„Dziennik Gazeta Prawna” opisał wczoraj powrotną podróż delegacji rządowej z Wielkiej Brytanii. Premier Beata Szydło i jej ministrowie gościli tam w ubiegły poniedziałek. Według relacji Zbigniewa Parafianowicza z „DGP”, krótko przed odlotem do kraju, ktoś podjął decyzję, by dziennikarzy i członków rządu, którzy do Anglii lecieli dwoma samolotami (embraerem 175 i wojskową CASĄ), z powrotem przetransportować jednym.

Mieli nim lecieć m.in. Beata Szydło, Mateusz Morawiecki, Witold Waszczykowski, Antoni Macierewicz, Mariusz Błaszczak i gen. Marek Tomaszycki. Czyli: szefowa polskiego rządu, wicepremier odpowiadający za całość spraw gospodarczych, minister odpowiedzialny za politykę zagraniczną, dwaj szefowie najważniejszych resortów siłowych: MON i MSW oraz Dowódca Operacyjny Rodzajów Sił Zbrojnych – odpowiedzialny za prowadzenie operacji wojskowych w sytuacjach kryzysowych i w czasie wojny.
Najpierw jednak okazało się, że dla grupy osób brakuje miejsc i musiałyby lecieć na stojąco (czego w cywilizowanych krajach regulaminy lotów nie przewidują), a później – że samolot jest źle wyważony, bo pasażerowie zostali niewłaściwie rozlokowani. Według relacji „DGP”, decyzję o pozostawieniu części z nich w Londynie, wymusił kapitan embrayera, który zakomunikował, że „nie poleci, dopóki problem nie zostanie rozwiązany”. Ostatecznie samolot wystartował z godzinnym opóźnieniem. A o finalnym składzie pasażerów nie decydowały przepisy, względy bezpieczeństwa i zdrowy rozsądek, lecz np. to, że jedną z urzędniczek bolał kręgosłup i nie chciała czekać na kolejny samolot, a jeden z dziennikarzy ustąpił jej miejsca.
Niespełna siedem lat po katastrofie smoleńskiej, w której zginęło 96 osób – wśród nich prezydent Lech Kaczyński, ministrowie, posłowie i najważniejsi dowódcy wojska, historia z londyńskiego lotniska wydaje się nieprawdopodobna.
Do trzech razy sztuka?
W ostatnim dziesięcioleciu doszło do dwóch wypadków lotniczych, w których zginęli ludzie pełniący najważniejsze funkcje w państwie:
- katastrofy samolotu CASA C-295 M w 2008 r. w Mierosławcu – której ofiarami było 16 najwyższych rangą i najbardziej doświadczonych oficerów polskich sił powietrznych oraz 4 członków załogi;
- katastrofy TU 154, w 2010 r. w Smoleńsku – w której obok prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego i jego żony śmierć ponieśli m.in. ministowie z kancelarii prezydenta, posłowie i znów kilku najwyższych dowódców wojska.
Po wypadku CASY podjęto rozmaite działania, by wyeliminować błędy, które do niego doprowadziły. Dowódca Sił Powietrznych – gen. Andrzej Błasik, w uzgodnieniu z szefami wojsk lądowych, marynarki wojennej, BOR i Polską Agencją Żeglugi Powietrznej opracował projekt „Instrukcji organizacji lotów statków powietrznych o statusie HEAD”, czyli lotów z udziałem najważniejszych osób w państwie. W 2009 r. – po konsultacjach z kancelariami Sejmu, Senatu, prezydenta i premiera, instrukcja została zatwierdzona przez Ministerstwo Obrony Narodowej.

10 kwietnia 2010 r. Andrzej Błasik był jednym z pasażerów lotu TU-154 do Smoleńska. Później – podczas badania katastrofy, jeden z jego podwładnych rozpoznał głos generała, wśród głosów osób, które podczas lotu do Smoleńska przebywały w kabinie pilotów. Zgodnie z instrukcją HEAD, którą współtworzył gen. Błasik, wstęp do kabiny pilotów mieli mieć tylko członkowie załogi samolotu i szef pokładu; w szczególnych przypadkach zezwolenie na wejście innych osób mógł wydać tylko dowódca załogi.
W raporcie z badania katastrofy Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego wskazała szereg innych naruszeń regulacji zawartych w „Instrukcji…” np. to, że członkowie załogi TU-154 nie przeszli opisanych w niej obowiązkowych szkoleń; liczba pasażerów zgłoszona przez Kancelarię Prezydenta przekroczyła liczbę miejsc w samolocie (więc 36 Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego dokonał nieuzgodnionej z producentem maszyny, zmiany ustawienia foteli), a samolot podchodził do lądowania w niedozwolonych warunkach atmosferycznych.
Po publikacji raportu KBWLLP, znów podjęto prace, które miały zapobiec podobnym zdarzeniom w przyszłości. Przyjęto m.in. trzy dokumenty regulujące zasady lotów z udziałem najważniejszych osób w państwie:
- Kancelarie Sejmu, Senatu, prezydenta i premiera oraz MON, MSWiA, BOR i Urząd Lotnictwa Cywilnego podpisały „Porozumienie w sprawie zasad wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie”.
- W 2012 r. minister obrony zatwierdził nową „Instrukcję organizacji lotów oznaczonych statusem HEAD w lotnictwie Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej” (a w styczniu 2013 r. – kolejną, obowiązującą do dzisiaj).
- Biuro Ochrony Rządu zawarło porozumienie z Dowództwem Sił Powietrznych dotyczące zasad współpracy przy lotach VIPów.
Tajna instrukcja HEAD?
Według polityków PO, historia opisana wczoraj przez „Dziennik Gazetę Prawną” jest dowodem na to, że politycy PiS, którzy wzięli na swoje sztandary katastrofę smoleńską i powołują kolejne ciała, które mają zbadać jej przebieg, w rzeczywistości w ogóle nie wyciągnęli z niej wniosków. – W Londynie doszło do łamania wszelkich procedur bezpieczeństwa. Można powiedzieć, że wraca to wszystko, co było jedną z głównych przyczyn katastrofy w Smoleńsku: nieprzestrzeganie procedur, bałagan, chaos, brak podejmowania decyzji, albo podejmowanie decyzji nie wiadomo przez kogo – mówił podczas wczorajszej konferencji prasowej poseł Marcin Kierwiński z PO.

Szefowa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Beata Kempa przekonywała jednak, że procedury nie zostały naruszone.
– Cywilna instrukcja HEAD nie została złamana. Jest to dokument niejawny – mówiła dziennikarzowi PAP.
I tłumaczyła, że zdarzają się sytuacje, gdy decyzje dotyczące lotów VIPów podejmowane są „w trakcie” czy „na bieżąco”. – Jeżeli w trakcie wynikają trudności związane z poleceniami czy pilotów czy zarządzających lotniskiem, jest oczywiste, że wtedy musimy się do nich dostosowywać. Żadna procedura nie została złamana. Na wszystko mamy dokumenty – zapewniała.
Według Kempy, koordynator odpowiedzialny za organizację lotu „w tej sprawie zareagował i odpowiednie listy pasażerów przed wylotem były znane”, a „decyzje dotarły do kancelarii (premiera), zostały zatwierdzone i ostatecznie lot się odbył”.
Także według rzecznika rządu Rafał Bochenka „wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującą instrukcją HEAD”.
Wszystko odbyło się zgodnie z obowiązującą instrukcją HEAD.
— Rafał Bochenek (@RafalBochenek) December 5, 2016
Według naszych ustaleń niejawna „cywilna instrukcja HEAD” nie istnieje. Chyba, że jest tak niejawna, że nie wiedzą o niej również specjaliści od lotnictwa, z którymi rozmawialiśmy. Według nich, do lotów delegacji rządowej mają zastosowanie regulacje zawarte w „Porozumieniu w sprawie zasad wykonywania lotów z najważniejszymi osobami w państwie” z 2011 r. i „Instrukcja organizacji lotów oznaczonych statusem HEAD w lotnictwie Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej” z 2013 r.
Zgodnie z zapisami „Porozumienia…”:
- koordynatorem, odpowiedzialnym za organizację lotów VIPów jest szef kancelarii premiera, czyli Beata Kempa;
- za ustalenie listy pasażerów lecących do Wielkiej Brytanii odpowiadał organizator lotu- czyli kancelaria premiera,
- co najmniej 24 godziny przed wylotem lista pasażerów rządowego samolotu powinna zostać przekazana do Biura Ochrony Rządu,
- a po sprawdzeniu samolotu funkcjonariusze BOR nie powinni wpuszczać na pokład nieuprawnionych osób.

Według „Porozumienia…”, jednym samolotem nie mogą lecieć równocześnie:
- prezydent i marszałek Sejmu,
- prezydent i premier,
- premier i pierwszy wicepremier,
- więcej niż połowa członków rady ministrów, Rady Bezpieczeństwa Narodowego, Kolegium ds. Służb Specjalnych, najwyższych dowódców wojskowych.
Premier Szydło nie mogłaby więc lecieć do Londynu z prezydentem Andrzejem Dudą, pierwszym wicepremierem Piotrem Glińskim lub więcej niż 10 ministrami. Przepisy nie zabraniają wspólnych przelotów premierowi, wicepremierowi i szefom MSZ, MON i MSW. Zdrowy rozsądek podpowiada jednak, że bezpieczniej byłoby gdyby premier i ministrowie, od których zależy bezpieczeństwo państwa nie latali razem.
Niestety kolejne ekipy rządzące instrukcje HEAD naginają lub łamią, a swoich własnych głów nie wysilają, by ocenić niebezpieczeństwa z tym związane.
W ubiegły piątek wysłaliśmy pytania do kancelarii premiera oraz ministerstw: rozwoju, obrony narodowej, spraw wewnętrznych i spraw zagranicznych – których szefowie uczestniczyli w delegacji do Wielkiej Brytanii. Chcieliśmy wiedzieć: czy ministrowie polecieli tam wspólnym samolotem z premier Beatą Szydło? A jeśli nie – jakimi samolotami dotarli na miejsce?
Jako jedyne odpowiedziało nam MSZ, potwierdzając, że minister Witold Waszczykowski uczestniczył w konsultacjach w Londynie i informując, że „podróż w obie strony realizowana była samolotem specjalnym z panią premier Beatą Szydło”.
Pozostałe urzędy dotąd milczą. Całe szczęście, że rząd zabiera jeszcze ze sobą w delegacje zagraniczne choć niektórych dziennikarzy.