Propaganda Kremla szykuje poddanych do nadejścia Trumpa. Może Trump zgodzi się, że najlepszym sposobem na przejęcie Grenlandii będzie „model ukraiński”. A może sukcesem Putina w rozmowach pokojowych będzie to, że dostanie większe krzesło niż Wołodymyr Zełenski?
Z propozycją, by Grenlandię potraktować jak Ukrainę, czyli najechać i zrobić tam referendum za przyłączeniem do USA, wystąpił szef rosyjskiego MSZ Siergiej Ławrow. Jednocześnie jednak propaganda nie ukrywa, że stawką nadchodzących rozmów z Trumpem jest przede wszystkim rozmiar krzesła dla Putina. Chodzi o to, by było takie jak Trumpa. I żeby prezydent Zełenski i liderzy europejscy dostali najwyżej po stołeczku. A gdyby ich w ogóle nie było, byłoby to wspaniałe zwycięstwo Putina.
Jak widać, propaganda dezorientuje odbiorcę ze wszystkich sił.
Gdzieś bowiem w tle, w rozmowach tzw. komentatorów sączy się z telewizora i mediów społecznościowych opowieść, że wojna nie skończy się podporządkowaniem Ukrainy. Nie będzie rosyjskich baz wojskowych w Kijowie i Odessie. Sukcesem Rosji będzie zaś to, że Ukraina nie wróci do wszystkich swoich granic z 2022 r. Dlatego „Mostu Krymskiego bronimy”, „przeprawa przez Cieśninę Kerczeńską, mimo ciągłych ataków wroga, w dalszym ciągu funkcjonuje”. To zaraportował właśnie Putinowi, w duchu optymistyczno-pesymistycznym, charakterystycznym dla obecnego przekazu propagandowego Kremla, wicepremier Chusnullin. Obyli bowiem naradę o “rozwoju Krymu”.
Ukraińskie ataki dronowe, które państwu jako nowość, nieśmiało ujawnianą w propagandzie, opisywałam przed tygodniem, weszły do rosyjskiego mainstreamu. Telewizja pokazuje relacje z zaatakowanych miejscowości w głębi Rosji i rozczula się nad losem “cywili, którzy nie są niczemu winni”.
I tak sobie myślę, że ci niczemu niewinni cywile rzeczywiście dadzą się przekonać, że Putin wojnę wygrał. Czymkolwiek się ona skończy. Tyle że propaganda musi nad tym popracować.
Ten odcinek GOWORIT MOSKWA będzie o tym, jak się robi sukces z braku sukcesu.
Odłóżmy na bok opowieści Ławrowa o zdobywaniu Grenlandii przez Trumpa. Skupmy się na tym, do czego propaganda używa Pana Boga, zwierząt i kobiet.
Podstawowym narzędziem do zamiany trzyletniej wojny w sukces jest opowieść o pokoju. Otóż Rosja była i jest gotowa do rozmów. Z każdym. Pod warunkiem że nie będzie to Ukraina, bo z nią akurat Moskwa nie ma o czym rozmawiać.
To propaganda Kremla powtarza od miesięcy. Ale wcześniej znaczyło to, że Ukraina ma się poddać. Teraz zaś znaczy, że sprawę Ukrainy Putin powinien rozwiązać sam na sam z Trumpem. Jakiekolwiek ustępstwa na rzecz Ukrainy będą wtedy i tak sukcesem Putina.
Jak więc widzimy, można w kółko opowiadać to samo, ale zmienić temu sens tak, by to pasowało władzy.
O tym, że to Putin będzie ważniejszy od Zełenskiego, propaganda opowiada od kilku dni. „Dwóch wielkich przywódców, dwóch prawdziwie suwerennych władców zgodzi się co do problemów, które w istocie stworzyli nie oni, ale ich przeciwnicy, nasi przeciwnicy i przeciwnicy Trumpa” – tak to sobie teraz wyobraża ”filozof" i piewca rosyjskiego imperializmu Aleksander Dugin.
Jednocześnie propaganda zaczęła pozwalać ludziom marzyć o końcu wojny. To oznacza, że prawdopodobnie Kreml rozpoznaje coraz większe społeczne zniechęcenie. Ale też w kraju, w którym za słowo „wojna” w kontekście ukraińskim można było trafić do łagru, propaganda musi podpowiedzieć ludziom, jak marzenie o tym, by ten koszmar się skończył, można legalnie wyrazić.
Jak?
Można nawet pomyśleć, że wystarczy, by żołnierze wrócili do domu, żeby można było ogłosić zwycięstwo.
Kolejną zmianą jest sposób pokazywania wojny. Do opowieści o wyższości technologicznej Rosji wojny i technicznym charakterze wojowania (“żołnierskiej pracy”, jak mawiano do tej pory), propaganda włącza teraz Pana Boga i biologię: krew, ból i strach. Efekt jest taki, że wojna przestaje być już obrazkiem z telewizji, a staje się doświadczeniem fizycznym, tak głębokim, że człowiek musi szukać wsparcia transcendentalnego.
W ogóle po raz pierwszy propaganda zaczyna opowiadać o tym, co czuje żołnierz. A nie tylko, jak stara się walczyć za Putina i wypelnić swój „żołnierski obowiązek”.
Choć propaganda stawia tu na promocję pobożności, to można tę historię odczytać jako opowieść o samotności i przerażającym, panicznym strachu i fizycznym cierpieniu.
To jest ogromna zmiana inscenizacji po tym, jak przez miesiące propaganda straszyła widzów potęgą atomowej i nieatomowej, ale hipersonicznej broni Putina. Teraz mamy nóż.
Opowieść o wilczakach pozwala odbiorcy pojąć, jak wielkie straty – w ludziach i zwierzętach poniosła Rosja. O cierpieniach zwierząt zawsze coś można było opowiedzieć (pamiętacie historię kota Twiksa?). Ale też po raz kolejny pokazuje, że wojna to sprawa biologii, tego, co w nas zwierzęce — nie ma wiele wspólnego z boskością władzy.
(Kot Twiks jechał z opiekunką pociągiem, na stacji wydostał się z kontenera i spacerował po korytarzu. Konduktorka wyrzuciła go na mróz i zwierze zamarzło. Niedawno sprawę przeciw konduktorce władza umorzyła: kobieta nie wiedziała, że kot jest legalny i ma bilet. A wyrzucenie kota bezdomnego, który być może chciał się ogrzać w pociągu, nie jest przestępstwem).
Ta zmiana w narracji (nóż i zwierzę zamiast „Oriesznika”) wydaje mi się ważna. Wojna w propagandzie Kremla była przedstawiana długo jako emanacja boskiej woli Putina, który przestawia pionki na mapie świata. Teraz zaś jej bohaterami są psy i ludzie gryzący jak psy. A z tym to elegancki i pachnący Putin na pewno nie ma nic wspólnego.
Notabene propaganda Kremla kopiuje opowieści o zwierzętach z ukraińskiego przekazu. Ale że odbiorca jest inny, to i przekaz się różni. W opowieściach ukraińskich zwierzaki służą do pokazania, że wojna toczy się w obronie wszystkich żywych istot zabijanych przez Putina. Także małych kotów i psów sypiających z żołnierzami i chowających się im za pazuchę. Tu mamy ludzi traktowanych jak zwierzęta i jak zwierzęta hodowanych (choć z tym Putin ma pewne problemy — będzie o tym niżej)
Przypływ pobożności w propagandzie jest oczywiście w ostatnich dnia spowodowany prawosławnym Bożym Narodzeniem. Ale tak pobożnie wcześniej nie bywało.
Czyli – wszystko w rękach Boga, a pomiędzy Putina i wojnę wsadzamy jeszcze świętego Włodzimierza.
Akurat teraz propaganda przypomniała sobie o wielkim zwycięstwie 9 maja 1945 roku. I zaczęła przypominać, że 80 lat temu Kreml wygrał jakby bardziej od innych. Bo – ale to jest akurat stały wątek, tylko przedstawiany w nowym, trzyletniej wojny, kontekście – Rosja miała więcej poległych.
Miarą zwycięstwa jest bowiem liczba poległych. A teraz jest ich pod dostatkiem.
“Jak żyjemy? Normalnie. Jak w 1945 roku. W piwnicach”.
Opowieści o psach i św. Włodzimierzu są podpowiedzią dla poddanych Putina, jak wyrażać emocje związane z obecną wojną. Propaganda ujawnia też, że i sama władza pełna jest niepokoju, którego także nie umie wyrazić. Chyba że w tradycyjny, właściwy starszym, wystraszonym panom.
Natężeniu przeżyć religijnych w propagandzie towarzyszy więc wzmożenie antyaborcyjne.
Putin od dawna ma obsesję, że rodzi mu się za mało poddanych. W kategoriach demograficznych wojna z Ukrainą jest katastrofą: mimo że na podbitych ziemiach Ukrainy miało mieszkać 8 mln ludzi, Putin poddanych ma po trzech latach wojny mniej, a nie więcej. Obywatele Ukrainy uciekli, uciekli też z Rosji zagrożeni poborem młodzi Rosjanie, kilkaset tysięcy żołnierzy zginęło na froncie, a inwalidzi mogą nie nadawać się do prokreacji. Putin więc nieustannie fantazjuje o matkach, które mają kilkoro dzieci i opowiada, jak ważne jest wsparcie wielodzietnych rodzin.
Opowiadanie o dzieciach, których jeszcze niema, ma w tej narracji podwójne znaczenie.
Objaśnił to dobrze czeczeński watażka Kadyrow. Ogłosił mianowicie, że rodzice dzieci, które dostały “imiona czeczeńskich bohaterów”, nagrodzeni zostaną 500 tys. rubli (20 tys. zł). Kadyrow wybrał na tę akcję 31 grudnia, kiedy w Czeczenii urodziło się 222 dzieci.
Z tym że dodatki dostaną tylko rodzice chłopców.
I w sumie domyślamy się, dlaczego: chłopcy zawsze nadadzą się na front. A jak chłopiec dostanie „imię bohatera”, to już będzie niczym krzyżówka psa i wilka. Co do dziewczynek – to najpierw niestety trzeba im zrobić badania hormonalne. Ale „pobieda budiet za nami”.
Od początku pełnoskalowej napaści Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku śledzimy, co mówi na ten temat rosyjska propaganda. Jakich chwytów używa, jakich argumentów? Co wyczytać można między wierszami?
UWAGA, niektóre z linków wklejanych do tekstu mogą być dostępne tylko przy włączonym VPN.
Cały nasz cykl GOWORIT MOSKWA znajdziecie pod tym linkiem.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze