0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Marcel Wandasfot. Marcel Wandas

Aktualizacja: Uniwersytet Jagielloński w mediach społecznościowych informuje o odstąpieniu od sprzedaży Kamionki. Jeśli Samorząd Studentów znajdzie chętnych do zamieszkania w budynku, władze uczelni przywrócą jej dawną funkcję – obiecuje rektorat. Okupujący nie mówią jednak na razie o zmianie planów i zostają w Kamionce.

Studenci bronią krakowskiego akademika, władze Uniwersytetu Jagiellońskiego bronią swojego prawa do jego sprzedaży. Mowa o Domu Studenta Kamionka na krakowskich Czyżynach. Budynek stoi pusty od pięciu lat. Przed zamknięciem był najmniej popularnym z domów studenckich należących do uczelni. Władze UJ próbują go sprzedać, a pozyskane pieniądze wydać na budowę akademika bliżej nowego kampusu, oddalonego od Kamionki o 10 kilometrów. Problem w tym, że chętnych do zakupu nie ma — od 2018 roku UJ szukał ich 13-krotnie. Są za to chętni do zamieszkania w mieszczącej 130 osób Kamionce – twierdzą protestujący studenci. Wskazują na wyniki rekrutacji do UJ-otowskich domów studenta. Odmowę przyznania lokum odebrało aż 500 osób niespełniających „kryterium ekonomicznego”.

Kamionka ma zostać – ale są też inne postulaty

Budynek od piątku 17 maja okupuje ponad 50 osób. Protest zainicjowały Studencka Inicjatywa Mieszkaniowa i krakowskie Koło Młodych Inicjatywy Pracowniczej. Jak twierdzą protestujący, do budynku dostali się bez problemu – był po prostu otwarty. Wewnątrz pustych pomieszczeń zorganizowali salę wykładową i miejsca do spania. Na elewacji akademika pojawiły się banery z napisami „Kamionka zostaje” i „Strajk trwa”. W oknach widać również flagi Inicjatywy Pracowniczej i Palestyny.

Okupujący budynek domagają się:

  • natychmiastowego wycofania się z prób sprzedaży DS Kamionka przez władze Uniwersytetu Jagiellońskiego;
  • remontu dwóch budynków DS Kamionka i wznowienia działalności akademika od roku akademickiego 2024/2025;
  • natychmiastowego wycofania się z planów sprzedaży kolejnego akademika – czyli Bursy Jagiellońskiej. Władze UJ twierdzą, że takich planów nie ma;
  • przedstawienia projektu budowy nowych domów studenckich na terenie Kampusu na Ruczaju oraz zabezpieczenia na ten cel środków finansowych;
  • zapewnienia ze strony władz uczelni, że żadna osoba nie poniesie żadnej odpowiedzialności prawnej i dyscyplinarnej za udział w proteście okupacyjnym.
elewacja akademika z widocznymi transparentami
Fot. Marcel Wandas

Miał być przełom, wyszło spięcie

Władze uczelni nie chcą przystać na te postulaty, zgodziły się jednak na negocjacje z okupującymi obiekt studentami. Nie przeszkodziło im to jednak w odcięciu prądu w budynku w weekend i wezwaniu policji do protestujących. Rektor uniwersytetu uzasadnił zarówno interwencję policji, jak i odcięcie prądu względami bezpieczeństwa. „Gdyby coś się tam stało, to ja za to odpowiem. Nie ci, którzy bezprawnie wtargnęli do nieczynnego akademika” – mówił mediom w weekend. Funkcjonariusze stwierdzili, że nie ma potrzeby siłowego wyprowadzenia studentów, odstąpili również od ich wylegitymowania. Zamiast tego zaapelowali do rektoratu o ugodowe rozwiązanie sprawy.

Przełom miały przynieść poniedziałkowe rozmowy. Studenci i wysłannicy rektoratu do wspólnego stołu usiedli przed południem. Protestujący nie chcieli jednak rozmawiać bez obecności mediów, których z budynku wyprosili przedstawiciele uczelni. Studenci wyszli przed budynek dawnego akademika, skandując „wpuścić media”. Po chwili z obiektu wyszli prorektor UJ ds. polityki kadrowej i finansowej (jednocześnie rektor-elekt) Piotr Jedynak i Monika Harpula, kanclerz uniwersytetu. Przedstawiciele rektoratu chcieli zbyć dziennikarzy, odsyłając ich do rzecznika prasowego. W końcu jednak zgodzili się odpowiedzieć na pytania w akompaniamencie krzyków protestujących. Jak przekonywali, po drugiej stronie nie mają partnerów do rozmowy, władze uczelni nie wiedzą, kto dokładnie bierze udział w okupacji, a protestujący złamali ustalone jeszcze w niedzielę zasady negocjacji.

Miejsc więcej niż chętnych?

„W budynku miało znajdować się tyle samo osób, co w trakcie jego zajęcia w piątek. Państwo jednak cały czas zachęcali w mediach społecznościowych do dołączania do nich” – mówiła Harpula. Kanclerz uczelni zarzuciła okupującym brak chęci do konstruktywnej dyskusji. – „Część żądań jest niemożliwa do zrealizowania na gruncie prawa. Chcieliśmy je uszczegółowić. Zgodziliśmy się, że pomimo jawnego złamania prawa i ciążącej na państwu odpowiedzialności prawnej za bezprawne wtargnięcie do budynku uczelni nie będziemy ponownie wzywać służb. Okupujący zgodzili się za to, by do budynku do poniedziałku nie były wpuszczane żadne osoby, które pierwotnie się w nim nie znalazły jako okupujące” – wyjaśniała kanclerz UJ. Według protestujących był to warunek nie do spełnienia. Do budynku wchodzili w tym czasie między innymi rodzice studentów, którzy dowozili im jedzenie.

Harpula odniosła się też do podawanej przez protestujących liczby 500 osób, którym uczelnia odmówiła miejsca w akademiku. Rzeczywiście, takie były wyniki rekrutacji, ale uczelnia ma w tej chwili 30 wolnych miejsc w swoich obiektach – zauważała przedstawicielka rektoratu.

„Mamy więcej miejsc, niż chętnych studentów” – przekonywała Harpula.

Sposób na kryzys? Zawieszenie rozmów

„30 miejsc? Co to względem potrzeb?” – pytał retorycznie w rozmowie z dziennikarzami Michał, jeden z protestujących. „Zawsze jakieś miejsca będą wolne, na przykład dlatego, że ktoś w ciągu roku znajdzie sobie miejsce poza akademikiem. Fakty są takie, że 500 osobom odmówiono miejsca”.

Kanclerz Harpula wreszcie skonfrotnowała się z protestującymi, znów zarzucając okupującym złamanie ustalonych reguł negocjacji. „W przeciwieństwie do państwa odsłuchiwałam dokładnie protokół spotkania, na którym uzgodniliśmy zasady, łącznie z każdym zająknięciem. Wyraźnie potwierdziliście państwo, że będą obecne osoby, które w Kamionce już są, plus wykładowcy prowadzący tutaj zajęcia. Nie można państwa traktować poważnie, jeśli nie potraficie przestrzegać jednego postanowienia, które ustaliliśmy” – mówiła przedstawicielka UJ. „W takim razie przenosimy to na poziom ministerialny” – odpowiedzieli jej studenci. „Ministerstwo jest już poinformowane o sytuacji” – odparła Harpula.

studenci stojący w przejściu do akademika, w tle regulamin postępowania w budynku
Fot. Marcel Wandas

Władze uczelni zaraz po fiasku rozmów w Kamionce poinformowały, że nie będą kontynuować dialogu ze studentami, który zawieszają do czasu zaprzestania łamania przez nich prawa. Studenci jednak ani myślą się poddać i zapowiadają okupację do skutku.

Kamionka może potrzebować rozjemcy

W poniedziałek 20 maja wydawało się, że skonfliktowane strony pogodzić może jedynie zewnętrzny mediator. Po stronie studentów opowiedziała się krakowska posłanka Razem Daria Gosek-Popiołek i radna ugrupowania Aleksandra Owca. Władze miasta do tej pory nie zabrały głosu w sprawie. Milczą też urzędnicy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, których zapytaliśmy o komentarz. Wcześniej wiceszef tego resortu Maciej Gdula zapewniał, że rozumie problemy mieszkaniowe studentów, a władze państwowe będzie stawiać na budowę nowych akademików.

„Chcemy, by studenci jak najwięcej czasu spędzali na nauce, a nie na główkowaniu, jak związać koniec z końcem” – przekonywał Gdula w TOK FM. – „Studenci muszą mieć dostęp do taniego mieszkania. Dlatego niedługo ogłosimy nowy program budowy akademików. Szczególnie w dużych miastach jest problem z wynajmem” – mówił Gdula w marcu. Do końcówki maja nie znamy jednak szczegółów programu, który znajduje się na etapie „prekonsultacji”. W poniedziałek próbowaliśmy skontaktować się z wiceministrem. Niestety nie odbierał telefonu.

Jowita została. Kamionka doczeka się happy endu?

Krakowska sprawa może przypominać tę z Poznania. W grudniu 2023 grupa studentów i studentek okupowała budynek należący do Uniwersytetu Adama Mickiewicza, żądając odstąpienia od jego sprzedaży. Za trwającym 10 dni protestem, podobnie jak w Krakowie, stała Inicjatywa Pracownicza. W połowie grudnia do Poznania przyjechał minister nauki Dariusz Wieczorek, który zapewnił, że obiekt nie zostanie sprzedany. Mimo to na wiosnę protestujący znów drżą o los Jowity. Kanclerz UAM Marcin Wysocki przyznał, że najrozsądniejszą opcją może okazać się zburzenie modernistycznego budynku i postawienie na jego miejsce nowej bryły. Mogłoby to być tańsze niż ratowanie mającego swoje lata budynku. Dlatego organizatorzy poprzedniej okupacji zastanawiają się nad kolejnym wejściem do akademika przy ul. Zwierzynieckiej.

Przeczytaj także:

W lutym z listem otwartym do władz uczelni wystąpili pracownicy naukowi Uniwersytetu Warszawskiego. Zareagowali w ten sposób na publikację dwójki studentek UW w „Krytyce Politycznej”. Zwróciły one uwagę na trudności z otrzymaniem stypendium socjalnego czy prawa do akademika. Powodem są wyśrubowane kryteria finansowe. W przypadku stypendium socjalnego 1294 złote na osobę. Według autorek to kwota, „za którą w obecnych warunkach prawie niemożliwe jest nawet wynajęcie pokoju, a łącząc studia z pracą za płacę minimalną, próg się już mocno przekracza”.

studenci w pomieszczeniu DS Kamionka
Fot. Marcel Wandas

„W pełni popieramy studencki postulat szybkiej modernizacji i rozbudowy bazy akademików, by osoby studiujące uzyskały dostęp do zakwaterowania po cenie niższej niż wynajem pokoju na wolnym rynku. Za bardzo ważny uważamy również postulat zapewnienia przez Uniwersytet Warszawski studentom i studentkom zdrowego wyżywienia w przystępnej cenie” – piszą wykładowcy o wykładowczynie UW.

Według ustalonych przez UJ zasad największe szanse na miejsce w akademiku mają osoby, których dochód w rodzinie nie przekracza 1200 złotych na osobę. Z kolei według danych portali ogłoszeniowych średnia miesięczna stawka za wynajem pokoju w Krakowie przekracza 1100 złotych.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze