„Poczucie dumy i tożsamości narodowej” to dobro osobiste i może je naruszyć książka naukowa - stwierdziła sędzia Ewa Jończyk w uzasadnieniu wyroku w sprawie historyków prof. Engelking i prof. Grabowskiego. Sędzia oceniała także wiarygodność źródeł historycznych. To złe wiadomości dla naukowców
OKO.press dotarło do uzasadnienia wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie w sprawie wytoczonej przez Filomenę Leszczyńską przeciwko dwojgu naukowcom - prof. Barbarze Engelking i Janowi Grabowskiemu. (Publikujemy w całości ten liczący blisko 40 stron dokument).
Wyrok zapadł 9 lutego 2021 roku. Przypomnijmy, o co chodziło w tym głośnym procesie. Naukowcy zostali oskarżeni przez panią Filomenę Leszczyńską, której stryj jest w książce opisany w jednym krótkim fragmencie.
Leszczyńska, wspierana przez Redutę Dobrego Imienia, pozwała badaczy – uznała, że naruszone zostały jej dobra osobiste.
O szczegółach sprawy pisaliśmy w OKO.press dokładnie - np. tutaj.
W skrócie: Leszczyńska uznała, że nie jest prawdą, że jej stryj, Edward Malinowski, sołtys wsi Malinowo, handlował z Żydówką Esterą Drogicką i że nieprawdziwe jest podane w książce „Dalej jest noc” stwierdzenie Estery, że był on współodpowiedzialny za wydanie Niemcom grupy Żydów ukrywających się w okolicznych lasach.
Sąd uznał, że przeprosiny się należą, ale odrzucił żądanie 100 tys. złotych zadośćuczynienia.
Co jest w orzeczeniu niepokojącego? Sędzia Ewa Jończyk uznała m.in., że:
„(…) przyjąć należy, że
publikowanie treści przypisujących Polakom zbrodnie Holokaustu dokonane przez III Rzeszę może być uznane za krzywdzące i godzące w poczucie tożsamości i dumy narodowej.
Wydarzenia historyczne, które stanowią dziedzictwo pamięci wspólnoty i jej poszczególnych członków, o bezprecedensowym charakterze, uznawane za fakt bezsporny, nie mogą być relatywizowane, albowiem godzi to w poczucie przynależności narodowej i wywołują poczucie krzywdy, kształtując wśród opinii publicznej rażąco nieprawdziwy wizerunek Polski i przypisując Polakom cechy odzierające ich z godności i podważające poczucie ich wartości.
Przypisywanie narodowi polskiemu odpowiedzialności za Holokaust, zabijanie Żydów podczas II wojny światowej i konfiskatę ich majątków, dotykają sfery dziedzictwa narodowego, a w konsekwencji, jako całkowicie nieprawdziwe i krzywdzące mogą rzutować w istotny sposób na poczucie własnej godności narodowej,
burząc uprawnione - bo mające pełne oparcie w faktach - przekonanie, iż Polska była ofiarą działań wojennych zainicjowanych i prowadzonych przez Niemców, a jej obywatele, także pochodzenia żydowskiego, ponieśli daleko idące, często okrutne i nieodwracalne konsekwencje tych działań”.
Podsumujmy: sąd uznał, że „przypisywanie narodowi polskiemu odpowiedzialności za Holocaust” potencjalnie narusza dobro osobiste każdego Polaka. Nie ma zatem powodu, aby dowolna osoba prywatna nie pozwała w trybie cywilnym dowolnego historyka, który pisze o zabijaniu przez Polaków Żydów w czasie wojny - niezależnie od tego, jak to jest udokumentowane (o tym napiszemy niżej).
Co prawda, sąd nie zastosował tego rozumowania w sprawie Filomeny Leszczyńskiej - ale tylko dlatego, że z treści zeznań wynikało, iż akurat nie „wiązała ona naruszenie przysługujących jej wartości niemajątkowych z prawem do dumy i tożsamości narodowej”.
Krótko mówiąc, z zeznań Leszczyńskiej wynikało, iż czuła się obrażona bardziej jako siostrzenica sołtysa Malinowskiego, a nie jako Polka. Sąd jednak uznał, że taki pozew byłby uprawniony.
Sąd również wypowiedział się w sprawie faktów historycznych. Wprawdzie w sentencji wyroku znalazło się zdanie:
„Podkreślić należy, że do kognicji sądu powszechnego nie należy rozstrzyganie sporów o charakterze historycznym”,
ale równocześnie sędzia oceniła wiarygodność źródeł historycznych, na których opierali się - pisząc o sołtysie Malinowskim - prof. Engelking i prof. Grabowski.
W istocie więc sąd rozstrzygnął tutaj spór historyczny, co więcej - obszernie się wypowiadając na ten temat.
Sędzia napisała w uzasadnieniu (zacytujmy dłuższy fragment):
„W ocenie Sądu zarzucenie, że nieżyjąca osoba jest współwina śmierci kilkudziesięciu innych ludzi, jak również, że okradła osobę znajdującą się w trudnej sytuacji, o ile nie znajduje pokrycia w faktach, jest działaniem naruszającym dobra osobiste.
W ocenie Sądu pozwani, wbrew ciążącemu na nich obowiązkowi dowodzenia, nie wykazali, że ich działanie, naruszające pamięć o zmarłym Edwardzie Malinowskim nie nosi znamion bezprawności. Pozwani odwoływali się do wolności badań naukowych, jako przesłance wyłączającej możliwość przypisania im odpowiedzialności, odwołując się do norm prawa międzynarodowego i poglądów wyrażonych w doktrynie i orzecznictwie (vide odpowiedź na pozew – k. 94 akt).
W istocie wolność badań naukowych, zmierzających do wyjaśnienia kwestii związanych z zagładą narodowości żydowskiej w czasie okupacji niemieckiej, jak również do opisywania postaw Polaków wobec Żydów w okresie II wojny światowej, zarówno tych heroicznych, jak również – negatywnych, nie podlega dyskusji.
Samo prawo do wolności naukowej, w tym prowadzenia badań historycznych oraz publikacji jej wyników podlega ochronie prawnej, niemniej jednak ochrona ta nie obejmuje takich wypowiedzi, które nie poddaję się regule rzetelności”.
Krótko mówiąc: sąd ocenił, że dwoje zawodowych historyków z tytułami profesorskimi źle zinterpretowało informacje źródłowe, fragment dotyczący Malinowskiego „nie znajduje pokrycia w faktach”, a więc mogą oni odpowiadać za to prawnie.
Sąd oceniał także wiarygodność źródła historycznego, oceniając składane po wojnie relacje Ocalonej z Zagłady — uznając część jej relacji za zawierającej „twierdzenia niezasadne”.
Sędzia konkludowała:
„Pozwani publikując przedmiotową książkę, której niewątpliwie przyświecał szczytny cel, nie mogą zostać zwolnieni z zachowania zasad należytej staranności przy podawaniu informacji o innych osobach, nawet w sytuacji, gdy pomyłka ta dotyczy opisu zachowania stryja powódki wobec Żydów, zajmującego kilka linijek”.
Co z tego wynika dla badaczy? Że w sytuacji, w której narażą się „broniącym dobrego imienia” Polaków organizacjom, każdy drobiazg w ich tekście może stać się przedmiotem procesu. W tym wypadku chodzi o interpretację źródeł, która uraziła dalekiego członka rodziny jednej z wymienionych w ponad tysiącstronicowym dziele osób.
Co więcej, mogą się także spodziewać pozwu cywilnego od osób, które po prostu poczują się urażone — ponieważ ktoś uzna, że (tu cytujemy uzasadnienie wyroku) doszło do „publikowania treści przypisujących Polakom zbrodnie Holokaustu dokonane przez III Rzeszę, [co] może być uznane za krzywdzące i godzące w poczucie tożsamości i dumy narodowej”.
Za to można pozwać każdego badacza Zagłady, który napisze cokolwiek krytycznego o współudziale Polaków w wydawaniu czy mordowaniu Żydów. Bezpieczne będzie albo więc nie zajmowanie się tym tematem - albo pisanie tego, co chce władza.
(Całość uzasadnienia publikujemy poniżej).
Historia
Nacjonalizm
Sądownictwo
Maciej Świrski
Barbara Engelking
Centrum Badań nad Zagładą Żydów
Jan Grabowski
Reduta Dobrego Imienia
Zagłada Żydów
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze