0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. Mateusz Mirys / OKO.pressil. Mateusz Mirys / ...
Śledztwo

Instytut Badań Edukacyjnych pod Czarnkiem. Prywatny folwark, układ quasi-mafijny [UJAWNIAMY]

  • Anton Ambroziak

Degradacja badawczej roli instytutu, sprzeniewierzenie środków publicznych, działanie na szkodę interesu publicznego, zatrudnianie po znajomości z klucza politycznego i stworzenie quasi-mafijnego układu, który rządził placówką – to główne wnioski z wewnętrznego audytu działalności Instytutu Badań Edukacyjnych w latach 2021-2024. OKO.press dotarło do tego dokumentu.

„Odkryli, że instytut naukowy nie podlega tak ścisłej kontroli”

Z lektury wyników audytu oraz rozmów z byłymi i obecnymi pracownikami Instytutu wyłania się obraz miejsca, które

stało się prywatnym folwarkiem ludzi Przemysława Czarnka do zarabiania pieniędzy.

Dyrektorem IBE z nadania ówczesnego ministra edukacji został Robert Ptaszek, profesor filozofii z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, pasjonat nowej duchowości i edukacji klasycznej. Jego zastępcą – były asystent Czarnka Jakub Koper, odbierany przez pracowników jako politruk.

Pod ich rządami IBE z renomowanej placówki badawczej zmieniło się z trzecioligową instytucję, która dotuje projekty niemające nic wspólnego z badaniami naukowymi. Chodziło o to, żeby wyciągać publiczne środki na prywatną działalność ludzi z KUL.

W IBE z inicjatywy Czarnka powstała też instytucja-cień – oddzielny pion cyfryzacji, którym kierował Michał Przymusiński, polonista z wykształcenia, który wcześniej pracował z Justyną Orłowską w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (premierem był wtedy Mateusz Morawiecki) przy projektach ds. GovTech.

W IBE jak rasowy „macher” Przymusiński stworzył księstwo w księstwie, całkowicie podporządkowując sobie dyrektora Ptaszka. W tym układzie Ptaszek był milczącym egzekutorem poleceń Przymusińskiego. A kartą przetargową managera z nadania politycznego stały się obietnice ministerialnych dotacji i prywatnych partnerstw.

Tymczasem „drugie IBE” – jak o pionie cyfryzacji Przymusińskiego opowiadali nam pracownicy – które urzędowało w oddzielnym, luksusowym biurze w centrum Warszawy, okazało się wydmuszką przepalającą publiczne środki.

Jak się dowiadujemy, od wiosny 2024 Prokuratura Okręgowa prowadzi postępowanie w sprawie możliwych przestępstw popełnionych przez dyrektora IBE Roberta Ptaszka, a także głównego księgowego instytutu Tomasza Bartczaka.

„To ich podpisy widnieją na dokumentach, ale w praktyce duża część IBE funkcjonowała jak prywatny folwark Czarnka – słyszmy od osoby pracującej w tym czasie w IBE. – Realną władzę sprawowali ludzie, którzy odkryli, że instytut naukowy jest poza sektorem publicznym. I nie podlega tak ścisłym metodom monitoringu finansowego, szczególnie jeśli dotacje są przekazywane w ramach ministerialnej subwencji. Nie ma wówczas oceny jakości, a także oceny efektów typowych dla badań naukowych, a więc hulaj dusza, piekła nie ma”.

Oczy i uszy ministra w IBE

IBE to główny instytut badawczy, który zajmuje się sprawdzaniem efektywności polskiego systemu edukacji. Ekspertki i eksperci Instytutu sporządzają raporty, prowadzą badania, wysyłają rekomendacje, a dla administracji centralnej i samorządów pełnią funkcję doradczą.

W 2016 roku, gdy PiS doszedł do władzy, w IBE skończyły się unijne środki na tworzenie „edukacji opartej na danych” [badaniach naukowych]. Z rozpędu finansowane dalej były tylko duże badania międzynarodowe mierzące poziom kompetencji uczniów i uczennic. Chodzi m.in. o PISA, czy TIMSS.

„To było nasze jedyne okno na świat. Zgasły wszystkie projekty krajowe. Nie było pomysłu na to, jak wykorzystać naszą pracę” – opowiada nam pracownik merytoryczny Instytutu. „Mieliśmy poczucie, że oto właśnie z nieznanego nam powodu został wykolejony rozpędzony pociąg” – dodaje inny.

Po okresach bezkrólewia i redukcji zatrudnienia, w maju 2021 roku Przemysław Czarnek, bez wiedzy ówczesnego dyrektora instytutu dr hab. Łukasza Arendta, mianował Jakuba Kopra jego zastępcą.

Koper, młody działacz PiS, towarzyszył Czarnkowi jako jego asystent w drodze od lubelskiego urzędu wojewódzkiego aż po funkcję ministra edukacji. Jego nominacja została odebrana jako ruch polityczny. Pracownicy złośliwie mówili wówczas o „oczach i uszach” ministra w IBE.

Przeczytaj także:

Po tej decyzji dyrektor Arendt zrezygnował z funkcji. Jako powód podał „utratę poczucia realnego kierowania instytutem”. Na jego miejsce Przemysław Czarnek mianował dyrektorem dr hab. Roberta Ptaszka, pracownika Wydziału Filozofii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

Jak mówią pracownicy, był to „miły, starszy pan”, który nie znał się na zarządzaniu edukacją. „Podpisywał, co mu trafiło na biurko, niezbyt interesował się tym, co dzieje się w Instytucie” – mówi jedno z naszych źródeł. „Nie miał żadnego przygotowania merytorycznego, łatwo ulegał manipulacjom i wpływom” – dodaje inny z pracowników.

Jakub Koper, który był głównym zastępcą Ptaszka, uczestniczył w spotkaniach dyrektorów różnych pionów w IBE, ale nigdy nie wypowiadał się merytorycznie. „Nie miał smykałki do zarządzania.

Był smętnym aparatczykiem, nigdy nie wyszedł z roli asystenta ministra.

Interesowały go intrygi, a nie zarządzanie projektami badawczymi" – słyszmy.

„Gdy wspominaliśmy, że nasze czasopismo naukowe ma słabą punktację, Koper bez żenady odzywał się, że może pójdzie do ministra i to załatwi. A Ptaszek łapał go za rękę i mówił, że tak nie można” – opowiada inny z pracowników IBE. Mimo to Koper to załatwił – „Edukacja” [kwartalnik naukowy, obecnie prężny tytuł] i „EBIŚ” [Edukacja Biologiczna i Środowiskowa – od 2020 roku półrocznik] dostały od Czarnka po 100 punktów, teraz po korekcie nowego ministra edukacji – znów mają po 40.

Degradacja IBE

Instytut, który jeszcze w 2017 roku miał najwyższą kategorię naukową (A), stracił ją, bo dyrektor Ptaszek nie podszedł do ewaluacji jednostek naukowych. W ten sposób IBE niemal całkowicie uzależniło się od subwencji i dotacji od ministerstwa.

Pieniądze najłatwiej było pozyskać osobom związanym z samym Przemysławem Czarnkiem. Już wcześniej pisaliśmy, że pierwszeństwo mieli nowi pracownicy – najczęściej profesorowie KUL, alma mater ministra, zatrudnieni w IBE na drugich etatach. Najczęściej realizowali projekty, które nie miały charakteru badań naukowych.

Za to artykuły, które powstawały z pieniędzy przekazanych Instytutowi, drukowane były potem jako prace np. w „Pedagogice Katolickiej” – czasopiśmie, w którym w czasach ministra Przemysława Czarnka publikacje naukowe były punktowane równie wysoko, co w prestiżowym Science. „Pedagogika” bada takie kwestie, jak np. „czy każde kłamstwo to grzech”.

„I w ten sposób z publicznych środków powstawały artykuły księdza z KUL o roli kobiet i wychowaniu. Szczególnie koleżanki mocno przeżywały, gdy po czasie odkryły, że to nasze utwory” – mówi jeden z pracowników IBE.

„Jak można brać dziesiątki milionów z ministerstwa nauki i nie podejść do ewaluacji ministerstwa nauki? Chyba dyrektor wiedział, że nie musi” – komentuje inna osoba zatrudniona w Instytucie.

Z rozmów z pracownikami wiemy, że po zmianie władzy, przy rozwiązywaniu umów o pracę, nie wiadomo było np. jak zwolnić jedną z profesorek KUL, gdyż

nikt w instytucie nie miał do niej kontaktu.

Ptaszek nie angażował się w badania edukacyjne, za to chętnie organizował kongresy edukacji klasycznej, które dla Przemysława Czarnka i jego ludzi były elementem kampanii wyborczej.

Wystarczy powiedzieć, że w 2023 swoje wystąpienie na kongresie miał Radosław Brzózka, szef gabinetu politycznego ówczesnego ministra edukacji. Nosiło tytuł:

„Edukacja klasyczna w strategii edukacyjnej Ministra Przemysława Czarnka”.

Drugie IBE: luksusowe biuro, fikcyjna praca

W maju 2022 roku ministerstwo edukacji postanowiło stworzyć w IBE nowy pion. Miał zająć się budową systemów teleinformatycznych. Zastępcą dyrektora IBE ds. Cyfryzacji Edukacji i Nauki został Michał Przymusiński, człowiek Justyny Orłowskiej, pełnomocniczki rządu PiS ds. cyfryzacji administracji publicznej. Przy projektach GovTech pracował najpierw w ministerstwie cyfryzacji (październik 2018 – luty 2020), potem w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów (do kwietnia 2022).

Zadania, które przed nowym pionem postawił Czarnek, wykraczały daleko poza profil działalności instytutu. Przymusiński miał m.in.

  • stworzyć internetowy system rekrutacji do szkół ponadpodstawowych, oparty na bazie PESEL,
  • wdrożyć elektroniczne legitymacje szkolne,
  • a także rozwijać projekt Laboratoria Przyszłości.

Według zapowiedzi premiera Morawieckiego „szkoła musi być przygodą, ale musi być też miejscem, gdzie szlifujemy te nasze diamenty. (...) Jestem przekonany, że to [Laboratoria] będzie przełom dla każdej ze szkół”. W raporcie z 2024 roku NIK fatalnie ocenił ten kosztujący miliard projekt.

Decyzja Czarnka de facto odebrała Ptaszkowi kontrolę nad działalnością instytutu. Przymusiński pod egidą IBE stworzył oddzielną instytucję, o której pracownicy naukowi, a nawet dyrektorzy nie wiedzieli zupełnie nic.

W październiku 2022 roku Ptaszek podpisał dla Przymusińskiego umowę na wynajem oddzielnego biura. Było to 700 metrów kwadratowych na ul. Nowogrodzkiej 47a z widokiem na Pałac Kultury i Nauki. Umowę na dwa lata zawarto z Roma Office Center, spółką zarządzającą biurowcem o tej samej nazwie, który należy do Archidiecezji Warszawskiej.

Miesięczny czynsz wynosił 100 tys. zł.

Wynajęcie dodatkowej przestrzeni uzasadniono koniecznością realizacji projektów „Laboratoria Przyszłości” oraz edukacja.gov.pl. Żadne z tych działań nie zostały ukończone, a przestrzeń stała pusta. W luksusowych wnętrzach siedział najczęściej sam Przymusiński.

Gdy po zmianie władzy przyszło do weryfikacji wydatków, w biurowcu na Nowogrodzkiej dyrektor cyfryzacji zainscenizował normalny dzień pracy. Oprócz Przymusińskiego do biura przyszło kilka osób snujących się po olbrzymiej przestrzeni.

Wśród nich kobieta, która udawała sekretarkę Przymusińskiego.

W nieużywanej wcześniej kuchni odpakowano tylko ekspres do kawy.

Podczas audytu okazało się, że w biurze na Nowogrodzkiej jest też dużo drogiego i nowoczesnego sprzętu: drukarki 3d, tablety, sala edukacyjna ze scenariuszami zajęć, wyposażona przez Microsoft. Sprzęt kurzył się, a z nowoczesnej sali skorzystano raz – do nagrania promocyjnego filmiku.

Nowej kadrze administracji IBE rok zajęło ustalanie, skąd w ogóle na Nowogrodzkiej wziął się ten sprzęt. „Nie było żadnej ewidencji. Musieliśmy dzwonić po sponsorach i sprawdzać, co i dlaczego nam przekazali” – słyszymy.

Przymusiński szantażował Ptaszka

Modus operandi Przymusińskiego był prosty: wyciągnąć pieniądze od ministerstwa w ramach dotacji lub przetargów na bezsensowną lub fikcyjną pracę. Przykład? Już po zmianie władzy, Przymusiński miał obiecać, że Instytut jeszcze w 2024 roku wdroży elektroniczny system rekrutacji do szkół.

„W lutym obiecał, że w marcu zorganizuje pilotaż. Chciał, żeby całe Piaseczno uczestniczyło w tym programie. Złapaliśmy się za głowy, bo to nie jest mała gmina wiejska. Gdyby coś nie wyszło, setki dzieciaków nie wiedziałyby, czy i gdzie dostały się do szkół” – opowiada jeden z pracowników IBE.

„Gdy zaczęliśmy kopać, okazało się, że gotowa jest tylko testowa wersja software'u, nie było nawet wersji produkcyjnej. Kod, na którym się opierał, był w 90 proc. pożyczony z technologii GovTech. W zespole Przymusińskiego nie było programistów, przypadkowi ludzie coś dopisywali w ramach body-leasingu. A z opisu projektów wynikało, że Przymusiński dowiezie unikalny projekt, budowany od zera” – dodaje nasze źródło.

O Przymusińskim pracownicy IBE albo nie mówią nic, albo w mocnych słowach. Najczęściej słyszmy: „krętacz” lub „bajerant”.

Jego zespół UX-ów, czyli ekspertów robiących badania, liczył aż 20 osób. To, co produkowali, mogła zrobić dowolna osoba, która posiada dostęp do internetowych narzędzi tworzących ankiety.

„Rozsyłali proste kwestionariusze do niereprezentatywnej grupy szkół, zbierali odpowiedzi, które spłynęły do nich w terminie, a potem opracowywali je w arkuszu Google. I tak powstał nic niewart raport pt. sztuczna inteligencja w szkole. W dwie osoby w godzinę zrobilibyśmy lepsze badania niż cały ten zespół” – opowiada nasz rozmówca.

Jeden z byłych pracowników IBE twierdzi, że Przymusiński szantażował Ptaszka. „Wprost mówił kierownictwu, powołując się na znajomość z Czarnkiem, że jak czegoś nie zrobią, to zaraz wylecą z pracy” – mówi. Dodaje, że w ten sposób Przymusiński namawiał IBE do nowych przedsięwzięć, które nie miały ani uzasadnienia merytorycznego, ani finansowego.

Ptaszek poświadczył nieprawdę, że nie było strat

Najbardziej rażącym przykładem jest umowa opiewająca na 48 mln zł, którą IBE zawarło z Ministerstwem Edukacji i Nauki na „badanie i prototypowanie innowacyjnych interfejsów użytkowników urządzeń elektrycznych służących do realizacji e-usług”.

IBE nie miał w tym obszarze żadnego doświadczenia. Już wtedy w Instytucie mówiło się, że Przymusiński tylko zmienia miejsca pracy, wszędzie obiecuje fantastyczne projekty, a potem przechodzi do innego pionu.

Po zmianie władzy dyrektor Ptaszek zdążył rozwiązać umowę, ale Instytut podjął się już realizacji zadania, wydając pieniądze na zatrudnienie pracowników, a także utrzymanie dodatkowej powierzchni biurowej. Ptaszek w imieniu IBE poświadczył jednak nieprawdę – stwierdził, że obie strony umowy nie poniosły żadnych wydatków i nie zaciągnęły żadnych zobowiązań finansowych, wobec czego nie będą zgłaszać siebie roszczeń.

Tymczasem podpisanie niezrealizowanej umowy uruchomiło machinę, która

kosztowała instytut ponad 2 mln zł.

Pion cyfryzacji, idąc na skróty i udając działalność naukową, najczęściej wywiązywał się z mniejszych dotacji. Pracownicy tworzyli krótkie materiały wideo na social media albo wydawali raporty i publikacje, które wyglądały jak materiały IBE. Nikt w naukowej części instytutu nie miał jednak o nich pojęcia.

"Gdy je odkryliśmy, okazało się, że nie spełniają wymogów publikacji naukowych. Nie ma w nich opisu próby, metody badania. To świat na opak” – mówi jeden z pracowników.

Dokumenty wskazują, że choć ministerialne subwencje były przyznawane zgodnie z literą prawa, to na pewno nie w duchu prawa. Przykładowy wniosek o dotację zawierał dwie strony, z czego zaledwie akapit poświęcony był temu, jaki jest cel prowadzonych działań. A argumentacja sprowadzała się do krótkiego zdania, że

„wierzymy, iż Instytut Badań Edukacyjnych przysłuży się polskiej edukacji”.

Wnioski i działania nie były poddawane ewaluacji.

Utrzymywanie luksusowego biura kosztowało Instytut w sumie 1,7 mln zł. Zwolnienia pracowników w pionie cyfryzacji oraz osób zatrudnionych w IBE do pracy przy ministerialnych projektach – w sumie 38 osób – kolejne 2 mln zł.

Przykładów niegospodarności było więcej. Jest np. spektakularna historia żołnierza oddelegowanego do IBE na wniosek dyrektora Ptaszka. Mężczyzna, który powinien być w tym czasie opłacany przez własną jednostkę wojskową, urzędował w tym samym biurze, co pion cyfryzacji. I to mimo tego, że IBE nie ma statusu instytucji państwowej w rozumieniu ustawy o obronie ojczyzny.

Wynagrodzenie żołnierza wypłacało IBE z własnej kasy, bez żadnej dodatkowej dotacji. W ten sposób na utrzymanie wadliwego – i prawdopodobnie fikcyjnego – etatu wydano 220 tys. zł. W IBE nie ma żadnego dokumentu, który potwierdza efekty pracy żołnierza. Natomiast wniosek o jego oddelegowanie napisano na wydartym skrawku papieru.

Finanse? Na papierze zawsze na zero

W marcu 2024 pod Instytut Badań Edukacyjnych na Górczewskiej przyjechał transport z zamówionymi przez poprzednią ekipę serwerami. Okazało się, że pieniądze na ten cel miały zostać wydane z projektu, który zakończył się 31 grudnia 2023. Koszt: 4 mln zł.

„Prawnicy przekonywali nas, że nie ma problemu, bo Koper im powiedział, że będzie okej. Zatrzymaliśmy odbiór dosłownie na parkingu. Gdybyśmy tego nie zrobili, bylibyśmy w plecy kolejne 4 mln zł. Taka była mentalność części osób w instytucie – kreatywna księgowość i rozliczanie na polecenie polityczne” – opowiada jeden z pracowników IBE.

Ptaszek, żegnając się z funkcją dyrektora w styczniu 2024, miał poświadczyć, że zostawia instytucję w bezpiecznej sytuacji finansowej co najmniej na kolejne 2-3 lata. Okazało się, że Instytut ma 4 mln zadłużenia oraz księgi rachunkowe, których nie da się odczytać.

„Widział pan kiedyś firmę, która zawsze wychodzi na zero? A u nas tak było. Przychody i wydatki na papierze dawały zawsze okrągłe zero – cud” – mówi nam pracowniczka IBE.

Od 2016 roku głównym księgowym instytutu był Tomasz Bartczak, wcześniej szeregowy pracownik instytutu. Większość pracowników IBE do dziś mówi o nim „dobry i serdeczny kolega”, „jedyna ostoja”.

Główny księgowy to druga najważniejsza funkcja w instytucie, miejsce, gdzie przy słabym zarządzaniu, gromadzi się najwięcej władzy. Do Bartczaka wszyscy mieli zaufanie, bo przetrwał wszystkich dyrektorów, pensje przychodziły na czas, nie robił problemów i udawało mu się łatać dziury w budżecie.

Równolegle Bartczak budował jednak karierę polityczną. W międzyczasie został skarbnikiem kampanii wyborczych Prawa i Sprawiedliwości, był też pełnomocnikiem finansowym kampanii prezydenckiej Karola Nawrockiego.

„Nie postrzegaliśmy go jako człowieka PiS. Najwidoczniej gdzieś po drodze zbratał się z partią albo został kupiony finansowo. O tym, że jest skarbnikiem PiS, dowiedzieliśmy się przez przypadek, bo ktoś spojrzał na nazwisko w jakimś piśmie udostępnionym w mediach i rozeszło się po korytarzach” – mówi jeden z pracowników merytorycznych IBE.

Gdy na początku sierpnia 2025 media podały, że z fotela prezesa spółki Srebrna stanowiącej biznesowe zaplecze PiS został zwolniony „niezatapialny” Kazimierz Kujda, bliski przyjaciel Jarosława Kaczyńskiego, okazało się, że zastąpił go właśnie Tomasz Bartczak. Przyczyny tej decyzji nie są znane: media spekulowały, że Kujda musiał coś przeskrobać, a Kaczyński szykuje się do przeprowadzenia większej rewolucji w spółce.

Audyt wykazał szereg nieprawidłowości finansowych, w tym m.in. brak tworzenia planów finansowych instytucji, co uniemożliwiało powiązanie wydatków ze źródłami finansowania. A to prowadziło do zaciągania zobowiązań niemożliwych do pokrycia.

Co bada prokuratura?

W sprawie byłego dyrektora IBE Roberta Ptaszka Prokuratura Okręgowa w Warszawie bada czyny związane z wyrządzeniem znacznej lub wielkiej szkody, niedopełnienia obowiązków przez funkcjonariusza publicznego oraz naruszenia przepisów ustawy o rachunkowości. Chodzi dokładnie m.in. o:

  • Umowę najmu z 2022 roku z Roma Office Center dotycząca biur o powierzchni ponad 700 m² w budynku przy ul. Nowogrodzkiej 47a. Umowę Robert Ptaszek zawarł na 2 lata.
  • Nieprawidłowości w realizacji działań związanych z rządowym programem rozwijania szkolnej infrastruktury oraz umiejętności podstawowych i przekrojowych dzieci i młodzieży „Laboratoria przyszłości”.
  • Umowę pomiędzy Ministerstwem Edukacji i Nauki a IBE na „badanie i prototypowanie innowacyjnych interfejsów użytkowników urządzeń elektronicznych służących realizacji e-usług”.

Przedmiotem śledztwa objęty jest również były księgowy Tomasz Bartczak. Chodzi m.in. o:

  • Brak opracowania aktualizacji planów finansowych IBE, co uniemożliwiało bieżącą kontrolę nad wydatkami;
  • Brak wyznaczenia kasjera do obsługi kasy gotówkowej w IBE, co oznaczało, że nikt nie ponosił odpowiedzialności za jej funkcjonowanie.
  • Prowadzenie ksiąg rachunkowych IBE wbrew przepisom ustawy o rachunkowości z 29 września 1994 roku. Powodem był brak aktualizacji polityki rachunkowości instytutu, w tym wykazu kont księgi głównej i ksiąg pomocniczych.
  • Dane zawarte w prezentacji sprawozdania finansowego IBE za 2022 rok złożone do KRS, które były rozbieżne z tymi zarchiwizowanymi w IBE.
;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Rocznik ‘92. Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o migracjach, społeczności LGBT+, edukacji, polityce mieszkaniowej i sprawiedliwości społecznej. Członek n-ost - międzynarodowej sieci dziennikarzy dokumentujących sytuację w Europie Środkowo-Wschodniej. Gdy nie pisze, robi zdjęcia. Początkujący fotograf dokumentalny i społeczny. Zainteresowany antropologią wizualną grup marginalizowanych oraz starymi technikami fotograficznymi.

Komentarze