Zainteresowanie 70-letnich współpracowników Putina tym, co młodzież ogląda w internecie, jest zastanawiające. Przypomina to czasy dawno minione, gdy propaganda PRL miała niby wszystko w ręku, a i tak skupiała się głównie na tym, co powiedziała nielegalna Wolna Europa
Dziś mieliśmy w Moskwie wielkie święto - koncert na Łużnikach dla uczczenia rocznicy powrotu Krymu do macierzy. Oficjalnie - 200 tys. widzów (więcej niż w czasie Mundialu w 2018 roku!, chwaliła się propaganda), mnóstwo rosyjskich flag jak spod igły i tłum skandujący “RO-SI-JA". Rosyjskie piosenki popularne w latach 50. w nowej aranżacji. Wszystko w godzinach pracy w piątek.
"Urodziłem się w Sowieckim Sojuzie/ Zrobiono mnie w ZSSR" - śpiewał Oleg Gazmanow (ur. 1951). Telewizja pokazała, że publiczności się to podobało.
Przybył sam Władimir Putin i “zwrócił uwagę na heroizm rosyjskiego wojska podczas operacji na Ukrainie”. Oraz zacytował Pismo Święte („Przychodzą mi na myśl słowa z Pisma Świętego: »Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich«” [J 15,13-17]). Poza tym powoływał się na kanonizowanego w 2000 roku XVIII-wiecznego rosyjskiego admirała Fiodora Uszakowa.
Niestety, siły wyższe nie przyszły z pomocą i przemówienie Putina zostało nagle przerwane: "Z powodu awarii technicznej" — wyjaśnił rzecznik Putina. Ale w wieczornej retransmisji w pierwszym programie państwowej TV wszystko wyglądało już w porządku. Po przemówieniu Putina tłum skandował "PU-TIN" i "RO-SI-JA".
Na pewno nie było na tej widowni mieszkającego pod Moskwą piosenkarza Igora Lewczenki. Urodzony w Ukrainie 25-letni Lewczenko został 18 marca aresztowany za “działalność ekstremistyczną” w postaci posta na Instagramie, w którym potępił wojnę.
Według śledczych, filmik z pierwszego dnia wojny z piosenką Lewczenki „zawiera oznaki nawoływania do nienawiści i wrogości wobec rosyjskich żołnierzy z groźbą przemocy. Film obejrzała nieokreślona liczba użytkowników. Podczas przesłuchania mężczyzna w pełni przyznał się do winy” - podała prokuratura.
Jednostkowej sprawie Lewczenki propaganda przeciwstawiła wielkie telewizyjne show z dziesiątkami artystów oraz wysokich urzędników i dziennikarzy, którzy przekonywali, że warto cierpieć za Rosję. Propaganda ogłosiła sukces. Przecież publiczność dobrze bawiła się przy wojennych piosenkach ze wszystkich rosyjskich wojen. Zachwycała się słowami Putina o rosyjskich bohaterach — wreszcie można mówić o tym, jak bohaterscy rosyjscy żołnierze własnymi ciałami zasłaniają kolegów.
Ale rosyjska propaganda nie ma tak naprawdę poczucia sukcesu. Jest raczej wściekła, że przegrywa wojnę informacyjną.
Ogłoszona nam przed kilku dniami “Wojna Zachodu z Rosją” jest bowiem wojną informacyjną i gospodarczą. I przypomnijmy to, co udało nam się w cyklu GOWORIT MOSKWA odkodować: ta wojna nie ma związku ze “specjalną operacją wojenną w celu obrony Donbasu”. Zachód swoją wojnę przeciw Rosji “zaplanował wcześniej” i “długo” się do niej szykował.
Ustaliwszy, na jakiej jest wojnie, propaganda rosyjska w ostatnich dniach uruchamia już cały arsenał opowieści i oskarżeń Zachodu o najgorsze zbrodnie. Domaga się gromkiego skandowania "RO-SI-JA".
Niestety, jest to arsenał z lat 80. XX wieku, czyli arsenał imperialny.
Składa się z opowieści o knowaniach “zbiorowego Zachodu", wrogich zamiarach zbiorowych podmiotów, krzywdach, wojskach, urazach i skutkach gospodarczych na wielką skalę. I wspomnieniach dawnych bitew.
Naprzeciwko tego staje jeden człowiek i w akcie najwyższego bohaterstwa opowiada przed kamerą, jak w Irpieniu pod Kijowem zginęła jego żona i dwójka dzieci. I jak dowiedział się o tym, rozpoznał ich ciała na zdjęciach w internecie.
Dziennikarce CNN załamuje się głos. I już. Cały dzień rosyjskich komunikatów znika jak śnieg w marcu.
Rosyjska propaganda nie umie na to zareagować. Cały czas wydaje z siebie mechaniczne odgłosy: "Rosyjskie Siły Zbrojne kontynuują realizację swoich celów poprzez ewakuację ludności cywilnej”.
Proszę zwrócić uwagę na język tego komunikatu: są siły zbrojne, ludność i cele. Nie ma ludzi. Dlatego ta imperialna narracja przegrywa z relacją jednego człowieka.
To budzi furię. Wczorajszy (17 marca) swój program publicystyczny w I programie rosyjskiej telewizji słynny putinowski dziennikarz Władymir Sołowiow zaczął od wściekłej tyrady na Zachód, na to, że nie docierają do niego argumenty Rosji. To było tak emocjonalne nawet jak na Sołowiowa, że zaczęłam się dziwić, że nikt z obecnych w studiu nie biegnie prowadzącemu na pomoc (ale może głupio się dziwiłam — w studiu w roli ekspertów obsadzeni byli sami mężczyźni, co czyniło tę emocjonalną scenę jeszcze bardziej straszno-śmieszną).
Mam przed oczami te dwie sceny: spokojna opowieść ofiary i furię możnowładcy. Moim zdaniem oddają one istotę tej wojny. Z jednej strony — relacja, z drugiej — kazanie o piekle. Z jednej strony — człowiek, z drugiej — wielka historia, dla której los jednostki nie ma znaczenia.
Współczesne media — poza tym, że, jak twierdzi rosyjska propaganda, są narzędziem amerykańskiego imperializmu — lepiej nadają się do przekazywania historii jednego człowieka niż panoramicznych opowieści o tysiącletniej Rusi. I dlatego 25-letni piosenkarz z króciutkim antywojennym filmikiem na Instagramie jest taki groźny, że trzeba go zamknąć.
Sama na to wpadłam, ale chwile później przyznał mi rację sam szef wywiadu rosyjskiego, 68-letni Siergiej Naryszkin (ten, którego kosztem bawił się cztery tygodnie temu Putin przy uchwalaniu uznania niepodległości “republik donieckich”), 71-letni szef MSZ Siergiej Ławrow, a na koniec cała Duma.
Deputowani do Dumy Państwowej rozpoczęli bowiem pracę nad kolejnymi przepisami zaostrzającymi kary "za rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji" o sytuacji w Ukrainie. Dziś (do dwóch tygodni) za “rozpowszechnianie” grozi w postępowaniu administracyjnym ogromna grzywna, a w karnym — od 15 lat więzienia.
Mało? Widać mało.
“Internet stał się integralną częścią codziennego życia naszych obywateli, 74 proc. Rosjan według najnowszych danych VCIOM 7 używa go prawie codziennie, a internetowa publiczność jest młodsza od tej, do której trafiają tradycyjne media”. „Nie trzeba chyba mówić, że konkurencja w przestrzeni cyfrowej jest ostra, dlatego stosuje się tam różne chwyty. Opinia profesjonalistów, którzy cenią sobie swoją reputację, często tonie w pośpiesznie wymyślanych amatorskich treściach”. Według Naryszkina „tylko wysiłki wszystkich zainteresowanych stron mogą przeciwstawić się tym destrukcyjnym zjawiskom”.
Siergiej Ławrow skarżył się dziś, że media społecznościowe nie trzymają się reguł znanych mu z mediów analogowych: “Waszyngton przemawia do naszych dzieci, ponieważ Tik-Toka i innych platform używają bardzo młodzi ludzie. »Intencją jest upranie im mózgów na całe życie. To jest nieuczciwe i niegodne. Jeśli chcesz brać udział w rywalizacji informacyjnej, jeśli tworzysz rywalizację informacyjną między mediami, to muszą być jakieś zasady«” - powiedział minister.
Naryszkin zaś zwrócił uwagę na potrzebę “kompetentnych liderów opinii, którzy potrafią mówić o skomplikowanych sprawach językiem zrozumiałym dla szerokiego grona odbiorców, gotowi wyjaśnić przyczyny bieżących wydarzeń, ich tło historyczne i znaczenie”.
Niestety, mówienie o skomplikowanych sprawach językiem zrozumiałym jest bardzo trudne — i nie wychodzi za pierwszym podejściem. W 23. dniu wojny propaganda dalej posługuje się językiem abstrakcyjnych pojęć — ignorując doświadczenie jednostkowe.
Rosjanie podobno popierają to wszystko. Ale w skali makro. Na stadionie.
W skali mikro — kto z Państwa, będąc w Rosji, na pytanie ankietera odważyłby się powiedzieć, że mu się nie podoba polityka Naczelnego Wodza? Ja nie. Więc nie dziwię się, że 74,6 proc. ankietowanych Rosjan aprobuje działania Putina, a ufa mu 77,4 proc. (wiadomość z dziś).
Ale prawdziwe sondaże robi się np. w sklepie.
Dziś rzecznik Putina Dmitrij Pieskow przekonywał, że nie trzeba robić zapasów. “Nie ma absolutnie potrzeby biegać do sklepu i kupować papieru toaletowego, kaszy gryczanej, cukru”.
Podobnie przewodnicząca Rady Federacji Walentina Matwijenko wezwała Rosjan, aby "w panice nie kupowali kaszy gryczanej i cukru".
Apele te powtórzyła rosyjska telewizja w wieczornym piątkowym dzienniku. Z tym samym przekonaniem, z jakim mówi o "nazistach" w Ukrainie i o szczęściu wyzwolonych na wschodzie Ukrainy Rosjan.
“Konieczne jest, aby ludzie zrozumieli, że muszą pracować spokojnie i nie wpadać w panikę” - powiedziała Matwijenko.
Ciekawe, czy ludzie zrozumieją.
PS. W przyszłym tygodniu Rosja zablokuje Youtube. Miała zrobić to wcześniej, ale najpierw trzeba było zablokować Instagrama — RIA Novosti dowiedziała się tego ze źródeł zbliżonych do RosKomNadzoru, telekomunikacyjnego cenzora. TikTok wprowadził tymczasowe ograniczenia na publikowanie treści i transmisje na żywo z Rosji. Twitter i Facebook są od dawna zablokowane, ale nadal można z nich korzystać, jeśli ma się VPN. Z tym też Rosja walczy, ale ta walka przypomina to, co dzieje się na froncie w Ukrainie. Kilka kroków do przodu, kilka do tyłu.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze