0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

W Inowrocławiu prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas spotkania z wyborcami i działaczami PiS tłumaczył, że nasza sytuacja gospodarcza jest całkiem dobra:

„W tej chwili na Zachodzie jest przynajmniej około 7 proc. różnicy, czasami więcej, między wzrostem dochodów ludności a inflacją. To znaczy dochody ludności ciągle spadają.

U nas wzrost dochodów jest mniej więcej na tym samym poziomie, nawet troszkę wyższym, niż inflacja
W maju pensje realnie już spadały o 0,4 proc. A to najszersze dostępne dane, dotyczące firm, gdzie zarabia się lepiej. Coraz więcej Polaków jest pod kreską
Spotkanie w Inowrocławiu,26 czerwca 2022

Jarosław Kaczyński albo korzysta z nieaktualnych informacji, albo wprowadza swoich słuchaczy w błąd. Według najprostszych danych, jakimi możemy to zweryfikować, inflacja w maju wyniosła 13,9 proc., tymczasem wzrost wynagrodzeń – 13,5 proc. Już tutaj realnie mamy spadek pensji realnej.

Coraz więcej osób pod kreską

Ale potrzebne są dwa ważne zastrzeżenia, żeby dobrze rozumieć te dane. Po pierwsze są to wartości średnie. Inflacja ma odzwierciedlać wzrost kosztów życia przeciętnego gospodarstwa domowego w stosunku do tego samego miesiąca poprzedniego roku. A jak to bywa z wartościami średnimi, nie oddają one wielu indywidualnych doświadczeń.

Inaczej mówiąc, indywidualna wartość wzrostu kosztów życia dla wielu rodzin i pojedynczych osób może być wyższa.

A średni wzrost pensji o 13,5 proc. nie oznacza z kolei oczywiście, że wszyscy otrzymują o 13,5 proc. wyższe wynagrodzenie niż rok wcześniej. Czyli nawet gdyby inflacja i wzrost wynagrodzeń był na tym samym poziomie, to spora część Polaków realnie zarabiałaby mniej niż rok temu. Ale nawet realny średni wzrost wynagrodzeń spada od dłuższego czasu, co widać na wykresie:

I tutaj czas na drugie ważne zastrzeżenie. Nie mamy bieżących danych, które obejmowałyby wzrost pensji wszystkich pracowników w Polsce. GUS co miesiąc prezentuje nam „przeciętne miesięczne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw”. To dane o firmach prywatnych, które zatrudniają powyżej dziewięciorga pracowników. Dotyczy to zaledwie 40 proc. rynku pracy. Daje nam więc dobre pojęcie o trendach na rynku pracy, ale nie daje pełnego obrazu. Tymczasem jest to sektor, w którym zarabia się zauważalnie więcej niż gdzie indziej.

Przeczytaj także:

Mikrofirmy coraz gorzej

Ekonomista, dr Michał Możdżeń oszacował, że w pierwszym kwartale 2022 roku w firmach, w których zatrudnionych jest poniżej 10 pracowników, wzrost pensji wyniósł 9,5 proc. W tym samym okresie w firmach z 10 i więcej pracowników ten wzrost wyniósł 11,7 proc. To ponad 2 punkty procentowe więcej. Nawet jeśli szacunek jest obarczony pewnym błędem, to z pewnością jest to zauważalna różnica.

A to oznacza, że wśród wszystkich pracujących średni spadek realnych wynagrodzeń może już trwać dłuższej niż od miesiąca. Tym bardziej, że w mikrofirmach pracuje ponad 4 mln osób. I wśród tych 4 mln realny spadek wynagrodzenia trwa przynajmniej od początku roku. GUS podaje częściowe informacje na temat kilku segmentów rynku pracy.

W pierwszym kwartale najgorzej było w opiece zdrowotnej i pomocy społecznej – tam pensje wzrosły o zaledwie 3,9 proc., oraz w edukacji – tutaj wzrost to tylko 3,2 proc.

Ogromny problem mają też tysiące urzędników, zatrudnionych przez państwo. Jarosław Kaczyński szczyci się, że według niego pensje wciąż są powyżej inflacji, choć to nieprawda. Jednocześnie rząd odmawia godnych podwyżek budżetówce. Na początku tego roku urzędnicy otrzymali o 4,4 proc. więcej (a ściśle rzecz biorąc – o tyle wzrosły fundusze płac, naczelnicy mogą do pewnego stopnia rozdzielić te pieniądze uznaniowo), a w kolejnym rząd proponuje 7,8 proc. To znacznie poniżej inflacji, nawet gdybyśmy odnosili to do roku poprzedzającego podwyżkę. Bo trudno mieć wątpliwości, że średni wskaźnik inflacji przekroczy w tym roku 7,8 proc.

Coraz mniej wytłumaczeń

Interesujące będzie obserwowanie reakcji polityków PiS – łącznie z tymi z najwyższego szczebla – na coraz słabsze dane z gospodarki. Na razie trudno powiedzieć, co dokładnie nas czeka i niekoniecznie musi to być ciężka recesja. Polska gospodarka ma wyjątkową systemową odporność, a naszą siłą jest spore zdywersyfikowanie, nie polegamy na jednym źródle dochodu.

Niemniej wszystko wskazuje na to, że dane o płacach będą przez kilka kolejnych miesięcy coraz mniej korzystne, a inflacja może jeszcze kilka miesięcy rosnąć. To oznacza, że Polacy będą realnie tracić.

Politycy PiS w ostatnich miesiącach na ten zarzut regularnie odpowiadali, że wprawdzie inflacja jest wysoka, ale płace mają się jeszcze lepiej.

Teraz we wszystkich dostępnych danych widzimy, że ta prawidłowość się kończy. A PiS traci atrakcyjną politycznie opowieść i zostaje już tylko z „putinflacją”, która również w końcu się zużyje. Dla setek tysięcy, a najpewniej milionów Polaków, których pensje realne spadają, marne to pocieszenie, że na zachodzie pensje tracą na wartości jeszcze szybciej. Nawet jeśli prezes PiS miał do pewnego stopnia rację. Przykładowo, we Włoszech w maju mieliśmy do czynienia ze spadkiem o 6,4 proc., w Holandii – o 7,4 proc. Nie znaczy to jednak, że przez to za chwilę dorównamy poziomem realnych wynagrodzeń krajom Europy Zachodniej. Różnice są wciąż zbyt duże.

PiS dołożyło swoje

A w Inowrocławiu prezes PiS korzystał również z „putinflacji”. Tłumacząc się z inflacji, mówił o dwóch impulsach inflacyjnych: miliardach złotych do firm w pandemii, które były konieczne, i działaniach Putina, na który wpływu nie ma.

To oczywiście dramatyczne uproszczenie. Tarcze antyinflacyjne były konieczne, by utrzymać zatrudnienie podczas zamknięcia wielu gałęzi gospodarki, ale ich skala w różnych krajach była różna, PiS prowadzi luźną politykę wydatkową od lat, a w dzisiejszym otoczeniu inflacyjnym to również impuls proinflacyjny, NBP pod kierownictwem Adama Glapińskiego niszczy swoją wiarygodność fatalną polityką komunikacyjną, a przez to podbija oczekiwania inflacyjne.

No i od miesięcy nie przestaje rosnąć inflacja bazowa, czyli inflacja po odjęciu wzrostów cen paliw i żywności. W maju wynosiła 8,5 proc., czyli odpowiadała za ponad połowę obecnej inflacji. Nie tak łatwo będzie się jej pozbyć, nawet gdy spadną ceny paliw.

Udostępnij:

Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze