0:000:00

0:00

Partia Socjalistyczna (PSOE – Partido Socialista Obrero Español) zdobyła prawie dwa razy więcej mandatów od konserwatystów z Partii Ludowej (PP – Partido Popular). To wielki sukces premiera Pedro Sáncheza, który – po wygranym prawie rok temu wotum nieufności wobec premiera Mariano Rajoya z PP – z trudem rządził krajem z poparciem zaledwie 84 posłów w 350-osobowym parlamencie.

Teraz będzie miał 123 mandaty oraz poparcie 42 z radykalnie lewicowego Razem Możemy (UP – Unidos Podemos). Jednak, by zdobyć większość do stworzenia rządu, Sánchez będzie musiał dogadać się z nacjonalistami z Kraju Basków oraz, być może, także z Katalonii.

Drugą opcją dla stworzenia rządu jest sojusz z liberałami z partii Obywateli (Ciudadanos, trzecie miejsce i 57 mandatów). Ta opcja wydaje się mniej prawdopodobna, bo lider Obywateli Albert Rivera w czasie kampanii ostro skręcił w prawo i zarzekał się, że za żadne skarby nie wejdzie w koalicję z socjalistami.

Co prawda w czasie wyborów w 2015 roku mówił to samo, a potem taką to właśnie koalicję z PSOE próbował w końcu tworzyć. Jednak, gdy Sánchez wyszedł wczoraj w nocy przemówić do działaczy socjalistycznych, ci najgłośniej krzyczeli: „Z Riverą NIE!”.

Klęska centroprawicy

Prawica, czyli Partia Ludowa, pod odnowionym przywództwem Pablo Casado, notuje najgorszy wynik w historii. Traci ponad połowę posłów – ze 137 spada do 66 mandatów. W Katalonii trwoni aż pięć z sześciu zdobytych w ostatnich wyborach. Z Kraju Basków nie wyśle do Madrytu ani jednego posła. Również w stolicy spada z pierwszego miejsca na trzecie.

Z pewnością przyczyniły się do tego fatalnego wyniku wszechobecne skandale korupcyjne w partii. Jednak za załamaniem się poparcia dla tej partii stoi głównie fragmentaryzacja głosów na prawicy, która w połączeniu z systemem wyborczym faworyzującym większe partie, odebrała sporo mandatów obozowi konserwatywnemu.

Skrajna prawica – sporo, ale poniżej oczekiwań

Wielu wyborców do tej pory popierających Partię Ludową, tym razem oddało swój głos na Obywateli. Sporo odpłynęło także do radykalnie prawicowego Vox. Dla lidera tej formacji Santiago Abascala (nota bene admiratora rządów PiS w Polsce – niedawno odwiedził Warszawę), zdobycie 2,5 miliona głosów i 24 mandatów to z pewnością sukces, choć ostatecznie nie sprawdziły się przewidywania znacznie wyższego poparcia dla tej skrajnie nacjonalistycznej partii.

Być może to właśnie strach przed natarciem radykalnej prawicy przyczynił się do mobilizacji wyborców – w szczególności tych lewicowych. Frekwencja wyniosła prawie 76 procent. To najlepszy wynik od 15 lat.

Przeczytaj także:

Katalońscy separatyści w rządzie?

Wysoka frekwencja to dobra wiadomość dla hiszpańskiej demokracji. Inaczej wygląda sprawa ewentualnego poparcia dla stworzenia rządu (lub przynajmniej wstrzymania się od głosu) przez nacjonalistów katalońskich. Cena z pewnością będzie wysoka.

Lewica Republikańska Katalonii (ERC – 15 posłów) twardo domaga się referendum w sprawie samostanowienia oraz niepodległości regionu. Jej lider Oriol Junqueras od ponad roku w czeka więzieniu na wyrok w sprawie buntu związanego z organizacją antykonstytucyjnego plebiscytu na temat odłączenia się Katalonii w październiku 2017 roku.

Po raz kolejny napięcia pomiędzy nacjonalizmami regionalnymi a Madrytem mogą okazać się silniejsze od ideologicznego podziału na lewicę i prawicę. Temat niepodległości Katalonii nadal definiować będzie politykę w Hiszpanii.

Pojawienie się Vox można również rozumieć przede wszystkim jako odpowiedź na nacjonalistyczne wyzwanie rzucone przez Barcelonę Madrytowi. Sympatykom Vox najbardziej podoba się wizerunek Abascala jako konkwistadora przywracającego Hiszpanii wielkość.

Do niedawna wydawało się, że frankistowska przeszłość kraju oraz zdolność Partii Ludowej do utrzymania radykałów prawicowych w ryzach, chroniła Hiszpanię przed wzrostem tendencji skrajnie prawicowych oraz przed triumfem partii populistyczno-narodowych, coraz prężniejszych w wielu krajach Europy. Wynik Vox w tych wyborach przekreślił tę wyjątkowość Hiszpanii.

No pasarán!

Jednocześnie niedzielne (28 kwietnia 2019) wybory ukazały Hiszpanię jaką opokę socjaldemokracji. To silny sygnał dla lewicy w Europie, od dawna pogrążonej w kryzysie. Już za miesiąc PSOE może stać się pierwszą siłą w europejskiej frakcji Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim. Nic dziwnego, że ostatnio jednym z częstszych gości na mityngach politycznych PSOE był Frans Timmermans – kandydat europejskich socjaldemokratów na przewodniczącego Komisji Europejskiej.

Wynik hiszpańskich wyborów może okazać się kluczowy w powstrzymaniu przewidywanego najazdu populistycznej skrajnej prawicy na Brukselę.

Nie bez kozery pod siedzibą hiszpańskich socjalistów słychać było w noc powyborczą także słynne „No pasarán!” ("Nie przejdą"), hasło Republikanów broniących republiki hiszpańskiej przed rebelią frankistowską podczas wojny domowej lat 1936-1939.

;

Komentarze