14 milionów pakietów wyborczych do rozdania w 7 dni. Kilkuosobowe komisje zliczające kilkadziesiąt tysięcy głosów. Ustawa o głosowaniu korespondencyjnym jest nie tylko propozycją niezgodną z prawem, ale i przepisem na organizacyjną katastrofę. Ale spokojnie. O szczegóły zadba właściwy minister, czyli Jacek Sasin
Ustawa o głosowaniu korespondencyjnym, którą PiS 31 marca złożył w Sejmie miała zaledwie dwie strony. Jej główne założenia omawialiśmy w tekstach:
W piątek 3 kwietnia Prawo i Sprawiedliwość złożyło w Sejmie autopoprawkę, która zawiera nieco więcej szczegółów. Co z niej wynika?
Poczta Polska będzie miała 7 dni na dostarczenie pakietów wyborczych. Nie będą one, jak dotychczas, odbierane osobiście i za pokwitowaniem, ale najprawdopodobniej po prostu wrzucane do skrzynek. Komisje wyborcze zostały zaś zmniejszone tak, by ilość głosów do zliczenia przypadających na jednego członka komisji w porównaniu do standardów wynikających z kodeksu wyborczego była kilkunastokrotnie większa.
Już teraz wszystko zapowiada zbliżającą się organizacyjną katastrofę, choć nie znamy nadal wielu szczegółowych rozwiązań i ustaleń. Ustawa bowiem przewiduje, że o wszystkim w swoich rozporządzeniach zdecyduje minister właściwy do spraw aktywów państwowych. Czyli Jacek Sasin.
Problemy pojawiają się już, gdy tylko pomyślimy o terminach. Załóżmy, że Sejm uchwali ustawę podczas posiedzenia 6 kwietnia. Będzie to oczywiście wbrew regulaminowi Sejmu, który projekty zmian kodeksów zezwala kierować do pierwszego czytania po 14 dniach. Odbędzie się to również z pogwałceniem zasady nieingerowania w ordynację wyborczą na pół roku przed wyborami, jak również z art. 228 ust. 6 konstytucji, który wprost zabrania zmian ordynacji w czasie stanu nadzwyczajnego.
Senat, jak zapowiadał już marszałek Tomasz Grodzki, wykorzysta maksymalny okres na zajęcie stanowiska w sprawie ustawy i odrzuci ją dopiero 5 maja. Załóżmy, że tego samego dnia zbierze się Sejm, a prezydent Andrzej Duda przygotowuje swój podpis. Do wyborów zostaje niecałe pięć dni.
Przed 5 maja Jacek Sasin nie ma prawa wydać ani jednego rozporządzenia, do którego upoważnia go ta ustawa. Jeśli wybory nie zostaną przesunięte, to do 5 maja również teoretycznie realizowany jest dotychczasowy kalendarz wyborczy. Zgodnie z art. 37 d komisarz wyborczy, najpóźniej w 21 dniu przed dniem wyborów, przekazuje wyborcom informację o terminie wyborów, godzinach głosowania i sposobie głosowania, pozostawiając korespondencję w skrzynce pocztowej. Informacje takie już są kolportowane. To tylko przykład jednego z szeregu działań, które organy wyborcze oraz samorządy muszą podejmować zgodnie z obowiązującym kalendarzem wyborczym i stanem prawnym. I do czasu wejścia w życie ustawy, czyli najwcześniej 5 maja, teoretycznie będą miały obowiązek tak działać.
Autopoprawką PiS przywrócił również terminy związane z procesem głosowania korespondencyjnego, które zgodnie z kodeksem by przepadały. By zagłosować trzeba było zgłosić się do komisarza wyborczego na co najmniej 15 dni przed terminem wyborów. Pakiety wyborcze były dostarczane nie później niż 7 dni przed terminem wyborów.
Obecnie nie trzeba się nigdzie po pakiet zgłaszać. W autopoprawce ustalono po prostu, że operator, czyli poczta, kierując się spisami wyborców, ma dostarczyć pakiety od 7 dni do dnia przed dniem wyborów. Warto zauważyć, że spis wyborców według nowej ustawy wójt, burmistrz lub prezydent sporządzają najpóźniej w 5 dniu przed dniem wyborów. W oryginalnej kodeksowej wersji było to 21 dni, zatem to ten termin będzie do 5 maja obowiązywał gminy.
Jacek Sasin deklaruje wprost w wywiadach, że przygotowania poczynione zostaną wcześniej, zatem należy się spodziewać, że PiS nie będzie się bawiło w czekanie na ustawowe upoważnienie i wszystkie zlecenia, przede wszystkim przygotowania kilkunastu milionów pakietów wyborczych rozpoczną się już niebawem.
Załóżmy więc, że poczta rzeczywiście rozpocznie dostarczanie pakietów 7 dni przed terminem wyborów. W Polsce jest w tej chwili 26 tysięcy listonoszów. Listonosz dziennie jest w stanie dostarczyć około 100 paczek odbieranych za pokwitowaniem. Dziennie maksymalnie byliby zatem w stanie dotrzeć do 2,6 miliona osób, zakładając, że nie wystąpiłyby żadne dodatkowe komplikacje. Teoretycznie więc jest możliwe, że w tydzień dotarliby do kilkunastu milionów adresatów. Ale plan taki zakładałby, że poczta porzuciłaby całkowicie swoje codzienne działania. I nie uwzględnia faktu, że z powodu epidemii jej możliwości są mocno ograniczone. Z informacji Rzeczpospolitej wynika, że w tej chwili pracuje ok. 15 tysięcy listonoszy.
Pierwotna wersja ustawy, którą posłowie PiS złożyli 31 marca w Sejmie zakładała, że minister do spraw aktywów państwowych określi w drodze tryb odbierania kopert od wyborców i dostarczania ich do obwodowych komisji wyborczych. Projekt ustawy nie odnosił się do tego, jak pakiety wyborcze mają być dostarczone wyborcom. Oznacza to, że zastosowanie miałby nadal art. 53 e par. 6 kodeksu wyborczego, który mówi o tym, że
"Pakiet wyborczy doręcza się wyłącznie do rąk własnych wyborcy niepełnosprawnego, po okazaniu dokumentu potwierdzającego tożsamość i pisemnym pokwitowaniu odbioru".
Oprócz komplikacji logistycznej byłoby to również ogromne zagrożenie epidemiologiczne, niewiele ustępujące miejsca organizacji tradycyjnych wyborów w lokalach. Wychodząc więc naprzeciw tym wyzwaniom PiS postanowił w autopoprawce w art. 3.1., że przy okazji tych wyborów odejdziemy od potwierdzania tożsamości i pokwitowań:
"operator wyznaczony zapewnia, w terminie przypadającym od 7 dni do dnia przypadającego przez dniem wyborów, doręczenie pakietu wyborczego bezpośrednio do oddawczej skrzynki pocztowej wyborcy na adres wyborcy wskazany w części A spisu wyborców".
Jak dokładnie będzie to wyglądało? Czy listonosze mają po prostu wrzucać pakiety do skrzynek pocztowych? Jeśli tak, to łatwe do przewidzenia jest, że w skrzynkach pocztowych zalegać będą pakiety z kartami do głosowania, które przecież do tej pory były dokładnie ewidencjonowane. Nie mówiąc już o tak oczywistych zagrożeniach jak kradzieże pakietów. A może listonosze będą dzwonić przed domofony i alarmować wyborców, że przyszedł pakiet? Co z osobami przebywającymi na kwarantannie, które nie mogą opuszczać mieszkania? Kolejne pytania dotyczą umieszczania kopert zwrotnych, czyli wypełnionych pakietów wyborczych, w nadawczych skrzynkach pocztowych. Jak będą wyglądać kolejki na pocztach, których w całym kraju jest 7 tysięcy? Jak wyglądać będą organizowane specjalnie dodatkowe skrzynki i kto będzie pilnował ich bezpieczeństwa oraz zawiadywał płynnością w oddawaniu głosów?
Na wszystkie odpowie rozporządzenie Jacka Sasina, które zgodnie z prawem będzie mógł wydać 5 maja.
Z dniem wejścia w życie ustawy ulegają również rozwiązaniu wszystkie powołane do tej pory komisje wyborcze. Komisarz wyborczy powołuje je na nowo z osób wcześniej zgłoszonych najpóźniej 2 dni po wejściu w życie ustawy.
Co jednak najistotniejsze - drastycznie poobcinano wielkość komisji, zasłaniając się względami bezpieczeństwa członków. W rzeczywistości chodzi z jednej strony o problemy z chętnymi, z drugiej zaś istotny jest fakt, że PiS po prostu spodziewa się bardzo niskiej frekwencji wyborczej.
Porównajmy te liczby. Zgodnie z art. 182 kodeksu wyborczego w skład obwodowej komisji wyborczej powołuje się:
1) 7 osób w obwodach głosowania do 1000 mieszkańców; 2) 9 osób w obwodach głosowania od 1001 do 2000 mieszkańców; 3) 11 osób w obwodach głosowania od 2001 do 3000 mieszkańców; 4) 13 osób w obwodach głosowania powyżej 3000 mieszkańców.
Według nowej ustawy powołuje się:
1) w gminach do 50000 mieszkańców – nie mniej niż 3 i nie więcej niż 9 osób; 2) w gminach powyżej 50000 mieszkańców – 9 osób oraz po 9 osób na każde kolejne 50000 mieszkańców, nie więcej jednak niż 45 osób.
Wyznaczone przez ustawę limity sprawiają, że teoretycznie trzyosobowa komisja może mieć do policzenia w ciągu dnia kilkadziesiąt tysięcy głosów. Przy obowiązujących limitach 45 osób komisji w gminach, które liczą po 500 tysięcy i więcej wyborców każdy członek komisji może mieć kilkanaście tysięcy głosów do zliczenia.
Pamiętajmy, że jest to dużo bardziej żmudna procedura niż liczenie kart wyborczych wyciągniętych z urny, ponieważ wymaga rozpakowania pakietów i oddzielenia oświadczeń wyborców od kopert z kartami do głosowania.
Jeśli chodzi zaś o lokal komisji wyborczych - ustalenie go należy do samorządowców. Ale w razie, gdyby z jakichś względów się z tego nie wywiązali (nie mogli, lub nie chcieli) lokal wyznaczy wojewoda.
Abstrahując od tego jak bardzo pomysł przeprowadzania tych wyborów urąga przyzwoitości i politycznej odpowiedzialności, to nie może się to skończyć inaczej niż organizacyjną katastrofą i dziesiątkami tysięcy protestów wyborczych. Poczta nie jest w stanie zorganizować tak dużego przedsięwzięcia i dotrzymać terminów przewidzianych ustawą. W czasie epidemii dodatkowo funkcjonuje w ograniczony sposób i liczy się z faktem, że w każdej chwili zastrajkować mogą jej pracownicy. O tym, że zadanie przerasta możliwości organizacyjne wiedział dotychczasowy prezes Przemysław Sypniewski, który w piątek złożył dymisję. Zastąpił go Tomasz Zdzikot, wcześniej wiceminister obrony.
Komisje, oprócz faktu, że ich członkowie narażeni są na epidemiologiczne niebezpieczeństwo przez obcowanie z pakietami wyborczymi, mogą mieć poważne problemy z liczeniem głosów.
PiS-u dobry humor jednak nie opuszcza. W uzasadnieniu złożenia druku 314-A, czytamy, że
"Autopoprawka nie powoduje skutków finansowych dla budżetu państwa i jednostek samorządu terytorialnego. Autopoprawka wywołuje pozytywne skutki społeczne i prawne, wykluczając potencjalne ryzyko zachorowania, istniejące przy obowiązku oddawania głosów w lokalu wyborczym".
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze