0:00
0:00

0:00

Porażka pod Charkowem sprawia, że w propagandzie Kremla pojawiają się nowe wątki. Oczywiście stała i usypiająca melodia propagandowego przekazu jest taka sama: Rosja wygrywa albo wygra. W szczegółach jednak zwycięstwo wygląda na klęskę.

Telewizja w “Wiadomościach” (“Wiestiach”) nie polemizuje co prawda z oficjalną wersją Ministerstwa Obrony, że wojska rosyjskie pod Charkowem dokonały sprawnego przegrupowania, “aby osiągnąć określone cele specjalnej operacji wojskowej wyzwolenia Donbasu”, a w trakcie tego manewru przeprowadziły “działania odwracające uwagę i demonstracyjne z wyznaczeniem rzeczywistych działań wojsk” niszcząc siły przeciwnika.

Zamiast tego “Wiadomości” pokazują wstrząsające dla Rosjan sceny ucieczki prorosyjskich cywili i relacje z terenów przez rosyjskie wojsko opuszczonych. Otóż Ukraińcy wzięli się za twarde rozliczanie kolaborantów, przy czym stosują prawo bezwzględnie wobec wszystkich funkcjonariuszy publicznych, w tym nauczycieli.

“Wiadomości” pokazują zapowiedź Ukraińców, że nauczyciele, którzy zgodzili się uczyć ukraińskie dzieci po rosyjsku i wbijać im do głowy putinowską podstawę programową, odpowiedzą za to karnie na podstawie przepisów czasu wojny.

Tu ciekawostka – z tym przerażającym obrazem wtorkowych “Wiadomości” polemizują w środę władze – w depeszy agencji RIA Nowosti. Minister edukacji Siergiej Krawcow zapewnia: „Wszyscy, którzy byli na terenie obwodu charkowskiego, dyrektorzy szkół, nauczyciele, którzy wyrazili chęć opuszczenia obwodu charkowskiego, mieli taką możliwość, my ją zapewniliśmy” (nie jest jasne, jak – skoro front załamał się gwałtownie i dwa dni zajęło Rosjanom uznanie tego faktu, ale o to mniejsza – ważniejsze, że władza się tłumaczy).

Poza tym władza dementuje krążące rzekomo w Ukrainie (!) pogłoski, że Ukraińcy wyłapują teraz specjalnie nauczycieli przysłanych na okupowane tereny z Rosji. Jest to zapewne znakiem, że paniczne nastroje w Rosji rosną i takie właśnie plotki krążą po kraju.

Oklaski? Nie słychać

Inna scena: po wakacjach wznowiła pracę Duma. Jej marszałek, członek putinowskiej elity Wiaczesław Wołodin w otwarciowe przemówienie (na zdjęciu u góry) wplata rytualne zdanie “czas pokazał słuszność decyzji prezydenta Rosji Władimira Putina o rozpoczęciu operacji specjalnej na Ukrainie”.

Sala reaguje rutynowo oklaskami. Są one jednak skąpe i naprawdę bardzo krótkie. Nie tak wygląda poparcie dla niekwestionowanego lidera.

Charakterystyczne też, że we wtorkowych “Wiadomościach” praktycznie nie ma Putina (a przecież można byłoby sprawozdać — zgodnie z dotychczasową praktyką — że rozmawiał przez telefon i to nie tylko z przywódcami Armenii i Azerbejdżanu, a także z kanclerzem Niemiec).

Być może propaganda nie chce, by Putin był kojarzony z katastrofą na froncie?

Katastrofę propaganda relacjonuje stosując opisaną w poprzednim odcinku GOWORIT MOSKWA figury dwugłowego smoka Zachodu: w Ukrainie naciska na Rosję STRASZLIWY ZACHÓD (to jego nowoczesna broń rozstrzyga o tym, co się dzieje na froncie — Ukraińcy sami Rosji nie daliby rady).

Natomiast Rosja odnosi właśnie zwycięstwo nad ŻAŁOSNYM ZACHODEM — czyli krajami Unii Europejskiej, które odmówiły korzystania z rosyjskich węglowodorów i szykują się na ciężką zimę (elementem obowiązkowym każdych “Wiadomości” jest teraz reportaż o kryzysie na Zachodzie z przykładami zaleceń, jak oszczędzać energię i wodę).

Przeczytaj także:

Facet w mundurze wchodzi do restauracji w Moskwie...

Na szczeblu niżej niż “Wiadomości” — w oficjalnych depeszach rosyjskich agencji "informacyjnych" — też sporo się dzieje.

  • RIA Nowosti z powagą sprawozdaje incydent z moskiewskiej restauracji, gdzie obsługa poprosiła gościa w mundurze, by na salę, gdzie odbywała się uroczystość rodzinna, wszedł od ogródka i nie straszył gości. Najwyraźniej pojawienie się mundurowego od frontu podnosi wszystkim ciśnienie.

Tak oto propaganda wpadła we własne sidła — od kilku miesięcy opowiada, jak to Ukraińcy dopadają poborowych w restauracjach i klubach. A wytrawni odbiorcy propagandy wiedzą, że opowiada ona tak naprawdę fantazje władzy. Opisane spotkanie rodzinne musiało odbywać się w weekend i goście musieli rozmawiać o katastrofie pod Charkowem. Może rozmawiali o mobilizacji – a tu pojawia się facet w mundurze...

Incydent władza oceniła jako poważny, bo interweniował sam marszałek Wołodin: "Takie lokale powinny zostać zamknięte” - ogłosił.

  • Kreml po raz kolejny uznał jednak za konieczne obiecać, że nie będzie w Rosji żadnej mobilizacji. Czyli znowu ludzie o tym rozmawiają

"W tej chwili nie ma o tym mowy" – zapewnił rzecznik prezydenta Dmitrij Pieskow, “odpowiadając na pytanie dziennikarzy, czy przewidziana jest opcja wprowadzenia pełnej mobilizacji”.

  • Ługańskie władze okupacyjne dały słowo honoru, że absolutnie ale to absolutnie nie ewakuują się do Rosji

“Wszystkie ministerstwa, departamenty, powiatowe i miejskie administracje państwowe ŁRL nadal pracują normalnie. Wszystkie bieżące wypłaty wynagrodzeń, dodatków, emerytur są dokonywane w republice bez zwłoki, a wszystkie osady republiki pozostają pod kontrolą sił sojuszniczych ŁRL i Federacji Rosyjskiej".

  • Kolejna oficjalna depesza z okupowanego obwodu ługańskiego brzmi tak: nie wszędzie tam, gdzie w obwodzie pojawiły się ukraińskie flagi, jest już ukraińska armia.

Mamy więc wysyp ukraińskich flag – ludzie przestali się bać.

"Na frontowych, a nawet tyłowych obszarach Ługańskiej Republiki Ludowej są grupy ludzi, którzy fotografują ukraińskie flagi na budynkach administracyjnych republiki, po czym są rozpowszechniane w internecie, aby wpłynąć psychologicznie na mieszkańców ŁRL" - informuje RIA Nowosti.

„Najprawdopodobniej są to tak zwani opłacani albo młodzi ludzie, albo ci, którzy mają poglądy proukraińskie. Wywieszają flagi na naszym terytorium na budynkach administracyjnych, robią zdjęcia, a potem wszystko to rozpowszechniane jest w internecie”

Cytowany przez RIA Nowosti Andriej Maroczko, oficer “Milicji Ludowej ŁRL" opowiada, jak "w sobotę informacja o wkroczeniu formacji ukraińskich do osady Swatowo dosłownie zaczęła się rozprzestrzeniać wirusowo, choć nie była to prawda”.

  • Władze Krymu osiągnęły nowy poziom histerii — ścigają teraz za ukraińskie pieśni śpiewane w miejscach publicznych. Najwyraźniej ludzie na rzekomo rosyjskim Krymie reagują radością na ukraińskie zwycięstwa i to władza zaczyna się bać.

W poniedziałek szef okupacyjnych władz Krymu Siergiej Aksjonow zapowiedział na poważnie, że “organizatorzy i uczestnicy publicznych imprez na Krymie, podczas których śpiewane są pieśni nacjonalistyczne i skandowane proukraińskie hasła, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności”.

Agencja RIA Nowosti wyjaśniła, że takie “nagrania wideo z wydarzeń publicznych na Krymie pojawiają się w przestrzeni informacyjnej".

Wedle Aksjonowa takie zachowanie to zdrada ojczyzny. Nie minął dzień, a do aresztu poszli uczestnicy sobotniego (10 września) wesela w Bakczysaraju, którzy śpiewali ukraińską pieśń sklasyfikowaną przez władze okupacyjne jako “hymn UPA i Azowa” (według ukraińskiego portalu suspilne.media miało chodzić o "Czerwoną Kalinę")

Co gorsza, nagranie z weselnych śpiewów wpadło do sieci i zrobiło tam furorę.

Sąd był łagodny, bo uznał biesiadne śpiewy za "propagandę symboli organizacji ekstremistycznych" i "dyskredytację armii rosyjskiej", a nie za zdradę, jak chciał Aksjonow. Więc właściciel restauracji dostał tylko 15 dni aresztu, DJ i tancerka — po 10 dni, matka pana młodego - 5 dni aresztu, a matka panny młodej - 40 tysięcy rubli (ok. 3 tys. zł).

„W związku z okolicznościami przeprowadzana jest kontrola. Myślę, że nie jest to ostateczna lista osób, które poniosą zasłużoną odpowiedzialność przewidzianą przez rosyjskie prawo” – pogroził krymski “wicepremier" Michaił Nazarow.

W sprawę zaangażowały się więc najwyższe władze okupacyjne, a – co jeszcze bardziej zadziwia – RIA Nowosti opisała wesele w Bakczysaraju w aż dwóch depeszach, w odstępie dwóch godzin: o tym, że władze prowadzą śledztwo i że władze ukarały śpiewaków, a ci pokajali się i publicznie obiecali, że będą popierać “specjalną operację w Ukrainie”, a nawet ofiarowali się złożyć na jej rzecz finansową kontrybucję (czy chodzi o to, że próbowali wykupić się od kłopotów, ale tym razem okazało się to niemożliwe?).

  • Jeszcze lepsza depesza nadeszła z Jekaterynburga (jak wysyp, to wysyp): milicja poszukuje nastolatków, którzy w mieście Kamieńsk-Uralski w obwodzie swierdłowskim upiekli ziemniaki w “Wiecznym Ogniu”, który obowiązkowo uświetnia w Rosji pomniki wojny Stalina z Hitlerem.

I nie dość, że upiekli (używając hulajnogi jako grilla), ale nagrali to i wrzucili do sieci. I tu znów warto zwrócić uwagę na to, że zdaniem propagandy informacja o ściganiu młodzieńczego wyczynu przez policję zasługuje na obecność w ogólnorosyjskim serwisie informacyjnym z 14 września. (Po kilku godzinach kolejna depesza informuje, że "sprawców" zidentyfikowano. Mieli jedenaście, czternaście, piętnaście i szesnaście lat, więc władza dobierze się też do ich opiekunów prawnych).

Ile jest zatem w Rosji takich filmików i takich kartofli?

Po tym wszystkim nie dziwi nas komunikat rzecznika Putina Dmitrija Pieskowa: Rosjanie popierają rosyjskiego prezydenta Władimira Putina w kwestii przeprowadzenia specjalnej operacji wojskowej. Potwierdzają to ich nastroje i działania, ich wybór w głosowaniu (w Rosji odbyły się w weekend wybory samorządowe i oczywiście wygrali w nich ci, co trzeba).

Pieskow najwyraźniej próbuje rozwiać rodzące się wątpliwości. Mówi bowiem też, że "wszystkie krytyczne punkty widzenia są uważane za pluralizm, o ile mieszczą się w ramach ustawodawstwa, ale granica jest bardzo cienka”.

Czy rzeczywiście Rosja Putina jest już na tej granicy, tego nie umiem powiedzieć. Ale zaryzykuję tezę, że rosyjski internet, porządnie rusyfikowany, putinizowany i w ciągu ostatniego półrocza odcięty od Zachodu, przestał być wedle propagandy przestrzenią bezpieczną. Kartofle, piosenki, flagi, plotki o mobilizacji — to wszystko wygląda bardzo śmiesznie — więc i bardzo groźnie.

A jaka naprawdę jest sytuacja na froncie przeczytacie tu:

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze