0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Sławomir Kamiński / Agencja GazetaSławomir Kamiński / ...

Mogę powiedzieć jako prawnik, że Trybunał będzie musiał przyjąć stanowisko, że nie ma możliwości oceniania decyzji Sejmu. Ta decyzja być może była wadliwa z punktu widzenia formalnego, ale TK takiej decyzji nie ocenia. To przekracza jego kompetencje.

Konferencja prasowa,13 stycznia 2017

Sprawdziliśmy

Półprawda. "Jako prawnik" prezes powinien wypowiadać się precyzyjnie.

Wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego jest nieprecyzyjna i świadczy o tym, że prezes mało swobodnie porusza się w prawie. Wypowiadając się "jako prawnik" lider PiS powinien stwierdzić, że - wbrew temu, co napisał Zbigniew Ziobro we wniosku do Trybunału Konstytucyjnego - uchwały Sejmu o wyborze sędziów Trybunału Konstytucyjnego nie są aktami normatywnymi, a tylko takie akty prawne podlegają kognicji polskiego sądu konstytucyjnego.

Ponadto prezes popełnił w wypowiedzi błąd, twierdząc, że uchwała Sejmu z 2010 roku była wadliwa formalnie. Nie była - to Zbigniew Ziobro napisał nieprawdę we wniosku do Trybunału Konstytucyjnego twierdząc, że "głosowanie nad wyborem tych osób odbyło się łącznie", podczas gdy każda z kandydatur była oceniana przez posłów osobno.

Przeczytaj także:

Po co prezes publicznie łaja ministra

Zaskakujące, że Jarosław Kaczyński zdecydował się publicznie zabrać głos w sprawie wniosku Ziobry do Trybunału, ponieważ musiał mieć świadomość, że po bezprawnym przejęciu tej instytucji zabieranie przez niego głosu w sprawach Trybunału odbierane będzie jako wydawanie poleceń - podobno niezależnej - instytucji.

To, że z centrali PiS przy ul. Nowogrodzkiej koordynowane są działania różnych ośrodków władzy, nie jest żadną tajemnicą. Jak to działa, można było obserwować w grudniu, gdy pod batutą Kaczyńskiego wykonano sekwencję działań parlamentarzystów (pod kierownictwem Stanisława Piotrowicza napisano tam i uchwalono trzy "ustawy" o Trybunale Konstytucyjnym), prezydenta (który te ustawy podpisał w dniu zakończenia kadencji profesora Rzeplińskiego), urzędników Kancelarii Premiera (zlecono tam druk ustaw w Dzienniku Ustaw), ponownie prezydenta ("powołanie" Julii Przyłębskiej na "p.o. prezesa" TK), Przyłębskiej i innych, popierających PiS sędziów Trybunału Konstytucyjnego ("zwołanie" "Zgromadzenia Ogólnego", "wybór" "kandydatów" na "prezesa TK) i po raz trzeci prezydenta, który "powołał" Przyłębską na "prezesa" Trybunału Konstytucyjnego.

W cudzysłowach znalazły się wadliwe elementy tej sekwencji, które powodują, że cała ta intryga jest bezprawiem, które sądy powinny ignorować dopóty nie zostanie przywrócony porządek konstytucyjny w państwie - szczegółowo opisał to prof. Wojciech Sadurski w analizie dla OKO.press.

Zemsta i strach przed kompromitacją

To, że Kaczyński zabrał głos, świadczy o dwóch rzeczach. Po pierwsze, że prezes obawiał się, że posłuszne wobec PiS, a ignorujące prawo i konstytucję kierownictwo Trybunału Konstytucyjnego uzna wniosek za zlecenie partii, by usunąć z Trybunału kolejnych trzech sędziów, których wybrano w czasach rządów PO-PSL - i postanowił tę kompromitację Trybunału powstrzymać.

Po drugie, publiczne upokorzenie Zbigniewa Ziobry jest bezwzględną zemstą za nieskonsultowanie z prezesem pomysłu skierowania wniosku do Trybunału.

Dla Ziobry jako prawnika sprawującego urzędy ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego takie publiczne połajanki od prezesa PiS to dotkliwa, polityczna kara - Ziobro w świecie "dobrej zmiany" ma opinię świetnego prawnika, którą sprawa wniosku do TK poważnie podkopie.

;
Stanisław Skarżyński

Socjolog, publicysta. Publikuje na łamach Gazety Wyborczej. Doktorant w ISNS UW.

Komentarze