0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Piotr Nieznański/WWFfot. Piotr Nieznańsk...
  • Stowarzyszenie Kulturalno-Przyrodnicze Pod Prąd, razem z WWF Polska, postanowiło uwolnić płynącą przez Opolszczyznę rzekę Jemielnicę, w której od 50 lat migrację ryb utrudniał betonowy próg wodny;
  • To konstrukcja, która mogła służyć spiętrzaniu wody do podlewania pól – dziś już nieużywania. Przepływała przez nią woda, jednak dla rzecznych organizmów była barierą nie do pokonania;
  • Organizacje stworzyły specjalną rampę nad progiem, która powoduje, że ryby i inne organizmy mogą przepływać nad progiem;
  • Takie inwestycje są w państwowych planach, ale – przynajmniej na razie – jedynie w teorii. Państwowe instytucje nie zajmują się wciąż rozbieraniem starych barier na rzekach;
  • Piotr Nieznański z WWF wyjaśnia, że uwalnianie rzek jest kluczowe w obliczu takich katastrof, jak ta odrzańska. Dopływy, jak Jemielnica, nie są zanieczyszczone solankami, rozrzedzają więc zasoloną wodę w Odrze. Są również bezpiecznym schronieniem dla wodnych organizmów. Do rzeki pozbawionej barier ryby i inne organizmy mogą swobodnie wpływać, uciekając przed niebezpieczeństwem (jakim jest np. zakwit złotej algi, która w 2022 zabiła miliony żyć w Odrze).

Jemielnica uwolniona

Katarzyna Kojzar, OKO.press: Jak się uwalnia rzekę?

Piotr Nieznański, WWF: Są na to różne sposoby. Najważniejsze jest zapewnienie, żeby żadna sztuczna bariera nie przeszkadzała w wędrówkach organizmom wodnym. Nie tylko rybom. Zazwyczaj mówimy o rybach, one są najbardziej widoczne i charakterystyczne, ale blokady na rzekach o różnej wysokości, progi, zapory, jazy, są często barierą nie do pokonania dla mniejszych organizmów, które stanowią o jakości ekosystemu rzeki. Druga rzecz – takie przeszkody absolutnie zakłócają dynamikę rzeki, często powodują, że woda zwalnia albo stoi. Jak uwolnić rzekę? Najlepiej jest, by likwidując taką barierę, całkowicie ją usunąć. Ale to trudne i drogie, więc często trzeba sięgać po alternatywy. Wtedy możemy np. zasypać niską barierę, tworząc rampę w miejscu piętrzenia. Można też ją obejść, tworząc tak zwany bypass, żeby organizmy wodne mogły się przemieszczać i migrować.

W weekend, 5 i 6 lipca 2024, uwolniliście 20 kilometrów małej rzeczki Jemielnicy, która w Opolu wpada do Małej Panwi. A Mała Panew – do Odry.

Od razu wyjaśnię, że uwolnienie tej rzeki to nie jest zasługa samego WWF-u. My pomogliśmy zrealizować inwestycję, ale całą dokumentację techniczną, projekt przywrócenia drożności Jemielnicy przygotowało lokalne stowarzyszenie, Stowarzyszenie Przyrodniczo-Kulturalne Pod Prąd z Opola. Naharowali się przy tym, żeby pokonać formalności i uzyskać pozwolenie na to rozwiązanie. My pomogliśmy je wdrożyć.

Na Jemielnicy mieliśmy próg, przez który sama woda przepływała, ale blokowała migrację organizmów. Stworzyliśmy w miejscu progu o wysokości około 80 centymetrów rampę, tak zwany bystrotok, który umożliwia migrację organizmów wodnych w obie strony. Użyliśmy ponad 160 ton materiału, odpowiednio dobranego kamienia i żwiru do tego, żeby zrobić wydłużoną rampę. Wygląda to w efekcie jak rzeka z dnem żwirowym, która na tym odcinku płynie bystro. Zniwelowaliśmy 80 centymetrów różnicy, rozłożyliśmy uskok na kilkadziesiąt metrów. Teraz ryby i inne organizmy mogą tamtędy swobodnie płynąć.

50 lat przerywanej migracji

Ten próg niczemu nie służył? Po co ktoś go w ogóle wybudował?

Został zbudowany w latach 70. Można się tylko domyślać teraz, że podobnie jak w przypadku innych takich konstrukcji, służył tzw. stabilizacji dna rzeki, a czasami też podpiętrzeniu wody, żeby można było z niej korzystać – czy to do czerpania wody, czy rekreacyjnie. Nie wiemy dokładnie, jakie było pierwotne przeznaczenie tego progu. Wiemy, że tkwił tam od 50 lat, stanowiąc barierę dla migracji ryb i innych organizmów wodnych. Nie mogliśmy też go rozebrać zupełnie, bo uzyskane pozwolenia dotyczyło udrożnienia, a nie likwidacji progu. Rozwiązanie, które zastosowaliśmy, nie zmienia funkcji tego progu. Jedynie go udrażnia.

próg na rzece
Jemielnica przed pracami, fot. Piotr Nieznański

Wiesz, jakie ryby teraz korzystają z tej rampy?

Oczywiście, żeby w ogóle zacząć taki projekt, musimy mieć konkretną wiedzę, co w tej rzece jest i co być powinno. W tym konkretnym przypadku zostały zlecone prace ichtiologiczne, były przeprowadzone odłowy, które wskazały, jakie ryby dopływają do tego progu, a jakie występują w górnym odcinku rzeki. Z odłowu, który został przeprowadzony w maju, wynika, że są tu płoć, kleń, kiełb, okoń, śliz, koza pospolita, pstrąg potokowy, ukleja. To tylko gatunki z jednego odłowu, z danych wieloletnich wynika, że z rampy skorzystają również jazgarz i lin.

Przeczytaj także:

Będziemy robić również ekspertyzę po udrożnieniu rzeki, ale na nią jeszcze jest za wcześnie – od prac na rzece minęło kilkadziesiąt godzin. Zakończyliśmy działania w sobotę po południu, a wieczorem już dostałem sms z informacją, że ryby zaczęły przepływać. Mamy natychmiastowy efekt. Przyroda już sobie radzi sama i natychmiast wykorzystała otwartą furtkę do migracji.

150 tysięcy na ratunek rzekom

Zastanawiam się, jak taką inicjatywę załatwia się formalnie. Gdzie trzeba pójść, do kogo wnioskować? Jaki mieć pomysł?

Wszystko, co robimy w rzece, musi być pod nadzorem i po zgłoszeniu Wodom Polskim, zarządowi zlewni, nadzorowi wodnemu itd. Stowarzyszenie Pod Prąd mówiło mi, że współpraca z urzędnikami na Opolszczyźnie jest bardzo dobra, bez żadnych kłopotów, z pełnym zrozumieniem. Pomysłem numer jeden jest oczywiście rozebranie bariery, ale to o wiele trudniejsze i droższe niż to, co zastosowaliśmy na Jemielnicy. Taki próg żelbetonowy, który widzimy w samej rzece, może się wydawać prostą linią przebiegającą w poprzek rzeki.

W rzeczywistości to potężna konstrukcja, która ma nieckę wypadową, czyli wylany beton również poniżej progu.

Sam próg nie jest tylko w rzece, ale również na brzegach i wychodzi aż poza koryto rzeki. To jest ogromny monolit betonowy. Usunięcie go jest kosztowne, choć możliwe. W tym wypadku uznaliśmy, że nie musimy sięgać po taką metodę. Zrobienie bystrotoku w zupełności wystarczy i pochłania mniejsze środki.

Ile?

Cały projekt zamknął się mniej więcej w 150 tysiącach złotych. Koszty likwidacji betonowego progu byłyby wielokrotnie wyższe. I tak musielibyśmy w tym miejscu zbudować bystrze, żeby zniwelować różnicę poziomu wody. Chociaż – podkreślę jeszcze raz – jestem zwolennikiem całkowitej rozbiórki barier. Tam, gdzie się da, powinniśmy trawle uwalniać rzekę z całej takiej betonowej konstrukcji. Tam, gdzie się nie da, rozwiązanie z Jemielnicy będzie w sam raz.

Jemielnica daje przykład

Kiedy mówiłeś mi o tym projekcie, podkreślałeś, że to może być rozwiązanie dla Odry. Ratunek w obliczu katastrofy.

Jemielnica wpada do Małej Panwi, a Mała Panew kawałek dalej wpada do Odry. Ujście Jemielnicy jest w takim miejscu, gdzie nie ma już więcej progów. Udrażniając ten jeden stary próg, uwolniliśmy więc całą drogę od Odry, przez Małą Panew, w górę Jemielnicy.

Jemielnica po udrożnieniu, fot. Piotr Nieznański/WWF, źródło

To jest o tyle ważne, że Jemielnica ma słodką wodę. Nie jest zanieczyszczana solankami tak jak Odra. Organizmy z Odry mogą sobie znaleźć tam refugium, bezpieczne schronienie, kiedy dzieje się coś niebezpiecznego na Odrze. Wyobraź sobie, co by się stało, gdybyśmy doprowadzili do tego, że na wszystkich dopływach Odry nie byłoby już barier. To byłoby bardzo konkretne, mierzalne działanie, żeby pomóc całemu ekosystemowi. Bardzo często woda w rzekach, która doprowadza do Odry czystą wodę, przy ujściu ma jakiś próg lub inną barierę, która blokuje możliwość migracji ryb w górę, a często też w dół rzeki. To oznacza, że ryby, które chciałyby uciec do dopływów, nie mają takiej szansy. Docierają tylko progu. Usunięcie takich barier pozwoliłoby nam stworzyć bezpieczne schronienia dla ryb. Poza tym brak połączenia rzek spływających do Odry, połączenia umożliwiającego swobodną migrację i wędrówkę ryb, jest dla całego ekosystemu ogromnym zakłóceniem. To już nie jest zdrowy, normalnie funkcjonujący ekosystem swobodnie płynących rzek.

1,2 mln przegród

Wiemy, ile takich progów w ogóle jest? Państwo jakoś to ewidencjonuje?

Ujmę to tak: państwo ma częściową wiedzę o tych wszystkich przegrodach. Nie ma na pewno usystematyzowanej listy, nie ma kompletnej bazy danych, nie ma planu wdrożenia działań udrożniania progów. Pokazał to też Amber, ogólnoeuropejski projekt inwentaryzacji barier na rzekach. Bo brak wiedzy o liczbie barier to nie jest tylko problem Polski, tylko całej Europy. Wcześniej podawano, że mamy około 400 tysięcy przegród w całej Europie, może 450. Amber wykazał, że mamy ponad 1,2 mln takich sztucznych przegród na rzekach.

Z tego ponad 10 proc. to przegrody przestarzałe, nielegalne lub niepełniące już żadnej funkcji.

Okazało się, że 600 tys. barier nie było w planach ani na mapach, mimo że wywierają stale ogromny negatywny wpływ na stan ekologiczny wód. To nie był tylko projekt naukowy, ale również bazujący na obywatelach, którzy dzięki aplikacji mogli zgłaszać i liczyć wszystkie progi. Także w Polsce wskazano wiele barier, których wcześniej nie było w żadnej ewidencji.

Masz nadzieję, że teraz podobne projekty udadzą się w innych regionach? Znajdą się lokalne organizacje, które do tego doprowadzą?

Akurat lokalne organizacje mają bardzo dobrą wiedzę na ten temat. Współpracuję z wieloma organizacjami w całej Polsce. W Świętokrzyskim robimy projekty odtwarzania tarlisk, udrażniania barier, renaturyzacji terenów nadrzecznych. Podobnie w woj. zachodniopomorskim, w dorzeczu Parsęty i na Lubelszczyźnie.

Nie brakuje lokalnych działaczy i woli realizacji takich działań – brakuje natomiast systemowego, państwowego, regularnego wsparcia i planu, jak sobie z tymi barierami na rzekach poradzić.

Organizacje pozarządowe nie otrzymywały i nie otrzymują do dzisiaj publicznego wsparcia do realizacji takich projektów, które naprawdę są bardzo skuteczne i od razu pomagają rzekom. Na razie to my sami się organizujemy i organizujemy na to pieniądze. Mam nadzieję, że ten przykład, który będzie można zobaczyć na Jemielnicy, spowoduje otwarcie oczu instytucji publicznych na to, że organizacje społeczne mogą bardzo skutecznie i efektywnie działać dla poprawy stanu polskich rzek.

Państwo zapisało plany, ale tylko na papierze

Państwo nie może samo tego realizować?

Organizacje społeczne potrafią realizować takie lokalne projekty sprawniej i taniej niż wielkie państwowe molochy, więc liczę na otwarcie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Wojewódzkich Funduszy Ochrony Środowiska na finansowanie tego typu inicjatyw. Na razie nie ma dedykowanych pieniędzy na ten cel.

A żeby takie projekty mogły być realizowane przez lokalne organizacje, potrzebne jest zapewnienie pełnego finansowania kosztów zarządzania, przygotowania i realizacji takich inwestycji.

Bez warunkowania ich wkładem własnym organizacji, których po prostu na to nie stać. Warto przy tym zaznaczyć, że takie działania są konkretnym wsparciem realizacji zadań administracji publicznej. Bo udrażnianie rzek to nie jest jakieś odklejone marzenie organizacji społecznych.

To nie fanaberia przyrodników, tylko część przyjętego przez państwo planu.

Te inwestycje w udrażnianie barier na rzekach są oficjalnie zapisane w aktualnych planach gospodarowania wodami w dorzeczu i w Krajowym Programie Renaturyzacji Wód Powierzchniowych. Problem polega na tym, że do tej pory były to zapisy tylko na papierze, które systemowo nie są wdrażane. A tego rzeki bardzo potrzebują. Nasz projekt był pierwszym konkretnym pomagającym rybom z Odry po dwóch latach debat, konferencji o tym, co należy na Odrze zrobić. Pomimo przedwyborczych deklaracji nadal nie widzimy żadnych realnych terenowych działań, które zmieniają ten stan rzeczy. Mam nadzieję, że realizując taki projekt, pokażemy, jak można niedrogo, efektywnie i konstruktywnie pomóc tej rzece.

;
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze