Bianka Mikołajewska
Bianka Mikołajewska
Szefowa kancelarii premiera - Beata Kempa przekonuje, że upychanie siłą do samolotu delegacji rządowej i dziennikarzy wracających z Wielkiej Brytanii nie naruszyło instrukcji HEAD, dotyczącej przelotów najważniejszych osób w państwie. Nawet gdyby to była prawda – choć raczej nie jest – instrukcja HEAD nie zastąpi myślenia
„Dziennik Gazeta Prawna” opisał wczoraj powrotną podróż delegacji rządowej z Wielkiej Brytanii. Premier Beata Szydło i jej ministrowie gościli tam w ubiegły poniedziałek. Według relacji Zbigniewa Parafianowicza z "DGP", krótko przed odlotem do kraju, ktoś podjął decyzję, by dziennikarzy i członków rządu, którzy do Anglii lecieli dwoma samolotami (embraerem 175 i wojskową CASĄ), z powrotem przetransportować jednym.
Mieli nim lecieć m.in. Beata Szydło, Mateusz Morawiecki, Witold Waszczykowski, Antoni Macierewicz, Mariusz Błaszczak i gen. Marek Tomaszycki. Czyli: szefowa polskiego rządu, wicepremier odpowiadający za całość spraw gospodarczych, minister odpowiedzialny za politykę zagraniczną, dwaj szefowie najważniejszych resortów siłowych: MON i MSW oraz Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych - odpowiedzialny za prowadzenie operacji wojskowych w sytuacjach kryzysowych i w czasie wojny.
Najpierw jednak okazało się, że dla grupy osób brakuje miejsc i musiałyby lecieć na stojąco (czego w cywilizowanych krajach regulaminy lotów nie przewidują), a później - że samolot jest źle wyważony, bo pasażerowie zostali niewłaściwie rozlokowani. Według relacji "DGP", decyzję o pozostawieniu części z nich w Londynie, wymusił kapitan embrayera, który zakomunikował, że "nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany". Ostatecznie samolot wystartował z godzinnym opóźnieniem. A o finalnym składzie pasażerów nie decydowały przepisy, względy bezpieczeństwa i zdrowy rozsądek, lecz np. to, że jedną z urzędniczek bolał kręgosłup i nie chciała czekać na kolejny samolot, a jeden z dziennikarzy ustąpił jej miejsca.
Niespełna siedem lat po katastrofie smoleńskiej, w której zginęło 96 osób – wśród nich prezydent Lech Kaczyński, ministrowie, posłowie i najważniejsi dowódcy wojska, historia z londyńskiego lotniska wydaje się nieprawdopodobna.
W ostatnim dziesięcioleciu doszło do dwóch wypadków lotniczych, w których zginęli ludzie pełniący najważniejsze funkcje w państwie:
Po wypadku CASY podjęto rozmaite działania, by wyeliminować błędy, które do niego doprowadziły. Dowódca Sił Powietrznych - gen. Andrzej Błasik, w uzgodnieniu z szefami wojsk lądowych, marynarki wojennej, BOR i Polską Agencją Żeglugi Powietrznej opracował projekt "Instrukcji organizacji lotów statków powietrznych o statusie HEAD", czyli lotów z udziałem najważniejszych osób w państwie. W 2009 r. - po konsultacjach z kancelariami Sejmu, Senatu, prezydenta i premiera, instrukcja została zatwierdzona przez Ministerstwo Obrony Narodowej.
10 kwietnia 2010 r. Andrzej Błasik był jednym z pasażerów lotu TU-154 do Smoleńska. Później – podczas badania katastrofy, jeden z jego podwładnych rozpoznał głos generała, wśród głosów osób, które podczas lotu do Smoleńska przebywały w kabinie pilotów. Zgodnie z instrukcją HEAD, którą współtworzył gen. Błasik, wstęp do kabiny pilotów mieli mieć tylko członkowie załogi samolotu i szef pokładu; w szczególnych przypadkach zezwolenie na wejście innych osób mógł wydać tylko dowódca załogi.
W raporcie z badania katastrofy Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego wskazała szereg innych naruszeń regulacji zawartych w "Instrukcji..." np. to, że członkowie załogi TU-154 nie przeszli opisanych w niej obowiązkowych szkoleń; liczba pasażerów zgłoszona przez Kancelarię Prezydenta przekroczyła liczbę miejsc w samolocie (więc 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego dokonał nieuzgodnionej z producentem maszyny, zmiany ustawienia foteli), a samolot podchodził do lądowania w niedozwolonych warunkach atmosferycznych.
Po publikacji raportu KBWLLP, znów podjęto prace, które miały zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości. Przyjęto m.in. trzy dokumenty regulujące zasady lotów z udziałem najważniejszych osób w państwie:
Tajna instrukcja HEAD?
Według polityków PO, historia opisana wczoraj przez "Dziennik Gazetę Prawną" jest dowodem na to, że politycy PiS, którzy wzięli na swoje sztandary katastrofę smoleńską i powołują kolejne ciała, które mają zbadać jej przebieg, w rzeczywistości w ogóle nie wyciągnęli z niej wniosków. - W Londynie doszło do łamania wszelkich procedur bezpieczeństwa. Można powiedzieć, że wraca to wszystko, co było jedną z głównych przyczyn katastrofy w Smoleńsku: nieprzestrzeganie procedur, bałagan, chaos, brak podejmowania decyzji, albo podejmowanie decyzji nie wiadomo przez kogo - mówił podczas wczorajszej konferencji prasowej poseł Marcin Kierwiński z PO.
Szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Beata Kempa przekonywała jednak, że procedury nie zostały naruszone.
- Cywilna instrukcja HEAD nie została złamana. Jest to dokument niejawny - mówiła dziennikarzowi PAP.
I tłumaczyła, że zdarzają się sytuacje, gdy decyzje dotyczące lotów VIPów podejmowane są "w trakcie" czy "na bieżąco". - Jeżeli w trakcie wynikają trudności związane z poleceniami czy pilotów czy zarządzających lotniskiem, jest oczywiste, że wtedy musimy się do nich dostosowywać. Żadna procedura nie została złamana. Na wszystko mamy dokumenty - zapewniała.
Według Kempy, koordynator odpowiedzialny za organizację lotu "w tej sprawie zareagował i odpowiednie listy pasażerów przed wylotem były znane", a "decyzje dotarły do kancelarii (premiera), zostały zatwierdzone i ostatecznie lot się odbył".
Także według rzecznika rządu Rafał Bochenka "wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującą instrukcją HEAD".
Według naszych ustaleń niejawna "cywilna instrukcja HEAD" nie istnieje. Chyba, że jest tak niejawna, że nie wiedzą o niej również specjaliści od lotnictwa, z którymi rozmawialiśmy. Według nich, do lotów delegacji rządowej mają zastosowanie regulacje zawarte w "Porozumieniu w sprawie zasad wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie" z 2011 r. i "Instrukcja organizacji lotów oznaczonych statusem HEAD w lotnictwie Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej" z 2013 r.
Zgodnie z zapisami "Porozumienia...":
Według "Porozumienia...", jednym samolotem nie mogą lecieć równocześnie:
Premier Szydło nie mogłaby więc lecieć do Londynu z prezydentem Andrzejem Dudą, pierwszym wicepremierem Piotrem Glińskim lub więcej niż 10 ministrami. Przepisy nie zabraniają wspólnych przelotów premierowi, wicepremierowi i szefom MSZ, MON i MSW. Zdrowy rozsądek podpowiada jednak, że bezpieczniej byłoby gdyby premier i ministrowie, od których zależy bezpieczeństwo państwa nie latali razem.
Niestety kolejne ekipy rządzące instrukcje HEAD naginają lub łamią, a swoich własnych głów nie wysilają, by ocenić niebezpieczeństwa z tym związane.
W ubiegły piątek wysłaliśmy pytania do kancelarii premiera oraz ministerstw: rozwoju, obrony narodowej, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych - których szefowie uczestniczyli w delegacji do Wielkiej Brytanii. Chcieliśmy wiedzieć: czy ministrowie polecieli tam wspólnym samolotem z premier Beatą Szydło? A jeśli nie – jakimi samolotami dotarli na miejsce?
Jako jedyne odpowiedziało nam MSZ, potwierdzając, że minister Witold Waszczykowski uczestniczył w konsultacjach w Londynie i informując, że „podróż w obie strony realizowana była samolotem specjalnym z panią premier Beatą Szydło”.
Pozostałe urzędy dotąd milczą. Całe szczęście, że rząd zabiera jeszcze ze sobą w delegacje zagraniczne choć niektórych dziennikarzy.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Od wiosny 2016 do wiosny 2022 roku wicenaczelna i szefowa zespołu śledczego OKO.press. Wcześniej dziennikarka „Polityki” (2000-13) i krótko „GW”. W konkursie Grand Press 2016 wybrana Dziennikarzem Roku. W 2019 otrzymała Nagrodę Specjalną Radia Zet - Dziennikarz Dekady. Laureatka kilkunastu innych nagród dziennikarskich. Z łódzkich Bałut.
Komentarze