0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Photo by Bashar TALEB / AFPPhoto by Bashar TALE...

Izrael po ponad dwóch miesiącach blokady zezwolił na wjazd pomocy humanitarnej do Strefy Gazy. Według ONZ w poniedziałek 19 maja dziewięć ciężarówek z pomocą otrzymało zezwolenie na wjazd do Strefy Gazy, ale jedynie pięć rzeczywiście przejechały przejście graniczne. ONZ mówi też, że dziś otrzymało zezwolenie na transport „około stu ciężarówek”, ale brakuje na razie informacji, czy udało się je wprowadzić do Strefy.

Izraelscy politycy w poniedziałek 19 maja wprost przyznali, że nie udzielili tego zezwolenia z pobudek humanitarnych. „Zamierzamy przejąć kontrolę nad całą Strefą Gazy” – mówił w poniedziałek Benjamin Netanjahu w wideo opublikowanym przez jego biuro. Jasno mówił, że Izrael wznowi dostarczanie jedynie „minimalnej pomocy humanitarnej: żywności i lekarstw”. Dlaczego to robi?

By dalej prowadzić wojnę

„Nasi najlepiej przyjaciele na świecie – senatorowie, których znam jako silnych zwolenników Izraela – ostrzegli, że nie będą mogli nas wspierać, jeśli pojawią się obrazy masowego głodu. Przychodzą do mnie i mówią: Damy wam całą pomoc, której potrzebujecie, aby wygrać wojnę… ale nie możemy otrzymywać zdjęć głodu”.

Czyli: Izrael wpuszcza do Gazy zdecydowanie niewystarczającą ilość pomocy, by odepchnąć od siebie oskarżenia o głodzenie dwóch milionów osób w Stefie Gazy.

Tego samego 19 maja mówił izraelski minister finansów Becalel Smotricz o intencjach izraelskiej operacji w Strefie Gazy:

„Oczyszczamy i zostajemy, aż zniszczymy Hamas. Po drodze niszczymy wszystko, co pozostało, bo wszystko, co pozostało, to po prostu jedno wielkie miasto terroru”.

Przyznał, tak jak premier Netanjahu, że w zezwoleniu na wjazd minimalnej ilości pomocy chodzi o poprawę postrzegania Izraela na świecie. I przekonywał, że nie należy przesyłać wody do Strefy Gazy do momentu, gdy do Izraela wrócą wszyscy pozostali zakładnicy.

I chwalił się: „Niszczymy Gazę, dokonujemy niewidzianych dotąd zniszczeń, a świat wciąż nas nie zatrzymał”.

Smotricz jest liderem skrajnie prawicowej i antyarabskiej partii Religijny Syjonizm. Dzisiejszy minister finansów powiedział kiedyś roześmiany w Knesecie do jego członków (w tym izraelskich Arabów), że naród palestyński nie istnieje.

Parias

Zdarzają się też jednak niemal niespotykane pośród niearabskich polityków w Izraelu głosy sprzeciwu. 20 maja rano Jair Golan, lider Partii Demokratycznej (powstała z połączenia lewicowej Merec i Partii Pracy w 2024 roku, ma obecnie czterech członków Knesetu), powiedział w wywiadzie dla stacji radiowej Kan Reszet Bet:

„Izrael zmierza ku temu, by stać się pariasem wśród narodów, jak dawna Republika Południowej Afryki, jeśli nie zacznie znów zachowywać się jak normalny kraj. Normalny kraj nie prowadzi wojny przeciwko cywilom, nie zabija dzieci dla przyjemności i nie stawia sobie za cel wypędzenia ludności. To po prostu przerażające. Nie może być tak, że my, naród żydowski – który doświadczył prześladowań, pogromów i ludobójstwa na przestrzeni swojej historii, i który był moralnym kompasem dla żydowskich i ludzkich wartości – podejmujemy działania, które są po prostu niewybaczalne”.

Wypowiedź wywołała falę krytyki, potępił ją też premier Netanjahu. Przypomniał on Golanowi, że Siły Obrony Izraela to „najbardziej moralna armia na świecie".

Przeczytaj także:

Za mało

Na razie, pomimo obietnicy zezwolenia na wjazd pomocy, Gaza wciąż głoduje. Ciężarówki i magazyny od tygodni czekają na tę możliwość. Według ONZ czeka nawet 100 ciężarówek dziennie, zdaniem przedstawicieli organizacji Strefa Gazy potrzebuje nawet 500 ciężarówek dziennie. Louise Wateridge, rzeczniczka UNRWA, organizacji ONZ do spraw palestyńskich uchodźców, przekazała Reutersowi, że w Jordanii, gdzie przebywa, magazyny pełne są żywności dla 200 tys. osób, którą można by dostarczyć do Gazy w kilka godzin. Ale konieczna jest zgoda Izraela.

Bombardowania

Tymczasem sytuacja humanitarna w samej Strefie nieustannie jest tragiczna. Izrael niedawno oficjalnie rozpoczął operację lądową pod kryptonimem „rydwan Gideona”, poprzedzoną kilkoma dniami intensywnych nalotów, w których zginęło kilkaset osób.

Basel al-Barawi, 46-letni wykładowca, opowiedział brytyjskiemu „The Guardian” jak w nocy w niedzielę 18 maja zbombardowano dom jego kuzyna, niedaleko jego własnego domu w Bejt Lahija na północy Strefy Gazy. W budynku znajdowało się dziesięć osób.

„Wszyscy zostali męczennikami. Przeżyła tylko sześcioletnia dziewczynka, jest w szpitalu. Zaczęliśmy ich wyciągać spod gruzów – ich rysy były zniekształcone, ciała pokryte brudem, ubrania podarte. Ich skóra stała się szara od popiołu i kurzu. Czułem, jak moje serce rozdziera się, gdy ich niosłem i przekazywałem innym” – powiedział brytyjskiemu dziennikowi.

Reuters cytuje z kolei Ahmada Ohela, który mieszka obecnie w szkole w mieście Gaza, gdzie kryją się przesiedlone rodziny. Na szkołę spadły dziś izraelskie rakiety.

„Czy to nasza wina? Czy to wina dzieci? Czy to wina kobiet, które znaleźliśmy na schodach z podartymi i spalonymi włosami i ubraniami?” – mówi Ohel.

Plan najnowszej ofensywy to okupacja całej Strefy Gazy, skoncentrowanie wszystkich mieszkających tam ludzi w jednej części i sukcesywne niszczenie pozostałych budynków i infrastruktury. Liderzy Izraela życzyliby sobie, by mieszkańcy Gazy podjęli „dobrowolną” migrację i wyjechali za granicę. Dokąd – nie wiadomo.

Trudno jednak mówić o dobrowolnej migracji, gdy Strefa Gazy zostanie zniszczona jeszcze bardziej niż dziś. A już teraz jest to miejsce, gdzie normalne życie jest niemal niemożliwe, a znaczna część populacji straciła swoje domy.

Netanjahu walczy o siebie

Najnowsza ofensywa i otwartość, z jaką Izraelczycy mówią o chęci całkowitego zniszczenia Gazy, sprawia, że nawet najbliżsi sojusznicy Izraela mają powoli dosyć. Amerykański portał Axios pisze, że Trump na razie nie planuje wprawdzie porzucić Izraela, ale jednocześnie jest coraz bardziej sfrustrowany krokami, jakie podejmuje Netanjahu. Trump chciałby zakończenia wojny i ma być zirytowany obrazami głodu ze Strefy Gazy. Netanjahu natomiast w ostatnich tygodniach nie przejawia żadnej chęci, by działania w Gazie zakończyć i doprowadzić do pokoju.

Oficjalnie – bo Hamas wciąż przetrzymuje około 20 żywych zakładników. Ale Netanjahu nie ma pola do politycznego manewru. Jego koalicję utrzymuje skrajna prawica, która chce krwi Palestyńczyków, czystki etnicznej, okupacji Gazy i zasiedlenia jej żydowskimi osadnikami.

Netanjahu chce natomiast za wszelką cenę utrzymać się przy władzy, bo w przeciwnym razie grozi mu więzienie. Od 2019 roku jest oskarżony o korupcję. Proces się przeciąga, a premier za wszelką cenę stara się go utrudnić. Nie byłby to precedens – do więzienia za korupcję poszedł poprzednik Netanjahu, Ehud Olmert, a zarzuty wobec Netanjahu są poważniejsze.

Nie oznacza to, że Netanjahu nie chce zniszczenia Gazy. Izraelski premier firmuje swoim nazwiskiem plan czystki etnicznej w Gazie i trudno znaleźć jest wypowiedzi, w których wyrażałby swoje wątpliwości co do takich akcji.

List Francji, Kanady i Wielkiej Brytanii

Swoje zniecierpliwienie pokazują jednak nie tylko Stany Zjednoczone. 19 maja premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, prezydent Francji Emmanuel Macron i premier Kanady Mark Carney wydali wspólne oświadczenie na temat sytuacji w Strefie Gazy.

„Ostro sprzeciwiamy się rozszerzeniu izraelskich operacji wojskowych w Gazie. Poziom ludzkich cierpień w Gazie jest niemożliwy do zaakceptowania”.

W oświadczeniu czytamy też, że kraje te dalej wspierają prawo Izraela do obrony, ale obecną eskalację nazywają „nieproporcjonalną”. Grożą też „podjęciem konkretnych akcji”, jeśli Izrael nie wycofa się z obecnej ofensywy. Nie wskazują jednak na to, jakie mają to być sankcje.

Dzień później, 20 maja, Wielka Brytania podjęła pierwszy krok i zerwała rozmowy o umowie handlowej z Izraelem. W przemówieniu w brytyjskim parlamencie szef brytyjskiej dyplomacji David Lammy powiedział:

„Wczoraj minister Smotricz mówił nawet o tym, że izraelskie siły »oczyszczą« Gazę, »zniszczą to, co pozostało«, a palestyńscy mieszkańcy »zostaną przesiedleni do krajów trzecich«.

Musimy nazwać to po imieniu. To ekstremizm. To niebezpieczne. To odrażające. To potworne. I potępiam to w najostrzejszy możliwy sposób”.

Izrael nie przejmuje się presją

We wrześniu 2024 roku brytyjski rząd zawiesił 29 licencji na eksport uzbrojenia do Izraela, ale jednocześnie pozostawił 200 innych. A analiza danych handlowych wykazała, że nawet zawieszenie części licencji nie jest do końca skuteczne.

Brytyjczycy mają więc wciąż duże pole manewru w ewentualnym nacisku na Izrael. Ale wciąż – pomimo jawnych planów czystki etnicznej i dziesiątek tysięcy zabitych w Gazie nie decydują się na ich wycofanie. Podobnie jest z USA – Trump może wyrażać zniecierpliwienie, ale USA wciąż jest kluczowym dostawcą sprzętu wojskowego dla Izraela.

Wszystkie działania Izraela po 7 października pokazały, że w dzisiejszej sytuacji politycznej słowa potępienia i pomniejsze gesty dyplomatyczne nie mają właściwie żadnego znaczenia.

W ostatnich dniach, po rozpoczęciu najnowszej izraelskiej ofensywy, widać pewną zmianę w zachowaniu krajów dotychczas bardzo przychylnych Izraelowi. Ale jeśli kraje te rzeczywiście chcą powstrzymać pełną destrukcję Strefy Gazy, będą musiały zrobić znacznie więcej.

;
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press od 2018 roku. Publikował też m.in. w Res Publice Nowej, Miesięczniku ZNAK i magazynie „Kontakt”. Absolwent Polskiej Szkoły Reportażu, arabistyki na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu i historii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Autor reportażu historycznego "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022) o powojennych rozliczeniach wewnątrz polskiej społeczności żydowskiej. W OKO.press pisze głównie o gospodarce i polityce międzynarodowej oraz Bliskim Wschodzie.

Komentarze