0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Czy w rosyjskiej mobilizacji są jakieś zasady, czy tylko chaos? I co wiadomo o niej Rosjanom? Rosyjska dziennikarka Masza Makarowa opowiada o pierwszych trzech dniach przymusowego poboru do wojska.

Dziesiątki milionów powołają stopniowo

Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow nazwał reakcję Rosjan na ogłoszoną mobilizację "histeryczną i zbyt emocjonalną". Zaznaczył, że taką reakcję można było zrozumieć w ciągu pierwszych godzin po ogłoszeniu przez Władimira Putina przymusowego poboru do wojska, ale później to już przesada. Należy bowiem podchodzić do mobilizacji "trzeźwo i z rozmysłem".

Mimo że zdaniem Pieskowa "nie ma deficytu w tłumaczeniu" szczegółów mobilizacji, nie wiadomo nawet, ilu Rosjan chce zmobilizować Kreml na wojnę w Ukrainie. Punkt, w którym prawdopodobnie znajduje się ta informacja w rozporządzeniu Putina, został utajniony.

Zbliżone do Kremla źródła "Nowoj Gaziety" mówią, że znajduje się tam liczba "1 milion". Źródło portalu "Meduza" zbliżone do jednego z ministerstw ma inną liczbę - 1 200 000 zmobilizowanych. Wcześniej minister obrony Siergiej Szojgu przekonywał, że zmobilizowanych zostanie 300 tysięcy osób, czyli ok. 1 proc. z rezerwy mobilizacyjnej.

Przeczytaj także:

Na stronach blogerek z Chabarowska, w portalu VKontakte, zaczęły się wczoraj pojawiać dziwne w swoim podobieństwie posty. Dziewczyny publikują zdjęcia z hasztagiem #bezpaniki. Na zdjęciach pokazują "1 procent" z paczki żelków, frytek, lub kosmetyków. Ma to przekonać ich obserwujących, że więcej niż 300 tysięcy władze nie zmobilizują - przecież mobilizacją jest "częściowa".

"Najważniejszą wiadomością, którą należy zrozumieć, jest fakt, że 21 września 2022 roku została w Rosji ogłoszona mobilizacja, nieważne, jaką ma formę. Kropka" - mówi obrońca praw człowieka Siergiej Kriwenko z ruchu "Obywatel. Armia. Prawo".

"Mobilizacja została uruchomiona, a reszta pozostaje w gestii MON, który będzie kierował się swoimi wewnętrznymi chęciami i instrukcjami. To pełna mobilizacja, określana jako częściowa tylko dlatego, że miliony nie zostaną powołane od razu, ale stopniowo” - dodaje Kriwenko.

W jednym z komisariatów wojskowych - nagranie opublikowała telewizja "Dożd" - rodzinom zmobilizowanych powiedziano, że mobilizacja będzie się odbywała w trzech falach. "Nikt się nie schowa, nikt się nie ukryje, o nikim nie zapomną, znajdą wszystkich” - mówi na nagraniu pracownica komisariatu.

Regiony spieszą się wykonać plan mobilizacji

22 września dziennikarka "Mediazony” Dasza Guskowa napisała na Twitterze, że “pizdziec odbywa się wszędzie”, w małych miastach i wsiach, w których prawie nie ma młodzieży. Guskowa poprosiła swoich czytelników, by pisali o takich przypadkach.

Wśród komentarzy widzimy między innymi takie:

"Zabierają całe Safonowo [nieduże miasto w obwodzie smoleńskim]. Do pracy przychodzi pracownik komisariatu wojskowego i pracownik Rosgwardii. Dają godzinę, by zabrać z domu rzeczy i prowiant. Zabierają wszystkich, jak leci - nawet tych, którzy nie byli w wojsku. Brata Irki zabrali, przyszli na tartak, dali godzinę na spakowanie się. Pracował tam na czarno. Z nim razem zabrali faceta, który ma 57 lat, nie ma dwóch palców na ręce i nie był w wojsku".

“Obwód woroneski. Tylko z jednego z zakładów zabrali 80 osób, z innego - jeszcze 100. Znajomy dostał wezwanie, mówi, że komisariaty są przepełnione ludźmi. W moim ojczystym mieście dziś w nocy wyjechało pięć pełnych autokarów, dziś w dzień jeszcze trzy. I to dopiero początek”.

"Na Sachalinie jest piekło. Zabierają wszystkich, jak leci".

"W Chabarowsku zabierają chłopaków z centrów handlowych. Do mojego chłopaka komisarz wojskowy przyszedł do pracy”.

“W obwodzie pskowskim w pierwszej fali powinni zabrać ponad 1000 osób z samego Pskowa i około 3500 osób z obwodu. W całym obwodzie mieszka 600 000 osób”.

“Miasto w obwodzie orenburskim - 18 tysięcy mieszkańców. Już 150 wezwań”.

“Obwód murmański. Miasteczko na 30 tysięcy mieszkańców. Z dwóch fabryk zabrali 370 osób - taka była dyspozycja. To jest pizdziec”.

“Wieś w obwodzie riazańskim na 200 osób. Zabrali ostatnich czterech mężczyzn” .

O tym, że wszystkie regiony Rosji dostały wyznaczone z góry liczby zmobilizowanych, opowiada obrońca praw człowieka Siergiej Kriwenko:

"Centrum wysyła plan do regionów. Pracownicy w regionach są stawiani w takiej sytuacji, że muszą ten plan jak najszybciej zrealizować.

Nie mają możliwości selekcji - chwytają każdego, kogo mogą złapać, aby wypełnić plan.

Każdy, kto jest w rezerwie, z książeczką wojskową, może potencjalnie zostać zmobilizowany. Niezależnie od tego, czy służył, czy nie, czy ma kategorię B, przy której nie obowiązuje służba wojskowa, czy jest chory - groźba wysłania na wojnę z Ukrainą ciąży nad wszystkimi. I oczywiście nieważne, jakie to miasto - wszystko zależy od planu, który został sporządzony. Mobilizują w Moskwie, Petersburgu i innych regionach”.

Źródła "Meduzy" zbliżone do moskiewskich i petersburskich władz twierdzą, że w stolicy planują zmobilizować ok. 16 tysięcy osób, w Petersburgu - ok. 3 200 osób.

Mobilizacja w Muzeum Darwinowskim

W Moskwie punkty mobilizacyjne urządzono między innymi w Teatrze Romana Wiktiuka (spektakle są odwołane do 9 października), w Muzeum Darwinowskim, w Muzeum Moskwy oraz Muzeum Bohaterów Rosji i ZSRR. "Dla wygody obywateli" - podkreślają w urzędzie miasta.

Zresztą filmy wideo, na których widać mieszkanki Moskwy odprowadzające swoich młodych synów na komisariaty wojskowe, pojawiły się już drugiego dnia mobilizacji. Na jednym z nich kobieta płacze, żegnając syna, który odchodzi od niej z plecakiem do wojskowego busika razem z innymi chłopakami. Jeden z nich ma wyraźną nadwagę, ale również został zmobilizowany.

Jedna ze znajomych opisuje na Facebooku, że na każdym kroku w moskiewskim metrze widzi całujące się młode pary: "Zawsze ten widok był dla mnie jakiś nieprzyjemny, ale teraz to raczej rozpaczliwa beznadzieja, chęć wyrwania kawałka radości z życia, zanim się…” - stwierdza.

Albo inny obrazek opisany na Facebooku: "Dwie kobiety ze wstążkami gieorgijewskimi (upamiętniają uczestników II wojny światowej - przyp. red.) na torebkach i płaszczach płaczą, opierając się o budynek z czasów stalinowskich.

- Mieli go nie zabierać. Byłam pewna, że nie zabiorą.

- Kurwa, nikt z nich nie był w wojsku! Nie rozumiem, co teraz będzie z zakładem, gdzie pracowali? Naszych chłopców zabrano. Czy nasz kraj nie potrzebuje już tych wyprodukowanych detali? To nie mogło się tak potoczyć, prawda?’”

Pożegnania na prowincji

Najwięcej filmów wideo pojawia się jednak z rosyjskich regionów. W Kałmucji zmobilizowanych wywieźli w autokarze turystycznym z ogromnym czerwonym napisem “Trans Tur”.

Na materiałach z małych miasteczek w Jakucji autokary odjeżdżają pod płacz kobiet, w przygranicznym Biełgorodzie dziecko z płaczem krzyczy “Tato, pa, wracaj!”. Jeden ze zmobilizowanych na Kuryłach dostał wylewu.

“Co wy się kurwa zachowujecie jak baby? Zamknijcie się i zachowujcie się godnie! Co wy się drzecie! Zabawa się skończyła, wszyscy jesteście w wojsku. Trzy dni jesteście tutaj, potem lot, dwa tygodnie dodatkowych przygotowań, skompletowanie jednostek - wynagrodzenie jako kontraktowym, dodatki bojowe, weteran walk - do końca operacji specjalnej, potem jedziecie do domu” - tak opisywał przyszłość zmobilizowanych wojskowy w Jekaterinosławce w obwodzie amurskim.

Na Uralu mobilizowane są młode pielęgniarki. Jedna z nich nagrała wideo, w którym opowiedziała, że grożono im odpowiedzialnością karną za nieprzyjście do komisariatu. Potem dziewczynom powiedzieli, że odbędzie się rozmowa, w trakcie której będą mogły wytłumaczyć, dlaczego nie chcą iść na wojnę. Jednak wszystkich zabrano do autokaru.

"Wszyscy się boimy, jesteśmy głodne" - mówi pielęgniarka Żanna w nagraniu. "Nie pracuję w medycynie już 3 lata. Inne dziewczyny to akuszerka i pediatra. Mamy 24 lata. Nigdy nie byłyśmy w wojsku, nie mamy doświadczenia okazania pomocy w wypadkach ekstremalnych” - wylicza.

"Grożenie sprawą karną jest powszechną praktyką, a jednocześnie wielkim kłamstwem" - tłumaczy Siergiej Kriwenko. "Niestawienie się na wezwanie może skutkować karą administracyjną, ale trzeba to udowodnić i udokumentować. Maksymalna kara za uchylanie się od służby wojskowej to dwa lata więzienia. Zanim zostaniesz wojskowym, masz jeszcze możliwość obrony. A żołnierze mają do wyboru albo umrzeć, albo zostać rannym, albo pójść do więzienia, albo się poddać - wszystkie te wyjścia są bardzo makabryczne” - wylicza Kriwenko.

“Nasi chłopcy, jesteśmy z Was dumni”

W przygranicznym Biełgorodzie, który znajduje się 80 kilometrów od ukraińskiego Charkowa, dwóch mężczyzn przyszło na komisariat dobrowolnie, bez wezwania. Na VKontakte żony zmobilizowanych w tym przygranicznym mieście zachwycają się wyborem mężów, żeby iść na wojnę. To są niektóre z komentarzy:

"Chłopcy, dziękujemy! Wracajcie żywi!".

"Taki już mamy los, Rosjanie. Mężczyźni muszą walczyć na wojnie, a kobiety płakać i czekać".

"Patrzę na zdjęcia i mam łzy w oczach. Chłopcy, jesteście naszą dumą".

“W Rosji są dwie kategorie ludzi" - komentuje Kriwenko. "Ci, którzy rozumieją, co się dzieje i że trzeba stawiać opór. I tacy, którzy tę wojnę popierają - choć trudno to sobie wyobrazić. Gdyby Rosja została przez kogoś zaatakowana i wroga armia stała pod Moskwą, to byłbym pierwszy do mobilizacji. Ale to Rosja zaatakowała Ukrainę i to Rosja jest agresorem. A uczestniczyć w wojnie, w której jest się agresorem, po stronie zła, iść z taką przyjemnością, nie myśląc o tym, że idzie się zabijać ludzi z sąsiedniego kraju, którzy cię nie zaatakowali - to jest oburzające i ciężko to zaakceptować”.

Jedziemy na wycieczkę, na wojnę

Mobilizacja odbywa się też w atmosferze pijaństwa. Jeden ze zmobilizowanych na Dalekim Wschodzie zasnął na ziemi w drodze do punktu zbiórki. Jego koledzy wyglądali również na bardzo nietrzeźwych. W Jużno-Kurylsku odbyła się bójka pomiędzy jadącymi na wojnę. Zmobilizowani mieszkańcy Sachalinu wzięli ze sobą karton piwa i wódkę. W autokarze wiozącym ich na wojnę wyglądają, jakby się wyrwali z domu na wycieczkę.

W Kraju Zabajkalskim wprowadzono nawet "suchoj zakon" - alkoholu nie można sprzedawać tam, gdzie znajdują się jednostki wojskowe oraz bliżej niż 300 metrów od komisariatów.

Mobilizacja nie odbędzie się wszędzie

W Czeczenii mobilizacji nie będzie - przynajmniej tak mówi Ramzan Kadyrow. Oświadczył, że Czeczenia i tak "na 254 proc. wykonała plan". Wieczorem 23 września napisał jeszcze jeden post - do tych, którzy nie chcą iść na wojnę i unikają mobilizacji: "Nie jesteś wdzięcznym państwu i wiernym narodowi obrońcą. Jesteś zwykłym tchórzem, niewolnikiem swojej tchórzliwej duszy, porzucającym krewnych, przyjaciół, znajomych, dom, miasto…”

Na wojnę Kadyrow wysłał krewnych 130 kobiet, które odważyły się w stolicy Czeczenii wyjść na protest przeciwko mobilizacji. Jak powiedział władca Czeczenii, taki los spotka wszystkich, którzy będą protestować.

Protestowały nie tylko Czeczenki, lecz również mieszkanki Kabardino-Bałkarii, kaukaskiej republiki na południu Rosji. Urządziły protest przeciwko mobilizacji w mieście Baksan, które liczy 37 tysięcy mieszkańców. Na spotkaniu z przedstawicielami komisariatu wojskowego krzyczały “Wszyscy odmówią!” i tłumaczyły, że Ukraina nic złego im nie zrobiła i czemu by mieli wysyłać tam swoich synów.

W Dagestanie w miejscowości Babajurt odbyła się kłótnia pomiędzy pracownicą komisariatu, której syn od lutego jest w Ukrainie, a zmobilizowanymi mężczyznami.

- Sama tam idź, ja nie pójdę!

- A ja pójdę! Twój dziadek walczył o ojczyznę!

- On walczył o ojczyznę! To była wojna! A teraz co? Teraz polityka!

Miejscowi zablokowali również trasę prowadząca przez Babajurt. Siedmiu mężczyzn, którzy mieli być zmobilizowani, tego dnia udało się uratować.

Do boju idą emeryci

Na wojnę z Ukrainą mobilizują niezależnie od wieku, chociaż zasady ogłoszone Ministerstwem Obrony są inne. Jako pierwszy napisał o tym prawnik Paweł Czikow z grupy “Agora”. Zebrał na swoim kanale w telegramie przypadki z różnych regionów, kiedy do wojska zabierają 49-letnich szeregowych i 51-letnich poruczników.

“Tata ma 50 lat. Dziś dostał wezwanie do wojska”.

"Ojczyma zabierają z regionu. 49 lat. Bez doświadczenia bojowego. Nie był na kontrakcie. Szeregowy strzelec".

"Jakucja. Zabrali ojca, ma 58 lat, nigdy nie był w wojsku. Przyszli nocą, dali wezwanie, rano zawieźli na komisariat, teraz leci do jednostki wojskowej".

W obwodzie wołgogradzkim został zmobilizowany 63-letni podpułkownik Aleksander Jermołajew, który jest chory na cukrzycę i niedokrwienie mięśnia sercowego. Nagrał wideo, w którym opowiedział o tym, jak dostał wezwanie do wojska od władz gminy 22 września.

"Komisji medycznej nie było, lekarz powiedział, że z moimi chorobami mogę iść na wojnę. Teraz jestem na [poligonie] Prudboj. Powiedzieli, że przez dwa tygodnie będziemy się przygotowywać, a potem przyjadą po nas, żebyśmy prawdopodobnie brali udział w działaniach bojowych. Chociaż zgodnie z rozporządzeniem prezydenta i ministra obrony pobór podpułkowników jest możliwy do 55. roku życia, a ja mam 63 lata”.

Do dzieci napisał, że trzeba iść do sądu, ale "na razie nie wie, jak ma to zrobić". Po nagłośnieniu sytuacji został odesłany do domu.

Pomocy szukają też inni. Siergiej Kriwenko mówi, że w trzech ostatnich dniach dostali w ruchu “Obywatel. Armia. Prawo” 100 razy więcej zgłoszeń niż przed 20 września. Jego zdaniem ludzie zdają sobie sprawę z tego, że mobilizacja jest bezprawiem i władza zrobi, co będzie chciała. Należy więc “uciekać, nie mieszkać w domu, schować się, by przeżyć tę falę mobilizacji, albo aktywnie się sprzeciwiać, by pozostać ludźmi w tych czasach”.

To jest eksterminacja rdzennych narodów

Niektórzy nazywają mobilizację, która często obejmuje mieszkańców dalekich republik, “eksterminacją rdzennej ludności” - Buriatów, Kałmyków, Tuwińców. Z tym zgadza się również Aleksandra Garmażapowa z fundacji “Wolna Buriacja”.

“Myślę, że Kreml bierze się za tych, którzy nie będą bronić swoich praw - najwyraźniej Buriacja jest odbierana jako region, który można traktować jak bydło" - mówi Garmażapowa. "Oczywiście jest to kontynuacja imperialnej polityki Kremla, polegającej na niszczeniu Ukrainy przez mniejszości narodowe, które imperium tylko czasami potrzebuje do określonych celów. Byłabym zdziwiona, gdyby Władimir Putin wspierał rdzennych mieszkańców Rosji i ich odrodzenie narodowe".

W Buriacji wezwania do wojska były roznoszone w nocy - robili to nauczyciele ze szkół średnich. Aleksandra Garmażapowa opowiada, że piszą do nich setki osób o tym, że "zgarniają wszystkich":

“Ojcu znajomej doręczono wezwanie do wojska o 4 rano. Jest emerytem i opiekunem niepełnosprawnego dziecka - nie mogą go zabrać, ale to nikomu nie przeszkadza. Dzisiaj koleżanka opowiadała mi, jak jechała z taksówkarzem, który powiedział, że jego znajomemu próbowano wręczyć wezwanie, posłał ich daleko. Potem pojechał na stację benzynową, obok przejeżdżał autobus z poborowymi i ten znajomy został wepchnięty do tego autobusu bez rzeczy i dokumentów w środku miasta. Krewni odebrali samochód ze stacji benzynowej".

Opowiada, że w tej chwili odbywa się "wielkie przesiedlenie Buriatów" - ludzie masowo uciekają do Mongolii. Fundacja opłaca im drogę, szuka biletów. Pomoc Buriatom, którzy nie chcą iść na wojnę, zaproponowała sama Mongolia, a także Uzbekistan i Kazachstan.

Palić komisariaty, czy wychodzić na ulice?

Po ogłoszeniu mobilizacji w dziewięciu rosyjskich miastach próbowano podpalić komisariaty wojskowe. W rozmowie z dziennikarzem “Wot Tak” Romanem Popkowem przedstawiciele grupy “Rospartizan” oświadczyli, że "legalnych metod protestu już nie ma".

Ich zdaniem “spalenie komisariatu wojskowego równa się dziesięciu marszom, wykolejenie się pociągu ze sprzętem wojskowym - stu”.

W innej partyzanckiej grupie "Czarny most" wytłumaczyli "Wot Tak", że większość Rosjan nie może wyjechać z kraju, bo nie ma paszportów i pieniędzy na bilet: "Ale składniki Mołotowa są tanie i dostępne. Ci, którzy nie mają innego wyboru, walczą zaciekle i do końca. Rosjanie muszą uświadomić sobie konieczność samoobrony przed zbrodniczym reżimem i skorzystać z prawa do buntu" - wzywają uczestnicy projektu.

W ruchu aktywistów "Wiosna" oraz w Antywojennym Oporze Feministycznym natomiast nadal wierzą w możliwość pokojowych protestów - zachęcają do wyjścia na ulice rosyjskich miast 24 września. "Tak, pokojowy protest nie zatrzyma wojny. Ale powinnyśmy pokazać władzom realny poziom poparcia ich działań. Będziemy walczyć o swoich bliskich ze wszystkich sił" - uważają rosyjskie feministki.

Nie można płacić rosyjską kartą za granicą? A co się stało?

Na granicy Rosji z Gruzją cały czas są ogromne kolejki, które najbardziej sprytni uciekinierzy objeżdżają na hulajnogach i deskorolkach - można je kupić prosto na granicy, w przeliczeniu za ok. 2 tysiące złotych.

Karierę w internecie zrobił czat wyjeżdżających z Rosji do Gruzji, w którym wymieniają się doświadczeniem i zadają pytania:

"Czy trzeba zdejmować z samochodu literę Z i gieorgijewską wstążkę?"

"Czy w Gruzji będą działały karty rosyjskiego banku Tinkoff? Czemu nie?"

"Wygoliliśmy z głupoty dziecku literę Z na włosach z obu stron. Czy ogolić je zapalniczką?"

"Czy w Gruzji można płacić w rublach?"

"Naprawdę mam poczucie, że ci ludzie przez ostatnie pół roku znajdowali się w komie" - napisał reżyser Andriej Łoszak.

Mobilizacja trwa.

Udostępnij:

Masza Makarowa

Masza Makarowa (1987) - Rosjanka, dziennikarka, współpracująca m.in. z telewizją Biełsat. Absolwentka historii na moskiewskiej Szanince i współpracowniczka zlikwidowanego stowarzyszenia Memoriał. Poza dziennikarstwem pisze o historii getta warszawskiego i o historii i współczesności Birobidżanu, gdzie spędziła trochę czasu.

Komentarze