„Oko” wzięło na warsztat wydaną właśnie autobiografię Jarosława Kaczyńskiego. W pierwszym odcinku sprawdzamy jego twierdzenie, że nie internowano go w stanie wojennym, ponieważ „odmówił”. Poszło raczej o to, że SB nie uznała go za „pierwszej kategorii aktywnego ekstremistę”. Mówiąc językiem prezesa PiS, Kaczyński był wtedy działaczem drugiego sortu
Pytał, czy chcę być internowany. Uczciwie mówiąc, chciałem i skądinąd byłem pewny, że zostanę, ale z drugiej strony słyszałem o kabotynach, którzy zgłaszali się, aby ich internować. Odrzekłem więc, że nie chcę.
Internowano też Lecha Kaczyńskiego, który był znacznie ważniejszą postacią w „S” niż jego brat. Po Jarosława Kaczyńskiego nikt nie przyszedł nocą 13/14 grudnia. Kilka dni później został wezwany na przesłuchanie i po rozmowie wypuszczony na wolność.
Nieinternowanie Kaczyńskiego może oznaczać albo że był zbyt mało istotną postacią w opozycji (co dzisiaj jego zwolennikom trudno przyznać), albo że podpisał tzw. lojalkę, czyli zobowiązanie do porzucenia działalności opozycyjnej.
Kaczyński zaprzecza, że podpisał lojalkę i wytoczył nawet proces tygodnikowi „Nie”, który tę lojalkę opublikował (sfałszowaną według Kaczyńskiego). Mimo to niektórzy opozycjoniści – jak np. Władysław Frasyniuk – sądzili, że ją jednak podpisał.
W 2012 r. w wywiadzie dla „Gazety Polskiej” sam Kaczyński przyznał, że fakt, iż go wypuszczono po przesłuchaniu, „był dla niego bardzo niemiłym zaskoczeniem”. Wywołało to kpiny dawnych opozycjonistów, których wówczas jednak internowano, chociaż – w odróżnieniu od Jarosława – wcale tego nie chcieli.
Jak dziś wspomina to Kaczyński? Oto obszerny fragment jego autobiografii „Porozumienie przeciw monowładzy”:
Właściwie była to zwykła rozmowa. Nie był agresywny, choć chwilami nieco straszył. Na koniec zaproponował podpisanie «lojalki».
Odmówiłem. Nalegał, bym wobec tego chociaż zapewnił ustnie, że będę przestrzegał praw stanu wojennego. Ponownie odmówiłem. Zapytał: — To co pan będzie robił? — A co, chce pan, żebym meldował o spotkaniach trzech osób? — Takie były przepisy dekretu o stanie wojennym. — Nie, ale jeśli dowiem się, że pan kręci się w środowisku opozycyjnym, to pana zamknę. W czasie pierwszej części rozmowy było bardzo zimno. Mroźny dzień i okno szeroko otwarte. Esbek siedział w grubym golfie. W pewnym momencie, jeszcze przed sprawą lojalki, gdy zaczął sugerować, choć bardzo ostrożnie, jakieś możliwości współpracy, powiedziałem, że wolałbym wyskoczyć przez to okno — a było to wysokie piętro — niż współpracować.
On na to, że to tak łatwo się mówi, a gdy spojrzy się w dół, to przestaje być takie proste. Ale okno zamknął. Były też próby podejścia na „antysemityzm”, na co ostro zareagowałem. Sugestie, że można mi załatwić pracę w Warszawie, habilitację. Igielniak mówił: ten Białystok musiał już panu bokiem wyjść. (...)
Przedtem pytał, czy chcę być internowany. Uczciwie mówiąc, chciałem i skądinąd byłem pewny, że zostanę, ale z drugiej strony słyszałem o kabotynach, którzy zgłaszali się, aby ich internować. Odrzekłem więc, że nie chcę. On zapytał: czy mogę napisać mu odmowę? Tak postąpił Jan Olszewski, prawdziwy mistrz w rozgrywkach z esbecją, więc ja też się zgodziłem. Po latach z liter mojej odmowy skonstruowano „lojalkę”, opublikowaną w „Nie” w 1993 roku. Ale w końcu prawda wyszła na jaw. Tego samego dnia wieczorem, ku mojemu zaskoczeniu, zostałem wypuszczony.
(cytat z autobiografii Jarosława Kaczyńskiego określanej przez prawicowe media jako „kolejne dzieło”; zobacz hasło „dzieło” w naszym słowniku pisowsko-polskim).
Czy Kaczyński mówi prawdę? Szczęśliwie dysponujemy notatką sporządzoną przez oficera SB po tej rozmowie (nazywał się Spitalniak, nie Igielniak). Sprawę została obszernie opisana przez autora niniejszego tekstu w „Gazecie Wyborczej” 11 marca 2016.
W aktach zachowało się odręcznie napisane oświadczenie Kaczyńskiego z 17 grudnia 1981 r., w którym odmawiał podpisania lojalki po stanie wojennym: „Odmawiam podpisania przedłożonego mi oświadczenia ze względu na jego szkodliwy ze względów moralnych charakter. Jednocześnie stwierdzam, że nie istnieją podstawy prawne zobowiązujące obywateli PRL do składania tego rodzaju deklaracji”. Ten element jego relacji najprawdopodobniej jest więc prawdziwy.
Według relacji oficera SB z przesłuchania Kaczyńskiego, ten „sytuację kraju po wprowadzeniu stanu wojennego uważa za bardzo poważną, skomplikowaną. Jest świadomy doznanej przez związek porażki. Uważa, że związek ze względów geopolitycznych nie dążył do przejęcia władzy i że w tej kwestii władza jest przewrażliwiona i niepotrzebnie podjęła tak ostre środki”.
Po krótkiej rozmowie o Żydach – w której Kaczyński nie odpowiadał na antysemickie sugestie esbeka – doszło do sprawy internowania. Oficer SB notował: „Kaczyński od samego początku rozmowy był przekonany, że będzie internowany. Wielokrotnie podkreślał, że siedzieć nie chce. (...) Dodał przy tym, że nie zgodzi się też na żadną z nami współpracę i wybrałby raczej samobójstwo jako alternatywę. (...) Zapytałem się, czy współpracę ktoś mu uprzednio proponował, bo ja nie. Odpowiedział, że nikt. (...) Ustnie zobowiązał się do przestrzegania przepisów wynikających ze stanu wojennego”.
W tej ostatniej sprawie relacja SB i Kaczyńskiego się rozmija, chociaż w wielu innych szczegółach się pokrywają.
Na koniec rozmowy oficer SB stwierdził, że nie traktuje go jako „aktywnego, pierwszej kategorii ekstremisty” i odstąpił od internowania Kaczyńskiego. Umówił się z nim także na spotkanie w kawiarni po zakończeniu stanu wojennego.
We „wnioskach” esbek zanotował swoje wrażenia o Jarosławie Kaczyńskim: „Jego wygląd jest niedbały. Twierdził, że nie interesują go sprawy materialne, kobiety, np. nie zależy mu w przyszłości na posiadaniu rodziny. Ma flegmatyczne usposobienie, wygląd «książkowego mola». Pozuje na myśliciela «Solidarności». Mimo pewnej demonstracyjnej rezygnacji z życia, kariery stwierdzam, że jest osobą raczej ambitną. Obruszył się, gdy stwierdziłem, że pozycja jego brata Lecha w «Solidarności» jest znacznie wyższa. (...) Nie przypadły mu też do gustu uwagi typu, że np. na taką pozycję, rolę w środowiskach inteligenckich, jaką mają np. Michnik, Macierewicz czy Geremek, to trzeba zapracować, zasłużyć”.
Opisana rozmowa odbyła się 17 grudnia. Ponadto 13 grudnia internowano działaczy „S” w nocy, często zabierając z mieszkań; Jarosław Kaczyński został na przesłuchanie wezwany kilka dni później. Już samo to świadczy, że uznawano go raczej za osobę mniej ważną.
Podsumowując: na dokumenty SB trzeba patrzeć z pewnym dystansem i nie można im w stu procentach ufać. Pozostaje jednak niezbitym faktem, że SB nie uważało Kaczyńskiego za osobę wystarczająco ważną i nie internowało z tego powodu, a nie dlatego, że „odmówił”. Jego brata nikt nie pytał, czy chce być internowany czy nie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze