamerykanistykę w ramach programu Master Internacional en Estudios Latinoamericanos. 3 lata mieszkała w Ameryce Łacińskiej. Polka z urodzenia, Brazylijka z powołania. W OKO.press pisze o zdrowiu, migrantach i pograniczach więziennictwa (ośrodek w Gostyninie).

Komentarze