Od ogłoszenia “referendów" Putina i “częściowej” mobilizacji w Rosji, propaganda Kremla szuka właściwego tonu. Straszyć? Mobilizować? Uspokajać? Ciągle nie mamy jednej obowiązującej wersji. Propaganda nie jest też w stanie ukryć, jakim szokiem dla Rosji był ruch Putina
Pisałam przed tygodniem, że propaganda po klęsce pod Charkowem przyjęła wersję, że wszystko jest pod kontrolą i choć sytuacja jest nieco poważniejsza niż była, to tak naprawdę nic się nie zmienia.
Referenda ma okupowanych terytoriach, ogłoszone we wtorek, 20 września, z trzydniowym wyprzedzeniem (a nie dawało się ich zrobić od maja), a w środę, 21 września, ogłoszona mobilizacja (zwana częściową) oraz groźby nuklearne Putina nie pasowały do tej uspokajającej narracji. Po chwilowym szoku propaganda zaczęła jednak uspokajać: nic się nie stało, Rosja się tylko broni, wszystkiemu winien Zachód i to nie Putin, ale Zachód stosuje groźby atomowe.
Taka narracja powtarzana jest od marca – jednak tym razem uspokoić może tylko tych, którzy nie boją się “częściowej” mobilizacji i tego, że stracą bliskich na wojnie Putina.
Propaganda starała się jednak, jak mogła.
W środę, w dniu orędzia Putina, propaganda po prostu o pół godziny wydłużyła “Wiesti” obficie go cytując (to najbezpieczniejsze rozwiązanie, gdy nie wiadomo, o co chodzi). To był duży ruch, bo od pewnego czasu propaganda skraca “Wiesti” tak, że nie przekraczają 70 minut, a zaraz potem puszcza ludziom film (program propagandowy Władimira Sołowiowa został przesunięty na po filmie, co pokazuje, że propaganda wie, iż ludzie przestali trawić Putinowski przekaz – tymczasem w środę “Wiesti” trwały bite półtorej godziny, jak na początku wojny).
W czwartek (22 września) dowiedzieliśmy się, że w tym wszystkim chodzi o pokój. Zwłaszcza referenda zapewnią pokój i “koniec tego wszystkiego”.
W piątek (23 września) — że musimy się mobilizować, żeby obronić zdobyte na Ukrainie tereny, gdyż “swoich się nie porzuca” (to było hasło koncertów organizowanych w piątek dużych miastach – na koncercie w Moskwie bojowe okrzyki wznosili politycy i celebryci, ale telewizja nie pokazała entuzjazmu tłumu zgromadzonego tam z mnóstwem flag — czyżby entuzjazmu nie było?
Na zdjęciu na samej górze — uczestnicy tych "spontanicznych wieców/koncertów" tak jak ich pokazały "Wiesti" w piątek i Putin ogłaszający mobilizację; sam też niesłychananie zmobilizowany — nieruchomy, trzymający ręce na stole i nieruszający tułowiem, co zazwyczaj robi przemawiając.
W sobotę “referenda” na podbitych terenach szły w telewizji lepiej, niż przewidywano. Wszyscy byli za Rosją, więc Kreml ogłosił, że włączenie podbitych terenów nastąpi kilka dni wcześniej, niż planowano. Do końca tego tygodnia.
Ale co będzie dalej? Propaganda nie wiedziała.
Zamiast tego uraczyła nas w niedzielę (25 września) reportażem o bohaterskich dzieciakach opisanych w "Młodej gwardii" - książce Aleksandra Fadiejewa, na podstawie, której w 1949 roku powstał film. Oto pięcioro bohaterskich ludzi organizuje w 1942 roku ruch oporu na Donbasie przeciw Niemcom. Giną, ale ich śmierć nie idzie na darmo. Dlaczego o tym teraz mowa? Bo okazało się, że był jeszcze bohater szósty, o którym co prawda wiedziano, że był, ale nie wiadomo było, jak zmienić kanoniczną wersję tej historii. Dopiero Putin po 80 latach zareagował i nadał temu bohaterowi tytuł Bohatera Federacji Rosyjskiej. Wszystko jest w porządku.
A na deser pan reporter przeczytał nam z kartki makabryczne szczegóły tortur, jakim Niemcy poddali młodych gwardzistów przed egzekucją.
Tak więc czego się boicie? "Częściowej mobilizacji"? Bywało gorzej.
Samo mobilizacyjne wystąpienie Putina sprawozdawane było jednak tak, jakby w rosyjskie media uderzył meteoryt. Mimo że było ono nagrane, a jego emisję Kreml odłożył o kilka godzin, rosyjskie agencje nie miały tekstu - nadawały depesze z pojedynczymi zdaniami z orędzia. TASS ogłosiła 1/3 wystąpienia pół godziny po wystąpieniu, a potem pracowicie spisywała resztę. Szybsze były agencje zachodnie.
Agencje rosyjskie opublikowały napisany po prawniczemu dekret Putina o mobilizacji, ale domagająca się od milionów rodzin dramatycznej zmiany życia władza nie miała prostych materiałów komunikacyjnych. Nawet odpowiadających na najprostsze pytanie: “Czy wezmą moje dziecko/męża”. Pierwsze materiały graficzne pojawiły się po południu w środę, ale i tak trudno było zrozumieć, o co chodzi (stworzone były z perspektywy władzy, a nie ludzi).
Widać było, że decyzja o mobilizacji zapadła gwałtownie, gdzieś na samych szczytach władzy.
Do końca tygodnia agencje wypluwały z siebie komunikaty o tym, jak władza doprecyzuje, kogo w kamasze weźmie, a kogo nie. Ruszył też (w piątym dniu branki) specjalny serwis internetowy z odpowiedziami na pytania Объясняем.рф.
Premier Rosji Michaił Miszustin ogłosił, że generalnie na pytania i wątpliwości obywateli należy odpowiadać szybciej.
Jednocześnie także w okolicach piątku w "Wiestiach” pojawiły się wywiady z entuzjastami branki, marzącymi o udziale w walce: byli młodzi i zadbani - wyglądem odbiegali rażąco od ludzi pokazywanych w internecie: skromnie ubranych, w średnim wieku, nierozumiejących, co ich spotyka.
“Jestem przeszkolony na czołgistę i rozumiem, że się przydam” - powiedział obywatel o twarzy nastolatka.
Drugi, tylko nieco starszy oznajmił do kamery: “Matka płacze, ale to normalne”.
Dzień później propaganda chyba się połapała, że z tą matką przesadziła, w sobotę mieliśmy więc reportaż o rozumiejących sytuację mężczyznach i kobietach płaczących, ale gotowych czekać na swoich mężczyzn.
Kobieta w średnim wieku wyznała do kamery, że jej synowie postanowili się zaciągnąć i się martwi, ale “co mam robić, jestem kobietą, nie do mnie należy decyzja”.
W niedzielę propaganda musiała przyznać, że poza tą cukierkową i entuzjastyczną wersją mobilizacji (jakby znowu był rok 1914) jest wersja inna: że biorą w kamasze, jak popadnie.
“Wiesti” ogłosiły, że to wszystko fałszywki rozprzestrzeniane w sieci przez Ukraińców. Ale już oficjalne agencje przyznały, że w punktach mobilizacji dzieją się dantejskie sceny: “Przewodniczący Komisji Dumy Państwowej ds. Polityki Młodzieżowej Artiom Mietieliew wezwał Ministerstwo Obrony, by zapewniło zmobilizowanym godne warunki w wojskowych biurach rejestracji i rekrutacji”. Mietieliew mówił RIA Nowosti, że wojskowi swoim zachowaniem podkopują morale społeczeństwa. Postulował zbiorowe śpiewanie hymnu Rosji i angażowanie do modlitwy duchownych.
Branka ruszyła w środę (21 września), a już w piątek pojawiły się depesze o “wyjaśnianiu pomyłek”. Te pomyłki znane być mogły ludziom tylko z sieci: relacje poruczników po 50-tce, czy ciężko chorych i nigdy nie przeszkolonych w wojsku, stały w jaskrawej sprzeczności z tabelkami pokazywanymi w telewizji, że do wojska idą tylko młodzi i przeszkoleni.
Propaganda uspokajała:
Okazało się też prawdą - a nie fejkiem, że Rosjanie uciekają za granicę przed branką:
W obecnej sytuacji obywatelom w wieku wojskowym należy zabronić opuszczania Federacji Rosyjskiej – ogłosił senator z Krymu Siergiej Cekow (przedstawiciele Krymu służą propagandzie do przekazywania tego, czego władza w Moskwie powiedzieć sama nie chce).
Także wydarzenia (czyli gwałtowne protesty przeciw brance) w Dagestanie nie okazały się “ukraińską fałszywką”: Burmistrz Machaczkały Salman Dadajew wezwał mieszkańców, aby nie ulegali prowokacji osób zaangażowanych w działalność antypaństwową. Wcześniej w sieciach społecznościowych krążyły filmy z nieautoryzowanych wieców w Dagestanie z powodu rzekomej częściowej mobilizacji mieszkańców według niewłaściwych kryteriów.
Oficjalna RIA Nowosti przyznała: owszem, „na samym początku mobilizacji do takich błędów dochodziło m.in. dlatego, że niektórzy obywatele nie powiadomili na czas wojskowych urzędów metrykalnych i zaciągowych o okolicznościach dających zwolnienie, ale oprócz prawdziwych faktów, w sieciach społecznościowych pojawiają się również fałszywe historie, które są pilnie rozpowszechniane przez naszych wrogów za pośrednictwem tworzonych za granicą odbiorców”.
Minister wojny Siergiej Szojgu w telewizji uspokajał w niedzielę, że “częściowa” mobilizacja nie dotyczy studentów, a poborowi wzywani do armii w zwykłym trybie nie trafią na tereny “operacji specjalnej”, będą bowiem służyć na terenie Federacji Rosyjskiej. Ta wiadomość to jednak dowód, że propaganda jeszcze nie ogarnęła przekazu: przecież równocześnie komunikowała, że w ciągu tygodnia w wyniku “referendów” Federacja Rosyjska rozszerzy się na tereny “operacji specjalnej”.
Może Szojgu tego nie skojarzył, ale każdy, kto ma kogoś bliskiego w armii, połączy te kropeczki i zrozumie, co to znaczy dla ich bliskich.
Z samymi “referendami” propaganda ma spory problem. Nie chodzi o to, kto wygra, bo to wiadomo. Ale jak sprawozdawać ten sukces? W pierwszym dniu zobaczyliśmy głosowanie na ulicach, klatkach schodowych i w różnych instytucjach publicznych — głosowanie nie było tajne, a przy urnach stali agitatorzy. Telewizja rejestrowała, jak głosujący stawiali znak X przy słowie “TAK”.
W niedzielę oglądaliśmy, jak wygląda głosowanie w okopach (jest równie entuzjastyczne za Rosją, do oddanego głosu żołnierza można sobie swobodnie zajrzeć kamerą: zamiast “X” przy TAK jest znak “Z”).
Propaganda podawała też fantastyczne wyniki o frekwencji: w pierwszym dniu pięciodniowego referendum w DRL i ŁRL głosować miało ponad 1/5 uprawnionych.
Ale od czego liczone były te procenty? Przecież powodem przesuwania referendów było to, że nie było spisów wyborców, część ludzi uciekła - do Ukrainy lub została wywieziona do Rosji. I jak, na miłość boską, Rosjanie wykreślili ze spisów zamordowanych w Mariupolu?
W niedzielę było wiadomo, że zagłosowała ponad połowa, a więc “referendum jest ważne”. Z exit-poli wynikało, że ponad 90 proc. jest za Rosją, tylko w Chersoniu – 80 proc. (Chersoń wyraźnie odstawał - głosował słabiej i mniej entuzjastycznie za Rosją, zatem opór, jaki ludzie stawiają tam “referendum”, jest tak wielki, że propaganda musi to zauważyć).
Propaganda twierdzi, że w wyniku “referendów” na zajętych przez Rosję terenach Ukrainy (nazywanych teraz coraz częściej “Noworosją”) zapanuje pokój. Ale jednocześnie propaganda wyjaśnia, że Ukraińcy nadal naciskają na te okupowane tereny i próbują je odzyskać - “referenda” mają więc sprawić, że po drugiej stronie stanie nie tylko armia Donbasu, ale i Rosja. Ponieważ Rosja w postaci armii jest tam obecna, widz może dojść do wniosku, że jednak Rosja użyje teraz broni atomowej.
Propaganda stara się tym wnioskom przeciwdziałać: cytuje ze środowego orędzia Putina i z sobotniego wystąpienia Ławrowa w ONZ te fragmenty, w których mowa jest o obronnym charakterze działań Rosji:
To Zachód tak naprawdę grozi użyciem broni jądrowej, bo np. prezydent Wołodymir Zełenski (zwany przez propagandę po prostu Zełenskim) mówił w styczniu, że błędem Ukrainy było zrzeczenie się broni jądrowej.
Dodatkowo od czasu środowego orędzia Putina telewizyjne komunikaty o sukcesach rosyjskiej armii w Ukrainie budowane są wedle schematu "siły zbrojne Federacji Rosyjskiej zniszczyły taką to a taką liczbę cudzoziemskich najemników lub/ i cudzoziemskiej broni”. Podkreśla też, że zdobyczna broń ma napisy po angielsku, w sieci są nagrania żołnierzy, którzy służąc Ukrainie, mówią po angielsku i “w ogóle trudno mówić, że ta armia jest nadal armią ukraińską”.
Ale że to zwrot wykonywany szybko, propaganda nie zauważyła, że w innej części “Wiesti” (w piątek i w sobotę), w wiadomości o chińsko-rosyjskich manewrach na Dalekim Wschodzie, pokazała, jak żołnierze rosyjscy mówią po chińsku.
W najbliższy piątek 30 września - wedle nieoficjalnych zapowiedzi oficjalnych rosyjskich agencji – Putin ma się zwrócić do Dumy z orędziem o stanie państwa. Propaganda próbuje przygotować mieszkańców Rosji do sukcesu: oto NATO chciało się rozszerzyć na wschód, tymczasem Rosja rozszerza się na zachód.
Przynajmniej na mapie. Bo to, co dzieje się w rzeczywistości, ujawnił w niedzielę patriarcha Kirył, gorący zwolennik Putina i wojny.
"Wiesti" pokazały go, jak uroczyście modli się w cerkwi, by “jak najmniej” żołnierzy zginęło na wojnie.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
Dziś propaganda wyszła z pierwszego szoku wywołanego tym, że genialny plan Putina nie zadziałał, a Ukraina stawiła opór. Teraz przygotowuje Rosjan do długiej wojny, powtarzając w kółko te same przekazy o złej Ukrainie i złym Zachodzie oraz dobrej Rosji Putina.
Nowe wątki pojawiają się coraz rzadziej. Ale tropimy je dla Państwa.
Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze