Część posłów Koalicyjnego Klubu Parlamentarnego Lewicy zwróciła się do premiera z interpelacją w obronie kół łowieckich. Ich zdaniem przepisy tarczy antykryzysowej pozwalają władzy sięgać po pieniądze kół. Inicjatywa wywołała oburzenie części wyborców Lewicy. Klub wycofuje interpelację, ale sprawa pokazuje podział - i w klubie i w elektoracie Lewicy
"Posłowie Koalicyjnego Klubu Parlamentarny Lewicy wysłali do premiera Morawieckiego haniebne pismo w obronie interesów Polskiego Związku Łowieckiego i myśliwych!" - alarmował 19 maja 2020 Mazowiecki Ruch Antyłowiecki na swoim facebookowym fanpejdżu.
Była to reakcja na interpelację posłów Lewicy skierowaną do premiera Mateusza Morawieckiego w sprawie przyjętych w tarczy antykryzysowej przez Sejm przepisów dotyczących PZŁ. Zezwalają one - na okres pandemii COVID-19 - korzystanie z dochodów z działalności gospodarczej Związku oraz kół łowieckich dla celów zwalczania epidemii. O przeznaczeniu środków ma decydować Zarząd Główny.
"Jest to bardzo niebezpieczny precedens podjęty przez władzę wykonawczą w państwie demokratycznym w celu przejęcia zarządzania ogólnopolskimi organizacjami pozarządowymi i stowarzyszeniami.
Oznacza bowiem możliwość finansowania przez rząd zadań państwa ze składek członkowskich organizacji i stowarzyszeń, w tym przypadku – ze składek myśliwych oraz innych środków zgromadzonych przez członków 2600 kół związku" - napisali w interpelacji posłowie Lewicy.
I zadali premierowi dwa pytania:
"1. Czy pod płaszczykiem kolejnych tarcz antykryzysowych rząd planuje ingerować w statutowe uprawnienia i działalność statutową innych organizacji pozarządowych działających w sferze ochrony środowiska i przyrody, np. Polskiego Związku Działkowców, Polskiego Związku Wędkarskiego, stowarzyszeń ekologów i obrońców przyrody, w celu przejęcia środków finansowych lub innego majątku tych podmiotów?
2. Czy w celu zapewnienia finansowania zadań rządu związanych z walką z epidemią COVID-19, pod płaszczykiem kolejnych tarcz antykryzysowych, rząd planuje przejmowanie środków finansowych innych organizacji pozarządowych, w tym fundacji, działających nie tylko w sferze ochrony środowiska, np. Fundacji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Fundacji Anny Dymnej »Mimo Wszystko«, Fundacji Polsat, Fundacji TVN »Nie jesteś sam« lub innych?"
Po interpelacją podpisało się 22 posłanek i posłów Lewicy - wszyscy z SLD: Jan Szopiński, Rafał Adamczyk, Romuald Ajchler, Wiesław Buż, Włodzimierz Czarzasty, Jacek Czerniak, Marek Dyduch, Arkadiusz Iwaniak, Przemysław Koperski, Katarzyna Kretkowska, Marcin Kulasek, Robert Kwiatkowski, Karolina Pawliczak, Tadeusz Tomaszewski, Anna Maria Żukowska, Bogusław Wontor, Dariusz Wieczorek, Tomasz Trela, Andrzej Szejna, Wiesław Szczepański, Joanna Senyszyn, Zdzisław Wolski.
Jednak już 18 maja, gdy informacje o interpelacji przedostała się do opinii publicznej, posłowie Lewicy nie byli już tak stanowczy. Podpis pod interpelacją wycofali m.in. Włodzimierz Czarzasty i rzeczniczka Lewicy Anna Maria Żukowska.
Niektóre tłumaczenia były trochę dziwne. "Wycofałam swój podpis. Nie zauważyłam, że tam jest przykład łowiectwa, któremu jestem bardzo przeciwna" - powiedziała "Wyborczej" posłanka Katarzyna Kretkowska.
Interpelacji bronił za to poseł Arkadiusz Iwaniak, członek PZŁ: "Gdybym nie był myśliwym, też bym się pod tą interpelacją podpisał. Nie godzę się, żeby rząd wkładał rękę do środków stowarzyszeń, zrzeszeń i fundacji. [...] Odbieramy to jako nacjonalizowanie naszych pieniędzy i po prostu się z tym nie zgadzamy".
Jak poinformowała "Wyborcza", interpelacja ma zostać wycofana.
To już drugi raz, gdy uwidacznia się pęknięcie w obozie Lewicy w temacie łowiectwa. 16 kwietnia 2020 r. 12 posłanek i posłów Lewicy (konkretnie: SLD) opowiedziało się za skierowaniem do dalszych prac parlamentarnych społecznego projektu ustawy na powrót zezwalającego na bierny udział dzieci w polowaniach. Wtedy również część wyborców Lewicy zareagowała oburzeniem.
"W sprawie myślistwa po prostu »rozjeżdżają« nam się elektoraty" - powiedziała o wyborcach Lewicy Żukowska.
Zaznaczyła, że elektorat tej formacji to również mieszkańcy małych miast i wsi, wśród których są myśliwi. I oni naciskają, by w Parlamencie reprezentować ich interes. "Zdaję sobie sprawę, że to jest problem. Jesteśmy w klubie przed poważną dyskusją w tej sprawie" - dodała.
Ale czy w ogóle obawa zawarta w interpelacji jest sensowna?
Zdania co do tego, czy faktycznie wprowadzone zmiany prawne oznaczają zamach na finanse kół łowieckich są podzielone.
Wiceminister Małgorzata Golińska starała się przekonywać na Komisji Finansów Publicznych, że - jak relacjonowała "Brać Łowiecka" - ten przepis służy myśliwym, którzy chcieliby przeznaczyć pieniądze PZŁ na zakup samochodów dla zespołów wymazowych (pomysł zakupu 44 takich aut pochodzi od Zarządu Głównego Związku). A do tego jest konieczne wprowadzenie przepisów, które pozwalają PZŁ przekazywanie na cele inne niż statutowe.
Z kolei myśliwy i prawnik Witold Daniłowicz pytany o sprawę przez "Brać Łowiecką" problem widzi przede wszystkim w zapisie, zgodnie z którym o przeznaczeniu środków z działalności gospodarczej PZŁ ma decydować Zarząd Główny.
"To władze związku zadecydują, czy przewidziane do wydatkowania fundusze koła lub PZŁ pójdą np. na zakup ambulansów, respiratorów albo środków ochrony indywidualnej, oraz wskażą, do której placówki trafi pomoc" - powiedział "Braci Łowieckiej" prawnik.
Tymczasem, na co wskazywał w piśmie do Marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego Zarząd Główny, koła łowieckie są samodzielnymi podmiotami posiadającymi odrębną osobowość prawną. Sprawa pozostaje więc niejasna.
Jednak autorzy interpelacji pytając premiera o to, czy rząd walcząc z COVID-19 planuje sięgać do kasy innych NGO-sów, dokonują pewnego rodzaju manipulacji. Dlaczego?
Ponieważ zakładają, że PZŁ jest taką samą organizacją pozarządową jak np. Fundacja Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy czy Stowarzyszenie Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot. A to nieprawda.
PZŁ - w odróżnieniu od wszystkich wymienionych w interpelacji organizacji - wykonuje zadanie w imieniu państwa: prowadzi gospodarkę łowiecką i ma na to monopol. Ponadto, z tego tytułu ma nie tylko obowiązki, ale również dochody, np. z organizacji komercyjnych polowań dla zagranicznych myśliwych.
Przypomnijmy, że osiąga je gospodarując naszym wspólnym dobrem, bo w świetle polskiego prawa dzikie zwierzęta łowne, tzw. "zwierzyna", są własnością Skarbu Państwa.
Status formalny PZŁ - na tle innych organizacji pozarządowych - jest również odmienny. W statucie Związku czytamy, że jest on "zrzeszeniem osób fizycznych i prawnych". Złożoność tej sytuacji prawnej wnikliwie opisała Anna Trela w artykule naukowym "Udział osób pełniących funkcje publiczne w zarządzaniu kołem łowieckim" ("Ruch prawniczy, ekonomiczny i społeczny", zeszyt 3, 2016 r.).
Czytamy tam, że PZŁ status stowarzyszenia utracił po II wojnie światowej. Teraz jest "działającą z mocy ustawy specyficzną formą organizacji, której celem jest wykonywanie zdecentralizowanej administracji". Dlatego PZŁ nie jest organizacją społeczną, choć na gruncie postępowania administracyjnego tak właśnie jest traktowany.
I choć wykazuje pewne cechy stowarzyszenia, to również nim nie jest, ponieważ przynależność do stowarzyszenia jest dobrowolna.
A w Polsce, jeśli chce się być myśliwym, to trzeba się do PZŁ zapisać - nie ma wyboru.
Wreszcie - na to trafnie zwrócił uwagę Mazowiecki Ruch Antymyśliwski - PZŁ nie upublicznia sprawozdań finansowych. Rzeczywiście - na stronie organizacji ich nie ma. Ostatnie, jakie można znaleźć w internecie, jest za rok 2016.
"Wymienione przez Lewicę fundacje i stowarzyszenia ekologów i obrońców przyrody są transparentne - publikują swoje sprawozdania finansowe, są one jawne dla każdego. Znane są zarówno źródła ich finansowania, które w ogromnej części pochodzą z prywatnych źródeł lub z ogólnodostępnych grantów, jak i beneficjenci udzielanej pomocy.
O finansach PZŁ i kół łowieckich nie wiemy prawie nic – ich sprawozdania są utajnione przed opinią publiczną" - pisze Mazowiecki Ruch Antyłowiecki.
I pyta Lewicę: "co do tej pory zrobiliście, żeby uczynić jawnymi finanse PZŁ, zarządów okręgowych PZŁ i kół łowieckich?"
Jednak niezależnie od wszystkich powyższych zastrzeżeń, nieufność myśliwych względem rządu wydaje się w jakimś stopniu uzasadniona. A to tego powodu, że władza coraz bardziej próbuje sobie podporządkować PZŁ.
Dowodem jest choćby to, że od 2019 r. wyboru Łowczego Krajowego dokonuje minister środowiska. Co prawda, wybiera spośród trzech kandydatów przedstawionych mu przez Naczelną Radę Łowiecką, ale to on ma głos decydujący. To on również odwołuje Łowczego Krajowego.
Szczycący się przez lata swoją samorządnością PZŁ jest dziś czymś pomiędzy organizacją pozarządową a agendą rządową.
Presja na całkowite podporządkowanie Związku władzy urosła szczególnie w okresie walki z ASF. Ministrowie rolnictwa Krzysztof Jurgiel i Jan Krzysztof Ardanowski nieustannie podkreślali, że myśliwi zabijają za mało dzików i Związek nie radzi sobie z zadaniem, jakie nałożyło na niego państwo.
Ardanowski głośno się zastanawiał, czy nie należałoby utworzyć konkurencyjnego wobec PZŁ związku łowieckiego. Na przełomie lipca i sierpnia 2019 r. pojawiły się również nieoficjalne informacje, że w Ministerstwie Rolnictwa powstaje projekt Polskiej Agencji Łowieckiej, która miałaby zastąpić PZŁ.
Jak informował Klub Jagielloński, Rafał Malec, prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, dementował te informacje. "Wprowadzenie aż tak szeroko idących zmian nie jest prawdopodobne ze względu na opór społeczny, natomiast niewykluczone, że rząd zdecyduje się odbierać kompetencje PZŁ kawałek po kawałku" - czytamy na stronie Klubu.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Dziennikarz i publicysta. W OKO.press pisze o ochronie przyrody, łowiectwie, prawach zwierząt, smogu i klimacie oraz dokonaniach komisji smoleńskiej. Stały współpracownik miesięcznika „Dzikie Życie”.
Komentarze