Wojna na Bliskim Wschodzie spadła propagandzie Kremla z nieba. Na tle krwawych obrazków z Gazy i Izraela najazd Rosji na Ukrainę wygląda – w rosyjskiej telewizji – na niewinną zabawę. Ot, strzelają sobie w okopach, gdzieś w stepie
Godzinny codzienny program informacyjny w rosyjskiej telewizji państwowej składa się od dwóch tygodni wyłącznie z opowieści o wojnach. Relacje z Gazy zajmują pierwsze pół godziny. Jest o pokawałkowanych ciałach wydobywanych spod ruin zniszczonych kibuców w Izraelu i o cierpieniu ofiar ostrzału w Gazie.
Do tego – ponieważ wśród Izraelczyków i Palestyńczyków wielu zna rosyjski (bo świeżo emigrowali z Rosji albo tam studiowali), cała makabryczna opowieść toczy się po rosyjsku. I, żeby było jeszcze bardziej domowo, na front w Gazie propaganda wysłała część znanych telewizyjnej publiczności „korespondentów wojennych" z Ukrainy.
Gdyż – jak wyjaśnia propaganda – po ataku Hamasu 7 października 2023 konflikt wyglądał na lokalny, ale teraz groźba wojny światowej jest wyraźna. Rosja to widzi, a Zachód – nie (”Wiesti Niedieli”, 22 października). Bo Rosja jest wyjątkowa.
Po opowieściach z frontu mamy wiadomości o protestach antyizraelskich na Zachodzie. I o tym, że Joe Biden znowu nie wiedział co powiedzieć – to o amerykańskich staraniach dyplomatycznych, by zatrzymać tamtą jatkę.
Dopiero potem w programie jest miejsce na relacje z „pokojowej” operacji w Ukrainie. No bo czy nie jest aktem pokojowym strzelanie z armaty w dal, a nawet bombardowanie z samolotów osiedli – wobec tego, co Izrael zapowiada w Gazie a Hamas w Izraelu?
Teraz już wojna w Ukrainie otwarcie jest nazywana „wojną”. „Operacja specjalna” to nazwa zamienna, ale zdecydowanie mniej ważna.
Każdy jednak w telewizji widzi, że wojna to niewielka i w zasadzie pokojowa.
Jeśli kogoś nie przekonały obrazki z Gazy, propaganda dodaje do tego regularnie drastyczne obrazy z rozstrzeliwań i publicznego wieszania ludzi z czasów II wojny światowej. Zawsze znajdzie się jakaś rocznica mordu lub inny pretekst.
W ten sposób śmierć, ale nie ta, która dzieje się teraz w Ukrainie, dosłownie wylewa się z ekranu.
Nie żartuję.
Na froncie w Ukrainie sytuacja jest taka sama od czerwca. ”Rosyjskie wojska odparły 61 ataków tygodniowo”, co jest oczywiście zwycięstwem Rosji. Dzięki takim pojęciom jak „zajęcie lepszych pozycji” oraz „aktywna obrona” nie sposób się zorientować, co naprawdę dzieje się na froncie w Ukrainie. Ale faktem jest, że
“wielikaja dzierżawa” (wielkie mocarstwo) nie jest w stanie zmienić sytuacji na froncie.
„Ogólnie rzecz biorąc, sytuacja jest stabilna, jestem przekonany: żołnierze prowadzą bardzo, bardzo profesjonalne działania, wykazując się bohaterstwem na wielu płaszczyznach, mając pewność, że nie tylko utrzymają swoje pozycje, ale także, oczywiście, będą nadal realizować plany, które zarysowaliśmy” – tak to mniej więcej wygląda (wypowiedź ministra obrony Rosji Siergieja Szojgu o sytuacji w Ukrainie).
Na tle Gazy wszystko jest pod kontrolą.
Tam, w Gazie, zginęło już 19 Rosjan. A raczej osób z podwójnym obywatelstwem. O ginących w Ukrainie żołnierzach Rosji takich danych nie ma.
Owszem, dwóch poległych w Ukrainie uczcił ostatnio Putin. Ale to byli skazańcy, którzy „śmiercią odkupili błędy”. A kilku „poległych bohaterów” dostało swoje ulice w rodzinnych miastach. No, ale to mniej niż 19.
Ja tu sobie oczywiście szydzę – ale uderzająca jest różnica między skrupulatnym wyliczaniem strat w Izraelu i całkowitym lekceważeniem tysięcy, które giną w Ukrainie. O tym, że tam też są ofiary, propaganda mówi tylko półgębkiem i przy okazji.
A kiedy ludzie w Izraelu rozpaczają w telewizyjnych relacjach, niepewni, co z ich bliskimi – zakładnikami Hamasu, to ciarki przechodzą.
Propaganda ma dla widzów jedną konkretną i kilka mniej konkretnych, ale uspakajających i odbierających rozum zapewnień.
Po pierwsze: Zachód nie będzie w stanie zwracać uwagi na Ukrainę, kiedy ma Gazę. Już teraz liczba wzmianek o Ukrainie w zachodniej prasie spadła prawie dziesięciokrotnie. “Porzucą Ukrainę tak, jak porzucili Irak i Afganistan” – obiecuje propagandysta Dmitrij Kisieliow w “Wiestiach Niedieli” 22 października.
Propaganda liczy też na załamanie się jedności Zachodu i utratę poparcia przez zachodnie rządy. Te, które teraz wspierają Ukrainę. W takim kontekście pokazywane są propalestyńskie protesty. Te protesty – proszę się trzymać krzeseł – z jednej strony są organizowane z przyczyn humanitarnych. Ale to tylko taka zmyłka, bo tak naprawdę chodzi o antysemityzm. A dlaczego?
Bo Zachód jest nazistowski. Gdyż popiera Ukrainę, która jest nazistowska (i oczywiście terrorystyczna). Gdyż nie chciała do Rosji. A kto zwyciężył nazistów? Przecież Stalin, poprzednie wcielenie Putina (teraz już rozumiemy, po co propagandzie felietony o masakrach z II wojny światowej – było ciężko, ale daliśmy radę).
W końcu – schowanie wojny w Ukrainie za wojną na Bliskim Wschodzie daje Putinowi szansę na wyjście z twarzą ze swojej wojny przed własną publicznością. Przynajmniej na czas zbliżających się wyborów prezydenckich (propaganda jest pewna, że Putin je wygra – no ale to zwycięstwo samo się przecież nie zrobi).
Wojna na Bliskim Wschodzie jest tak skomplikowana i tak zawiniona przez Zachód, jak wojna w Ukrainie. I konieczne będą tam rozmowy pokojowe, w które zaangażują się różne mocarstwa. Propaganda na samą myśl, że USA same miałyby z sojusznikami doprowadzić do zawieszenia konfliktu, dostaje piany. ”Wiesti” z 24 października ogłosiły, że wszystkie amerykańskie starania to bujda, gdyż prezydent Biden pojechał na wakacje po powrocie z Izraela.
To, o co Moskwie chodzi, to koncert Mocarstw. Chin, Iranu, Moskwy – oni chętnie pomogą.
„Podczas kolejnej rozmowy telefonicznej Prezydenta Federacji Rosyjskiej Władimira Putina z Prezydentem Republiki Turcji Recepem Tayyipem Erdoğanem kontynuowana była [24 października] dyskusja na temat ostrej sytuacji kryzysowej na Bliskim Wschodzie. Przywódcy wyrazili także głębokie zaniepokojenie rosnącą liczbą ofiar cywilnych i katastrofalnym pogorszeniem się sytuacji humanitarnej w Strefie Gazy. Podkreślono niedopuszczalność ataków na dzielnice mieszkalne, obiekty sakralne i socjalne”.
A jeśli do takich negocjacji dojdzie, to świat będzie już „wielobiegunowy”. A przecież o to Putinowi chodziło, kiedy najeżdżał Ukrainę (przynajmniej taka wykładnia obowiązuje teraz).
Czyli sukces.
A kiedy już „wielobiegunowy świat” uspokoi sytuację na Bliskim Wschodzie, można będzie to samo zrobić w Ukrainie. Bo ta wojna jest równie skomplikowana. Nie bez powodu chyba Putin chwalił się, że podczas zeszłotygodniowej wizyty w Chinach "szczegółowo poinformował prezydenta Chin Xi Jinpinga o sytuacji na Ukrainie”?
Nie bez powodu rosyjscy dyplomaci – a propaganda za nimi – powtarzają teraz w kółko, że warunkiem zakończenia konfliktu jest wycofanie się Ukrainy z ustawowego zakazu negocjacji z Putinem. Jak pamiętamy, został on wprowadzony po masakrze cywilów w Buczy urządzonej przez wojska Rosji. Do tego czasu Ukraińcy prowadzili rozmowy z Rosjanami w Stambule, ale obrazy zamordowanych przez Rosjan cywilów – takie jak z Izraela i Gazy – teraz okazały się zbyt mocne, by zostawić to bez reakcji ukraińskiego państwa.
Zakaz negocjacji z Putinem obowiązuje więc od półtora roku – ale Moskwa właśnie teraz zaczęła o tym przypominać.
A kiedy przed tygodniem nadworna telewizja poprosiła Putina o komentarz do słów Joe Bidena z ostatniego orędzia, że trzeba “powstrzymać Putina”, odpowiedział wyjątkowo, jak na niego, łagodnie. „Musimy nauczyć się szanować innych, a wtedy nie będzie potrzeby nikogo powstrzymywać”. ”Myślę, że tu nie chodzi o mnie osobiście. Tu chodzi o interesy kraju. I nie da się tłumić interesów Rosji. Trzeba będzie je wziąć pod uwagę".
Warto też zwrócić uwagę na publiczną, więc propagandową reakcję Putina na użycie przez Ukraińców pocisków ATACMS. Putin wypowiedział się do mediów w Pekinie. Drepcząc i wykonując swój tradycyjny taniec wokół pulpitu na notatki (na zdjęciu na samej górze), oznajmił, że ATACMS nie mają żadnego znaczenia (bo strata lotniska z samolotami nie ma dla Putina najwyraźniej znaczenia).
“To przedłuży tylko agonię Ukrainy”. To samo powtarzają jego urzędnicy, choć jeszcze pół roku temu Szojgu straszył swoich podkomendnych ATACMS-ami.
Można by pomyśleć, że Putin zmierza do szybkiego dobicia Ukrainy. Ale nie, bo przecież opowiada ostatnio, że nie ma nic przeciw Ukrainie, a nawet jest za tym, by weszła do Unii Europejskiej. Bo jej zdruzgotana gospodarka rozwali Unię od środka.
Więc to raczej znaczy “negocjujcie, póki jeszcze żyją” – tak jak na Bliskim Wschodzie.
To raczej chodzi o to, że jak w końcu świat potraktuje najazd Putina na Ukrainę z tą samą troską co konflikt palestyńsko-izraelski, to uda się Putinowi tę wojnę zakończyć.
Zresztą, jak pochwaliła się we wtorek wieczorem propaganda, jakieś negocjacje z Amerykanami już się toczą. “Stany Zjednoczone »złożyły Federacji Rosyjskiej poważną propozycję« w sprawie uwolnienia obywatela amerykańskiego Paula Whelana, skazanego za szpiegostwo w Rosji. Oświadczenie to złożył przedstawiciel Departamentu Stanu w odpowiedzi na prośbę TASS”.
Jak mawia nieoceniony Kisieliow, można długo zastanawiać się nad genealogiami zjawisk, ale wystarczy skonstatować fakty. ”A eto fakt”. Wojna Putina nie wygląda w telewizorze tak strasznie.
Dziś, 25 października, Putin planuje spotkanie „z przedstawicielami różnych wyznań i stowarzyszeń religijnych”.
„Głównym tematem spotkania prezydenta z przywódcami religijnymi będzie troska o obywateli”.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre ze wklejanych do tekstu linków mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze