Ciężko chorzy ludzie leżą pod zaporą na granicy z Białorusią, po drugiej stronie, ale jeszcze na terytorium Polski. Są wśród nich nastolatki. Straż Graniczna odmawia pomocy, instytucje państwowe umywają ręce
Zza płotu na granicy widać uśmiech. Szeroki, choć trochę smutny uśmiech młodziutkiej dziewczyny. Ma 15 lat, dopiero pojawiła się przy barierze granicznej i jeszcze ma nadzieję. Jej towarzyszka w bordowym hidżabie tej nadziei nie ma. W oczach ma pustkę. Obie przybyły tu z Somalii – kraju znękanego zarówno zmianami klimatu, jak i konfliktami.
– Czy jesteście tu z rodzicami? – krzyczę z odległości 20 metrów. Oddzielają nas kolejno: zapora graniczna, droga przy granicy i zwoje concertiny. Za murem przebywa kilkadziesiąt osób, jest gwar, więc muszę mówić głośno, żeby Somalijki dosłyszały pytania.
– Nie, jesteśmy same – odpowiadają.
– Czy wyjechałyście same z Somalii czy pod czyjąś opieką? – pytam.
– W Somalii jest strasznie, kobiety mają tam źle – dziewczyny nie dosłyszały pytania zadanego po angielsku albo je źle zrozumiały. I tak należą do nielicznych osób, znających ten język. Większość uciekinierów z Somalii zna zaledwie kilka słów po angielsku.
– Czy ktoś z wami wyjechał z Somalii? – formułuję pytanie inaczej.
– Byłyśmy z grupą, ale się zgubiłyśmy – odpowiadają nastolatki.
Dziewczyny przy zaporze granicznej są „nowe”, dlatego mają jeszcze optymizm. Od tygodni koczuje tam kilkanaście ich rodaczek i one tego optymizmu nie mają. Z daleka widać wymęczone twarze. Jedna kobieta leży nieprzytomna. Kilka godzin wcześniej aktywiści Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego poprosili Straż Graniczną o wezwanie do niej pogotowia ratunkowego, ale bez skutku.
Wprawdzie bezpośrednio za zaporą znajduje się wąski kawałek Polski, w zależności od miejsca jest to ok. 1-2 metrów polskiego terytorium, jednak pogranicznicy „oddają” ten teren Białorusi i odmawiają pomocy ludziom, którzy tam się znajdują. Choć są wyjątki. W ostatnich tygodniach wpuścili na tę stronę muru kilkanaście osób potrzebujących i zabrali do szpitali oraz placówek.
Obecnie po drugiej stronie bariery znajduje się kilkanaście osób w dramatycznej sytuacji. Przede wszystkim znajduje się tam grupa młodych Somalijek. Najmłodsza dziewczyna ma zaledwie 13 lat. Kilkanaście młodych kobiet z bardzo ubogiego tradycyjnego kraju, bez opieki członków rodziny. Nasuwa to poważne podejrzenia o to, że dziewczyny mogą być ofiarami handlu ludźmi.
Dwie Somalijki mówią, że zostały wielokrotnie zgwałcone, ale nie wiedzą przez kogo. Jedna z nich opowiedziała aktywistom, że widziała gwałcicieli, uciekała, upadła i zraniła się w nogę. Z relacji Somalijek wynika, że gwałty są regularne. Dziewczyny są już tak słabe, że nie są w stanie uciec, a ktoś to widzi i tam wraca.
Inna kobieta leży nieprzytomna. Inna ma objawy wstrząsu anafilaktycznego po ugryzieniu przez jakieś zwierzę.
Oprócz Somalijek po drugiej stronie płotu są też migranci innych narodowości. Wśród nich – osoby w bardzo kiepskim stanie.
Jest tam M. – mężczyzna z objawami udaru, zgłaszający jednostronny paraliż ciała. Mówi, że wcześniej chorował neurologicznie. Trzydziestokilkuletnia S. z Somalii ma wysokie ciśnienie i przyspieszone tętno, nie jest w stanie podnieść się ani mówić. Jest człowiek z kilkukrotnie złamaną ręką i kolejny z urazem głowy, który po ataku gazem pieprzowym nie widzi na jedno oko. Jeden z Syryjczyków skarży się na ostry, kłujący ból w brzuchu, ma kłopoty, żeby się podnieść. Widać przez zaporę, że bardzo cierpi.
„Na skrawku ziemi po drugiej stronie muru na granicy Polski z Białorusią znajdują się małoletnie osoby bez opieki, samotne dziewczynki, a także inne osoby wymagające pilnej opieki medycznej. Od miesiąca piszemy do Straży Granicznej o tragicznych sytuacjach tych osób. Od kilku dni bezustannie monitorujemy 24 godziny na dobę miejsca przy granicy jako ratownicy i aktywiści z Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego (POPH) oraz medycy i psychologowie Fundacji Międzynarodowa Inicjatywa Humanitarna. W imieniu części osób małoletnich pozbawionych opieki zostały złożone wnioski o ochronę międzynarodową do SG w Dubiczach Cerkiewnych.
Na przestrzeni ostatnich dni obserwujemy znaczne pogorszenie się stanu zdrowia wielu osób. Z częścią z nich kontakt jest już bardzo utrudniony, kilka jest już bez kontaktu. Nikt nie ma dostępu do leków, nie ma praktycznie wody pitnej – wszyscy więc zmuszeni są pić żółtawą wodę z bagna. Nie mają pożywienia, ani żadnego dachu nad głową, są wyczerpani, po urazach, chorzy. Temperatury w nocy są bardzo niskie, pada deszcz” – napisało na Facebooku 20 maja Podlaskie Ochotnicze Pogotowie Humanitarne.
W nocy z 20 na 21 maja aktywistom udało się nakłonić służby do przysłania na granicę wojskowego samochodu sanitarnego.
Na nagraniach widać, jak mundurowi wynoszą zza płotu nieprzytomnych, bezwładnych ludzi. Kładą ich na ziemi, mierzą ciśnienie, tętno, saturację, oglądają. Bardzo cierpiącego mężczyznę, który prawdopodobnie ma złamaną miednicę, zabierają do szpitala. Co dzieje się z pozostałymi? Trafiają z powrotem za płot. Podobno parametry mają w normie.
Aktywiści o dramacie ludzi przy zaporze granicznej informują, kogo się tylko da. Agata Kluczewska, prezeska Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego oraz Fundacji Wolno Nam działając w imieniu 14 nieletnich Somalijek złożyła na placówce SG w Dubiczach Cerkiewnych wniosek o ochronę międzynarodową. Mimo tego wniosku jedna z tych dziewczyn została pushbackowana na oczach aktywistów po tym, gdy z inną grupa udało się jej przekroczyć granicę i złapało ją wojsko.
Po którymś telefonie do Straży Granicznej po drugiej stronie zapory pojawiają się funkcjonariusze białoruscy.
– Polscy pogranicznicy nie ukrywają tego, że informują Białorusinów o problemach ze zdrowiem osób przy granicy, a ci przyjeżdżają, ale nie po to, żeby pomóc, ale rozpędzić migrantów, którzy na ich widok aż sztywnieją z przerażenia. Pytam pograniczników:
To z kim wy w końcu prowadzicie tę wojnę hybrydową, z Białorusią czy z nieletnimi Somalijkami, skoro wspólnie z służbami białoruskimi występujecie przeciwko tym dziewczynom?
– mówi Agata Kluczewska.
Kluczewska o każdej nieletniej dziewczynie z Somalii informuje UNHCR, La Stradę, Wydział Rodzinny i Nieletnich Sądu Rejonowego w Bielsku Podlaskim – delegaturę Hajnówka, Rzecznika Praw Dziecka, Rzecznika Praw Obywatelskich i Helsińską Fundację Praw Człowieka, a o osobach pełnoletnich – RPO i UNHCR. Problemem zainteresowała się tylko Fundacja Helsińska, które przedstawiciele przyjechali na granicę.
Do momentu publikacji tego tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi na pytania o sytuację, skierowane do MSWiA, Straży Granicznej i Rzecznika Praw Obywatelskich.
Uchodźcy i migranci
Straż Graniczna
Granica polsko-białoruska
kryzys na granicy
płot na granicy
Somalia
zapor
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Absolwentka prawa, z zawodu dziennikarka, przez wiele lat związana z „Rzeczpospolitą”. Trzykrotna laureatka konkursu dziennikarskiego Polskiej Izby Ubezpieczeń i laureatka Nagrody Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska w 2023 r. Obecnie freelancerka, pisywała m.in. do „Gazety Wyborczej”, miesięcznika „National Geographic Traveler”, „Parkietu”, Obserwatora Finansowego i Prawo.pl. Po latach mieszkania w Warszawie osiadła z gromadką kotów na Podlasiu.
Komentarze