0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

Najpewniej nie będzie jednak fabryki Intela w Polsce. Wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski poinformował o tym w mediach społecznościowych.

„Intel wstrzymuje na dwa lata swoje kluczowe inwestycje w Europie – w tym budowę fabryki w Polsce – przez globalne problemy finansowe firmy. Poinformował mnie o tym Pat Gelsinger, szef Intela. Przez ostatnie miesiące pracowaliśmy nad przygotowaniem strategicznych inwestycji półprzewodnikowych. W ubiegłym tygodniu dostaliśmy od Komisji Europejskiej zielone światło na złożenie wniosku o pomoc publiczną dla Intela. To doświadczenie pozwala nam sprawnie realizować podobne projekty i będziemy nad tym pracować w przyszłości” – napisał w poniedziałek 16 września wieczorem.

Wstrzymanie inwestycji na dwa lata może jednak równie dobrze oznaczać koniec planów budowy fabryki Intel w Polsce.

Dlaczego ta jedna fabryka miała być tak ważna i co rezygnacja z jej budowy mówi o polskim i europejskim modelu gospodarczym?

Inwestycja warta 4,6 mld dolarów

Nieco ponad rok temu, w czerwcu 2023 roku, firma Intel ogłosiła, że w Miękini koło Wrocławia zbuduje „zakładu integracji i testowania półprzewodników”. Inwestycja miała być warta około 4,6 mld dolarów. Jednocześnie w Magdeburgu w Niemczech zbudowana miała zostać fabryka tak zwanych wafli krzemowych. Zakłady byłyby częścią jednego, zintegrowanego systemu. Firma zawiesza plany jej budowy tak samo jak w przypadku podwrocławskiego zakładu.

Intel, powstała pod koniec lat 60. XX wieku amerykańska firma, to jeden z największych producentów elektroniki na świecie. W 2023 roku był największym producentem półprzewodników na świecie, wyprzedzając koreańskiego Samsunga. Firma od lat wygrywała na rynku wielkością, reputacją i stabilnością. Ale na rynku elektroniki dużo się dzieje, a wiele wskazuje na to, że na wielu polach Intel traci swoje przewagi i przegrywa konkurencję z młodszymi firmami. Pojawiły się problemy choćby ze stabilnością popularnych procesorów Intel.

Problemy amerykańskiego giganta

W 2007 roku pojawił się pierwszy iPhone od firmy Apple. Mógł on zawierać czipy Intela, ówczesny CEO Apple Steve Jobs rozmawiał na ten temat z Intelem. Ale ostatecznie zdecydował, że Intel jest „zbyt wolny”. Intel stracił dużą część rynku na rzecz firm, które rozwinęły się, gdy trwała „mobilna rewolucja”. Chociaż Intel był zdecydowanym liderem rynku komputerów osobistych, Apple rozwinął się na tyle, że w 2020 roku mógł zrezygnować ze współpracy z Intelem także przy swoich komputerach.

Gdy w obecnej dekadzie rozwój AI przyspieszył, potrzebne były coraz lepsze i szybsze procesory graficzne, niezbędne do wykonywania intensywnej pracy algorytmów AI. Tutaj Intel też okazał się zbyt wolny i zdecydowanie przegrał walkę z Nvidią.

Problemy widać w wycenie giełdowej firmy. Cena akcji jest w trendzie spadkowym od 2021 roku, a w tym roku spadek jest dramatyczny. Na początku roku akcje kosztowały około 50 dolarów, we wrześniu spadły nawet poniżej 20 dolarów. W zeszłym miesiącu firma ogłosiła zwolnienia, które mają objąć 15 proc. załogi.

Warto o tym pamiętać w kontekście niedoszłej polskiej fabryki Intel. Polska nie podpisywała w zeszłym roku umowy z dynamicznie rosnącą młodą firmą. Ale jednocześnie długie doświadczenie Intela i stabilność nawet pomimo problemów ze zdobywaniem nowych obszarów i rozwojem, nie zapowiadało tego, co działo się w tym roku. Rząd nie mógł wiedzieć, że w 2024 roku Intel będzie mierzył się z największymi od lat problemami na giełdzie, a ceny akcji spadną do poziomu ostatnio rejestrowanego po globalnym kryzysie finansowym, w 2009 roku. Nie ma nic dziwnego w tym, że słabnąca firma wstrzymuje finansowanie nowych inwestycji.

Zawieszona również fabryka w Magdeburgu

Nieco krytyki zebrał styl, w jakim do decyzji Intela odniósł się Polski rząd. Jedyny komunikat to cytowany już wcześniej wpis wicepremiera Gawkowskiego. Można to jednak częściowo uzasadnić trwającą powodzią – jest dziś ona dla rządu ważniejsza niż wszystkie inne tematy.

Dotknięci tą decyzją są też Niemcy, a kanclerz Olaf Scholz odniósł się do decyzji Intela i powiedział, że jego rząd „odnotowuje ogłoszenie o opóźnieniu z rozczarowaniem i dalej wierzy, że projekt ten jest istotny i zasługuje na wsparcie” – mówił Scholz na konferencji prasowej podczas swojej wizyty w Kazachstanie.

Budowa fabryki w Magdeburgu była widziana w UE jako projekt, który zmniejszyłby zależność technologiczną Europy dzięki produkcji półprzewodników na miejscu.

„Ze względu na naszą suwerenność i pozycję technologicznego lidera dalej będziemy nalegać, by produkcja półprzewodników odbywała się w Europie, a w szczególności w Niemczech” – dodawał kanclerz.

Scholz podkreślił jednak, że nawet bez fabryki Intela, Niemcy prowadzą obecnie około 30 inwestycji związanych z produkcją półprzewodników. W Niemczech inwestuje choćby tajwańska korporacja TSMC. Tutaj leży też ważna różnica między wpływem decyzji amerykańskiej firmy dla Niemiec i Polski. W naszym kraju byłaby to pierwsza tego typu inwestycja.

Europa próbuje uczyć się na błędach

Warto na chwilę zatrzymać się przy półprzewodnikach. Są one dziś niezbędnymi komponentami do produkcji wszelkich urządzeń elektronicznych. I to każdego rodzaju – od smartfona, przez lodówkę do samochodu. Dziś zdecydowana większość produkcji półprzewodników odbywa się w USA i w Azji: w Chinach, w Korei, na Tajwanie. Problem z taką sytuacją obnażyła pandemia. Gdy znacznie wzrósł popyt na część produktów elektronicznych, okazało się, że brakuje półprzewodników, przez co produkcja wielu urządzeń stanęła, a ich ceny wystrzeliły do góry. Wiele fabryk samochodów w Europie w 2021 roku stanęło.

Europa próbuje uczyć się na błędach. Nie jesteśmy w UE w stanie w kilka lat stworzyć firm, które będą konkurencją dla Intela, Nvidii czy TSMC. Dlatego UE jest gotowa zapłacić duże pieniądze, by ściągnąć do siebie producentów. Stąd Polska miała w budżecie na przyszły rok zarezerwowane aż 2,7 mld zł na ten cel.

Przypadek rezygnacji Intela z inwestycji w fabryki w Polsce i Niemczech pokazuje jednak, jak kosztowne może być zapóźnienie technologiczne wobec Chin i Azji.

Brakuje nam własnych producentów i know-how, musimy więc polegać na łasce globalnych gigantów. A ci są podatni na zmiany rynkowe, mogą popełniać błędy biznesowe i w efekcie – muszą je korygować, oszczędzając, by ponownie przyciągnąć do siebie akcjonariuszy. W takiej sytuacji często w pierwszej kolejności oszczędza się na działalności zlokalizowanej poza matecznikiem korporacji.

Przeczytaj także:

Skomplikowany proces techniczny

Produkcja mikroprocesorów jest niezwykle skomplikowanym technicznie procesem, którego nie da się nauczyć szybko.

Do produkcji mikroprocesorów potrzebne są półprzewodniki. Najczęściej wykorzystywanym materiałem jest krzem – ale musi być nadzwyczaj wysokiej jakości.

Monokryształ jest wyciągany z płynnego krzemu w specjalnej komorze w starannie utrzymywanej atmosferze. Powstają w ten sposób walce o wielkiej średnicy nawet do 30 cm i długości dużo ponad metr.

Potem taki walec monokryształu tnie się na plasterki – zwane czasami waflami – o grubości zaledwie kilkuset mikrometrów, szlifuje i za pomocą tzw. masek wytrawia się wzór obszarów, które poddaje się domieszkowaniu w specjalnej atmosferze. Na koniec zaś za pomocą elektronolitografii wytrawia wzór ścieżek elektrycznych łączących te obszary. Na końcu tę wielką płytę tnie się na kawałki – chipy zawierające pojedynczy mikroprocesor, kontroler czy pamięć.

Nie ma łatwego powrotu do przeszłości

Jeszcze w latach 80. duża część produkcji mikroprocesorów odbywała się w Europie (i USA). Ale wówczas rozpoczęto proces przesuwania produkcji tam, gdzie będzie taniej – czyli do Azji. 40 lat później Europa zdaje sobie sprawę z popełnionego błędu i widzi, że nie zawsze trzeba oszczędzać wszędzie tam, gdzie to tylko możliwe. Ale technologia w tym samym czasie poszła znacznie do przodu i nie da się szybko wrócić do tego, co było.

O zapóźnieniu technologicznym w swoim głośnym raporcie o konkurencyjności UE dużo wspominał ostatnio były szef Europejskiego Banku Centralnego Mario Draghi. Jego zdaniem, by nadrobić zaległości, UE musi sporo zainwestować, a by to zrobić, potrzebujemy między innymi zaciągnąć wspólny, europejski dług. Takich pomysłów słuchać nie chce jednak między innymi minister finansów kraju, z którego ucieka właśnie Intel – Niemiec. W ten sposób koło się zamyka, a Europa dalej tkwi w technologicznej zależności od potężnych pozaeuropejskich korporacji.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze