„Parasite” się wybija. Napisany z niesamowitą spójnością, siłą wyrazu, no i filmowo, reżysersko, jaki montaż! Ewidentny faworyt, wszyscy to wiemy. Film dekady - mówił OKO.press scenarzysta "Bożego ciała" Mateusz Pacewicz. Jury było tego samego zdania. Bong Joon-ho dostał Oscary za film zagraniczny, za reżyserię, scenariusz i nagrodę główną za najlepszy film
O 4:30 rano w poniedziałek 10 lutego podano wyniki konkursu w kategorii film zagraniczny. Wygrał wielki faworyt "Parasite" w reż. Bong Joon-ho, pokonując m.in. "Boże ciało". Wcześniej dostał też Oscara za scenariusz. Trzecią statuetkę Bong Joon-h0 odebrał za reżyserię. I wreszcie, na koniec uroczystości, przy wielkim aplauzie publiczności, odebrał najważniejszą Oscara za najlepszy film 2019 roku. W maju 2019 wygrał festiwal w Cannes.
Oto tekst, który opublikowaliśmy o północy, chwilę przed rozpoczęciem oscarowej gali.
Dzisiejszej nocy 10/11 lutego rozdane zostaną Oscary 2020. "Boże ciało" w reżyserii Jana Komasy walczy o statuetkę w kategorii film zagraniczny. Rywalizuje z:
Wyniki tej kategorii zostaną ogłoszone zapewne ok. 3-4 rano w poniedziałek (polskiego czasu). Kilka godzin wcześniej OKO.press rozmawia ze scenarzystą filmu 27-letnim Mateuszem Pacewiczem.
OKO.press: Za trzy, cztery godziny dowiemy się, kto zdobędzie Oscara za film zagraniczny. Jak się czujecie startując w takim konkursie?
Mateusz Pacewicz*: Czasem do mnie dociera, co tu się dzieje, a czasem nie. Urealniły nas trochę rozmowy twórcami i twórczyniami filmów w naszej kategorii, mieliśmy w piątek [7 lutego] osobne spotkanie, tylko my, pięć najlepszych filmów świata 2019 (ale to brzmi, prawda?). Parę godzin, poruszające.
Dłuższa rozmowa z Bong Joon-ho, twórcą „Parasite”. Jest wielkim fanem naszego filmu, pokazywał mi gadżety promocyjne "Bożego ciała" w Korei, niesamowite. Mamy zresztą z Korei propozycję przeniesienia "Bożego ciała" w tamtejsze realia, pewnie byłby to serial.
Podobne propozycje płyną z Ameryki Południowej. Także kilka największych studiów filmowych Hollywood chce produkować serialową wersję "Bożego Ciała", jak mi mówili, dlatego, że nasz film nie ma w sobie żadnej pogardy, ani nie jest protekcjonalny, tylko na serio pokazuje wartości, jakie mogą narodzić się we wspólnocie, w tej Ameryce środka, która głosuje na Trumpa i nie ma swojego głębszego portretu.
Rozmowa z Bong Joon-ho była jak z pewniakiem do zwycięstwa?
To w ogóle nie były takie klimaty. Bong zresztą nie musi niczego udowadniać. Zrobił piękny film, dzieło.
Gdy pokazywali fragmenty filmów naszej piątki, to „Parasite” się wybija. Napisany jest z niesamowitą spójnością, siłą wyrazu, no i filmowo, reżysersko, jaki montaż! Ewidentny faworyt w tym roku, wszyscy to wiemy. Mówi się wręcz, że to film dekady.
Oczywiście, zawsze jest jakiś procent szansy na wygraną, zwłaszcza, że"Parasite" kandyduje też w innych kategoriach. Ale przecież samo wejście do piątki, nie uwierzyłbym w to jeszcze miesiąc temu! Jak zobaczyłem to nasze towarzystwo na żywo, i zdałem sobie sprawę z tego, co myśmy już zrobili tym filmem... Naprawdę ciężko byłoby liczyć na cokolwiek więcej.
Już jest to coś zaskakującego w grupie tak młodych twórców, w ekipie jest wielu debiutantów, a nawet Bartek Bielenia jest przecież wciąż u progu wielkiej kariery, podobnie Eliza Rycembel, Janek Komasa to także trzydziestolatek.
Odkrywamy tu wciąż na nowo coś, co jest zaskoczeniem: że udało nam się zrobić film uniwersalny.
Jest chyba taki paradoks pracy twórczej i opowiadania historii, że jeżeli wchodzi się głęboko w detal i robisz takie studium detalu, jakim jest polskość, ta nasza Polska, nasze przywiązanie do traum, nasza lojalność wobec traumy, o której też nasz film opowiada...
Jak wchodzisz tak głęboko w konkret, to czasami udaje się jakby przejść na drugą stronę i dotknąć czegoś uniwersalnego. Z tego chyba jestem w tej chwili najbardziej dumny, że film jest tak odbierany na całym świecie. Mówiliśmy o tym na piątkowym spotkaniu.
My?
Między innymi Pedro Almodóvar, okazał się przemiłym człowiekiem. Nasza polska historia stała się jakoś poruszająca dla gorliwie wierzących muzułmanów, nordyckich ateistów, antykościelnych marksistów, którzy nas fetowali na festiwalu w Wenecji, dla teksańskich ewangelików.
Fanatyzm religijny w Stanach jest mocniejszy chyba niż u nas.
Tak, fanatyków religijnych, ale wolę powiedzieć mocno wierzących, ortodoksów. Tak, to działa na wielu poziomach i na wielu ludzi z różnych kontekstów. Wszyscy po kolei, poczynając od kilku lat pracy nad scenariuszem,
staraliśmy się wejść jak najgłębiej w naszą historię, zachowując szacunek do postaci i do tego świata, który stworzyliśmy, szacunek wytężonej obserwacji, uważności i przyjmowania do wiadomości, że życie jest ambiwalentne.
Teraz sami bierzecie udział w spektaklu, staliście się postaciami z filmu. Na zdjęciu, które przysłałeś...
Tak. Jesteśmy w eleganckim hotelu. Już w smokingach, już pomalowani, nie wiem nawet, czy to nie za wcześnie. Tak patrzę po całej ekipie, nie wyglądamy komfortowo. Patrzę na Janka i Elizę, i na Bartka, jakby nas ktoś poprzebierał. Trochę jakby to była studniówka... Ale trzeba to potraktować, jak zbieranie anegdot. W szafie w naszym wynajętym w Hollywood mieszkaniu niezbyt ładnie pachniało, więc trzymałem swój smoking za oknem.
Na pewno nie jest tak, że balowe stroje pasują akurat do tej ekipy.
Mówi się, że w Industry (slangowe określenie kinematografii) jest dużo rywalizacji, zawiści. A wasza piątka filmów zagranicznych...
...ale to jest wyjątkowa kategoria. Jesteśmy piątką wybrańców, najlepsze filmy z 93 państw rywalizowały o te pięć miejsc. W innych kategoriach nie ma aż takiej konkurencji. Wszyscy czują się docenieni, widziałem to nawet po takich twórcach, jak Almodóvar, na którym nic już nie powinno robić wrażenia. Poza tym trudno tu o rywalizację, bo jak porównać dokument ekologiczny Tamary Kotevskiej z autorskim filmem Almodóvara, z naszą dość klasyczną fabułą i utworem Bong Joon-ho, a jeszcze "Nędznicy"? Filmy różne w stylu, w tematyce, w języku, kontekście kulturowym.
W styczniu 2020 Jan Komasa, razem ze scenarzystą filmu Mateuszem Pacewiczem i Bartoszem Bielenią, odtwórcą głównej roli, brali udział w 10-dniowej promocji filmu.
"Promocja w Stanach mogła zdecydować, że ostatecznie znaleźliśmy się w oscarowej piątce - mówił OKO.press Mateusz Pacewicz. - Janek [Komasa] miał 50 spotkań, nie wiem, jak on to wytrzymał, ja miałem »tylko« osiem. Doskonale przyjęto pokazy »Bożego ciała« na festiwalu w Palm Springs (Palm Springs International Festival, 2-13 stycznia - red.), gdzie dostaliśmy dwie nagrody przyznane przez jury młodych. Dla Bartka [Bieleni], którego uduchowiona kreacja wszędzie budzi zachwyty, i dla najlepszego filmu. Duże zainteresowanie budziły nasze Q&A, czyli wywiady, gdzie pytano o wszystko: duchowość, Kościół, politykę, polską prawicę, homofobię, wiarę i oczywiście o sprawy warsztatowe.
Przed Hollywood myślałem, że szortlista 10 nominowanych filmów to będzie koniec naszych sukcesów, ale w USA zaczęliśmy mieć nieśmiałą nadzieję na wejście do piątki. Najważniejsze były rozmowy z członkiniami i członkami Akademii Filmowej, podczas specjalnych spotkań i przyjęć. Byliśmy też zapraszani do domów - taki high life, egzotyczne doświadczenie, jak z filmu. Wszędzie słyszeliśmy, że »Boże ciało« się im podoba, więcej - że jest dla nich ważne, mówi o czymś istotnym.
Kluczowe jest to, że Stany są - tak jak Polska - podzielone na dwa »plemiona«, które żyją w stanie wojny kulturowej, równie drastycznej jak nasza. Toczą ją ze sobą »coastal states« (stany na obu wybrzeżach) i - pogardliwie nazywane przez liberałów - »flight over states« (czyli środek USA, nad którym przelatuje się lecąc z Nowego Jorku do Los Angeles). Te stany środka - konserwatywne, silnie religijne - stanowią zaplecze Trumpa.
W Stanach odbierali nasz film jako optymistyczne wskazanie, że możliwe jest przekroczenie narracyjnego pęknięcia, jakie mamy też w Polsce. W Europie Zachodniej religia jest mniej obecna, ta »herezja«, jaką tworzy bohater »Bożego ciała« jest odbierana bardziej jako postawa duchowa czy odrzucenie Kościoła.
Dla Amerykanów - nawet niewierzących jak ja - film rezonuje, bo przywraca »dobrą nowinę«, pokazuje religię, jaka mogłaby być - choć nie jest - otwartą, dobrą. Okazuje się, że można tak opowiadać o doświadczeniu ludzi wierzących, bez bałwochwalstwa, ale też bez politycznej krytyki.
Poza tym »Boże ciało« jest jednak filmem (śmiech). Bardzo się podobał Bartek, inne aktorki i aktorzy, prowadzenie aktorów i w ogóle wspaniała robota reżyserska Janka [Komasy], ikonograficzne zdjęcia Piotra [Sobocińskiego], a także fakt, że scenariusz jest klasyczny, po Bożemu, co w kinie europejskim nie jest częste. Klasycznie opowiedziana historia.
Jeszcze słowo o moim scenariuszu. Wszyscy mnie pytają, jak się czuję z takim debiutem. Oczywiście jeszcze się nie oswoiłem z tym wszystkim, co się wydarzyło od Festiwalu w Wenecji (we wrześniu 2019 - red.), jest to wspaniałe, ale też momentami trudne, taka zmiana roli. Z drugiej strony, pracuję nad tym pomysłem od wielu lat, to była moja prywatna szkoła filmowa, kilka pierwszych wersji scenariusza było bardzo złych, parę spaliłem, wykasowałem z dysków, obecna wersja była trzecią już mniej więcej dobrą. Poza tym miałem niesamowite szczęście do ludzi, żeby wymienić tylko Krzysztofa Raka i Janka Komasę i w ogóle całą ekipą »Bożego ciała«.
Nie odbieram sukcesu scenariusza jako indywidualnego, dużo się musiało wydarzyć między nami, że opowieść jest taka, jaka jest.
To także sukces promocji mimo bez porównania mniejszych środków niż wielu rywali. Ogromne zasługi ma tu Ania Kot z Aurum Film, a także amerykańska Accolade PR i nasz agent sprzedaży New Europe Film Sales Jan Naszewski" - mówił Mateusz Pacewicz.
„Boże ciało” to opowieść o 20-letnim Danielu, chłopaku z przestępczą przeszłością, który udaje księdza. Film obnaża grzechy Kościoła instytucjonalnego (ksiądz, którego zastępuje Daniel, jest alkoholikiem), pokazuje hipokryzję i nietolerancję parafialnej społeczności, ale ukazuje też drogę do Boga, jaką podąża podający się za księdza chłopak.
Scenariusz filmu w luźny sposób nawiązuje do autentycznej historii, którą autor opisał w 2014 roku w reportażu „Kamil, który księdza udawał” („Duży Format”, reporterski dodatek „Wyborczej”), a potem w książce reporterskiej „Kazanie na dole”.
19-letni Kamil (imię zmienione) pojawił się w 2011 roku w Dobrzycach (nazwa zmieniona), przedstawił jako 26-latek świeżo po seminarium i przez kilka miesięcy w zastępstwie proboszcza prowadził parafię, odprawiał nabożeństwa, spowiadał.
Gdy sprawa wyszła na jaw, w lipcu 2011 roku sąd skazał go jedynie z art. 61 Kodeksu wykroczeń na grzywnę 300 zł. Zdecydowały zeznania parafian, którzy początkowo oburzeni, znajdywali coraz więcej pozytywów w pracy Kamila.
Niedawno bohater reportaży Pacewicza, Patryk Błędowski (prawdziwe nazwisko), został bohaterem ciekawego reportażu w TVP 1. Opowiadał, jak i dlaczego udawał księdza. Miał nawet wejść do kościoła w Budziskach, gdzie to się działo i przeprosić ludzi, ale nie zdecydował się na to.
Dotychczas polskie filmy były nominowane do Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny (dawna nazwa kategorii) 11 razy. Komasa dołącza do grona nominowanych w tej kategorii polskich reżyserów - Jerzego Kawalerowicza, Romana Polańskiego, Andrzeja Wajdy, Pawła Pawlikowskiego i Agnieszki Holland.
Polski film otrzymał statuetkę tylko raz – była to „Ida” Pawlikowskiego w 2014 roku.
"Chciałem, by »Boże ciało« mówiło o potrzebie duchowości i cenie, jaką płacimy za prawdę. Dziś, gdy kwestionowane są autorytety, także Kościoła, ludzie potrzebują kogokolwiek, kto ma czyste intencje, nawet jeśli tym kimś jest oszust" - mówił OKO.press Komasa.
"Boże ciało" uzbierało aż 12 nominacji do "polskich Oscarów", czyli Orłów 2020 w kategoriach:
Orły zostaną przyznane 2 marca 2020.
Historia, którą opowiedział Komasa, trafiła do międzynarodowej publiczności i krytyków. Na prestiżowym festiwalu filmowym w Wenecji w konkursie „Giornate degli autori” „Boże Ciało" zdobyło dwie nagrody: Label Europa Cinemas oraz Inclusive Award Edipo Re dla „filmów, które niosą humanistyczne wartości”.
Na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni film otrzymał nagrody za reżyserię i scenariusz. Dziś w nocy powalczy o najgłośniejszą nagrodę filmową na świecie.
W Polsce film zobaczyło 1,5 miliona widzów. Prawa do dystrybucji sprzedano do ponad 60 krajów.
„Chciałem, by »Boże ciało« było filmem o potrzebie duchowości i cenie, jaką płacimy za prawdę. I o tej zniewalającej potrzebie odrzucania Innego, która jednych wywyższa, a innych poniża” – mówił OKO.press Jan Komasa, wcześniej reżyser „Miasta 1944” (2014) i „Sali samobójców” (2011).
„Różne struktury i instytucje, w tym Kościół katolicki, cieszyły się niegdyś społecznym zaufaniem i ludzie odwoływali się do ich autorytetu. Dziś jednak autorytety zostały zakwestionowane, więc ludzie rozpaczliwie potrzebują kogokolwiek, kto ma czyste intencje, nawet jeśli tym kimś jest oszust”.
*Mateusz Pacewicz jest synem prowadzącego rozmowę Piotra Pacewicza
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze