0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: STEPHANE DE SAKUTIN / AFPSTEPHANE DE SAKUTIN ...

Migranci stali się dominującym tematem w globalnej polityce. Nic nie zapowiada, aby miało się to zmienić. Przeciwnie, narastające konflikty na arenie międzynarodowej i kryzys klimatyczny oznaczają najpewniej, że ten temat będzie stałym punktem sporów politycznych w najbliższych latach.

W ostatnich dekadach to prawicowe i skrajnie prawicowe partie podejmowały kwestię migracji najchętniej. Zazwyczaj opowiadały się wprost za surowymi politykami i kontrolami granicznymi. Przykładowo PiS oraz Konfederacja konsekwentnie sięgały po retorykę antyimigracyjną, nawet jeśli PiS u rządów w praktyce nie zawsze był tak przeciwny napływowi migrantów.

Podobną retoryką posługują się inne europejskie formacje skrajnej prawicy, choćby niemiecka AfD czy francuskie Zjednoczenie Narodowe. W ten sposób budują swoją pozycję polityczną, odwołując się do obaw i lęków społeczeństwa, co okazywało się skuteczną strategią wyborczą, szczególnie w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego. We Francji Zjednoczenie Narodowe uzyskało aż 31,4 proc. głosów, bijąc na głowę centrową partię prezydenta Macrona (14,6 proc. głosów).

Partie liberalne i lewicowe latami unikały tematu migracji, ograniczając się do ogólnych zapewnień o potrzebie otwartości. Kiedyś to starczało, ale dziś coraz trudniej prowadzić politykę bez jasnego stanowiska w sprawie imigrantów.

Jako że narracja prawicy jest z pewnością wyrazista i zdaje się trafiać w lęki sporej części wyborców, partie liberalne i lewicowe odczuwają coraz większą pokusę, aby zacząć ją kopiować.

Cel jest jasny: przyciągnięcie na swoją stronę wyborców, którzy coraz bardziej obawiają się imigrantów. Tylko czy taka strategia jest skuteczna? I jakie mogą być jej konsekwencje polityczne oraz etyczne na dłuższą metę?

Przeczytaj także:

Tusk, Biden, Macron – wszyscy się łamią?

Część komentatorów interpretuje ostatnie działania Platformy Obywatelskiej w sprawie migrantów właśnie jako próbę zneutralizowania PiS-u i Konfederacji przez przejęcie elementów ich narracji. Pierwszym mocnym sygnałem zastosowania tej strategii był głośny spot wyborczy z 2023 roku, w którym PO straszyło muzułmańskimi imigrantami. Sytuacja na granicy z Białorusią zdaje się tylko pogłębiać ten trend. Nowy rząd licytuje się z PiS-em i Konfederacją, kto będzie bardziej bezwzględnie strzegł granicy i bronił „polskiego munduru”.

To zjawisko nie jest unikalne dla Polski.

Jeszcze w 2016 roku Joe Biden krytykował nazbyt restrykcyjną politykę migracyjną Donalda Trumpa na granicy z Meksykiem. Wiele się zmieniło od tego czasu.

Na początku czerwca tego roku Biden wydał rozporządzenie wykonawcze, które uniemożliwia migrantom ubieganie się o azyl na granicy USA z Meksykiem, gdy liczba osób wkraczających na teren USA przekroczy ustalony limit. Jest to najostrzejsza polityka graniczna wprowadzona przez Bidena, porównywalna przez niektórych komentatorów do działań Trumpa z 2018 roku. Komentatorzy nie mają wątpliwości:

Biden robi to, aby przekonać wyborców, że potrafi być równie twardy, jak jego poprzednik, gdy idzie o ochronę granic.

„Według źródeł zarówno wewnątrz administracji Bidena, jak i blisko niego, jednym z głównych powodów tego pomysłu jest to, że prezydent wciąż wypada słabo w sondażach na temat imigracji. Ani malejąca liczba osób przybywających na granicę, ani bezkompromisowość Republikanów w Kongresie nie poprawiły jego notowań” – pisze Jonathan Blitzer dla „New Yorkera”.

Podobnie mają się sprawy we Francji. Macron przyjął nową surową ustawę imigracyjną: ogranicza ona dostęp do świadczeń socjalnych dla cudzoziemców, zaostrza przepisy dla studentów zagranicznych i wprowadza kwoty migracyjne. Doprowadziło to do wewnętrznego buntu w jego własnej partii, minister zdrowia Aurélien Rousseau złożył rezygnację w proteście przeciwko ustawie. Z kolei minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin argumentował, że ustawa „chroni Francuzów” przed rosnącym wpływem Marine Le Pen i jej skrajnie prawicowej partii.

Czy to działa?

Czy istnieją jakieś dowody na to, że ta strategia w ogóle działa?

Trzech badaczy postanowiło to sprawdzić, badając przepływy wyborców między partiami. Ich badania objęły dane wyborcze z 12 krajów zachodnich na przestrzeni kilku dekad. Wyniki analizy opublikowali w pracy pod tytułem Does accommodation work? Mainstream party strategies and the success of radical right parties.

Wnioski? Druzgocące dla partii, które przyjmują strategię dostosowywania swoich pozycji do stanowiska skrajnej prawicy.

Badacze zauważają, że takie podejście może przynieść więcej szkody niż pożytku, wzmacniając jednocześnie pozycję skrajnej prawicy.

„Nie znajdujemy ani ogólnego, ani warunkowego wsparcia dla tezy, że partie głównego nurtu mogą znacząco zmniejszyć poparcie dla radykalnej prawicy, gdy dostosowują w ten sposób swój przekaz. Przeciwnie, średnio rzecz biorąc, wyborcy są bardziej skłonni przejść na stronę radykalnej prawicy, gdy partie głównego nurtu przyjmują stanowiska antyimigracyjne. Dzieje się tak szczególnie w przypadku ugruntowanych formacji radykalnej prawicy. Ogólnie nasze wyniki sugerują, że tego rodzaju dostosowywanie przekazu jest w najlepszym razie bezowocne, a w najgorszym może być szkodliwe” – piszą badacze.

Jak zwykle bywa w takich przypadkach, autorzy badania zastrzegają, aby nie traktować tych wniosków jako rozstrzygających, gdyż potrzebujemy kolejnych badań. Niemniej są przekonani, że liberalne i lewicowe partie powinny potraktować wyniki ich analizy poważnie.

„Uwiarygadniając narracje kojarzone z radykalną prawicą, politycy głównego nurtu mogą w efekcie przyczynić się do ich sukcesu” – przestrzegają.

„Uwiarygodnianie” wydaje się tu słowem kluczowym. Bo dlaczego właściwie strategia kopiowania skrajnej prawicy miałaby się nie sprawdzać? Najprostsze wytłumaczenie brzmi mniej więcej tak:

Kiedy partie głównego nurtu zaczynają straszyć na przykład migrantami, to duża część wyborców dochodzi do wniosku, że partie z przekazem antyimigranckim miały rację od samego początku. Skoro nawet liberałowie i lewica zaczynają mówić o zagrożeniu, to musi być coś na rzeczy – myślą sobie wyborcy. A skoro coś jest na rzeczy, to kto najlepiej poradzi sobie z tym problemem? Kto jest najbardziej wiarygodny? Partie skrajnie prawicowe, które od dawna o tym problemie mówią.

W ten sposób partie liberalne i lewicowe uwiarygadniają w oczach wyborców skrajną prawicę. Ostrzegał przed tym już kilka lat temu Tim Bale, politolog z University of London, który zajmuje się zawodowo badaniem ruchów skrajnej prawicy.

„Próba pokonania radykalnie prawicowych ugrupowań przez stanie się jednym z nich – lub przejęcie jej programu bądź zaproszenie do rządu – okazuje się głupim posunięciem” – pisał Bale, analizując rozwój wypadków w Niemczech, Francji i Wielkiej Brytanii.

Trzeba znaleźć własną drogę

Ludzie, którzy uważają, że przejęcie postulatów skrajnej prawicy w sprawie imigracji to dobry pomysł, wskazują najczęściej na przykład Danii. Centrolewicowa partia Socjaldemokratów przejęła kilka lat temu twardą, antyimigracyjną politykę skrajnie prawicowej Duńskiej Partii Ludowej, a następnie pokonała ją w wyborach.

Na takie jednostkowe przypadki można odpowiedzieć innymi jednostkowymi przykładami. Na przykład ostatnie eurowybory we Francji okazały się klęską Macrona, a zwycięstwem skrajnej prawicy. Jak widać, ostry zwrot w prawo nie pomógł francuskiemu prezydentowi. Dodatkowo doprowadził do tarć w jego własnej partii. Podobnie zresztą mają się sprawy w przypadku USA i Bidena. Po ogłoszeniu przez amerykańskiego prezydenta nowej polityki azylowej natychmiast wybuch ostry spór w jego własnym ugrupowaniu.

Na dłuższą metę takie jednostkowe przykłady są mało pomocne, bo każde państwo ma własną specyfikę, a wyborcy zawsze kierują się więcej niż tylko jedną kwestią. Zarówno w przypadku Danii, jak i Francji wpływ na ich decyzje miał cały krajobraz tamtejszych polityk.

Dlatego tak ważne są badania, w których bierze się pod uwagę większą liczbę krajów i to w dłuższej perspektywie czasowej. Tylko one są w stanie wyłapać bardziej uniwersalne trendy. Na dziś stan wiedzy wskazuje na to, że strategia przejmowania narracji skrajnej prawicy jest krótkowzroczna.

Partie lewicowe i liberalne muszą znaleźć własną odpowiedź na napływ imigrantów.

Taką, która uwzględni lęki wyborców, ale też zaproponuje im jakąś pozytywną wizję integracji nowych osób ze społeczeństwem. Priorytetem powinno być budowanie polityki opartej na wartościach demokratycznych i humanitarnych, która ma szanse przemówić na dłuższą metę do większości.

„Zamiast przyjmować retorykę radykalnej prawicy, partie głównego nurtu powinny lepiej się komunikować. Podzielić się historiami i dowodami na to, jakie korzyści możemy uzyskać z obecności osób ubiegających się o azyl” – proponuje Jakub Wondreys, politolog z Drezna.

Oprócz zmiany retoryki potrzebne są też dobre rozwiązania polityczne. Nie jest wielką tajemnicą, że za strachem przed migrantami często skrywa się strach przed pogorszeniem własnej sytuacji ekonomicznej. Europejscy politycy muszą zaproponować klasie pracowniczej wiarygodny pomysł na poprawę jej warunków. Rozwiązania te powinny obejmować inwestycje w edukację, szkolenia zawodowe i tworzenie nowych miejsc pracy. Ważne jest również zapewnienie ochrony socjalnej i stabilności ekonomicznej dla wszystkich obywateli. Tylko w ten sposób można zmniejszyć obawy i sprzeciw wobec migrantów.

Połączenie polityki zaciskania pasa z napływem imigrantów to niebezpieczna mieszanka. Najlepszym przykładem jest Wielka Brytania. Najbardziej zubożałe regiony, które najmocniej odczuły skutki surowej polityki ekonomicznej brytyjskich konserwatystów po kryzysie finansowym z 2008 roku, okazywały się często najbardziej sceptyczne wobec migrantów. Podobne zjawiska można zaobserwować w innych krajach europejskich, gdzie skrajnie prawicowe partie zdobywają poparcie dzięki graniu na lękach ekonomicznych.

W ostatnich latach ukazały się dwa duże badania sprawdzające, jakie są skutki polityki zaciskania pasa. Pierwsze z 2020 roku, gdzie autorzy przeanalizowali 166 wyborów w 16 państwach europejskich; drugie z 2022 roku na bazie 200 wyborów, z dokładną analizą Niemiec, Portugalii, Hiszpanii i Wielkiej Brytanii. Oba badania wykazały, że taka polityka sprzyja skrajnej prawicy.

Politycy muszą zrozumieć, że nie można ignorować potrzeb lokalnych społeczności w obliczu globalnych wyzwań.

Integracja migrantów musi iść w parze z działaniami na rzecz poprawy warunków życia wszystkich obywateli.

Oddanie dziś pola radykalnej prawicy w świecie, w którym migrantów będzie najprawdopodobniej coraz więcej, to pogodzenie się z wprowadzeniem permanentnego stanu oblężonej twierdzy. Taka polityka może prowadzić do dalszej polaryzacji społecznej i wzrostu napięć. Nie wiadomo, jak w takiej sytuacji miałaby kwitnąć wizja solidarnej, rozwijającej się Europy.

Na zdjęciu: Przewodniczący francuskiego skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego Jordan Bardella i przewodnicząca grupy parlamentarnej FN Marine Le Pen podczas spotkania kampanijnego przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, Paryż, 2 czerwca 2024 r.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.

;
Tomasz Markiewka

Filozof, autor książek „Język Neoliberalizmu” (Wydawnictwo Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, 2017) i "Gniew" (Wydawnictwo Czarne, 2020)

Komentarze