0:000:00

0:00

Po decyzji o zawieszeniu działania szkół i przedszkoli w związku z zagrożeniem epidemicznym, nauczyciele boją się, że stracą część wynagrodzenia. Zamieszaniu winne jest Ministerstwo Edukacji Narodowej, które wysyła sprzeczne komunikaty.

11 marca 2020 resort kierowany przez ministra Dariusza Piontkowskiego opublikował rozporządzenie o "czasowym zawieszeniu zajęć dydaktyczno-wychowawczych", co dokładnie oznacza zawieszenie realizacji podstawy programowej.

MEN w wytycznych dla dyrektorów i organów prowadzących, poinformował, że nie muszą w tym czasie wypłacać dodatku za pracę w warunkach trudnych i zajęcia ponadwymiarowe.

Gdyby tak było, nauczyciele zmianę odczuliby boleśnie, bo niskie zarobki pracowników oświaty są w Polsce rekompensowane właśnie nadgodzinami.

Mało kto pracuje jedynie na 18-godzinnym pensum, większość przedmiotowców, szczególnie w miastach, nawet po 24-25 godzin.

„Dbam o to, by prawie wszyscy nauczyciele mieli po półtora etatu, czyli maksymalną zgodnie z prawem liczbę nadgodzin, czyli 27 godzin tablicowych zamiast 18″ – mówiła OKO.press dyrektorka eksperymentalnej szkoły w Radowie Małym na Pomorzu. – Jeśli ktoś nie zdobył dodatkowych kwalifikacji, to ma 3-4 nadgodziny”.

Przeczytaj także:

Z drugiej strony, minister edukacji wystosował do dyrektorów komunikat, w którym zobowiązał ich do przejścia w tryb pracy zdalnej. Nauczyciele mają realizować podstawę programową, ale online. A to naturalnie kłóci się z treścią rozporządzenia.

Albo szkoły są zamknięte, praca staje i płaci się mniej albo nauczyciele pracują i dostają pełne wynagrodzenie.

MEN proponuje jednak pracę na pełnych obrotach, za niższe pensje.

Wyeliminowanie nadgodzin to paraliż systemu edukacji

Nauczyciele wciąż czekają na wytyczne, które uregulują system pracy zdalnej. Póki co, każdy radzi sobie jak może. Większość po prostu wysyła zadania do odrobienia w domu przez internetowy dziennik, inni trzymają się zasady, że nie mogą realizować podstawy programowej, więc udostępniają uczniom treści o walorze edukacyjnym, jeszcze inni - próbują prowadzić zajęcia online. Jak jednak w tej sytuacji rozdzielić godziny wchodzące w skład 18-godzinnego pensum od nadgodzin?

Odpowiedź jest prosta. W Polskim systemie edukacji nie da się tego zrobić. Nauczyciele pracujący na nadgodzinach nie tylko reperują domowe budżety, ale przede wszystkim ratują szkołę przed zapaścią.

Zła polityka edukacyjna PiS, której emanacją jest przede wszystkim nieudolna reforma, pogorszyła sytuację kadrową w Polsce. Więcej pisaliśmy o tym m.in. tutaj:

Co ma zrobić matematyk, który np. uczy po dwie klasy szóste, siódme i ósme, a pensum przekracza o sześć godzin? Ma sam wybrać, których uczniów prowadzi dalej, a których zostawia samym sobie? To błędne koło.

Wyjątkowe środki, które stosują dziś nauczyciele, pewnie nie pozwolą w 100 proc. realizować podstawy programowej, ale będą wymagać od nich być może jeszcze większych nakładów pracy wynikających m.in. z trudności technologicznych i komunikacyjnych. Mówiła o tym OKO.opress nauczycielka z wiejskiej szkoły na Mazowszu:

„Dawno nie pracowałam tak intensywnie jak teraz. Przeglądam setki materiałów, żeby wybrać te, które popchną proces edukacyjny do przodu, a jednocześnie będą przystępne dla moich uczniów. Sama mnóstwo się uczę. Dzwonię do koleżanek, sprawdzam platformy do komunikacji i wiszę na telefonie z rodzicami”.

Możemy oczywiście gdybać, co by było gdyby nauczyciele zarabiali godnie, system funkcjonował bez nadgodzin, a praca zdalna była w polskiej szkole powszechna, ale sytuacja kryzysowa nie jest na to odpowiednim momentem.

Jedynym wyjściem z impasu jest pełne wynagradzanie nauczycieli.

W końcu pod swoją kuratelą mają wciąż taką samą liczbę uczniów.

W innym przypadku, dojdziemy w do absurdu. Nauczyciele w pocie czoła będą pchać szkołę w XXI wiek digitalizacji i pracy zdalnej, a w zamian dostaną paski z niższymi pensjami. I po raz kolejny, centralne pomysły (a w zasadzie ich brak) odbędzie się kosztem pracowników oświaty. A to najgorsze motywacyjne posunięcie, które można sobie wyobrazić.

Co z wynagrodzeniem zasadniczym?

W piśmie rozesłanym do dyrektorów MEN, powołując się na art. 81 kodeksu pracy, zaznaczał też, że jeżeli nauczyciel nie będzie świadczył pracy z przyczyn niezależnych od pracodawcy, dyrektor może wypłacić mu jedynie 60 proc. wynagrodzenia.

Krakowska "Wyborcza" powołując się na wypowiedzi dyrektorów ostrzegała, że wszyscy nauczyciele mogą stracić też część wynagrodzenia zasadniczego.

To jednak interpretacja na wyrost, bo powodem ograniczonego świadczenia pracy (jeśli w ogóle możemy o takim przypadku mówić) jest epidemia.

Magdalena Kaszulanis ze Związku Nauczycielstwa Polskiego zwraca jednak uwagę, że powołanie przez MEN ww. zapisów może uderzyć w tych pracowników oświaty, dla których fizyczne zamknięcie szkoły, oznacza radykalne ograniczenie obowiązków. Chodzi m.in. o

nauczycielki wychowania przedszkolnego, bibliotekarzy, logopedów, psychologów czy pedagogów szkolnych.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze