0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Kuba Atys / Agencja GazetaKuba Atys / Agencja ...

Jesteśmy suwerennym krajem i nie oddaliśmy swojej suwerenności Unii Europejskiej. W tym zakresie mamy swoją podmiotowość. Nie widzę powodu, żeby takimi sprawami zajmowały się podmioty zewnętrzne. Bo nie są do tego powołane.
Nie oddaliśmy, ale przekazanie kompetencji umożliwia art. 90 Konstytucji.
"Gość Poranka", TVP Info,22 lutego 2017
Teza, że Komisja Wenecka i Komisja Europejska nie mają prawa zajmować się sprawami wewnętrznymi Polski to fragment narracji PiS. Politycy tej partii przekonują, że wojna o Trybunał Konstytucyjny nie jest sporem prawnym, ale politycznym, wobec czego instytucje międzynarodowe, wypowiadając się w sprawie Trybunału Konstytucyjnego, stają po jednej ze stron sporu.

To nieprawda - spór o Trybunał przestał być sporem politycznym, toczonym w granicach wyznaczonych prawem i ustrojem. Stało się to, gdy prezydent Andrzej Duda nie dopełnił obowiązków, nie odbierając ślubowania od trzech prawidłowo wybranych sędziów Trybunału Konstytucyjnego, a cały obóz rządzący przestał uznawać wyroki Trybunału Konstytucyjnego, mimo iż konstytucja bez wątpliwości stanowi, że są one "ostateczne i mają moc powszechnie obowiązującą".

Julia Przyłębska, jako prawnik, sędzia Trybunału Konstytucyjnego i osoba z łaski prezesa Kaczyńskiego kierująca jedną z najważniejszych instytucji rzeczywistości prawnej w Polsce ma obowiązek znać art. 90 ust. 1 Konstytucji RP, który stanowi, że "Rzeczpospolita Polska może na podstawie umowy międzynarodowej przekazać organizacji międzynarodowej lub organowi międzynarodowemu kompetencje organów władzy państwowej w niektórych sprawach".

Przepis ten jest obwarowany szeregiem obostrzeń - ratyfikacja umowy międzynarodowej, której skutkiem ma być ograniczenie kompetencji państwa, "jest uchwalana przez Sejm większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów oraz przez Senat większością 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów", a "wyrażenie zgody na ratyfikację takiej umowy może być uchwalone w referendum ogólnokrajowym".

Przeczytaj także:

Konsekwencje braku wiedzy

Julia Przyłębska powinna wiedzieć, że art. 90 Konstytucji RP powstał właśnie w celu umożliwienia Polsce wejścia do struktur takich jak Unia Europejska, a tryb w nim przewidziany został wykorzystany dotąd dwukrotnie - raz w wersji obejmującej referendum, a raz w wersji parlamentarnej.

17 kwietnia 2003 Sejm postanowił, że zgodę na ratyfikację traktatu akcesyjnego do Unii Europejskiej podejmie naród w referendum ogólnokrajowym, które odbyło się 7-8 czerwca tego samego roku. Polki i Polacy opowiedzieli się za przystąpieniem do UE - do głosowania poszło aż 59 proc. obywateli i obywatelek. 77 proc. z nich opowiedziało się za przystąpieniem do UE. 16 lipca Sąd Najwyższy potwierdził ważność referendum, a 23 lipca prezydent Aleksander Kwaśniewski ratyfikował traktat akcesyjny. Polska została członkiem UE 1 maja 2004 r.

Po raz drugi z art. 90 skorzystano podczas ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego w 2009 roku - 2/3 posłów wyraziło na to zgodę 1 kwietnia 2008 roku, 2 kwietnia tę decyzję potwierdzili senatorowie, a 9 kwietnia 2008 roku "Traktat z Lizbony zmieniający Traktat o Unii Europejskiej i Traktat ustanawiający Wspólnotę Europejską" podpisał prezydent RP, Lech Kaczyński.

Prezes Trybunału Konstytucyjnego powinna znać również art. 91 Konstytucji, który wprowadza umowy międzynarodowe do polskiego porządku prawnego i stanowi, że ratyfikowana umowa międzynarodowa "stanowi część krajowego porządku prawnego", "ma pierwszeństwo przed ustawą, jeśli ustawy nie da się pogodzić z umową", a prawo stanowione przez organizację międzynarodową "jest stosowane bezpośrednio, mając pierwszeństwo w przypadku kolizji z ustawami".

Wyrok Trybunału Konstytucyjnego

Sędzia TK powinna też wiedzieć, że Trybunał Konstytucyjny już rozstrzygnął wątpliwość, czy suwerenny kraj może delegować kompetencje organów krajowych na rzecz organizacji międzynarodowych i zapewniać prawu powstającemu poza granicami pierwszeństwo przed ustawami krajowymi.

Uzasadnienie wyroku z 11 maja 2005 roku głosi, że "Konstytucja uniemożliwia przekazywanie kompetencji w zakresie powodującym utratę statusu państwa suwerennego przez Rzeczpospolitą", a "przystąpienie Polski do Unii Europejskiej nie podważa statusu Konstytucji jako najwyższego prawa Rzeczypospolitej Polskiej".

Innymi słowy, suwerenność zostaje zachowana tak długo, jak długo Rzeczpospolita może swobodnie wycofać się z umowy międzynarodowej, a wszelkie zapisy prawa dotyczące Polek i Polaków pozostają hierarchicznie podrzędne w stosunku do Konstytucji Rzeczypospolitej. Tak jest i znajduje to potwierdzenie w art. 6 Traktatu o Unii Europejskiej, który stanowi, iż "Unia dąży do osiągnięcia swoich celów właściwymi środkami odpowiednio do zakresu kompetencji przyznanych jej na mocy Traktatów".

Na co pozwala Traktat Lizboński

Ratyfikowany przez posłów i senatorów, a podpisany przez Lecha Kaczyńskiego Traktat z Lizbony jest zatem częścią polskiego porządku prawnego i zgodnie z konstytucją uprawnia instytucje międzynarodowe do tworzenia i bezpośredniego stosowania prawa w stosunku do Polek i Polaków. Pozwala to przejść do drugiej części zagadnienia, czyli pytania o podstawy traktatowe aktywności instytucji europejskich wobec łamania prawa przez rząd w Warszawie.

A podstawa prawna tych działań, wbrew temu, co mówi Julia Przyłębska, istnieje - art. 7 Traktatu o Unii Europejskiej uprawnia Radę Europejską - na wniosek 1/3 państw członkowskich, Parlamentu Europejskiego lub Komisji Europejskiej - do stopniowego, coraz ostrzejszego upominania państwa członkowskiego, którego władza dokonuje zamachu na fundamentalne wartości UE, opisane w art. 2 Traktatu: "Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn").

Traktat nie wymaga jednomyślności, by "stwierdzić istnienie wyraźnego ryzyka poważnego naruszenia przez państwo członkowskie wartości" oraz by skierować do danego rządu zalecenia naprawy sytuacji (to już się wydarzyło). Jednomyślność państw członkowskich jest jednak wymagana by wprowadzić sankcje wobec jednego z 28 państw tworzących UE.

Taką możliwość przewiduje art. 7 ust. 3 Traktatu o Unii Europejskiej, który stanowi, że "Rada (...) może zdecydować o zawieszeniu niektórych praw wynikających ze stosowania Traktatów dla tego Państwa Członkowskiego, łącznie z prawem do głosowania przedstawiciela rządu tego Państwa Członkowskiego w Radzie. (...) Obowiązki, które ciążą na tym Państwie Członkowskim na mocy Traktatów, pozostają w każdym przypadku wiążące dla tego Państwa".

Politycznie wprowadzenie sankcji wobec Polski wydaje się trudne - ich zawetowanie zapowiedział premier Węgier, Wiktor Orban. Z prawnego punktu widzenia jednak Julia Przyłębska nie ma racji - istnieje jednolita, dopuszczona przez polską konstytucję i potwierdzona orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego podstawa prawna do zajmowania się przez instytucje europejskie łamaniem prawa przez władzę w Polsce.

Odróżnić Radę Europy od Rady Europejskiej

Na koniec warto dodać, że wywiad Julii Przyłębskiej dla TVP Info pozostawia wątpliwość, czy odróżnia ona Radę Europy od Unii Europejskiej. W jej dość chaotycznych wypowiedziach prace Komisji Weneckiej scalone są z działaniami instytucji Unii Europejskiej tak, jakby były to instytucje należące do tego samego, europejskiego porządku organizacyjnego i prawnego.

Tak nie jest. Komisja Wenecka (Europejska Komisja na rzecz Demokracji Przez Prawo) jest wyspecjalizowaną w zakresie prawa konstytucyjnego i ochrony praw człowieka instytucją ekspercką, funkcjonującą w ramach Rady Europy, czyli zupełnie niezależnego od Unii Europejskiej. Oczywiście instytucje Unii Europejskiej (Rada Europejska, Komisja Europejska, Parlament Europejski, Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej), podobnie jak m.in. rząd Stanów Zjednoczonych, korzystają z prac niekwestionowanej, światowej klasy specjalistów pracujących dla Komisji Weneckiej.

W przeciwieństwie do procedury praworządności, której inicjatorem wobec Polski była Komisja Europejska, krytykę Komisji Weneckiej ściągnęło sobie na głowę samo PiS - z inicjatywą zaproszenia jej ekspertów do Polski wystąpił minister spraw zagranicznych, Witold Waszczykowski. Kilka miesięcy później odwołał wiceministra Aleksandra Stępkowskiego, który miał stać za tym wnioskiem.

;

Udostępnij:

Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze