0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

"Najwyżsi urzędnicy państwa stają w obronie osoby, której dotyczy zawiadomienie, nie w oparciu o wiedzę wynikającą z dowodów lecz po to, by nie dopuścić możliwości, że mogła wejść w konflikt z prawem. Przesądzają o niewinności Jarosława Kaczyńskiego. Jako pełnomocnicy musimy to uznać za próbę wpłynięcia na organ wymiaru sprawiedliwości, jakim jest prokuratura. Niepokoją nas także kontakty pana Kaczyńskiego z Prokuratorem Generalnym. Dążąc do zachowania standardów postępowania wymiaru sprawiedliwości, możemy jedynie odwołać się do opinii publicznej. Liczymy, że stanie się swego rodzaju organem kontrolnym dla władz, które obowiązujące reguły naruszają - mówi OKO.press mec. Jacek Dubois*, pełnomocnik Geralda Birgfellnera, austriackiego biznesmena, który twierdzi, że został oszukany przez Jarosława Kaczyńskiego, który umówił się z nim na budowę wieżowca przy Srebrnej i nie zapłacił 1,3 mln euro.

Piotr Pacewicz, OKO.press: Pana klient Gerald Birgfellner podczas poniedziałkowego (11 lutego) przesłuchania w Prokuraturze Okręgowej opisał, jak doszło do zawarcia w lutym 2018 umowy ze spółką Srebrna. I nagle dorzucił: „Chciałbym jeszcze powiedzieć, że Jarosław Kaczyński powiedział mi, że musi mieć podpis księdza, który jest członkiem rady tej fundacji [Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego], ale powiedział, że zanim ten ksiądz podpisze, to trzeba mu zapłacić". Pana klient dostarczył kopertę z 50 tys. zł. Nie był Pan zaskoczony tą opowieścią?

Mec. Jacek Dubois: Nie mogę się ustosunkować do tego pytania, ponieważ dotyczy materiału z postępowania przygotowawczego. To raczej prokuratura powinna wyjaśnić, czy takie fakty miały miejsce.

Ale może pan chyba potwierdzić, że słyszał Pan to, co zeznał Pana klient.

Niestety nie. To jest objęte tajemnicą adwokacką.

A jak "koperta Kaczyńskiego" wpisuje się w argumentację, że biznesmen został przez niego oszukany.

Nie mogę się ustosunkować do tak opisanego zdarzenia. Mogę komentować artykuł.

Proszę to zrobić.

Biorąc pod uwagę to, czego dotyczy sprawa, o której nasz klient zawiadomił prokuraturę, „koperta” jest tylko pośrednio powiązana z głównym zarzutem. Otwiera nową kwestię, z innych przepisów kodeksu karnego, które prokuratura powinna ocenić z urzędu.

Tłumaczył Pan OKO.press, że Birgfellner dał się zwieść obietnicom, bo "wszystko utwierdzało go w przekonaniu, że jedynym organem decyzyjnym jest pan Kaczyński". Czy konieczność opłacenia księdza za podpisanie uchwały nie obudziło wątpliwości Birgfellnera w tę omnipotencję?

Opisana przez „Wyborczą” sytuacja nie przeczy przekonaniu klienta o omnipotencji pana Kaczyńskiego. Ludzie, którzy mogą wszystko, czasem muszą opłacić kogoś z kim mają do czynienia. Wszystko mogą między innymi dlatego, że jak trzeba to płacą.

Nie widzę tu intelektualnej kolizji.

Pana klient wziął udział w przestępstwie, które nazywane jest „współsprawstwem w korupcji menedżerskiej” (art. 296 a. § 1 kk). To nie budziło jego wątpliwości, że coś tu nieładnie pachnie?

Jeżeli by faktyczne doszło do takiego przestępstwa, osoba, która je dobrowolnie ujawnia, zanim dowie się o tym wymiar sprawiedliwości, pozostaje bezkarna.

Ale czy Birgfellner nie powinien się poczuć zaniepokojony?

Jako pełnomocnik nie wchodzę w sferę ocen moralnych.

Czy takie rzeczy zdarzają się w biznesie często?

Przepis o korupcji menadżerskiej powstał niedawno, bo taka jest potrzeba reagowania prawa na problem, który stał się dotkliwy.

Czy Birgfellner miał już w Polsce kontakt z wymiarem sprawiedliwości?

W Polsce nie, a czy gdzie indziej, nie wiem. Ale sądzę, że wyszłoby to na jaw w czasie naszych rozmów.

Jeszcze raz zapytam, czy dla losów sprawy zainicjowanej przez Birgfellnera ujawnienie przesłuchania o „kopercie” jest korzystne czy nie?

Przedwczesne pytanie, bo jeżeli takie zeznanie rzeczywiście jest w aktach, to wymaga ono weryfikacji. Mogę tylko powiedzieć, że gdyby do czynu opisanego przez „Wyborczą” naprawdę doszło, to wskazuje to na jeszcze większą chropowatość dotychczasowego kryształu. Podważa też wiarygodność wersji, które słyszymy z ust najwyższych urzędników państwa. Stają oni w obronie osoby, której dotyczy zawiadomienie, nie w oparciu o wiedzę wynikającą z dowodów, lecz po to, by bronić tej osoby, nie dopuszczając możliwości, że mogła wejść w konflikt z prawem.

W dyskursie publicznym przesądzają o niewinności pana Jarosława Kaczyńskiego. Jako pełnomocnicy musimy to uznać za próbę wpłynięcia na organ wymiaru sprawiedliwości, jakim jest prokuratura. Stąd też wynika moja aktywność w mediach, co nie jest typowe dla spraw, które prowadzę. Niepokoją nas także kontakty pana Jarosława Kaczyńskiego z Prokuratorem Generalnym, a także wyciek informacji z akt do agencji PAP. Obawiamy się, że instytucje demokratycznego państwa mogą zawieść.

Dążąc do zachowania standardów postępowania wymiaru sprawiedliwości możemy jedynie odwołać się do opinii publicznej. Liczymy, że stanie się swego rodzaju organem kontrolnym dla władz, które obowiązujące reguły naruszają.

To nie brzmi optymistycznie.

W mediach krążą plotki, że może nie dojść do podjęcia postępowania przez prokuraturę. Bez alarmowania opinii publicznej, nasze szanse na uzyskanie rozstrzygnięcia zgodnego z regułami kodeksu postępowania karnego spadają.

Jak poważnie Birgfellner traktuje rolę świadka? Na mocy art. 233 kk w razie „zeznania nieprawdy lub zatajenia prawdy” podlegałby karze pozbawienia wolności nawet do 8 lat.

Został o tym pouczony przez prokuraturę, myśmy także wskazali mu, jakie są obowiązki i prawa świadka.

Jak przebiegają przesłuchania? Czy Birgfellner konsultuje z panami swoje odpowiedzi jak na amerykańskich filmach?

Poniedziałkowe przesłuchanie trwało około siedmiu godzin, w środę z pięć. Obaj pełnomocnicy, Roman Giertych i ja, uczestniczymy we wszystkich czynnościach. Nie mamy potrzeby konsultowania wypowiedzi naszego klienta, bo to on chce przedstawić prawdę i doprowadzić do tego, by zostało wszczęte postępowania. Skupialiśmy się raczej na zapewnianiu standardu przesłuchania tak, by odbywało się zgodnie z procedurą, bo te standardy były naruszane. Zwłaszcza w środę.

Na czym to polegało?

Pani prokurator próbowała wprowadzić do protokołu słowa, których nasz klient nie wypowiedział, co prowadziłoby do innego niż w rzeczywistości przedstawienia istotnych okoliczności sprawy. Szczegółów nie mogę zdradzić, ale były bulwersujące.

Jak by Pan opisał atmosferę przesłuchań? Zachowanie prokuratorów?

Prokurator jest jeden - pani Renata Śpiewak plus osoba protokołująca i tłumacz/czka. Nie możemy narzekać na warunki, krzesła są wygodne, pokój jasny, napoje ciepłe i zimne. Dużo powyżej przeciętnej.

W poniedziałek byliśmy optymistyczni. Pani prokurator ruszyła z pytaniami z werwą śledczego, ale ten czar prysł w środę.

Znacznie spadło zainteresowanie samym czynem zabronionym, a wzrosło zainteresowanie tym, w jaki sposób zeznania naszego klienta mogłyby zagrażać osobom, które mogły wejść w konflikt z prawem, a dokładniej – jednej osobie. Były też próby skorygowanego opisywania zdarzeń, o których nasz klient zeznawał w poniedziałek. Były próby zapisania ich opisu do protokołu w inny sposób. Toczyliśmy spory, jak ten protokół ma wyglądać.

A jak na to wszystko reaguje Birgfellner?

Wydaje mi się człowiekiem wysokiej kultury i pogody ducha, ale to wszystko, co go spotyka, osobiście go dotyka, wywołuje emocje, zwłaszcza że dotyczy też rodziny, jego żony. To wszystko trwa już od wielu miesięcy, ta huśtawka nastrojów. Widzę u niego coraz więcej troski i smutku.

*Jacek Dubois, adwokat specjalizujący się w prawie karnym. W latach 2012-2015 zastępca przewodniczącego, a od 2015 sędzia Trybunału Stanu. Zasiada w Radzie Fundacji im. profesora Bronisława Geremka, członek Stowarzyszenia im. Prof. Zbigniewa Hołdy, od 2017 r. Rady Programowej Archiwum Osiatyńskiego. Syn Macieja Dubois (zmarłego w 2016 r.), obrońcy m.in. opozycji demokratycznej w czasach PRL. Wnuk Stanisława Dubois, działacza PPS, posła na Sejm II RP, uczestnika konspiracji rotmistrza Pileckiego w obozie Auschwitz-Birkenau, rozstrzelanego w 1942 roku. Aktywny obrońca wolnych sądów.

OKO.press opisywało m.in. jego mowę pod budynkiem Sądu Najwyższego 4 lipca 2018: „Jest taki budynek na Nowogrodzkiej, gdzie pojawili się wandale. Wandale to było plemię germańskie słynące z bezmyślnej destrukcji. I teraz ci wandale, tyle że w nowej postaci, chcą zaatakować nasz Pałac Sprawiedliwości. Miejsce dla mnie święte, bo tam mam zaszczyt przemawiać do wolnych, niezawisłych sędziów” .

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze