Na konwencji PiS w Krakowie politycy PiS opowiadali stare nieprawdy - o strefach szariatu i Żydach czyhających na majątki rodaków. Premier Morawiecki zaatakował też byłych ambasadorów za list, w którym krytykują rząd za nieprofesjonalną reakcję na wybryk wobec polskiego ambasadora w Izraelu. Premier mówił nieprawdę i manipulował treścią listu
Konwencję PiS w Krakowie 19 maja uświetnili najważniejsi politycy tej partii. Przemawiał na niej m.in. prezes Jarosław Kaczyński, premier Mateusz Morawiecki, wicepremier Beata Szydło i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Politycy PiS konsekwentnie powtarzali nieprawdy, które w OKO.press sprawdzaliśmy już wielokrotnie. Np. prezes Jarosław Kaczyński mówił ponownie o „strefach szariatu”, które rzekomo istnieją w różnych krajach Europy:
"Chcemy Polski i Europy bezpiecznej, bez rządów szariatu w różnych jej częściach, gdzie będziemy gospodarzami w naszej ojczyźnie. Trzeba pomagać i my pomagamy. Być może trzeba będzie pomagać więcej, ale tam, nie tutaj".
O „strefach szariatu” i „no go zones”, rzekomo opanowanych przez islamistów, Kaczyński mówił już we wrześniu 2015 roku. Powtarzał to przy różnych okazjach, ostatnio podczas konwencji w Łodzi 17 maja, chociaż dementowała to ambasada Szwecji trzy lata temu.
Kiedy podobną informację na temat Niemiec podała telewizja Fox News w USA w styczniu 2015 roku, musiała oficjalnie przeprosić. Jest to fałsz - ani w Szwecji, ani w innych krajach Europy nie ma żadnych „stref szariatu”. Pisaliśmy na ten temat szczegółowo wielokrotnie - np. w lutym 2017 roku, po kolejnej wypowiedzi Kaczyńskiego.
Wróciło także straszenie Żydami - a raczej kwestią roszczeń wobec pożydowskich majątków. Mówił o tym Morawiecki:
"Dziś ktoś na świecie ma czelność dopominać się od Polski odszkodowań za zbrodnie niemieckie. Nie ma naszej zgody na takie postępowanie. Jesteśmy tego jedyną rękojmią, że do tego nie dojdzie".
Zwróćmy uwagę, że Morawieckiemu przez usta nie przeszło słowo „Izrael” ani „Żydzi” (użył zabawnego sformułowania „ktoś na świecie”, jakby mogło chodzić o Papuasów czy Czukczów, z należnym szacunkiem dla obu tych narodów), ale oczywiście odnosił się do podnoszonej przez skrajną prawicę z Konfederacji sprawy tzw. ustawy 447.
W skrócie: „ustawa 447” amerykańskiego Senatu nie ma żadnej mocy sprawczej, nakazuje jedynie Departamentowi Stanu sporządzenie raportu (zobacz oświadczenie ambasady USA), chociaż należy się liczyć z presją dyplomatyczną ze strony organizacji żydowskich w USA.
Dodajmy również, że głównym powodem całego zamieszania jest niezałatwienie przez kolejne rządy RP od 1989 roku sprawy reprywatyzacji - wobec polskich obywateli z 1939 roku i ich spadkobierców (żydowskich i nieżydowskich).
Morawiecki przy tym mówi jeszcze nieprawdę - organizacje żydowskie nie domagają się odszkodowań za zbrodnie niemieckie, tylko np. za nieruchomości pozostawione w Polsce i przejęte na różne sposoby przez Polaków. Niemcy oraz ich współpracownicy zabili Żydów, ale nieruchomości w trakcie wojny i po wojnie przejęli Polacy.
W przemówieniu Morawieckiego pojawiła się jednak także zupełnie świeża nieprawda - dotycząca sprawy Marka Magierowskiego, ambasadora RP w Izraelu, który został zaatakowany (szczegóły nie są jasne, ale zapewne opluty) przez 65-letniego Izraelczyka. Sprawcę ujęła policja.
Morawiecki odniósł się do tej sprawy tak:
„Doszło do niebywałej reakcji na bardzo złe wydarzenie na polu dyplomacji. Doszło do ataku na naszego ambasadora. Wiele osób potępiło wprost ten atak. Jak odpowiedzieli nasi polityczni konkurenci, byli ambasadorowie?
Byli ambasadorowie skrytykowali nas za to, że nie siedzimy cicho, że śmieliśmy zabrać głos. To jest kwintesencja. Oni chcą jechać do Europy, żeby milczeć. My chcemy mówić głośno o naszych prawach!
Żeby zrozumieć, na czym polega manipulacja (i kłamstwo), trzeba przypomnieć szczegóły sprawy. Otóż na „atak” na Magierowskiego (bierzemy to słowo w cudzysłów, bowiem nic nie wskazuje, aby ambasador był fizycznie zagrożony) oburzyli się oficjalnie zarówno premier, jak i prezydent - oraz prorządowe media.
Np. prezydent Duda o swoim byłym rzeczniku prasowym mówił 15 maja: „Ambasador RP w Izraelu Marek Magierowski został zaatakowany i poniżony. Władze Izraela muszą to wyjaśnić; niestety wszystko wskazuje na to, że był to akt antypolski, akt nienawiści przeciwko nam”.
Taką reakcję władz RP skrytykowali byli ambasadorowie - grupa kilkunastu doświadczonych dyplomatów. Napisali list, w którym krytykowali „granie kartą żydowską” przed wyborami.
Pisali m.in.: „Niemal każdy pracownik dyplomatyczny pracujący za granicą, w tym także wielu ambasadorów, doświadczyło mniej lub bardziej agresywnych zachowań ze strony mieszkańców kraju urzędowania. Wielokrotnie zdarzało się, że agresja wywoływana była wrogością do kraju, który dyplomata reprezentował.
Publiczna wiedza o tych przypadkach jest jednak znikoma. Wynika to z pragmatyki nakazującej przedkładanie relacji między dwoma państwami nad osobiste poczucie krzywdy czy urażonej godności dyplomaty".
Reakcja Morawieckiego to oczywiście nieprawda i manipulacja: w liście ambasadorów w ogóle nie ma mowy o „milczeniu o naszych prawach”. Jest mowa o czym innym - nie rozdymaniu drobnych incydentów do rangi kryzysu międzypaństwowego.
OKO.press poprosiło dwóch sygnatariuszy listu o wyjaśnienie. Dr Piotr Łukasiewicz, ambasador RP w Afganistanie (2012-2014), powiedział nam:
”Każdy z sygnatariuszy zauważył, że incydent o zerowym znaczeniu staje się powodem do wezwania do MSZ izraelskiej ambasador Aznari i tym podobnych reakcji, co odebraliśmy jako chęć rozdmuchania sprawy i nadania jej większego znaczenia niż miała.
Nasz list był próbą przywrócenia skali wydarzeniu. Reakcja MSZ Izraela na ten incydent powinna była nastąpić i nastąpiła. Niczyja godność nie została naruszona. Cała sprawa powinna skończyć się na dzielnicowym posterunku policji. Byłem ambasadorem w Kabulu i nie takie rzeczy mnie tam spotykały. Nigdy nie robiliśmy z tego powodu skandalu”.
Ryszard Schnepf, były ambasador RP w USA (2012-2016):
„W tej materii, czyli dyplomacji, premier chyba nie jest wyrocznią. Potępiamy fakt agresji wobec ambasadora Magierowskiego. To oczywiste. Wykorzystanie jej przez prezydenta i premiera jednak przeczy zasadom i pragmatyce dyplomatycznej.
Przejawy agresji – a sam byłem ich przedmiotem wielokrotnie - nie traktuje się jako powodu do reakcji ze strony najwyższych władz. Protest na ogół nie wykracza poza notę dyplomatyczną. Głos prezydenta i premiera to sygnał, że incydent jest poważny i podważa relacje międzypaństwowe.
Reakcja polskich władz podważa zasady współpracy międzynarodowej. Jesteśmy świadkami gry polityką zagraniczną w kampanii wyborczej. Odwołuje się przy tym do urażonej dumy i strachu, a poprzez to do najniższych instynktów.
W zachowaniu polskich władz chodzi o rewanżyzm, a nie godność.
Nawet gdy ktoś wstaje z kolan, powinien wiedzieć, jak nisko jest sufit. Pan premier nie rozumie, na czym polega poważna polityka poważnego państwa. Warto dodać, że krytyka polityki zagranicznej nie jest oddawaniem spraw Polski w obce ręce. Jest wywołana troską o pozycję międzynarodową Polski. Nie można prowokować kryzysu w relacjach z państwem oficjalnie uznawanym za sojusznika i to w celu doraźnych korzyści wyborczych”.
Kampania wyborcza jest na finiszu, pewnie więc politycy PiS zdążą nam powtórzyć te wszystkie fałsze jeszcze nie raz. Będziemy ich pilnować.
Świat
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Kancelaria Prezesa Rady Ministrów
antysemityzm
Polska - Izrael
wybory do Parlamentu Europejskiego 2019
Żydzi
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze