0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid ZuchowiczDawid Zuchowicz

Profesor Jan Grabowski oraz prof. Barbara Engelking – dwoje historyków i znanych badaczy Zagłady – zostało kilka miesięcy temu pozwanych za jeden akapit z książki naukowej "Dalej jest noc", która opisuje zagładę Żydów na polskiej prowincji.

Z powództwem cywilnym wystąpiła 79-letnia Filomena Leszczyńska, której stryj – sołtys wsi Malinowo w powiecie Bielsk Podlaski – został zdaniem kobiety przedstawiony w książce w niekorzystnym świetle.

Leszczyńska uznała, że nie jest prawdą, że jej stryj, Edward Malinowski, sołtys wsi Malinowo, handlował z Żydówką Esterą Drogicką i że nieprawdziwe jest podane w książce „Dalej jest noc” stwierdzenie Estery, że był on współodpowiedzialny za wydanie Niemcom grupy Żydów ukrywających się w okolicznych lasach.

W procesie wytoczonym naukowcom Leszczyńską wspierała Reduta Dobrego Imienia – współfinansowana przez rząd organizacja, promująca wizję przeszłości zgodną z polityką historyczną PiS. Leszczyńska żądała 100 tys. zł odszkodowania i przeprosin w mediach.

Pierwszy wyrok z 9 lutego 2021 nakazywał historykom przeproszenie Leszczyńskiej za podanie nieścisłych informacji. Jednak 16 sierpnia Sąd Apelacyjny uznał pozew za nieuzasadniony i oddalił powództwo w całości.

"Ingerencja w badania naukowe nie jest zadaniem dla sądów – orzekł sąd".

"Wyrok przyjmujemy z wielką radością i satysfakcją, tym bardziej, że wynik naszego procesu ma zasadnicze znaczenie dla całej społeczności polskich badaczy, a szczególnie dla historyków zajmujących się historią Zagłady" – napisali we wspólnym oświadczeniu naukowcy.

Przeczytaj także:

Ustalenia historyka nie powinny podlegać kontroli sądu

W ustnym uzasadnieniu sędzia Joanna Wiśniewska-Sadomska stwierdziła, że trzeba rozróżnić prawo do dobrej pamięci o osobie zmarłej – z czym łączy się obowiązek osób trzecich do respektowania czci osoby zmarłem – a z drugiej strony prawo do pamięci prawdziwej, z którego wynika obowiązek podawania prawdziwych informacji dotyczących życia działalności zmarłej.

Jak mówiła, w niniejszej sprawie doszło do kolizji pomiędzy prawem do dobrej pamięci o zmarłym, a takimi wartościami jak wolność badań naukowych, swoboda debaty publicznej o wydarzeniach z przeszłości i swoboda wypowiedzi innych osób, w tym świadków historii.

Zdaniem Sądu Apelacyjnego sąd pierwszej instancji trafnie zwrócił uwagę, że nie jest rolą sądu rozstrzyganie o kwestiach sporów historycznych czy wynikach badań naukowych, jednak nie wyciągnął z tych słów "należytych wniosków".

"Nie jest przedmiotem postępowania sądowego ocena metodologii przeprowadzonych badań historycznych, krytyka źródeł historycznych czy weryfikacja tych źródeł, a tym samym ocena warsztatu historyka" – mówiła Wiśniewska-Sadomska.

Według Sądu Apelacyjnego,

gdyby sąd rozstrzygał o wiarygodności historycznych źródeł czy też narzucał historykom na jakich źródłach powinni dokonywać swoich ustaleń i które z tych źródeł większym stopniu zasługują na wiarę, to takie działania stanowiłyby "niedopuszczalną formę cenzury i ingerencję w swobodę pracy badawczej i pracy naukowej".

"Jeśli zatem w ramach przeprowadzonych badań historyk zgromadzi określony materiał źródłowy, podda krytycznej ocenie zgodnie z warsztatem historycznym i w oparciu o zgromadzone źródła ustali określone fakty, to takie ustalenia nie powinny co do zasady podlegać kontroli sądu" – uzasadniała sędzia.

Według sądu jedyna sytuacja, gdzie dopuszczalna byłaby ingerencja, to sytuacja "oczywistej nieprawdy", "wynikająca za złej woli i przekłamania historycznego".

Taka sytuacja, zdaniem sądu, nie miała miejsca w niniejszej sprawie.

"Sala sądowa nie jest właściwym miejscem do prowadzenia debaty historycznej" – stwierdziła sędzia Wiśniewska-Sadomska.

"Podanie nieścisłych informacji"

Przypominamy przebieg zdarzeń w tej sprawie.

Dwoje pozwanych to prof. Barbara Engelking z Polskiej Akademii Nauk, autorka rozdziału w „Dalej jest noc”, w którym znalazła się wzmianka o stryju Filomeny Leszczyńskiej, oraz prof. Jan Grabowski, profesor Uniwersytetu w Ottawie, redaktor tomu. Oboje są znanymi i cenionymi w świecie specjalistami.

9 lutego sąd pierwszej instancji orzekł, że naukowcy mają przeprosić za nieścisłość zawartą w "Dalej jest noc". Był to pierwszy wyrok w sprawie naukowców, którzy badają przebieg Zagłady Żydów na okupowanych ziemiach polskich podczas II wojny światowej.

Engelking i Grabowski mieli na stronie Instytutu Badań nad Holokaustem umieścić oświadczenie, w którym przepraszają Filomenę Leszczyńską, bratanicę opisanego w „Dalej jest noc” Edwarda Malinowskiego, za „naruszenie jego czci” poprzez „podanie nieścisłych informacji” o tym, że w czasie wojny ograbił Żydówkę i przyczynił się do śmierci Żydów, którzy ukrywali się w lesie. Takie oświadczenie mają też wysłać w liście do Leszczyńskiej. W następnych wydaniach książki fragment o Malinowskim miał być zmieniony.

OKO.press dotarło do uzasadnienia tego wyroku. Sąd stwierdził w nim, że „przypisywanie narodowi polskiemu odpowiedzialności za Holocaust” potencjalnie narusza dobro osobiste każdego Polaka. Nie ma zatem powodu, aby dowolna osoba prywatna nie pozwała w trybie cywilnym dowolnego historyka, który pisze o zabijaniu przez Polaków Żydów w czasie wojny – niezależnie od tego, jak to jest udokumentowane (o tym napiszemy niżej).

Co prawda, sąd nie zastosował tego rozumowania w sprawie Filomeny Leszczyńskiej – ale tylko dlatego, że z treści zeznań wynikało, iż akurat nie „wiązała ona naruszenie przysługujących jej wartości niemajątkowych z prawem do dumy i tożsamości narodowej”.

Krótko mówiąc, z zeznań Leszczyńskiej wynikało, iż czuła się obrażona bardziej jako siostrzenica sołtysa Malinowskiego, a nie jako Polka. Sąd jednak uznał, że taki pozew byłby uprawniony.

Jak pisaliśmy, sąd wypowiedział się również w sprawie faktów historycznych. Wprawdzie w sentencji wyroku znalazło się zdanie: „Podkreślić należy, że do kognicji sądu powszechnego nie należy rozstrzyganie sporów o charakterze historycznym”, ale równocześnie sędzia oceniła wiarygodność źródeł historycznych, na których opierali się – pisząc o sołtysie Malinowskim – prof. Engelking i prof. Grabowski.

W istocie więc sąd rozstrzygnął tutaj spór historyczny, co więcej – obszernie się wypowiadając na ten temat. sąd ocenił, że dwoje zawodowych historyków z tytułami profesorskimi źle zinterpretowało informacje źródłowe, fragment dotyczący Malinowskiego „nie znajduje pokrycia w faktach”, a więc mogą oni odpowiadać za to prawnie.

Sąd oceniał także wiarygodność źródła historycznego, oceniając składane po wojnie relacje Ocalonej z Zagłady — uznając część jej relacji za zawierającej „twierdzenia niezasadne”.

Efekt mrożący dla historyków

Proces był szeroko komentowany. Badacze obawiali się, że niekorzystny wynik w sprawie odstraszy kolejnych naukowców przed rzetelnymi badaniami. Szczególnie dotyczy to tematu stosunków polsko-żydowskich w trakcie II wojny światowej.

Prof. Engelking pisała na łamach OKO.press:

„Celem tego rodzaju procesów jest przede wszystkim podważanie wiarygodności i kompetencji pozywanych osób, obciążenie ich finansowo (wysoki wymiar kary, koszty procesu), a także wywołanie „efektu mrożącego”, czyli – w tym wypadku – zniechęcanie innych badaczy do dociekania i pisania prawdy na temat zagłady Żydów w Polsce” – pisze prof. Engelking.

I wskazuje: „Proces może okazać się precedensowy również z innego powodu: pojawiają się w nim ze strony reprezentujących p. Leszczyńską adwokatów (de facto ze strony Reduty Dobrego Imienia) żądania ochrony »tożsamości i dumy narodowej«, wskazywanie jej jako nowego rodzaju ochronę dóbr osobistych. To ogromne zagrożenie dla wolności słowa.

Forsowana od kilku lat koncepcja dobra osobistego w rodzaju »tożsamości i dumy narodowej« powoduje, że każdy, kto czuje się Polakiem, będzie mógł pozwać kogokolwiek, kto wyrazi krytyczną ocenę Narodu Polskiego, a może i Państwa Polskiego”.

2 lutego stanowisko „w sprawie wolności badań naukowych” wyraził Komitet Nauk Historycznych PAN – jedno z najważniejszych (obok Polskiego Towarzystwa Historycznego) ciał wypowiadających się w imieniu środowiska historyków.

"Tego rodzaju działania muszą budzić najwyższe zaniepokojenie środowiska historycznego. Zmierzają one do spowodowania tzw. efektu mrożącego, tj. zniechęcenia do podejmowania badań i otwartej dyskusji, a tym samym mogą mieć negatywny wpływ na badania historyczne i upowszechnianie wiedzy o historii” – pisał Komitet.

Wyrok sadu apelacyjnego zamyka tę sprawę. Powtórzmy: "Ingerencja w badania naukowe nie jest zadaniem dla sądów" - orzekł sąd 6 sierpnia 2021 roku.

;

Udostępnij:

Sebastian Klauziński

Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

Komentarze