W czwartym tygodniu wojny w Ukrainie propaganda rosyjska coraz częściej wykorzystuje trolling. Nie przekonuje już do swoich racji, ale stara się podważyć zaufanie do relacji drugiej strony. I podnosi kary za publiczne zrównywanie działań ZSRR i Niemiec w czasie II wojny
Nigdy wcześniej Rosja nie prowadziła wojny z krajem, w którym też mówią po rosyjsku. Nie przygotowała się i wpadła w klasyczną pułapkę propagandy: ciągle czemuś zaprzecza. A wiadomo, że zaprzeczać nie wolno, bo to daje efekt odwrotny od zamierzonego.
Na początek dzisiejszego odcinka "GOWORIT MOSKWA" depesza pokazująca, jak zdaniem propagandy MA WYGLĄDAĆ “specjalna operacja w Donbasie”.
Otóż "Ministerstwo Obrony poinformowało, że załodze rosyjskiego śmigłowca Mi-24 w rejonie Dniepru udało się uniknąć bezpośredniego trafienia rakietą wystrzeloną przez wojska ukraińskie".
I dalej: "Według dowódcy wozu bojowego Olega Jesmana grupa Mi-24 miała »oczyścić jedno z ukraińskich lotnisk z desantu spadochroniarzy« ze śmigłowców Mi-8. Podczas lotu nad Dnieprem wystrzelono w nich około 14-15 amerykańskich pocisków Stinger”.
"Stinger leciał prosto na mnie. Odległość była bardzo mała, na podjęcie decyzji był ułamek sekundy. Zdałem sobie sprawę, że muszę jakoś przeżyć” - pilot opowiada, jak błyskawicznym manewrem oszukał rakietę i ta eksplodowała w rejonie ogona helikoptera, oszczędzając kabinę. Śmigłowiec ocalał, “a co najważniejsze, mógł nadal strzelać”:
“Oczyszczenie lotniska zajęło około ośmiu minut. Następnie zbliżyła się grupa desantowa, która wylądowała bez strat (...). Myślę, że w ten sposób wprowadziliśmy zamieszanie wśród żołnierzy wroga”
Obrazek jak z gry komputerowej, nasi wygrali, figurki na ziemi zniknęły.
(to musi w Rosji na razie wystarczyć: konsola do gier Sony PlayStation 5 zniknęła ze sklepów internetowych głównych rosyjskich sprzedawców).
A teraz inny obrazek. Krajobraz znajomy od Władywostoku po Łabę. Reporter moskiewskiej TV stoi przed domem z wielkiej płyt. Budynek ma wyrwę od pocisku – na rogu od 10. pietra w dół. Wokół gruzy, rozwalone samochody. To nie jest gra. Ale i to już widzieliśmy. Zdjęcia zbombardowanych domów z wielkiej płyty jeszcze trzy tygodnie temu budziły grozę, teraz już tylko wściekłość połączoną z bezsilnością.
Reporter moskiewskiej TV wie, że my, odbiorcy, to wiemy. Nie tłumaczy horroru, nie wyjaśnia, jak to w ogóle możliwe, że dom z wielkiej płyty rozwaliła bomba/rakieta.
Skupia się na szczególe: dziura w budynku jest od strony centrum miasta (musimy mu uwierzyć, bo nawet jeśli ktoś zna to miasto w zagłębiu donieckim, to blok jest trudno identyfikowalny). A więc to Ukraińcy strzelali. Widz może nie wierzyć pracownikowi rosyjskiej TV w eleganckiej kamizelce ochronnej i gustownie dobranym hełmie. Ale może choć nabierze wątpliwości?
Że “nie wiadomo, kto strzelał”?
Albo sprawa magazynów z amoniakiem koło Sumów. "Dziś rano doszło do ich rozszczelnienia" - podała RIA Nowosti. Samo “doszło”, bo w depeszy nie ma słowa o toczących się pod miastem walkach. Ale odbiorca mógł już o tych walkach słyszeć. Na scenę wkracza więc sam generał Igor Konaszenkow, rzecznik rosyjskiego MON i ogłasza, że to sami Ukraińcy na złość i w ramach prowokacji rozszczelnili zbiornik.
Jak było, nie dojdziesz. I o to propagandzie chodzi.
A taki prezydent Ukrainy Zełeński to w ogóle nie jest normalnym, samodzielnym politykiem — ogłasza znany z samodzielności Eduard Basurin, rzecznik Milicji Ludowej Donieckiej Republiki Ludowej: „Wielu ekspertów już mówi, że Zełenski nie kontroluje własnych sił zbrojnych, a jedynie udaje. Ktoś inny je kontroluje”.
W sukurs przychodzą wieczorne wiadomości telewizyjne. Osobny materiał (w sobotę) poświęcony jest dekonstrukcji nagrania Zełenskiego z ulicy Kijowa. “Tu się nie zgadza cień na twarzy z oświetleniem tła” - pracownik telewizji sugeruje, że nabranie jest zmontowane.
Ciekawe jest jednak, że pierwszy program rosyjskiej telewizji najwyraźniej zakłada, że jego wielomilionowa publiczność ma już podstawową wiedzę w zakresie obróbki cyfrowych obrazów. Czyżby ludzie rozmawiali o tym, że nagrania z Putinem są zmontowane? Że dokleili go do filmiku ze stewardessami? Że na Łużnikach to był tylko hologram – i coś poszło nie tak, dlatego zerwała im się transmisja?
Odpowiedzią na to może być tylko sugerowanie, że Zełenski też jest hologramem.
Byłeś? Widziałeś? Jesteś pewien, jak jest naprawdę?
Wiadomość o kastrowaniu (wojenna czarna legenda) jest podana w poważnym komunikacie o tym, że prokuratura rosyjska wszczęła śledztwo przeciwko ukraińskiemu lekarzowi, który “wezwał do kastracji schwytanych Rosjan”. Zrobił to w programie lokalnej telewizji i już zdążył za to przeprosić — tłumaczył się nerwami. Ale nic mu to nie pomoże, bo "takie słowa wskazują na prawdziwe intencje”.
Nie można wierzyć Ukraińcom.
Jeśli zaś słyszeliście, jak bohatersko Ukraińcy bronią swojego kraju, to propaganda powie wam: “Ale podobno Ukraińcy walczą na psychotropach”. Według cytowanego wyżej Basurina “wojsko USA od dawna testuje narkotyki tego rodzaju wśród ukraińskich wojskowych i przedstawicieli batalionów narodowych, trudno powiedzieć, do czego mogłoby to doprowadzić”.
Na tę wiadomość powinien specjalnie zwrócić uwagę europoseł Patryk Jaki, autor słynnej nowelizacji ustawy o IPN.
Otóż dziś do trzeciego czytania przeszedł w rosyjskiej Dumie projekt ustawy karzącej grzywną i aresztem (do 15 dni) zrównywanie działania ZSRR i hitlerowskich Niemiec w czasie II wojny światowej.
Porównywanie "celów, decyzji i działań kierownictwa ZSSR, dowództwa i personelu wojskowego ZSSR do celów, decyzji i działania kierownictwa nazistowskich Niemiec, dowództwa i personelu wojskowego nazistowskich Niemiec i państw europejskich »Osi« w czasie II wojny światowej, a także zaprzeczenie decydującej roli narodu sowieckiego w klęsce nazistowskich Niemiec i humanitarnej misji ZSRR w wyzwoleniu krajów europejskich" jest zakazane.
Dlaczego 80 lat po II wojnie zaostrzać taki zakaz? Bo kampania z nazywaniem Ukrainy “nazistowską” uderzyła rykoszetem we władze współczesnej Rosji?
I nie da się mówić, że Ukraińcy są jednak bardziej “nazistami” niż Putin? Więc trzeba karać i aresztować?
Mieszkaniec Krasnodaru, który splunął na transparent z literą Z, został ukarany grzywną w wysokości 30 tys. rubli na podstawie artykułu o dyskredytacji Sił Zbrojnych Rosji. 6 marca mężczyzna urodzony w 1990 roku splunął na uliczny transparent z napisem „Z – własnych nie zostawiamy”. W sądzie stwierdził, że w ten sposób wyraził swój stosunek do operacji specjalnej na Ukrainie.
Drobny szczegół: ustawa o fake newsach, na postawie której ukarany został mężczyzna plujący na Z, już od 5 marca przewiduje do 15 lat więzienia za krytykowanie działań armii rosyjskiej w Ukrainie. Ale dziś ogłoszono, że ustawa zostanie rozszerzona i obejmie krytykowanie rosyjskich działań za granicą w ogóle, a nie tylko wojskowych.
Co zatem JESZCZE krytykują Rosjanie?
Każda z zacytowanych tu wiadomości — z wyjątkiem tej o bohaterskich śmigłowcach — jest odpowiedzią na coś, co ludzie już wiedzą skądinąd. Propaganda mówi: “To nieprawda, że...”
Potwierdza więc nasze podejrzenia: nawet jeśli Rosjanie twierdzą, że informacje czerpią z głównie telewizji, to przecież mają też inne źródła pewnych informacji.
Rozmawiają z wnukami, dziećmi, słyszą rozmowy w sklepie, na rynku. Nikt nie jest tak głupi, żeby się do tego przyznać ankieterowi oficjalnej pracowni badawczej. Ale jeśli popyt na usługę VPN-y pozwalającą obejść rosyjskie blokady Instagrama, Facebooka i Twittera, wzrósł w ciągu dwóch tygodni prawie o połowę, to coś jest na rzeczy.
Nie chodzi tylko o cyfrowe zasięgi: sieć komputerowa działa w sieci społecznej, która już nie potrzebuje VPN do przekazywania niezależnej informacji.
TASS ostrzega: “Pobieranie i instalowanie usług VPN z niezaufanych źródeł może stanowić zagrożenie dla danych osobowych użytkowników. Poinformowała o tym TASS dyrektor Centrum Pomocy Prawnej Obywatelom w Środowisku Cyfrowym Ludmiła Kurowskaja”.
Władza nie kontroluje przekazu. Rzuciła więc na swój własny kraj bombę dezinformacyjną. Taką sama, jakiej Rosja użyła wcześniej przeciw Wielkiej Brytanii w związku z Brexitem i na USA w czasie wyborów 2016 r. Propaganda zrobiła to Rosji w momencie, gdy społeczeństwo rosyjskie staje przed najgłębszym kryzysem gospodarczym od wielu lat, jak nie dziesięcioleci.
Bomba dezinformacyjna niszczy zaufanie, rwie więzi społeczne w momencie, gdy będą one najbardziej potrzebne.
Pogłębi kryzys w sposób, którego spadek PKB nie pokaże, ale przez co wychodzenie z dołu będzie kiedyś trudniejsze i będzie więcej kosztować w żywej gotówce.
Tak źle wiedzie się Rosji na tej wojnie.
Rosjanie rozwalają u siebie relacje społeczne i posypują solą, żeby nic na tym miejscu nie wyrosło. Ale ich działania mają też inny, niezamierzony efekt: budują więzi po drugiej stronie frontu. Oto relacja moich najbliższych, którzy dostarczają mi dobrych wiadomości, widząc, jak grzęznę w rosyjskiej propagandzie.
Od początku napaści Rosji na Ukrainę śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami? Nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziesz pod tym tagiem.
“Pojechałam do Nadarzyna, do hali Expo, zawieść jedzenie dla uchodźczych zwierzaków, bo przecież one też tam potrzebują wsparcia. Zobaczyłam zdezorientowaną ekipę: przyjechali spod Radomia, przywieźli obiady dla kilkunastu osób. Dla uchodźców. Bo przecież jest niedziela, porządny obiad trzeba zjeść. Ale w Expo obiadów nie potrzebowali, wszystko tam mają ogarnięte. Odesłali radomiaków na Dworzec Zachodni.
Ludzie z obiadem stanęli skonsternowali. Bo przecież obiad wystygnie. Więc pytam: a może Państwo do nas je zawieziecie. My gościmy kilka rodzin z dziećmi w naszej pracowni konserwatorskiej" - mówi moja informatorka.
“A gdzie to”? - spytali
“A 20 minut stąd”.
“No to jedziemy. Tylko pani da znać, że gorący obiad jedzie”.
Dojechaliśmy.
Kilka ukraińskich matek, my i ekipa z Radomia przystąpiła bez słowa do realizacji zadania bojowego, od którego naprawdę zależy istnienie Wszechświata: żeby dzieci zjadły obiad, póki ziemniaki są ciepłe.
20 porządnych obiadów: ziemniaki, marchewka, sos pieczarkowy, kotlety schabowe. I osobno kotlety z kurczaka dla dzieci. Wszystko gorące, w garnkach zawiniętych w koce.
A potem ekipa z Radomia zabrała się z garnkami do domu. Bardzo im dziękowaliśmy, wspaniali ludzie! Nasi Ukraińcy byli lekko oszołomieni, my zresztą też. I z tego wszystkiego nawet nie spytaliśmy ich o nazwiska, a oni o nasze" - mówi moja informatorka.
I z tym Państwa zostawiam.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze