0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

O reparacjach mówi OKO.press prof. Krzysztof Ruchniewicz — historyk, niemcoznawca, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego.

Adam Leszczyński, OKO.press: Zacytuję prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. Na spotkaniu w Grójcu 12 lipca 2022 mówił, że Polska nie dostała odszkodowań wojennych od Niemiec. "[Zapłacili] siedemdziesięciu [krajom], na przykład Meksykowi. (…) I nawet takie kraje, którym oni w gruncie rzeczy nic nie zrobili otrzymały, może niewielkie, ale jakieś odszkodowania. Włochy otrzymały odszkodowania. A my nie”. To prawda?

Prof. Krzysztof Ruchniewicz*: Pan prezes i były premier mija się z prawdą. Powinien jednak sięgnąć do różnego rodzaju opracowań, które się ukazały w ostatnich latach i odświeżyć swoją wiedzę.

Nawet takie kraje, którym oni w gruncie rzeczy nic nie zrobili, otrzymały, może niewielkie, ale jakieś odszkodowania. Włochy otrzymały odszkodowania. A my nie.
Niemcy płacili polskim ofiarom III Rzeszy wiele razy, a części reparacji Polska zrzekła się sama
Spotkanie w Grójcu,12 lipca 2022

Gdzie Jarosław Kaczyński się myli?

Generalny błąd, który popełniają polscy politycy, polega na tym, że nie rozróżniają między roszczeniami państwo-państwo oraz państwo niemieckie-obywatele polscy.

Jeśli chodzi o roszczenia reparacyjne, zostały one ustalone na konferencji w Poczdamie w 1945 roku. Polska, jak wiadomo, zrzekła się reszty z nich w 1953 roku. Miała je otrzymać z części przyznanej Związkowi Radzieckiemu.

Chodziło tutaj nie o kwoty finansowe, tylko o świadczenia materialne. ZSRR miał je Polsce przekazywać, a w zamian Polska zobowiązywała się w osobnej umowie z 16 sierpnia 1945 roku dostarczać węgiel do ZSRR.

Jak się okazało, była to skrajnie niekorzystna transakcja i już pod koniec lat 40. Polska zabiegała o to, żeby zmienić to porozumienie.

Dlaczego zrezygnowaliśmy?

To była sprawa polityczna, chodziło o to, żeby wesprzeć drugie państwo niemieckie, które powstało w 1949 roku, czyli NRD, członek bloku wschodniego i miało znaczne problemy gospodarcze. PRL - w przeciwieństwie do ZSRR - zrezygnowała w oświadczeniu z 23 sierpnia 1953 roku z przyjmowania dalszych reparacji od Niemiec (ZSRR przerwał jedynie pobieranie reparacji). Ponadto Warszawa potwierdziła w jednoznacznym oświadczeniu na posiedzeniu plenarnym ONZ 23 września 1953 roku to postanowienie. Taka decyzja zapadła i miała charakter definitywny, międzynarodowo potwierdzony. Później podpisano też umowę z ZSRR kończącą odbiór reparacji, chociaż do dzisiaj z powodu braku pełnej dokumentacji nie możemy stworzyć jego pełnego bilansu.

Rozumiem, że stanowisko rządu PiS mówi: „zrzekli się komuniści, a nie prawdziwe państwo polskie”.

To nie jest istotne, kto wydał oświadczenie.

Oświadczenie było skuteczne na gruncie prawa międzynarodowego. PRL była jego legalnym podmiotem.

Jego podważenie może w praktyce oznaczać, że wszystkie dokumenty, które rządy komunistyczne publikowały przed rokiem 1989, można unieważniać. Dotyczy to różnych umów międzynarodowych. Np. dotyczących granic. To tak nie działa, że po latach można jednostronnie po prostu uznać, że jakieś porozumienia nie istnieją.

Oczywiście można spróbować tak postępować, tylko jest pytanie, czy to ma sens. Warto dodać, że decyzję rządu z 1953 roku potwierdził wiceminister PRL Józef Winiewicz w czasie rokowań nad układem normalizacyjnym z RFN w listopadzie 1970 roku. W następnych latach, także po 1989 roku zrobiły to kolejne rządy.

Czy Niemcy płacili odszkodowania polskim obywatelom?

Tak, i to wielokrotnie.

Po powstaniu Republiki Federalnej Niemiec jej prawodawstwo faktycznie było bardzo niekorzystne dla polskich roszczeń. To jednak wiązało się z brakiem stosunków dyplomatycznych między Polską a RFN. Dla strony zachodnioniemieckiej było też bardzo wygodne, ponieważ zwalniało z szybkiego uregulowania tych bardzo złożonych spraw finansowych.

Jednak nawet wówczas Niemcy wypłacały niektórym polskim obywatelom odszkodowania. To najpierw dotyczyło jednej szczególnej grupy — ofiar zbrodniczych eksperymentów medycznych przeprowadzanych w obozach koncentracyjnych. Ta sprawa była dyskutowana od końca lat 50., a w latach 60. ci ludzie zaczęli otrzymywać odszkodowania. Nie bezpośrednio, ale przez Międzynarodowy Czerwony Krzyż (i na niekorzystnych zasadach przeliczania), ponieważ, jak wspomniałem, nie było stosunków dyplomatycznych.

Przeczytaj także:

Do początku lat 70. wypłacono znaczące kwoty. Ostatecznie w 1972 roku PRL i RFN zawarły porozumienie kończące ten etap wypłat, co jednak nie oznaczało, że polski rząd przekazał je wszystkim uprawnionym.

Kto jeszcze dostał odszkodowanie?

W tym roku obchodzimy 70. rocznicę podpisania Układu Luksemburskiego, który zakładał wypłatę odszkodowań dla Izraela, ale także dla jednej z organizacji żydowskich reprezentujących ofiary żydowskie, Jewish Claims Conference. W połowie lat 50. odbyły się procesy związane z likwidacją różnego rodzaju wielkich koncernów zaangażowanych w zbrodnie wojenne, między innymi IG Farben, a w ramach tych likwidacji także były przewidziane środki nie tylko dla żydowskich ofiar, ale także i dla nieżydowskich robotników przymusowych.

To nie były duże kwoty, ale także i polscy poszkodowani mogli zabiegać o te wypłaty i z tego skorzystali.

W grudniu 1970, podczas wizyty kanclerza Willy’ego Brandta w Warszawie, ówczesny przywódca PRL Władysław Gomułka podniósł sprawę odszkodowań.

Brandt był na to przygotowany. Miał ze sobą opracowanie — bardzo szczegółowe — strat, które Niemcy poniosły w wyniku przesunięcia granic ze wschodu na zachód. Przedstawiono stanowisko, że Polska — przejmując niemieckie tereny do Odry i Nysy — została w wystarczający sposób zaspokojona (prywatne mienie poniemieckie zostało wliczone na konto reparacji). Gomułka zaznaczył, że Polska potwierdza rezygnację z reparacji podjętą w 1953 roku. Poruszył jednak sprawę odszkodowań dla obywateli. Trzeba przyznać, że początkowo spotkał się z bardzo chłodną reakcją.

Czy wtedy odpuścił?

Gomułka stracił władzę niedługo potem. Jednak dyplomacja PRL wielokrotnie wracała do tej sprawy, oczywiście tylko w relacjach z Bonn. Uważano, że jedną z takich palących kwestii jest sprawa wypłaty odszkodowań dla więźniów obozów koncentracyjnych.

W 1975 roku w Helsinkach podczas spotkania Edwarda Gierka z kanclerzem Helmutem Schmidtem zawarto tajne porozumienie, że w kwocie 1,3 mld marek niemieckich, którą Polska miała otrzymać od Niemiec w ramach umowy rentowej, zostaną zawarte środki na odszkodowania – 600 mln marek – dla polskich poszkodowanych i będą wypłacane w formie dodatków do rent i emerytur.

Był tylko jeden warunek: mianowicie o tych środkach nie można było publicznie mówić. Niemcy obawiali się, że wówczas obywatele z kolejnych państw Europy Środkowo-Wschodniej ustawią się w kolejce.

PRL przekazał te pieniądze poszkodowanym?

To ciekawa i zagmatwana sprawa. Jeśli chodzi o ofiary eksperymentów medycznych, zrobił to właściwie ostatecznie dopiero rząd Wojciecha Jaruzelskiego. Strona zachodnioniemiecka wcześniej nie sprawdzała, czy faktycznie środki zostały przekazane poszkodowanym. Część z nich wykorzystano na inne cele, m. in. inwestycje w ogólną infrastrukturę medyczną, w dodatku częściowo nieudane. Natomiast kilkadziesiąt tysięcy więźniów obozów koncentracyjnych otrzymało dodatki do świadczeń, ale nie informowano ich i opinii publicznej, że pochodzą one z pieniędzy RFN.

Już po zjednoczeniu Niemiec prowadzono rozmowy w sprawie uwzględnienia następnych grup ofiar, przede wszystkim robotników przymusowych. Wprawdzie traktat 2 + 4 — o zjednoczeniu Niemiec — nie zajmował się sprawami reparacji i odszkodowań, to jednak w geście dobrej woli Niemcy przekazały Warszawie 500 milionów marek dla osób, które w wyniku niemieckich represji poniosły uszczerbek na zdrowiu i znajdowały się w trudnym położeniu materialnym. Zawarto odpowiednie porozumienie, pieniędzmi dysponowała powołana w tym celu Polsko-Niemiecka Fundacja „Pojednanie”. To jednak nie zamknęło sprawy. W tym czasie coraz głośniej podnoszono znaczenie pracy przymusowej jako formy wyzysku ludności okupowanej i odpowiedzialności za nią istniejących nadal firm niemieckich. Pojawiły się pozwy, składane m in. w sądach w USA.

W 2000 roku Niemcy powołały fundację „Pamięć-Odpowiedzialność-Przyszłość” z budżetem 10 mld marek. Polacy byli jej największym beneficjentem. Z tych środków zaczęto wypłacać odszkodowania jednorazowe dla byłych robotników przymusowych. Zajęła się tym Polsko-Niemiecka Fundacja „Pojednanie". Przyjęcie pieniędzy zamykało dalsze roszczenia.

Ile w sumie Niemcy zapłacili?

Kiedyś podliczyłem te wszystkie kwoty.

Od lat 50. RFN przeznaczyła na odszkodowania dla zagranicznych ofiar III Rzeszy równowartość dzisiejszych 17,8 mld euro, z czego Polska otrzymała 2,6 mld.

Po ofiarach Holokaustu Polska jest na drugim miejscu wśród beneficjentów. Warto dodać, że niemiecki Kościół katolicki na własną rękę wypłacał pieniądze poszkodowanym, którzy podczas wojny pracowali przymusowo w jego instytucjach.

Kaczyński mówił też, że Niemcy się „moralnie” nie rozliczyli.

Nie znam poważnego polityka niemieckiego, niezależnie od jego rangi, który by nie podkreślał odpowiedzialności moralnej za to, co się stało w okresie III Rzeszy, a zwłaszcza w czasie II wojny światowej. Rozliczenie nazizmu, kultywowanie pamięci o jego ofiarach, także obywateli polskich, należy do widocznych osiągnięć niemieckiego społeczeństwa obywatelskiego.

Jakie są szanse PiS na uzyskanie reparacji?

Zerowe. To czysto polityczna sprawa, rozgrywana na użytek wewnętrzny. Wraca regularnie, kiedy jest potrzebna rządzącym, by mobilizować elektorat hasłami antyniemieckimi.

W grudniu 2021 roku premier utworzył Instytut Strat Wojennych im. Jana Karskiego. Ma on na celu prowadzenie badań na temat skutków II wojny światowej, popularyzację problematyki w kraju i za granicą itd. Jestem ciekaw naukowych wyników tej placówki. Kwestia dochodzenia prawnego jest po prostu zamknięta.

Można natomiast pomyśleć o tzw. pragmatycznym rozwiązaniu, by wspomóc coraz mniejszą grupę ofiar wojny. Ze środków niemieckich można byłoby stworzyć fundusz, który pozwoliłby na przykład na finansowanie pobytów szpitalnych czy sanatoryjnych, dopłaty do lekarstw itd. Z punktu widzenia relacji polsko-niemieckich byłoby to chyba najbardziej sensowne rozwiązanie. To ostatnich żyjących jeszcze poszkodowanych powinniśmy lokować w centrum naszej uwagi i troski, a nie fantastyczne rachuby pozyskania ogromnych kwot na rzecz państwa jako takiego.

Politycy PiS muszą mieć świadomość tego wszystkiego?

Z punktu widzenia politycznego sprawa im się przydaje, ponieważ budzi określone emocje, zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych — a dziś mamy do czynienia z kilkoma kryzysami. Można ten temat wykorzystywać jako tak zwany temat zastępczy.

Warto zwrócić uwagę, że to nie jest problem polsko-niemiecki. Gdyby Polska miała udokumentowane roszczenia i gdyby uważała, że ma podstawę prawną, to dawno zgłosiłaby formalne roszczenia wobec Niemiec. Do dzisiaj tego nie uczyniła. Nie domaga się także w ogóle reparacji ze strony Federacji Rosyjskiej (jako prawnomiędzynarodowego następcy ZSRR). To zwykła gra na użytek wewnętrzny.

*Prof. Krzysztof Ruchniewicz, historyk, niemcoznawca, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego; specjalizuje się w historii najnowszej, historii Niemiec, integracji europejskiej, stosunkach polsko-niemieckich w XX w., dziejach Polaków w Niemczech, międzynarodowych badaniach podręcznikowych. Autor książki „Polskie zabiegi o odszkodowania niemieckie w latach 1944/45-1975”. Założyciel i dyrektor Centrum Studiów Niemieckich i Europejskich im. Willy Brandta na Uniwersytecie Wrocławskim (CSNE). Jest także autorem trzech blogów, dwóch o historii - Blog i Historia oraz Public History | Visual History - oraz jednego z fotografii: Blog i Fotografia a także współautorem podcastu (wraz prof. Przemysławem Wiszewskim) #2historykow1mikrofon.

Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).

Udostępnij:

Adam Leszczyński

Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.

Komentarze