0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Herezja ruskiego miru

Ukraina broni się przed rosyjską agresją. Wielkoruska narracja historyczna o "ruskim mirze" i idącej za tym konieczności zjednoczenia ziem, których kolebką miałaby być dawna Ruś Kijowska, blednie w obliczu destrukcji, jaką Rosjanie przynoszą na te ziemie.

Przeczytaj także:

O fałszywych przesłankach fantazji o świętej Rusi i instrumentalnym oraz ideologicznym wykorzystaniu wspólnotowych korzeni prawosławia piszą w antywojennym liście otwartym uczeni, zajmujący się tematem prawosławia oraz sami przedstawiciele kościołów prawosławnych.

Sprzeciwiają się „herezji ruskiego miru i haniebnym działaniom rządu rosyjskiego, który rozpętał wojnę przeciwko Ukrainie. Wojna ta opiera się na nikczemnej i nieuzasadnionej doktrynie głoszonej przez Rosyjską Cerkiew Prawosławną".

Piszą: "Odrzucamy ją jako głęboko nieortodoksyjną, niechrześcijańską i wrogą człowiekowi (…). Tak jak Rosja napadła na Ukrainę, tak Patriarchat Moskiewski Patriarchy Cyryla napadł na Kościół Prawosławny (jak to miało miejsce w Afryce), powodując podziały i spory, które nie tylko prowadzą do nieopisanych ofiar, ale także zagrażają duszom ludzkim i zbawieniu wiernych”.

Sojusz tronu i ołtarza trwa w Rosji w najlepsze, Cyryl popiera wojnę, ale niektórzy kapłani mają odwagę mówić o bratobójczej walce, za którą pełną odpowiedzialność ponosi Rosja. Diakoni i ojcowie wielu rosyjskich parafii wystosowali antywojenny apel, a najgłośniejsza w tym kontekście była sprawa o. Ioanna Burdina z parafii w maleńkiej wsi Karabanowo, położonej 30 km od Kostromy nad Wołgą, ukaranego grzywną za rozprzestrzenianie fake’ów.

Jak podają aktywiści organizacji Setevye Svobody, broniącej wolności internetu w Rosji, według protokołu, miał on w obecności dziesięciorga parafian: „wmawiać wiernym Cerkwi informację o obecności wojsk Federacji Rosyjskiej na Ukrainie, obstrzałach miast Ukrainy (Kijowa, Odessy, Charkowa i in.), zabijaniu mieszkańców Ukrainy (braci i sióstr w Chrystusie), a także agitować na stronie internetowej”.

Burdin informuje na stronie parafii, że spotkał się z bardzo licznymi wyrazami wsparcia, a oddolna zbiórka na pokrycie kosztów mandatu zakończyła się niezwykle szybko.

Rysy na monolicie

Kremlowska propaganda sili się na wszystkie możliwe sposoby, aby pokazać monolityczny obraz narodu rosyjskiego, który popiera wojnę w Ukrainie. Wizerunkowa kampania z wykorzystaniem symbolu tej agresji, litery Z, uderza w najniższe tony, wikłając w to nawet dzieci. Tymczasem rys i pęknięć na tym wizerunku z każdym dniem przybywa.

W kontekście wychowawczym i edukacyjnym głos obywatelskiego oporu zabrał młody nauczyciel geografii, który w poście na Instagramie napisał: „Żyć trzeba tak, żeby sumienie nie męczyło. Niedawno w szkole powiedziano mi: Nie może pan mieć żadnych poglądów, poza oficjalnymi, państwowymi. Więc tak. Mam swoje zdanie! I nie tylko ja. Wielu nauczycieli ma swoje zdanie. I wiecie co? Ono zdecydowanie nie pokrywa się zdaniem państwa. Nie chcę być zwierciadłem państwowej propagandy, jestem dumny, że już nie boję się o tym pisać, jestem dumny z tego, że jestem nauczycielem! Mnie moje sumienie nie męczy. Uwielbiam absolutnie wszystkich uczniów, których miałem, mam i będę miał”. Kamran Manafły dostał ultimatum od dyrekcji moskiewskiej szkoły, w której pracował: miał albo usunąć post, albo zostać zwolnionym. Wybrał drugą opcję.

Rosyjscy nauczyciele także zbiorowo wyrażali sprzeciw w odezwie, którą podpisało już prawie 5 tys osób:

„Wojna z Ukrainą, która rozpoczęła się w nocy 23 lutego, nie jest naszą wojną. Inwazja na Ukrainę rozpoczęła się w imieniu obywateli Rosji, ale wbrew naszej woli. Jesteśmy nauczycielami, a przemoc jest sprzeczna z istotą naszego zawodu. Nasi uczniowie będą ginąć w ogniu wojny. Wojna nieuchronnie pogłębi problemy społeczne naszego kraju. Popieramy protesty antywojenne i domagamy się natychmiastowego zawieszenia broni”.

Dwa słowa

Indywidualne gesty oporu przeplatają się w Rosji z tymi kolektywnymi. OWD-info podaje, że od 24 lutego rosyjskie resorty siłowe zatrzymały już prawie 15 000 obywateli, wciąż protestujących przeciwko inwazji na Ukrainę. Zatrzymywano osoby z niebieskimi, żółtymi i zielonymi wstążkami we włosach, z pustymi kartkami, czy tymi z napisem „dwa słowa”. Na filmie z protestu 13.03, jedna z demonstrantek pyta retorycznie kamerzystę „jak Pan myśli, jeśli tu po prostu powiem dwa słowa, aresztują mnie za to, czy nie?”. Niemal w tym samym momencie podbiega do niej grupa policjantów, a korespondent odpowiada: „Już Panią zatrzymują”.

Takich sytuacji każdego dnia jest w Rosji dużo, to małe rysy na spójnym wizerunku. Wszyscy jednak najbardziej wypatrują dużych pęknięć w samym środku machiny propagandowej, dlatego taki rezonans miał protest Mariny Owsiannikowej, jednej z dotychczasowych producentek treści agitacyjnych w rosyjskiej telewizji publicznej. Ona pojawiła się na wizji programu na żywo z plakatem, na którym było m.in. napisane „Jesteście okłamywani”.

Za ilustrację, jak system może kawałek po kawałku zjadać własny ogon, służy dalsza część wspomnianego wyżej filmu o dwóch słowach. Korespondent, przyglądając się akcji gwałtownego zatrzymania anonimowej uczestniczki protestu na Placu Czerwonym, mówi: „Szaleństwo!”, po czym podchodzi do niego inna młoda kobieta i pyta „Pan filmuje tylko opozycjonistów? Tak? A tych, kto ma inne zdanie też? A tych, kto nie wychodzi na protesty i uważa, że specjalna wojenna operacja, którą rozpoczął nasz kraj… czy takich też Pan filmuje?”. Po pozytywnej odpowiedzi filmującego słyszymy już tylko słowa kobiety „Odpowiada mi….”, po czym policja zatrzymuje także ją, zwolenniczkę wojny.

Wojna z Ukrainą to przestępstwo

Nie tylko Owsiannikowa zabrała głos w sprawie, wykorzystując swoją pozycję zawodową. Innym przykładem jest wypowiedź kapitana linii lotniczych Pobieda, który po lądowaniu w Turcji wygłosił szybki manifest antywojenny: „Drodzy przyjaciele, mówi kapitan samolotu, witamy w Antalyi. Dziękuję, że wybrali Państwo Pobiedę (…). Wszystkiego dobrego i przyjemnego wieczoru. Chciałbym też dodać osobiście, od siebie, na temat dzisiejszej sytuacji politycznej. Uważam, że wojna z Ukrainą to przestępstwo i myślę, że dowolny rozsądnie myślący obywatel zgodzi się ze mną. [oklaski] I zrobi wszystko, co możliwe, żeby zatrzymać to natychmiast. Nie chcemy tej wojny”.

Wypowiadają się więc nie tylko przedstawiciele inteligencji, feministki, czy mniejszości, ale także osoby, którym w putinowskiej Rosji nie żyło się najgorzej. Do nich należy bez wątpienia Wieronika Biełocerkowska, blogerka, influencerka, właścicielka lifestylowego portalu sobaka.ru. Jest ona jedną z trzech pierwszych osób, sądzonych z artykułu o fake’ach za to, że na swoim Instagramie „dyskredytowała organy władzy państwowej oraz siły zbrojne Federacji Rosyjskiej”.

Biełocerkowska mieszka na co dzień we Francji, dlatego nie zaprzestała publikacji, nawet po wszczęciu wobec niej sprawy karnej. Zapytana przez dziennikarkę Nowej Gaziety, dlaczego akurat wobec niej wszczęto sprawę, odpowiada, z pozycji dobrze sytuowanej bizneswoman: „Przeciętnemu obywatelowi trudno wyobrazić sobie większego antagonistę. Wszyscy są przyzwyczajeni do jakichś tam krzyków protestu, a tu siedzi taka na Lazurowym Wybrzeżu, pokazuje ostrygi, foie gras, dawno już jej nie ma i - jak wszyscy twierdzą - zarabia także na Rosjanach. (...) I ona ma jeszcze czelność wykrzykiwać coś stamtąd, z tego bogatego i pięknego życia z prowansalskimi zaułkami”.

"Nie mamy prawa pozostawać bezczynni"

Rosyjskie protesty nie są jednak prowokowane przez piątą kolumnę, jak chciałby tego Putin. Zwolniony z pracy za „własne poglądy” nauczyciel geografii podkreśla w swoich wypowiedziach, że jego miłość do Rosji nigdzie nie przepadła i że nie chce wyjeżdżać z kraju, który dał mu wykształcenie i pracę. Także Owsiannikowa nie planuje wyjazdu, przynajmniej na razie. Kamran Manafły, chciałby jednak widzieć Rosję inną, być może taką z manifestu inicjatywy Prawdziwa Rosja, współtworzonej przez emigrantów, Borisa Akunina, Michaiła Barysznikowa i Siergieja Gurijewa. W swojej akcji charytatywnej, w której zbierają przede wszystkim fundusze dla uchodźców z Ukrainy, tworzą również wizję Rosji przyszłości:

„Prawdziwa Rosja jest większa, silniejsza i trwalsza niż Putin. Ta Rosja żyje i przeżyje go. Dyktator toczy wojnę nie tylko z Ukrainą, ale także z większą częścią własnego kraju. Tłumi przyszłość Rosji”.

Ich uprzywilejowana pozycja społeczna daje możliwość działania w sprawie pomocy humanitarnej na szeroką skalę, a przy okazji starają się, aby ich działania wpływały na wizerunek Rosjan na świecie: „my wszyscy, którzy mówimy po rosyjsku i należymy do rosyjskiego świata kultury, również odczuwamy ten cios. Samo słowo »rosyjski« stało się toksyczne. Większość z nas jest daleko od tego konfliktu i od Rosji. Być może nie jesteśmy w stanie powstrzymać tego koszmaru, ale nie mamy prawa pozostawać bezczynni. (…)

Udowodnijmy reszcie świata, że Putin nie mówi i nie działa w imieniu wszystkich Rosjan. Udowodnijmy też sobie samym, że jesteśmy zdolni do realnych, konkretnych działań, a nie tylko do słów.

Pomóżmy naszym ukraińskim przyjaciołom. (…) Rosjanie całego świata, zjednoczcie się przeciwko wojnie!”.

„Nie strzelajcie, nie milczcie”

Nie tylko świat kultury wysokiej chce innej Rosji, chce jej także świat ludzi pracy i reprezentujące go środowiska lewicowe. W manifeście kolacji Socjalistów przeciwko wojnie przeczytamy m.in.:

„Ta władza składała obietnicę pokoju i stabilności, a w rezultacie doprowadziła kraj do wojny i katastrofy gospodarczej. Kremlowska propaganda próbuje nas przekonać, że cały naród jest zjednoczony wokół władzy. A o pokój walczą żałośni renegaci, prozachodni liberałowie i najemnicy wroga zewnętrznego. Jest to kłamstwo, którego nie da się obronić.

Tym razem kremlowscy starcy są w mniejszości. Większość Rosjan nie chce bratobójczej wojny, nawet ci, którzy nadal ufają rosyjskiemu rządowi.

(…) Wciąż mają nadzieję, że to, co się dzieje, nie jest wojną, a tym bardziej wojną agresywną (…). Straszne zdjęcia brutalnych bombardowań i ostrzeliwania miast wkrótce zniszczą te mity. A wtedy nawet najbardziej lojalni wyborcy Putina powiedzą: nie daliśmy wam zgody na tę niesprawiedliwą wojnę!”.

Zdjęcia, o jakich piszą lewicowi działacze, docierają coraz szerzej, także dzięki kulturze popularnej i mimo blokad Roskomnadzoru. Zemfira, jedna z gwiazd rosyjskiego popu, w swoim ostatnim klipie do piosenki „Nie strzelajcie” zamieściła fragmenty nagrań z ataków wojsk rosyjskich na ukraińskie domy cywilne, a także urywki z brutalnych policyjnych zatrzymań na protestach w rosyjskich miastach. Zemfira śpiewa „Nie milczcie w tej kruchej ciszy, Zginę, nie milczcie”, dając tym samym do zrozumienia, że każde świadectwo oporu, nawet słabego, jest teraz ważne.

;
Katarzyna Roman-Rawska

Badaczka współczesnej literatury i kultury rosyjskiej oraz ich związków z polityką. Socjolożka, tłumaczka. Pracuje w Instytucie Slawistyki PAN.

Komentarze