Zmagania propagandy Kremla z zachodnimi czołgami jadącymi na pomoc Ukrainie pokazują, jak ciężka jest praca propagandystów na froncie. Zwłaszcza kiedy nie można porozmawiać otwarcie o tym, po co Putin nas w to wszystko władował
Od czasu, kiedy na horyzoncie pojawiły się wyraźnie zachodnie czołgi, w propagandzie Kremla zaszły istotne zmiany. Wystarczyło kilka dni. Przede wszystkim znikły zapewnienia, że władza dokłada wszelkich starań, by walczącym na froncie niczego nie zabrakło. Propaganda była tego pełna od końca grudnia – a teraz jak nożem uciął. Wiadomo, że takie zapewnienia oznaczają, że na froncie brakuje wojsku Putina bardzo wielu rzeczy.
Czołgi z Zachodu, choć nie ma ich na razie w Ukrainie, już sprawiły, że propaganda Kremla przekonuje, jak to wojsko Putina wszystko ma. Ma przede wszystkim własne czołgi, które są najlepsze na świecie.
Po pierwsze dlatego, że czołgi zagraniczne są do niczego.
Amerykańskie mają słabe punkty (ich potencjał jest “przeceniany”). Telewizja Putina relacjonuje to skrupulatnie, pokazując na obrazkach, gdzie konkretne są te słabe punkty (na zdjęciu u góry - żołnierz pokazuje je w “Wiadomościach” z 26 stycznia). Zapewnia też, że rosyjska armia zaraz te amerykańskie czołgi zmasakruje. Francuskie natomiast nie mają gąsienic - są to więc, ha ha ha, czołgi na kołach (specjaliści od uzbrojenia niech mi wybaczą, relata refero). Polskie czołgi są zaś z natury swej polskości nic nie warte, a Sprytna Polska (“mieszanka lisa i hieny”) chce je oddać Ukrainie po to tylko, żeby na nich zarobić (Polska chce od Zachodu rekompensaty!).
Po drugie – dlatego, że rosyjskie czołgi są najlepsze na świecie.
Same w sobie i generalnie – jako rosyjska broń. Bo na przykład - jak informowała w tym tygodniu propaganda - o jej wyższości świadczy fregata “Admirał Gorszkow”, która pomyślnie odbyła na Morzu Barentsa próby z nowymi rakietami Cyrkon. I rakiety te "w 2023 roku” wejdą na wyposażenie rosyjskiej floty.
O wyższości rosyjskich czołgów świadczy też to, że rosyjska obrona przed atakiem z powietrza jest najlepsza na świecie. A Rosja produkuje więcej rakiet niż Amerykanie rakiet Patriot, tak powiedział sam Putin („Rosyjska produkcja jest porównywalna z całą światową produkcją” - pochwalił się w telewizji). Rosja ma też w zanadrzu wiele innych prototypowych broni, które już wkrótce dowiodą, że rosyjskie czołgi są najlepsze. Na przykład już wkrótce “szturmowa wersja robota Marker będzie mogła uderzać w amerykańskie czołgi Abrams i niemieckie Leopardy przekazane Siłom Zbrojnym Ukrainy”. A rosyjski MON pokazał, jak rosyjski czołg strzela w czołg zachodni i go niszczy,
Jak więc widać, czołgi z Zachodu sprawiły, że rosyjska propaganda urządziła swoim obiorcom wirtualne targi zbrojeniowe.
Ale i to nie koniec.
Dzięki czołgom z Zachodu propaganda może swobodniej opowiadać, że jest na wojnie. A nie że prowadzi specjalną operację wojskową (czy, jak to się w Rosji mówi w skrócie, SVO). Jest to oczywiście wojna, którą wydał Rosji Zachód, i to nie wojna ekonomiczna czy hybrydowa – ale już “prawie wojna”. A na takiej wojnie można wymagać od odbiorców propagandy więcej.
Minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow nazwał wojnę Rosji z Zachodem “już nie hybrydową, ale prawie realną” - donosi TASS. „Kiedy mówimy o tym, co dzieje się w Ukrainie, mówimy o tym, że to już nie jest wojna hybrydowa, ale prawdziwa. Taka, którą Zachód od dawna przygotowywał przeciwko Rosji, próbując zniszczyć wszystko, co rosyjskie – od języka do kultury, która jest na Ukrainie od wieków” – powiedział na konferencji prasowej w poniedziałek po rozmowach w RPA.
„Cały czas pojawiają się oświadczenia ze stolic europejskich, z Waszyngtonu, że wysłanie na Ukrainę różnych systemów uzbrojenia, w tym czołgów, w żaden sposób nie oznacza zaangażowania tych krajów, ani NATO, w działania wojenne, które mają miejsce na Ukrainie. Kategorycznie nie zgadzamy się na wszystko, co robi Sojusz i wspomniana przez mnie stolica. To jest postrzegane jako bezpośrednie zaangażowanie w konflikt. Widzimy, że to się nasila” – powiedział z kolei rzecznik Putina Dmitrij Pieskow.
“Dostawy zachodnich czołgów na Ukrainę nie zmienią sytuacji na korzyść Kijowa, ale wyniosą konfrontację Zachodu z Rosją na nowy poziom” – to z kolei rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa.
Dopóki Niemcy nie zdecydowały się oddać swoich Leopardów, przeważały śmiech z Zachodu, który jest słaby i nieporadny. Decyzja w sprawie Leopardów zmieniła narrację na “nazistowskie czołgi znów będą atakować Rosjan na historycznie rosyjskiej ziemi”. “Historycznie rosyjska ziemia” to w języku propagandy teren obcego państwa, które Putin chce zaanektować.
“Wstawaj, strana ogromnaja Wstawaj na smiertnyj boj! S faszystskoj siłoj tiomnoju S proklatoju ordoj”.
Teraz pieśń z czasów II wojny światowej nadaje się propagandzie jak ulal.
Oto wypowiada się ekspert Aleksiej Fenenko (z Uniwersytetu Łomonosowa): Niemieckie czołgi będą walczyć z Rosją po raz pierwszy od 1945 roku. "Decyzja Niemiec o wysłaniu 14 Leopardów do Kijowa nie wpłynie na walki na Ukrainie, ale będzie ważnym krokiem w kierunku przywrócenia niemieckiego potencjału militarnego na terytorium byłego ZSRR”.
Ryzyko jest jednak takie, że powtórzy się sytuacja z “nazistami” z początku pełnoskalowego najazdu Putina na Ukrainę. Jak pamiętamy, w pierwotnym założeniu sprzed roku “naziści”, czyli siły niezamierzające się w Ukrainie podporządkować Rosji, stanowiły zdecydowaną tam mniejszość. Garstkę, którą wystarczy wyeliminować, a Ukraina stanie się na powrót częścią imperium.
Potem okazało się, że oprócz “garstki nazistów” są też Ukraińcy przez nich “otumanieni”. Tacy, którzy nie czekali na rosyjskich wyzwolicieli. Na koniec jednak, kiedy okazało się, że cała Ukraina stanęła w obronie swego państwa, propaganda Kremla zrobiła z nich wszystkich “nazistów”.
Propaganda rozpoczęła rozważania, co z “nazistami” zrobić - czy wystarczy reedukować, czy należy zabić, łącznie z dziećmi.
Był to przekaz na wewnętrzny rynek, miał zapewne łagodzić frustrację związaną z niepowodzeniem trzydniowej operacji specjalnej. Jednak klipy z tym ludobójczym przekazem wydostały się na Zachód. I skutecznie podkopywały eksportową narrację propagandy Kremla. Że Rosja jest miłującym pokój krajem, który niesie tylko miłość i kwiaty w lufach karabinów.
Kiedy Polacy, Niemcy, Francuzi i Brytyjczycy zostaną już - w propagandowej narracji - pełnymi “nazistami”, będzie musiała ona wzywać do ich mordowania. Wtedy jeszcze trudniej będzie przedstawić Rosję jako niewinną ofiarę agresji.
Tyle, że prawdopodobnie propaganda nie będzie w stanie się zatrzymać. Ponieważ nie może otwarcie porozmawiać o sensie tej wojny, musi się radykalizować.
Zresztą już to widać w tzw. programach publicystycznych Kremla. Jeszcze rok temu wyglądały one (pomijając treść) jak zwykłe programy, w których ludzie rozmawiają o polityce. Teraz uczestnicy wydają z siebie nieartykułowane dźwięki (że niby są syreną ogłaszającą alarm w Kijowie), przedrzeźniają (zwłaszcza Władimir Sołowiow) niemiecki, polski czy francuski.
Zaraz będą się musieli przebrać za czołgi (jak Rosjanie zwykli przebierać swoje maluchy na 9 maja).
Wzywanie do mordów jest kwestią czasu
Jeśli chodzi o Polskę, to – Czytelniczki i Czytelnicy powinni o tym wiedzieć - już zostaliśmy “nazistami”. Polska nie zaprosiła ambasadora Rosji na dzisiejsze obchody wyzwolenia obozu w Auschwitz. W związku z tym Federalna Służba Bezpieczeństwa ujawniła “nowe dowody”, z których wynika, że wśród oświęcimskich kapo byli też polscy kryminaliści. I tłumaczy, że “Polacy nie zapraszając teraz rosyjskiego ambasadora, chcą ukryć swoją nazistowską przeszłość” (specjalny komunikat wydała rzeczniczka rosyjskiego MSZ Maria Zacharowa).
Jak na czołgi, których nie ma jeszcze na froncie, to naprawdę dużo.
Rosja Putina przygotowuje się “na smiertnyj boj”. Opowiada w kółko, że Ukraina prowadzi masową mobilizację mężczyzn - ilustrując to filmikami z interwencji służb. Ma z tego wynikać, że Ukraińcy masowo uciekają przed wojskiem. Tak bardzo, że wojsko krąży po mieście w karetkach pogotowia i do nich porywa kandydatów na żołnierzy (ten filmik pojawił się w rosyjskiej telewizji kilka razy). Wynika z tego oczywiście, że lada chwila ruszy mobilizacja w Rosji.
Kiedy minister wojny Szojgu w listopadzie ogłosił, że "częściowa mobilizacja” ogłoszona we wrześniu już się skończyła, pojawiły się petycje do Putina, żeby ukazem zamknął cały proces. Wtedy rzecznik Putina powtarzał - i to wiele razy - że to całkiem nie potrzebne. Bo skoro mobilizacja się skończyła, to się skończyła.
Teraz jednak Pieskow powiedział, że mobilizacja trwa, choć akurat nie polega teraz na poborze ludzi do wojska, ale na “innych czynnościach”:
“Częściowa mobilizacja, oprócz zakończonego poboru obywateli do służby wojskowej, obejmuje inne zadania niezbędne dla Ministerstwa Obrony. Pobór w ramach częściowej mobilizacji prowadzony był do osiągnięcia ustalonej liczby, niezbędnej do wykonania wyznaczonych zadań przez siły zbrojne. Ministerstwo Obrony faktycznie poinformowało, że ustalona liczba została osiągnięta, a zatem pobór obywateli w ramach częściowej mobilizacji został wstrzymany, zakończony. Ale oprócz poboru obywateli do służby wojskowej częściowa mobilizacja obejmuje również inne środki niezbędne do zapewnienia realizacji zadań sił zbrojnych. Jest to związane z wykonywaniem zadań przez personel wojskowy i tak dalej, i tak dalej. W tej części nadal działa”.
To niestety musi oznaczać, że po “innych czynnościach” przyjdzie pora na pobór.
Kolejnym, niepodważalnym dowodem, że zbliża się wojna, jest zainteresowanie władzy seksualnością poddanych i prawami reprodukcyjnymi kobiet. Tak to jest w rosyjskiej propagandzie, że im gorzej na froncie, tym bardziej władza ingeruje w prywatność obywateli.
A w tym tygodniu, tygodniu zachodnich czołgów, Putin włączył ochronę „instytucji małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny” do zasad polityki kulturalnej państwa. Podpisał w tej sprawie stosowny dekret. Poprzednio, gdy sprawy na froncie nie szły najlepiej, taka definicja małżeństwa została włączona do "podstaw polityki państwa na rzecz zachowania i umacniania wartości duchowych i moralnych".
Odezwała się też w tym tygodniu putinowska Cerkiew prawosławna. Patriarchalna Komisja ds. Rodziny, Ochrony Macierzyństwa i Dzieciństwa zaproponowała, by zamężna kobieta nie mogła zrobić aborcji bez zgody męża. A Putin "polecił opracować dodatkowe środki mające na celu zwiększenie wskaźnika urodzeń”.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze