0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. NetflixFot. Netflix

Stowarzyszenie Romów w Polsce podaje, że według nieoficjalnych danych nad Wisłą mieszka ok. 30 tys. osób pochodzenia romskiego. Według badań CBOS z 2018 roku 57 proc. Polaków z dystansem podchodzi do Romów i Romek. W 2020 roku rezerwę deklarowało już mniej, bo tylko 46 proc. osób. Dwa lata później ten pozytywny trend nadwątlił wybuch wojny za wschodnią granicą. W Przemyślu odmawiano pomocy Romkom i Romom ukraińskiego pochodzenia. Rasistowskie nastroje znajdują potwierdzenie w badaniach EU-MIDIS II, według których omawiana grupa etniczna jest najbardziej długotrwale dyskryminowaną mniejszością w UE.

– Romowie jako grupa, która nie posiada własnego państwa-terytorium i reprezentacji politycznej, żyje w diasporze. To ją osłabia. Wizerunek tworzony jest przez większość i jej wyobrażenia. W sytuacji, kiedy nie ma sensownej edukacji, wiedzę zastępują stereotypy. Grupy mniejszościowe są demonizowane. Jesteśmy niewidoczni. Kiedy mówi się o demokracji, prawach człowieka i mniejszości, Holocauście czy kapitalizmie – Romów to jakby miało nie dotyczyć – mówi Joanna Talewicz, antropolożka, pół-Romka.

W jej ocenie brak dyskusji o prawach Romów wynika z generalizowania i przenoszenia jednostkowych, negatywnych sytuacji na całą grupę. – Postrzega się nas jako obcych, złych, jako zagrożenie. Kryje się za tym nienawiść, ale też strach. Patrząc na kontekst Polski, za żelazną kurtyną mniejszości oficjalnie nie było. Podobnie, jak języka i dyskursu, które pomogłyby zrozumieć naszą różnorodność; tego, że różnimy się jako Polki i Polacy – dodaje badaczka.

Zajrzeć za zasłonę stereotypów

Jak w tym kontekście opowiadać o romskiej społeczności w popkulturze? W jaki sposób dać głos osobom, które do tej pory go nie miały, a jednocześnie uniknąć protekcjonalności, ukrytej pod pretekstem ważnego tematu?

Reżyserka Anna Maliszewska znalazła na te problemy oryginalną odpowiedź. Jej serial „Infamia”, zdobywający coraz większą widownię na platformie Netflix, daje widzom i widzkom szansę na odnalezienie się w popularnym gatunku, a jednocześnie otwiera drzwi do społeczności romskiej.

Gdyby nie romskość, „Infamia” byłaby klasyczną opowieścią coming-of-age, która skupia się na dojrzewaniu bohatera/bohaterki i zrozumieniu otaczającego świata. Osadzenie fabuły wśród Romów i Romek pozwala Maliszewskiej i scenarzystkom Danie Łukasińskiej i Julicie Olszewskiej zajrzeć za zasłonę stereotypów i zaprosić widownię do grupy mniejszościowej – błędnie uważanej za monolit.

– Jesteśmy największą mniejszością w Europie. Mieszkamy też na innych kontynentach. Kontekst społeczno-ekonomiczno-polityczny miejsc, w których żyjemy, kształtuje naszą różnorodność. Istnieje kilka subgrup romskich, które używają różnych nazw do swojej identyfikacji. Mamy kilkadziesiąt dialektów. Język nie jest niczym stałym. Zapożyczamy słowa ze słownika krajów, w których mieszkamy. Religia też nas nie identyfikuje – są Romowie muzułmańscy, prawosławni, katoliccy itd. Mamy odmienne sytuacje ekonomiczne i podejście do spraw obyczajowych – bywają Romowie liberalni i konserwatywni. Doświadczenie nomadyzmu dotyczy prawdopodobnie dużo mniejszych grup Romów, niż stereotypowo się uważa – mówi Talewicz, która na planie „Infamii” pełniła rolę opiekunki artystycznej.

Dziewczyna w ślubnej sukni na łące
Zofia Jastrzębska jako Gita, serial „Infamia”, fot. Netflix

Buntowniczka Gita

Główną bohaterką „Infamii” jest 17-letnia Gita (magnetyczna Zofia Jastrzębska). Dorasta w nomadzkim obozie (odległe echa „Nomadlandu” Chloé Zhao) na walijskich przedmieściach. Jak to nastolatka, lubi spędzać czas z przyjaciółmi, włóczyć się i imprezować. Buntuje się przeciw matce Violi (fantastyczna Magdalena Czerwińska) i ojcu Marko (Sebastian Łach). Pewnego dnia rodzice postanawiają wrócić do Polski, do Białej Góry na Dolnym Śląsku, gdzie mieszkają ich krewni. Mają szansę wyjść z biedy. Gita nie chce zostawić paczki przyjaciół, choć coś ciągnie ją do kraju przodków, których ledwie pamięta.

– Od początku zakochałam się w tej dziewczynie. Zobaczyłam jej siłę, odwagę, coś, czego mi prywatnie brakowało. Zaczęła mnie inspirować. Potrafiła mówić prawdę, nawet najbardziej bolesną. To była dla mnie nowość. Bardzo często sama dobierałam słowa tak, aby nikogo nie skrzywdzić. Natomiast Gita mówi tak, aby nie zranić siebie. Oczywiście na pewnym etapie, bo musi przejść drogę, podczas której uczy się tej umiejętności – opowiada Zofia Jastrzębska, odtwórczyni roli Gity.

„Pyskatość” to tylko jedna z cech Gity, które przeszkadzają rodzinie pod wodzą wuja Stefana (Artur Dziurman). Dziewczyna co rusz słyszy: „To nie wypada!”. Każą jej przestrzegać zasady Romanipenu (ogół tradycji romskiej), m.in. spinać włosy i nosić długą spódnicę. Gdyby nie zgoda ojca na uczęszczanie do liceum, Gita nie mogłaby sama wychodzić z domu.

Kolejne zakazy i nakazy są jak paliwo napędzające nastoletni bunt. Rodzice – co świetne – nie tylko nie pozostają na niego głusi, ale i nie pobłażają. Matka, kiedy braknie jej cierpliwości, albo przypomni sobie walijską biedę (teraz mieszkają w luksusowej posiadłości jednej wielkiej romskiej rodziny), zjadliwie wykrzyknie:

„Kochanie, tutaj mamy dla ciebie zupełnie inne plany!”.

Gita jest asem w rękawie rodziców. Ma zostać wydana za mąż za Janko, syna czeskiego Roma prowadzącego narkotykowy biznes. W ten sposób Marko spłaci swój hazardowy dług, który spowodował przymusową emigrację do Wielkiej Brytanii. Jeżeli dziewczyna się nie podporządkuje, ją i najbliższych czeka infamia.

Przeczytaj także:

Romanipen jak Dekalog

Joanna Talewicz mówi, że słowa „infamia” nie ma w romskim słowniku. Przekroczenie granicy, które może skutkować wykluczeniem ze społeczności, określa się mianem np. „magerdo” (bo wszystko zależy od dialektu). Użycie określenia infamia w tytule serialu może służyć uniwersalizacji opowieści.

– Przestrzeganie zasad Romanipenu porównuję to do polskiego katolicyzmu. Identyfikuje się z nim większość Polek i Polaków. Ale czy wszyscy żyją zgodnie z Dekalogiem? Nie jest tak. Dokładnie jak w przypadku Romanipenu. Jedni przestrzegają go z przyzwyczajenia, inni – z szacunku dla tradycji czy osób starszych. Od moich znajomych, nie-Romów, którzy nie identyfikują się z religią katolicką, też słyszę, że jadą na Gwiazdkę, by zrobić przyjemność babci czy ciotce.

Jakie jeszcze zasady Romanipenu wynikają z siły przyzwyczajenia?

– Dla mnie takim przykładem jest długa spódnica, która związana jest z zasadą skromności. Dawniej uważano, że kobieta od pasa w dół jest nieczysta w sensie rytualnym. Spódnica, kiedyś nawet wielowarstwowa, miała funkcję ochronną. Dziś, kiedy będąc z Romami zakładam dłuższą spódnicę, nie robię tego z powodu czystości czy nieczystości. To raczej szacunek do osób, szczególnie starszych, dla których ubiór ma znaczenie.

Jak wyjaśnia antropolożka, w romskiej społeczności istnieją niepisane zasady, jak wyraźny podział między światem kobiet i mężczyzn, starszych i młodszych, szacunek do osób starszych, język romski, które są przekazywane z pokolenia na pokolenie. To normy organizujące życie społeczności. Złamanie ich niesie ze sobą konsekwencje, np. rodzicielskie czy społeczne. Grupy konserwatywne żyją wspólnotowo, więc odpowiedzialność za przekroczenie spada na całą rodzinę.

– Pamiętajmy jednak, że nawet takie konserwatywne grupy zmieniają się. Osoby wykształcone czy młode żyją w dwóch światach: romskim i nieromskim. Próbują balansować na granicy. Nie odrzucają tego, co było. Podchodzą z szacunkiem do tradycji, ale też subtelnie ją zmieniają – dodaje antropolożka.

Romski rap

Wcześniej polskie kino nie interesowało się społecznością romską. Najbardziej znany film o Romach – „Papusza” Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze swoją premierę miał dekadę temu. Co ciekawe, również jego bohaterka, polsko-romska poetka zmagała się z infamią, ostatnie lata swojego życia spędziła z dala od rodzinnej społeczności. Ta wyrzekła się jej za „wyjawienie” romskich sekretów gadziowi (czyli nie-Romowi, w tym wypadku pisarzowi Jerzemu Ficowskiemu).

Mimo że „Papusza” otwiera widownię na życie mniejszości romskiej, nie unika egzotyzacji. Kontynuuje zapoczątkowany w romantyzmie wizerunek Romów – wolnych artystów, a więc niezakorzenionych w społeczeństwie. Papusza – co współgra z ideą postaci poetki – jest tajemnicza, widząca i słysząca więcej.

– Nie ma nic złego w tych przedstawieniach, kiedy istnieje alternatywa. W „Papuszy” mowa jest o konserwatywnych grupach romskich w okresie II wojny światowej i w komunizmie. Podczas niemieckiej okupacji zamordowano większość europejskich Romów. Po 1945 roku przyszedł okres przymusowego osiedlenia. Wędrowny tryb życia części społeczności powodował, że niechęć do Romów była jeszcze większa, niż przed wojną – komentuje Joanna Talewicz.

Podobny wizerunek znajdujemy w filmie „Diabły, Diabły” Doroty Kędzierzawskiej z 1991 roku. Mamy tabor, konie, dym ogniska, śpiewy i długie chusty z frędzlami. Scenarzystkom „Infamii” też zdarza się egzotyzować. Trudno jednak nie zachwycać się strojami Gity, złotymi kolczykami, makijażem czy kwiatami we włosach. Na zdjęciach Wojciecha Zielińskiego kadry wybuchają feerią barw.

Bohaterka inspiruje się swoim dziedzictwem, zmienia się w Romkę-hipsterkę, modową trendsetterkę.

Gita wybiera z dziedzictwa to, co jej opowiada i testuje. Duma z własnych korzeni miesza się ze strachem przed utratą wolności. Swoje przemyślenia wrzuca w rapowane teksty (dość proste, bo młodzieńcze). W swoich pełnych buty i gniewu utworach (napisanych przez Ryfę Ri do muzyki Wojciecha Urbańskiego z wytwórni Dyspensa Records) śpiewa o sekretach przeszłości, o hardej i mądrej prababce, która miała posłuch nawet u mężczyzn, wreszcie o tym, jak trudno być feministką w falbanach i rajstopach.

Zamiłowanie do muzykowania, stereotypowo związane ze społecznością romską (w „Infamii” zresztą cała rodzina występuje w typowo romskim zespole), dzięki rapowi Gity pokazane jest w nowym świetle – jako kontynuacja tradycji, ale na zasadach młodszego pokolenia. Raperskie występy świetnie wypadają w kamerze. Pomaga doświadczenie Maliszewskiej, która kręciła teledyski dla Sistars, Kayah, Raz Dwa Trzy czy Reni Jusis.

Miłość do muzyki łączy Gitę z Tagarem (Kamil Piotrowski), romantykiem spod ciemnej gwiazdy. Chłopak podrzuci dziewczynie beat i zupełnie zawróci w głowie. Zofia Jastrzębska porównuje pierwsze, licealne zauroczenie do „pożaru trudnego do ugaszenia”. Uczucie jest zarówno silne, jak i niebezpieczne, bo grożące tytułową infamią. Co prawda wątek romantyczny to najsłabszy element „Infamii” (poczekajcie do piątego odcinka i sceny z kozami), natomiast jest charakterystyczny dla coming-of-age story. Na szczęście nie idzie on do końca utartymi ścieżkami.

Bohaterka „Infamii” rapuje też o zagłuszanym głosie romskiej społeczności. Antycyganizm, tak dobitnie zobrazowany w „Papuszy” czy „Diabłach, diabłach”, daje o sobie również znać na ulicach Białej Góry. Na szkolnym korytarzu dziewczyna słyszy: „Wiesz, jak jest – Cygan kradnie”. Romowie to „nieroby”, „brudasy”, „dziecioroby”… Rasistowska wyliczanka, która szybko może przerodzić się w zarzewie pogromu i która każe Gicie trzymać swoje pochodzenie w tajemnicy. Kumplom z klasy mówi, że jej śniada karnacja to zasługa brazylijskich genów. Poczucie wyobcowania jak cień ciągnie się za bohaterką.

Schować się wśród swoich

Mimo że Jastrzębska nie ma romskich korzeni, jej niesłowiańska uroda naraziła ją w przeszłości na ostracyzm.

– Oczywiście w znacznie mniejszym stopniu niż w przypadku Gity, ale dzieciaki bywają okrutne. W życiu wielokrotnie słyszałam przytyki, obelgi związane z moim wyglądem. Tym bardziej rozumiałam bohaterkę. Mogłam wejść w postać na sto procent. Nasze wrażliwości się pokrywają – wspomina aktorka.

Joanna Talewicz zauważa, że im bardziej świat zewnętrzny zagraża Romom i Romkom, tym bardziej trzymają się razem, zamykają się w społeczności. Nie bez znaczenia jest typ mentalności romskiej. Opiera się na międzypokoleniowych traumach, z których, jak mówi antropolożka, „nie wychodziło się, tylko wskakiwało w kolejne”. Wieki rasizmu, pogromów, niechęci zrobiły swoje. W „Infamii” Gita słyszy: „Rom jest nikim bez rodziny”. Kiedy spada z piedestału popularności, naturalne jest, że „chowa się” wśród „swoich”.

– W grupie jesteśmy silniejsi. Wiele aspektów romskich, jak ubiór, życie rodzinne, relacje damsko-męskie, krytykuje się jako zacofanie. Tymczasem wynikają one z tego, jak funkcjonowaliśmy w różnych społecznościach. Istnieją hermetyczne grupy Romów, niezbyt chętnie otwierające się na wpływy z zewnątrz. Nie ma w tym nic złego. Na tym również polega wspomniana różnorodność.

Zdaniem Joanny Talewicz, normy kulturowe, które mogą wykluczać czy determinować wybory, np. kobiet, nie muszą być od razu oznaką opresji. Pewnie też tak bywa, bo rodziny są różne. Natomiast ludzie, wybierając swoją grupę etniczną i obowiązujące w niej reguły, wyzbywają się poczucia osamotnienia, odczuwanego poza społecznością.

– Wiemy, jak się o nas mówi w sferze publicznej. Jak w związku z tym mamy nie trzymać się razem? Im bardziej słyszalne są głosy o naszym zacofaniu, tym bardziej Romowie zacieśniają swoje więzi – stwierdza antropolożka.

Trzy kolorowo ubrane osoby: matka, córka i ojciec, pozują do zdjęcia we wnętrzu mieszkania.
Bohaterowie „Infamii” (od lewej): Viola (Magdalena Czerwińska), Gita (Zofia Jastrzębska), Marko (Sebastian Łach), fot. Netflix

Otworzyć się na Romów

Konsultantka serialu „Infamia” akcentuje, że kultura romska jest pielęgnowana i rozwijana nie tylko na bazie strachu przed innym światem. Przede wszystkim uważana jest za wartościową i piękną. Poza tym sama romskość to tylko jeden z elementów tożsamości.

Podobnie uważa Jastrzębska:

– Bazowałam na skrajnie różnych emocjach, które są uniwersalne dla każdego człowieka. Bardziej pociągała mnie osobowość bohaterki, jej charyzma i siła, a nie to skąd pochodzi. Moje umiejętności aktorskie pozwalają mi wchodzić w różne role i odnajdywać się w różnych światach.

Aktorka przyznaje, że obawiała się „przekoloryzowania romskiej kultury”. Pomogła Joanna Talewicz. Zofia nazywa ją „osobistym drogowskazem w budowaniu postaci” i osadzeniu jej w społeczności.

Pierwszoplanowa rola w „Infamii” nie przypadła romskiej aktorce, jednak drugi plan tworzą osoby ze społeczności romskiej. To ważny gest, który jeszcze kilka lat temu wcale nie byłby taki oczywisty.

– Media i popkultura mówią o Romach zwykle w kontekście negatywnym lub pokazują romski folklor. To wpisuje się w dobrze znany stereotyp, który przedstawia nas jako dziwnych, zacofanych, tajemniczych, obcych. Trudno na to odpowiedzieć, kiedy nie ma się własnych mediów czy reprezentacji politycznej – mówi antropolożka.

W „Infamii” Romowie i Romki dostają platformę do pokazania zupełnie innej perspektywy. Zwiększają reprezentację i różnorodność nie tylko w kulturze, ale i w społeczeństwie.

– Kiedy zaczęłam współpracować z romskimi aktorami i konsultantami, zobaczyłam, że tak naprawdę niczym się nie różnimy. Oczywiście, mają swoje zasady, ale w każdym domu takie panują. Ludzie boją się inności, bo to, co znają, jest bezpieczne. Mogą się z tym utożsamiać. „Infamia” pokazuje, że najpierw musimy poznać drugiego człowieka, aby móc cokolwiek na jego temat powiedzieć. „Infamia” nie ocenia, tylko daje przestrzeń widzowi na własne wnioski – mówi Zofia Jastrzębska.

Joanna Talewicz dodaje:

– Często, kiedy mówimy o relacjach romsko-nieromskich, zapominamy, że są to dwa bieguny. Nie wystarczy, aby Romowie otworzyli się na inność. Trzeba też otworzyć się na Romów i z nimi pracować.

Naiwnie byłoby sądzić, że jeden serial zmieni nastawienie do romskiej społeczności. Na pewno jednak „Infamia” stara się zapoczątkować dyskusję na ten temat. I czyni to bez protekcjonalności.

Portret Joanny Talewicz-Kwiatkowskiej w bibliotece
Joanna Talewicz, fot. Marysia Bil
;

Udostępnij:

Jakub Wojtaszczyk

pisarz i dziennikarz. Autor „Cudownego przegięcia. Reportażu o polskim dragu” (Wydawnictwo Znak). Współpracuje z m.in. Vogue.pl, magazynem „Replika”, portalem Kultura u Podstaw.

Komentarze