0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid ZuchowiczDawid Zuchowicz

OKO.press dotarło do uzasadnienia wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie wytoczonej przez Filomenę Leszczyńską przeciwko dwojgu naukowcom - prof. Barbarze Engelking i Janowi Grabowskiemu. (Publikujemy w całości ten liczący blisko 40 stron dokument).

Wyrok zapadł 9 lutego 2021 roku. Przypomnijmy, o co chodziło w tym głośnym procesie. Naukowcy zostali oskarżeni przez panią Filomenę Leszczyńską, której stryj jest w książce opisany w jednym krótkim fragmencie.

Leszczyńska, wspierana przez Redutę Dobrego Imienia, pozwała badaczy – uznała, że naruszone zostały jej dobra osobiste.

O szczegółach sprawy pisaliśmy w OKO.press dokładnie - np. tutaj.

W skrócie: Leszczyńska uznała, że nie jest prawdą, że jej stryj, Edward Malinowski, sołtys wsi Malinowo, handlował z Żydówką Esterą Drogicką i że nieprawdziwe jest podane w książce „Dalej jest noc” stwierdzenie Estery, że był on współodpowiedzialny za wydanie Niemcom grupy Żydów ukrywających się w okolicznych lasach.

Sąd uznał, że przeprosiny się należą, ale odrzucił żądanie 100 tys. złotych zadośćuczynienia.

Można pozwać za „przypisywanie narodowi zabijania Żydów”

Co jest w orzeczeniu niepokojącego? Sędzia Ewa Jończyk uznała m.in., że:

  • „Żadna norma prawna, a także orzecznictwo sądowe nie limituje kręgu osób bliskich, które mogą domagać się ochrony dobrej pamięci o osobie zmarłej”;
  • „Co do zasady przy ocenie czy doszło do naruszenia dobra osobistego decydujące znaczenie ma (…) to, jaką reakcję wywołuje w społeczeństwie to naruszenie. Kryteria oceny naruszenia muszą być obiektywne, a tym samym muszą uwzględniać odczucia szerszego grona uczestników i powszechnie przyjmowane, zasługujące na akceptację normy postępowania (…) Przy ustalaniu faktu naruszenia dóbr osobistych (…) doniosłe znaczenie ma w tym zakresie opinia społeczna oraz racjonalne i rozsądne poglądy”.
  • „Podobnie dziedzictwo narodowe, spuścizna, utożsamianie się z dokonaniami i wartościami reprezentowanymi przez przodków jest podlegającym ochronie dobrem osobistym. (…) Oczernianie wspólnoty, która wywarła doniosły wpływ na ukształtowanie osobowości człowieka, stanowi formę poniżenia jego godności. Sfera przekonań, poglądów i wyobrażeń jednostki na temat wspólnoty, z którą się utożsamia, zaliczana do integralności psychicznej człowieka, wchodzi w zakres jego dobra osobistego (…)

„(…) przyjąć należy, że

publikowanie treści przypisujących Polakom zbrodnie Holokaustu dokonane przez III Rzeszę może być uznane za krzywdzące i godzące w poczucie tożsamości i dumy narodowej.

Wydarzenia historyczne, które stanowią dziedzictwo pamięci wspólnoty i jej poszczególnych członków, o bezprecedensowym charakterze, uznawane za fakt bezsporny, nie mogą być relatywizowane, albowiem godzi to w poczucie przynależności narodowej i wywołują poczucie krzywdy, kształtując wśród opinii publicznej rażąco nieprawdziwy wizerunek Polski i przypisując Polakom cechy odzierające ich z godności i podważające poczucie ich wartości.

Przypisywanie narodowi polskiemu odpowiedzialności za Holokaust, zabijanie Żydów podczas II wojny światowej i konfiskatę ich majątków, dotykają sfery dziedzictwa narodowego, a w konsekwencji, jako całkowicie nieprawdziwe i krzywdzące mogą rzutować w istotny sposób na poczucie własnej godności narodowej,

burząc uprawnione - bo mające pełne oparcie w faktach - przekonanie, iż Polska była ofiarą działań wojennych zainicjowanych i prowadzonych przez Niemców, a jej obywatele, także pochodzenia żydowskiego, ponieśli daleko idące, często okrutne i nieodwracalne konsekwencje tych działań”.

Podsumujmy: sąd uznał, że „przypisywanie narodowi polskiemu odpowiedzialności za Holocaust” potencjalnie narusza dobro osobiste każdego Polaka. Nie ma zatem powodu, aby dowolna osoba prywatna nie pozwała w trybie cywilnym dowolnego historyka, który pisze o zabijaniu przez Polaków Żydów w czasie wojny - niezależnie od tego, jak to jest udokumentowane (o tym napiszemy niżej).

Co prawda, sąd nie zastosował tego rozumowania w sprawie Filomeny Leszczyńskiej - ale tylko dlatego, że z treści zeznań wynikało, iż akurat nie „wiązała ona naruszenie przysługujących jej wartości niemajątkowych z prawem do dumy i tożsamości narodowej”.

Krótko mówiąc, z zeznań Leszczyńskiej wynikało, iż czuła się obrażona bardziej jako siostrzenica sołtysa Malinowskiego, a nie jako Polka. Sąd jednak uznał, że taki pozew byłby uprawniony.

Sąd ocenia wiarygodność źródeł

Sąd również wypowiedział się w sprawie faktów historycznych. Wprawdzie w sentencji wyroku znalazło się zdanie:

„Podkreślić należy, że do kognicji sądu powszechnego nie należy rozstrzyganie sporów o charakterze historycznym”,

ale równocześnie sędzia oceniła wiarygodność źródeł historycznych, na których opierali się - pisząc o sołtysie Malinowskim - prof. Engelking i prof. Grabowski.

W istocie więc sąd rozstrzygnął tutaj spór historyczny, co więcej - obszernie się wypowiadając na ten temat.

Sędzia napisała w uzasadnieniu (zacytujmy dłuższy fragment):

„W ocenie Sądu zarzucenie, że nieżyjąca osoba jest współwina śmierci kilkudziesięciu innych ludzi, jak również, że okradła osobę znajdującą się w trudnej sytuacji, o ile nie znajduje pokrycia w faktach, jest działaniem naruszającym dobra osobiste.

W ocenie Sądu pozwani, wbrew ciążącemu na nich obowiązkowi dowodzenia, nie wykazali, że ich działanie, naruszające pamięć o zmarłym Edwardzie Malinowskim nie nosi znamion bezprawności. Pozwani odwoływali się do wolności badań naukowych, jako przesłance wyłączającej możliwość przypisania im odpowiedzialności, odwołując się do norm prawa międzynarodowego i poglądów wyrażonych w doktrynie i orzecznictwie (vide odpowiedź na pozew – k. 94 akt).

W istocie wolność badań naukowych, zmierzających do wyjaśnienia kwestii związanych z zagładą narodowości żydowskiej w czasie okupacji niemieckiej, jak również do opisywania postaw Polaków wobec Żydów w okresie II wojny światowej, zarówno tych heroicznych, jak również – negatywnych, nie podlega dyskusji.

Samo prawo do wolności naukowej, w tym prowadzenia badań historycznych oraz publikacji jej wyników podlega ochronie prawnej, niemniej jednak ochrona ta nie obejmuje takich wypowiedzi, które nie poddaję się regule rzetelności”.

Krótko mówiąc: sąd ocenił, że dwoje zawodowych historyków z tytułami profesorskimi źle zinterpretowało informacje źródłowe, fragment dotyczący Malinowskiego „nie znajduje pokrycia w faktach”, a więc mogą oni odpowiadać za to prawnie.

Sąd oceniał także wiarygodność źródła historycznego, oceniając składane po wojnie relacje Ocalonej z Zagłady — uznając część jej relacji za zawierającej „twierdzenia niezasadne”.

Efekt mrożący dla badaczy Zagłady

Sędzia konkludowała:

„Pozwani publikując przedmiotową książkę, której niewątpliwie przyświecał szczytny cel, nie mogą zostać zwolnieni z zachowania zasad należytej staranności przy podawaniu informacji o innych osobach, nawet w sytuacji, gdy pomyłka ta dotyczy opisu zachowania stryja powódki wobec Żydów, zajmującego kilka linijek”.

Co z tego wynika dla badaczy? Że w sytuacji, w której narażą się „broniącym dobrego imienia” Polaków organizacjom, każdy drobiazg w ich tekście może stać się przedmiotem procesu. W tym wypadku chodzi o interpretację źródeł, która uraziła dalekiego członka rodziny jednej z wymienionych w ponad tysiącstronicowym dziele osób.

Co więcej, mogą się także spodziewać pozwu cywilnego od osób, które po prostu poczują się urażone — ponieważ ktoś uzna, że (tu cytujemy uzasadnienie wyroku) doszło do „publikowania treści przypisujących Polakom zbrodnie Holokaustu dokonane przez III Rzeszę, [co] może być uznane za krzywdzące i godzące w poczucie tożsamości i dumy narodowej”.

Za to można pozwać każdego badacza Zagłady, który napisze cokolwiek krytycznego o współudziale Polaków w wydawaniu czy mordowaniu Żydów. Bezpieczne będzie albo więc nie zajmowanie się tym tematem - albo pisanie tego, co chce władza.

(Całość uzasadnienia publikujemy poniżej).

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze