0:000:00

0:00

View post on Twitter
Redakcja OKO.press zapytała, co też MOSKWA GOWORIT o wczorajszej wymianie rosyjskiego handlarza bronią Wiktora Buta na więzioną w Moskwie amerykańską koszykarkę Griner. A ja dopowiedziałam: same nudy, nic nowego ani ciekawego.

Bo było o tym, że bohaterski i absolutnie niewinny Rosjanin siedział w straszliwym amerykańskim więzieniu 15 lat. Miał tam zimno, a obrzydliwe żarcie dawali mu na plastikowych talerzach. Śpiewał jednak rosyjskie pieśni i przetrwał. A Rosja Putina odniosła wielki sukces, bo wymieniła Wiktora Buta na tylko jedną Amerykankę (koszykarkę Brittney Griner skazaną w lutym na 9 lat za przemyt narkotyków - kontrola na lotnisku znalazła przy niej wkłady do e-papierosów z olejkiem haszyszowym), a ma jeszcze w więzieniu Amerykanina Paula Whelana, skazanego w Rosji za szpiegostwo (z narracją Kremla zgodził się oczywiście Donald Trump, co bardzo ucieszyło propagandę: „Co za głupi i niepatriotyczny wstyd dla USA” – propaganda zacytowała wpis Trumpa z Truth Social. Trumpowi zaś przyznał dziś rację Putin: "FSB negocjowała wymianę Buta na Griner i osiągnęła wyniki").

Poza tym propaganda nie omieszkała dodać, że Griner jest lesbijką i w Waszyngtonie czeka na nią żona. Dzień bez homofobii jest dla propagandy dniem straconym – tu też nie ma nic nowego.

Gdyby nie pytanie z redakcji, przyjęłabym tę narrację jako coś zwyczajnego.

I wtedy zdałam sobie sprawę, że tak właśnie propaganda Kremla uprała mi mózg.

  • Bo po pierwsze, Moskwa zataiła bardzo ciekawą, choć paskudną historię Buta.
  • A po drugie, użyła Buta narracji, że wojna w Ukrainie i związane z nią cierpienie będzie trwało długo. Może i 15 lat.

But, słynny “handlarz śmierci”

But jest handlarzem bronią. “Najbardziej niesławnym na świecie” - pisze o nim BBC. Tak niesławnym, że jego historia była inspiracją do filmu z Nicolasem Cage’em “Handlarz śmierci" (w Polsce znanym pod tytułem “Pan życia i śmierci”).

Ma dziś ok. 50 lat (nie wiadomo dokładnie, kiedy się urodził, bo posługuje się różnymi papierami). Tę broń dostarczał do miejsc najokrutniejszych konfliktów zbrojnych na świecie. Wpadł w wyniku prowokacji amerykańskich agentów służb antynarkotykowych, którzy przedstawili mu się jako przedstawiciele kolumbijskiej partyzantki FARC. Chodziło o zablokowanie dostaw narkotyków z Ameryki Południowej do USA. Zatrzymany w Bangkoku But został wydany Amerykanom, a ci skazali go na 25 lat za "spisek w celu zabijania obywateli i urzędników amerykańskich, dostarczenie pocisków przeciwlotniczych i udzielenie pomocy organizacji terrorystycznej". Proces w Stanach dowiódł, że But wiedział, że sprzedaje rakiety do zabijania Amerykanów współpracujących z kolumbijskimi władzami. Miał odpowiedzieć agentom, których brał za FARC-owców: "Mamy tego samego wroga".

Postać Buta jest tajemnicza, nie wiadomo, które wersje jego biografii mają związek z rzeczywistością. Służył w sowieckiej armii albo w GRU. Nie wiadomo, co tam robił. Wiadomo jednak, że nauczył się tam portugalskiego, angielskiego, francuskiego, arabskiego i farsi. Odszedł w stopniu podpułkownika armii lub majora GRU. Jako cywil zaczął zajmować się biznesem - handlem międzynarodowym. Autorzy książki “Handlarz śmiercią” piszą, że But zbudował swój biznes, używając porzuconych po upadku ZSRR sowieckich samolotów. Po prostu zarobił na upadku ZSRR, bo nikt wtedy nie liczył zagubionych samolotów i czołgów. Powoli różne poważne źródła na świecie (z raportami ONZ włącznie) zaczęły go łączyć z handlem bronią. Pojawiał się w Afganistanie, byłej Jugosławii, Afryce, Ameryce Południowej.

Niewinna ofiara cierpiała 15 lat

Ale propaganda Kremla przerobiła historię handlarza śmiercią, który wpadł (co się w tym biznesie zdarza), w opowieść o niewinnej ofierze złożonej na ołtarzu ojczyzny. Z naciskiem, że to składanie w ofierze trwało 15 lat, But został zatrzymany w 2008 roku.

O historii - także filmowej – nie dowiedzieliśmy się słowem.

W czwartek wiadomość o wymianie Buta na Britney Griner była czołówką wszystkich wiadomości. Główne wieczorne “Wiesti” poświęciły temu 15 minut. Bo Rosja odniosła sukces w wojnie z USA (coś jakby strzeliła Amerykanom gola), a wieloletnie niewinne cierpienie Buta zakończyło się prawdziwym amerykańskim happy endem.

Buta widzom w czwartek nie pokazano, za to szeroko wypowiadała się jego żona („trzęsła się” przez około godzinę po tym, jak dowiedziała się o wymianie męża), a “reporterka” telewizyjna pokazywała książki z domu państwa Butów, podkreślając, że są w różnych językach. Dom wyglądał bardzo dostatnio, z ciężkimi meblami i falbaniastymi firankami. Na tym tle, tak bardzo odbiegającym od normalnych rosyjskich mieszkań pokazywanych w telewizji, pani Butina mówiła, jak bardzo pogorszyło się jej w życiu - w finansowaniu wyjazdów do USA na widzenia z mężem musieli jej "pomagać przyjaciele".

Wiktor But nie był nam, widzom rosyjskiej TV, całkiem obcy.

O tym, że cierpi w straszliwym amerykańskim więzieniu i żona ma do niego daleko na widzenia, byliśmy regularnie informowani od momentu, kiedy latem Amerykanie zaoferowali Buta w zamian za wolność swoich obywateli (tego propaganda nie mówiła, ale pojawiły się w tym właśnie czasie reportaże telewizyjne o sprawie Buta – w wersji “Rosjanin cierpi za niewinność”. Telewizja pokazywała np., jak na widzenia do więzienia jedzie rosyjski ambasador. A potem dzwoni spod tego więzienia do żony Buta).

Putin: będziecie cierpieć jak But. To jest godne i sprawiedliwe

Cala ta historia wpisuje się w rozwijaną od pewnego czasu narrację Kremla, że cierpienie dla ojczyzny uszlachetnia. I że Putin planuje wszystkich uszlachetnić długotrwałą operacją specjalną w Ukrainie. Rosjanie są tu równie niewinni jak But. Nic nie zrobili, ale nagle zostali zaatakowani przez zachodnich agentów. Taki los. Sud'ba - Buta i całej Rosji.

O tym, że wojna będzie długotrwała, świadczyła już wypowiedź Putina ze środy: że Rosja pierwsza nie użyje broni jądrowej. Koniec więc z fantazjami propagandy, jak to na znak Putina Rosja zniesie z powierzchni Ziemi Wyspy Brytyjskie i wojna się skończy.

Ten przekaz był jednak kierowany do zagranicy. Dla Rosjan Putin miał lepsze przedstawienie.

W czwartek odznaczył orderem Bohatera Rosji kilku wyjątkowo bohaterskich wojskowych. Ceremonia odbyła się w kapiącej od złota kremlowskiej sali, a Putin przypinał złote gwiazdy “osobiście” (normalnie robią to za niego urzędnicy).

Potem zaś był mały bankiecik z wojskowymi. Wyprężeni jak struny stali przed Putinem z kieliszkami “szampanskowo” - a przed nimi stał kiwający się Putin, także z kieliszkiem. I bardzo z siebie zadowolony opowiadał o wojnie.

Przeczytaj także:

Putin się bawi

W świat poszły obrazki “pijanego Putina”. Ale to nie było to. Putin, co widać na każdym oficjalnym spotkaniu, nie jest w stanie opanować mimowolnych podrygów ramion i nóg. Rzuca się to w oczy zwłaszcza wtedy, gdy występuje obok ludzi wytrenowanych w występach publicznych albo obok wojskowych (jak w czwartek).

Tu Putin nie tylko się kiwał, ale żeby powstrzymać ruch lewej ręki, trzymał ją w kieszeni spodni. I tak sobie rozmawiał z bohaterskimi żołnierzami o wojnie, śmierci i cierpieniu. Na tle kremlowskich złoceń. Mówił m.in., że jego bohaterscy wojskowi ładnie sprawują się jako piloci na froncie. Że bohaterstwo jest bardzo ważne. I że on osobiście sobie bardzo je ceni. Bo cierpienie jest ok. Najlepiej, żeby było długotrwale, bo wtedy dopiero uszlachetni porządnie, a panu na Kremlu sprawi przyjemność.

Nie ma lepszej wizualizacji przekazu, że władza ma gdzieś wysiłek wojenny - będzie on trwał, jak długo się władzy będzie podobało.
Russian President Vladimir Putin (R) toasts with Russian soldiers after awarding them with the Gold Star medal on the eve of the "Heroes of the Fatherland Day" at the Kremlin in Moscow on December 8, 2022. (Photo by Mikhail Metzel / SPUTNIK / AFP)
Oficjalne zdjęcie z uroczystości przekazane AFP. W telewizji było widać, że Putin trzyma rekę w kieszeni. Fot. Mikhail Metzel / SPUTNIK / AFP

Chwiejący się Putin z kieliszkiem w dłoni oznajmił też, że Rosja bombarduje i będzie bombardowała Ukrainę (“sąsiedni kraj”): „Wszelkie nonsensy konfrontacji informacyjnej nie powinny przeszkadzać nam w wypełnianiu obowiązku wobec naszego narodu” (…) „Gdy tylko ruszamy, zaraz są trzaski i hałasy we wszechświecie. Ale to nie przeszkodzi nam w wykonywaniu misji bojowych” - gawędził Putin.

„Teraz głośno jest o naszych atakach na infrastrukturę energetyczną sąsiedniego kraju. Tak, robimy to. Ale kto to zaczął?

Kto uderzył w most krymski? Kto wysadził linie energetyczne z elektrowni jądrowej Kursk? Kto nie dostarcza wody do Doniecka?” - pytał.

I tak na bankiecie filmowanym przez telewizję Putin rozwalił całą rosyjską narrację, że ostrzał Ukrainy dotyczy tylko infrastruktury energetycznej ważnej dla wojska, a cierpienia mieszkańców Ukrainy wynikają z indolencji tamtejszych władz - gdyż Rosja jest miłosierna i dba o zwykłych ludzi.

Rozwalił narrację - bo może. A poza tym jak już cierpieć, to w towarzystwie.

To nie moja wina, ale musicie cierpieć

Ważne, że - tak jak w bajce o Bucie - cierpienie, jakie obiecuje poddanym Putin, nie jest jego winą. To nie Putin zaczął, ale Amerykanie, Ukraińcy, Merkel... Lista tych, którzy zaczęli, jest długa.

Rosja “nie miała wyjścia”, a długotrwała wojna jest po prostu przykrą konsekwencją błędów innych. Konieczne jest więc poświęcenie obywateli – ale jest to ofiara, którą Putin (z kieliszkiem w dłoni w złotej pałacowej sali) jest w stanie ponieść.

„Jeśli chodzi o długi proces dochodzenia do wyników operacji specjalnej, to oczywiście jest to długi proces” - wypowiedział się Putin dzień wcześniej na spotkaniu Rady ds. Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i Praw Człowieka.

Jeśli komuś się wydaje, że to bez sensu, to się myli: Putinowi chodziło o to, żeby powiedzieć “długi proces” dwa razy. I udało mu się.

A w efekcie tej długiej operacji, która jest długa, "pojawiły się nowe terytoria - cóż, to nadal jest znaczący wynik dla Rosji, to jest poważna sprawa. I, szczerze mówiąc, Morze Azowskie stało się morzem śródlądowym Federacji Rosyjskiej, to poważna sprawa. Już Piotr I o to zabiegał” - mówił Putin.

Dodajmy tu dla porządku, że ten wywód Putina musiał skorygować jego rzecznik Dmitrij Pieskow:

Rosja objęła nowe terytoria nie w wyniku podboju, jak ktoś mógłby zrozumieć Putina, ale "dzięki przeprowadzonym tam referendom i pracy Moskwy na rzecz ochrony lokalnych mieszkańców”.

Z tego komunikatu Pieskowa mieliśmy zapewne zrozumieć, że choć “cele specjalnej operacji wojennej w Ukrainie” nie zmieniły się od lutego, to teraz polegają one na tym, by “do końca wyzwolić” tereny wcielone do Rosji na mocy “referendów”. I to niestety potrwa (przy okazji Zachód dostał wyraźną pokojową ofertę: przecież nie chcecie marznąć za Donbas, prawda? Przekaz ten wzmacniają zresztą powtarzane w kółko, także przez Putina, brednie o tym, że Polska planuje zajęcie Lwowa – dla publiczności zachodniej marznięcie z powodu Lwowa musi być jeszcze bardziej absurdalne jak marznięcie z powodu Doniecka).

Można się do tego przyzwyczaić

Poza tym w ramach długiego procesu, który jest długim procesem, do służby na froncie należy się przyzwyczaić. Putin objaśnił to tak: “Nie ma masowych dezercji w strefie działań specjalnych, były takie przypadki, ale jest ich coraz mniej (…) W czym problem? Przecież osoba, która znalazła się w sytuacji, gdy lecą kule lub spadają pociski, nie może w pewien sposób, nawet na poziomie fizjologicznym, nie reagować na to, co się dzieje. (…) Jest okres adaptacji do warunków, w jakich ludzie odbywają służbę wojskową".

Putin zaznaczył również, że państwo i społeczeństwo powinno stworzyć odpowiednie środowisko dla bojowników i traktować ich jak obrońców ojczyzny.

Bojowników Putin liczy sobie w setkach tysięcy: u niego jednostka wygląda ładnie tylko w szeregu:

„Z 300 000 naszych zmobilizowanych bojowników, naszych obrońców ojczyzny, 150 000 znajduje się w strefie działań. To jest połowa. [Z tego] 77 tysięcy jest bezpośrednio w jednostkach bojowych, a reszta na drugiej lub trzeciej linii, pełniących zasadniczo funkcje wojsk obrony terytorialnej lub przechodzących dodatkowe szkolenie w strefie działań”.

Ważne, że ludzie liczeni w tysiącach „są prawdziwymi bohaterami i zasługują na takie traktowanie po zakończeniu misji bojowych i powrocie ze strefy walk”. Jak Wiktor But.

I wszystko nam się spina w jedną opowieść o świętej, od wieków umęczonej Rusi

Co doskonale zrozumiał metropolita Cyryl: Musimy modlić się, aby Pan „zabrał cierpienie i smutek” Rosji w okresie „trudnych stosunków z wieloma krajami” – powiedział w kazaniu 6 grudnia. „Wspominając świętego szlachetnego księcia Aleksandra Newskiego, wznosimy modlitwy, aby stojąc przed Panem, chronił dziś nasz kraj. Weszliśmy w okres bardzo trudnych stosunków z wieloma krajami i nie daj Boże, aby miłosierdzie Boże zabrało oddalenie naszych cierpień i smutków od naszej Ojczyzny, zapobiegło najpoważniejszym konsekwencjom dla życia narodowego”.

Cyryl popłynął w wytyczonym przez władzę kierunku:

Wojna z Zachodem jest straszniejsza i zapowiada się na dłużej niż wyzwalanie średniowiecznej Moskwy spod panowania tatarskiego:

Jak informuje RIA Nowosti, Cyryl przypomniał, że w czasach świętego [Aleksandra Newskiego, 1220-1263] kraj był okupowany przez Tatarów-Mongołów, a święty książę Aleksander „jak wszyscy rosyjscy książęta musiał iść do chana, przynosić prezenty”. "Dlaczego nie walczył z Tatarami-Mongołami? Ponieważ siła oddziału nowogrodzkiego była niewspółmierna do siły armii wschodniej, ale także dlatego, że książę Aleksander Newski, mimo młodego wieku, zdążył zobaczyć, gdzie jest prawdziwy niebezpieczeństwo. Wschodnich zdobywców interesował tylko czynnik materialny. Potrzebowali daniny i ją pobierali, ale w ogóle nie ingerowali w ich życie wewnętrzne. Ale ci, którzy przybyli z Zachodu, nie potrzebowali naszej daniny - potrzebowali naszych dusz, naszych umysłów, naszej woli politycznej”.

A poza tym nie mamy armat

Putin sytuację na froncie nazywa "stabilną" i twierdzi, że wszystko jest w porządku (wypowiedź z 9 grudnia). To też wyraźny sygnał, że wojna będzie trwała. Do tego rosyjska propaganda dostarcza nam materialistycznego uzasadnienia dla długotrwałej wojny.

Rosyjska gospodarka i jej sektor wojenny ma kłopoty i potrzebuje czasu, by zaopatrzyć wojsko w to, czego potrzebuje do przełamania impasu na froncie. Przekazy propagandowe pełne są wezwań premiera, ministrów i samego Putina, aby lepiej pracować, lepiej produkować. I to produkować rzeczy, które naprawdę przydadzą się armii, a nie - jak wskazuje władza w swej mądrości - rzeczy niepotrzebne.

Na przykład premier Michaił Miszustin zażądał 6 grudnia "usunięcia przeszkód technologicznych w procesach produkcyjnych dla zaopatrzenia Sił Zbrojnych". Przypomniał też "o osobistej odpowiedzialności" członków specjalnego ciała powołanego przez Putina z ministrów, by lepiej koordynowali zaopatrywanie wojska:

"Koordynatorzy grup roboczych wraz z szefami przedsiębiorstw przemysłowych muszą w ramach naszej rady przeanalizować wyniki pierwszego miesiąca, wyeliminować pozostałe przeszkody technologiczne w procesach produkcyjnych" - powiedział na posiedzeniu Komitetu Koordynacyjnego ds. Zaopatrzenia Sił Zbrojnych. „Przypomnę, że zarówno urzędnicy, jak i nadzorujący ich członkowie rządu pozostają osobiście odpowiedzialni za każdy obszar wsparcia specjalnej operacji wojskowej".

Rosja - jak to już bywało w jej historii - kłopoty z zaopatrzeniem wojska tłumaczy też wrogim sabotażem.

Dlatego Duma chce wprowadzić karę dożywocia “za ułatwianie działalności wywrotowej”. Działalnością tą byłaby: „pomoc, zaangażowanie, apele, nakłanianie i finansowanie aktów sabotażu”.

Więc łatwo nie będzie. Ale Rosja wytrzyma nawet 15 lat. Jak Wiktor But. Albo jak ten odznaczony przez Putina kapral, który wyjąkał przerażony obecnością władcy swoją kwestię: „Mimo wszystkich trudności wykonamy zadanie i zniszczymy nazistowską zarazę… Zwycięstwo będzie nasze”.

Około roku 2037.

***

Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?

UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN

Grafika: rozbłysk a w srodku oko (Saurona?)

Rosyjska propaganda: rys. Weronika Syrkowska/OKO.press

Udostępnij:

Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022

Przeczytaj także:

Komentarze