Jarosław Kaczyński jest szeregowym posłem PiS i prezesem partii sprawującej władzę. W opinii mediów i polityków z obu stron sceny politycznej po wygranych przez PiS wyborach to prezes decyduje o wszystkim. Jak jest naprawdę?
Panowie, ja nie jestem dyktatorem. (...) Wmawia się dziś ludziom, że to ja jestem tym najgorszym, że to ja wszystkim rządzę.
Co mu zrobią, jak go złapią – OKO sprawdza, czy Andrzejowi Dudzie grozi sprawa przed Trybunałem Stanu i jaki może usłyszeć wyrok.
Wypowiedź prezesa nie jest jednak prawdziwa. Lider partii politycznej ma w Polsce olbrzymią władzę, a ten konkretny lider zachowuje decydujący wpływ na władzę ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą i znaczącą kontrolę nad "czwartą władzą", dokładniej - nad mediami publicznymi.
Jarosław Kaczyński funkcję prezesa PiS piastuje od stycznia 2003 roku, czyli od ponad 13 lat (wcześniej przez niespełna dwa lata prezesem był Lech Kaczyński). 2 lipca 2016 Kaczyński ponownie zwyciężył w wyborach na prezesa PiS. Był jedynym kandydatem. Głosowało na niego nieco ponad 99 proc. delegatów. Taki wynik pokazuje jak silna jest pozycja Kaczyńskiego w partii.
Przywódca partyjny decyduje o tym, kto będzie kandydatem partii na prezydenta, kto znajdzie się – i na którym miejscu – na liście wyborczej do Sejmu i Parlamentu Europejskiego oraz kogo popierać w wyborach do Senatu. Na koniec: decyduje o wydawaniu pieniędzy partyjnych na kampanie wyborcze. Prezes ma w ręku przyszłość polityczną działaczy Prawa i Sprawiedliwości.
Po ostatnich wyborach klub parlamentarny PiS uzyskał samodzielną większość parlamentarną w Sejmie i Senacie. W efekcie władza Jarosława Kaczyńskiego nad partią stała się władzą nad instytucjami państwa.
Jarosław Kaczyński formalnie jest szeregowym posłem w klubie parlamentarnym i nie pełni żadnej funkcji w komisjach sejmowych, należy do jednej komisji i jednego zespołu parlamentarnego, a po pół roku kadencji w rubryce „Interpelacje, zapytania, pytania w sprawach bieżących, oświadczenia” widnieje „brak aktywności”. Faktycznie, jako szef partii mającej większość w Sejmie i Senacie, zachowuje pełną kontrolę nad obsadą stanowisk w parlamencie. Nie decyduje właściwie tylko o tym, kogo inne kluby parlamentarne wybiorą na swoich przewodniczących.
Kierując większością parlamentarną Jarosław Kaczyński może odwołać marszałka, wicemarszałków Sejmu, każdego z przewodniczących i zastępców w każdej z komisji parlamentarnych.
Większość parlamentarna jest niezbędna by powołać rząd. Większość musi też być zachowana, by uchwalać ustawy realizujące program PiS - albo w formie ustaw rządowych albo ustaw poselskich. Większość sejmowa broni także członków gabinetu przed odwołaniem, gdy opozycja zgłosi taki wniosek. Kontrola nad większością parlamentarną oznacza więc kontrolę nad rządem.
Wpływ Kaczyńskiego na rząd jest więc daleko idący – choć pośredni. Prezes nie bierze udziału w posiedzeniach rady ministrów, kolegium ds. służb specjalnych etc., nie decyduje o obsadzie tysięcy stanowisk zależnych od rządu, ministerstw i spółek skarbu państwa. Jednak każda z decyzji podejmowanych przez członków Rady Ministrów i powołanych przez nich urzędników jest w zasięgu jego władzy.
Jarosław Kaczyński nie ukrywa, że to on decyduje o przyszłości Beaty Szydło i jej gabinetu. W wywiadzie dla tygodnika „wSieci” nazwał rząd Beaty Szydło „eksperymentem” i przyznał, że „na rząd ma wpływ”.
W tym samym wywiadzie prezes Kaczyński przekonywał jednak: „na Pałac Prezydencki nie mam żadnego wpływu. Najmniejszego. Zupełnie” – i dodał, że sam nie wie, czy to dobrze, czy źle. Podkreślił też, że Andrzej Duda bardzo dba o swoją niezależność: „Tam dbałość, by być oddzielnie, samodzielnie, autonomicznie, jest bardzo silna. (...) Ja to zaakceptowałem, choćby dlatego, że nie miałem innego wyjścia. Ale w związku z tym proszę mnie nie wiązać z tym, co tam się dzieje, bo tego związku nie ma”.
Prezes Kaczyński ma rację. Choć to on zdecydował, że Andrzej Duda będzie ubiegał się o stanowisko głowy państwa, to teraz nie ma żadnego formalnego wpływu. Prezydent został wybrany na pięcioletnią kadencję – jej przerwanie może spowodować rezygnacja, śmierć, niezdolność do pełnienia funkcji lub orzeczenie o zniesieniu z urzędu przez Trybunał Stanu.
Prezydent może mieć więc duże poczucie niezależności i samodzielności. Jednak Andrzejowi Dudzie powszechnie zarzuca się, że jako prezydent postał całkowicie związany z Prawem i Sprawiedliwością. Za przejaw realizowania interesu partyjnego, uznano ułaskawienie przez prezydenta Mariusza Kamińskiego, wiceprezesa PiS. W sprawie Trybunału Konstytucyjnego prezydent - formalnie strażnik konstytucji - gra z PiS w jednej drużynie. Żadna z jego decyzji nie przeszkodziła PiS w planach sparaliżowania Trybunału, a kilka – zaprzysiężenie sędziów, podpisanie kolejnych ustaw „naprawczych” – wydatnie pomogło.
Problemem Andrzeja Dudy są kolejne wybory prezydenckie: bez poparcia w 2020 roku zostanie 48-letnim emerytem politycznym.
W sondażu IPSOS dla OKO.press 52 proc. Polek i Polaków zadeklarowało, że martwi ich nieprzestrzeganie reguł państwa prawnego. To nie tylko efekt kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego – kierowana przez Jarosława Kaczyńskiego większość podejmuje szereg działań, które zwiększają wpływ polityków na wymiar sprawiedliwości.
Po pierwsze, PiS połączył urzędy Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości, jednocześnie radykalnie zwiększając możliwości ingerowania w śledztwa przez prokuratora-ministra. Oskarżyciel publiczny stał się jedną z funkcji szefa resortu odpowiedzialnego przed Sejmem – na który duży wpływ ma Jarosław Kaczyński.
Po drugie, Andrzej Duda stosuje „lex Lech Kaczyński” – interpretuje konstytucyjny przepis („Prezydent podpisuje nominacje sędziowskie”) jako przedmiot osobistej decyzji głowy państwa. Duda nie powołał już 10 sędziów sądów powszechnych, wstrzymując ich nominacje do zawodu i awanse. Tym samym przyznał sobie kompetencje kontrasygnaty polityki kadrowej polskiego wymiaru sprawiedliwości.
Po trzecie, trwają prace nad zmianą ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa i innych ustaw. Obok wielu pozytywnie ocenianych pomysłów (np. przez sędziowskie stowarzyszenie Iustitia) projekt zakłada rewolucję personalną – gdy wejdzie w życie, wygasną mandaty wszystkich obecnych członków KRS, a o nominacjach nowych zdecyduje prezydent. Może to rodzić ryzyko „przymuszenia” – pod groźbą nieudzielenia nominacji – KRS do wyboru uległych wobec władzy reprezentantów. Władzy – czyli rządu – czyli, jak dowodziliśmy wcześniej, de facto prezesa Kaczyńskiego.
Istnieje jednak wiele instytucji publicznych, w których Jarosław Kaczyński nie ma żadnej władzy - ani bezpośredniej, ani pośredniej, ani wynikającej z posłuchu u prezydenta.
Dotyczy to przede wszystkim samorządów: władze Poznania, Warszawy i innych miast są często krytykowane przez polityków partii rządzącej jako „zwalczające Prawo i Sprawiedliwość".
Generalnie niezależny pozostaje – z wyliczonymi wyżej wyjątkami – wymiar sprawiedliwości.
Niezależność zachowują również ci urzędnicy kadencyjni, których powołano przed objęciem przez PiS władzy: Rzecznik Praw Obywatelskich, Najwyższa Izba Kontroli, Rzecznik Praw Dziecka, Sąd Najwyższy i - poddawany silnej presji - Trybunał Konstytucyjny.
Niezależne są media. Wyjątek stanowią media publiczne, które poddane silnej presji i daleko idącej wymianie kadr, przedstawiają w znacznym stopniu punkt widzenia władz.
Formalnie całkowicie niezależny jest również Narodowy Bank Polski, na czele którego stoi wybrany przez PiS prof. Adam Glapiński. Czy będzie w sprawowaniu funkcji niezależny od partii i rządu, zobaczymy w przyszłości.
Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.
Zajmuje się w regulacjami sztucznej inteligencji, analizami polityk cyfrowych oraz badaniami biznesowego i społecznego wykorzystania nowych technologii. Współzałożyciel Fundacji Kaleckiego, pracował w IDEAS NCBR, NASK, OKO.press, Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Publikował m.in. w Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, Polityce, Krytyce Politycznej, Przekroju, Kulturze Liberalnej, Newsweeku czy Visegrad Insight. Prawnik i kulturoznawca, absolwent Uniwersytetu Warszawskiego.
Komentarze