0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Jakub Włodek / Agencja Wyborcza.plfot. Jakub Włodek / ...

Kandydatem na prezydenta Prawa i Sprawiedliwości został w niedzielę 24 listopada oficjalnie prezes Instytutu Pamięci Narodowej, Karol Nawrocki. Prezes PiS Jarosław Kaczyński postanowił na starcie prezydenckiej kampanii schować partyjny szyld i partyjną tożsamość i ogłosić, że wcale nie chce „wojny polsko-polskiej”. Nawrocki został zaś przedstawiony jako kandydat „bezpartyjny” i „obywatelski”, dążący do „pokoju między Polakami”. Zarazem to jednak kandydat, który domaga się wprost „wielkiej Polski”, tej rodem z hasła „Czołem wielkiej Polsce”.

Widać w tym przemyślaną strategię walki o zwycięstwo w II turze wyborów prezydenckich, do czego PiS potrzebuje rzecz jasna sporej puli głosów spoza elektoratu tej partii. Karol Nawrocki ze swym postulatem „wielkiej Polski” jako szef IPN, bokser amator i miłośnik Narodowych Sił Zbrojnych i żołnierzy wyklętych

będzie w drugiej turze dość naturalnym wyborem dla części wyborców Konfederacji i innych nurtów nie-PiSowskiej prawicy.

Opowieść o bezpartyjności, narodowej zgodzie i końcu „wojny polsko-polskiej” wydaje się natomiast skierowana wprost do części wyborców Trzeciej Drogi (zarówno PSL, jak i Polski 2050) oraz do elektoratu o niejednorodnych preferencjach politycznych.

Jako PiS i nie-PiS

Konwencję zorganizowano w zabytkowej hali Sokoła w Krakowie, w której PiS organizował niemal co roku partyjne imprezy z okazji Święta Niepodległości. To właśnie tam 11 listopada 2014 roku została po raz pierwszy przedstawiona kandydatura Andrzeja Dudy, były to więc miejsce i czas jednoznacznie kojarzone z inauguracją kampanii prezydenckiej PiS.

A jednak „Konwencja Obywatelska – Polska Przyszłość”, choć zorganizowana przez PiS, została przedstawiona widzom jako impreza „ponadpartyjna” i „obywatelska”. Na sali Sokoła nie było logotypu PiS ani partyjnych barw – były za to osoby w ludowych strojach góralskich. W roli wodzireja wystąpił natomiast Lucjusz Nadbereżny, prezydent Stalowej Woli, czyli kiedyś teczkowy podkarpackich posłów PiS, ale dziś samorządowiec, co Polakom kojarzy się z polityczną niezależnością i bezpartyjnością. Na tym nie koniec, bo Karola Nawrockiego jako kandydata na prezydenta przedstawił, używając zresztą słowa „proponuję”, ani nie Jarosław Kaczyński, ani nie żaden z działaczy PiS, lecz historyk i sowietolog, profesor Andrzej Nowak będący jedną z najważniejszych postaci tzw. zaplecza intelektualnego polskiej prawicy.

Obecność Nowaka na konwencji stanowi dodatkowy smaczek, zważywszy, że to właśnie on po przegranych przez PiS wyborach 2023 roku domagał się ustąpienia Jarosława Kaczyńskiego i wskazania jego następcy w roli prezesa partii. W tej roli profesorowi Nowakowi podobał się szczególnie Patryk Jaki z Suwerennej Polski. Kilka miesięcy później profesor jednak wrócił do szeregu – i wziął na siebie rolę kampanijnego konferansjera.

Kaczyński o złej wojnie „polsko-polskiej”

Jarosław Kaczyński wystąpił dopiero po Nowaku. Na początku uhonorował trzech polityków, którzy zajęli wysokie pozycje podczas trwającego długie miesiące castingu na prezydenckiego kandydata PiS. Jako pierwszy wymieniony został Przemysław Czarnek, jako drugi Tobiasz Bocheński – a trzecie miejsce na tej partyjnej liście chwały otrzymał Mariusz Błaszczak. Co niewątpliwie znaczące, Kaczyński nie wymienił natomiast Mateusza Morawieckiego ani Patryka Jakiego.

Chwilę później Kaczyński wyjaśnił dość precyzyjnie, dlaczego kandydatem PiS nie został nikt z partii.

„Badania założycielskie, które przeprowadziliśmy kilka miesięcy temu, wykazały, że Polacy nie chcą wojny polsko-polskiej. Potrzebny jest człowiek wiarygodny, niezależny od formacji politycznej, który będzie miał wolę i możliwość tę wojnę zakończyć.” -mówił Kaczyński, ogłaszając swe poparcie dla Nawrockiego.

„Ten pokój jest potrzebny do polskiego rozwoju. Polska wykazała w ciągu tych ośmiu lat naszych rządów, że jest w stanie się szybko rozwijać. Musimy iść do przodu, a dzisiaj ten marsz został powstrzymany. Ten marsz jest w gruncie rzeczy stagnacją, a nawet cofaniem się” – mówił prezes PiS.

PiS pisane na nowo

Nawrocki został ostatecznie zaanonsowany przez swego syna – Daniela – który również wystąpił na konwencji. Kandydat powtórzył słowa Jarosława Kaczyńskiego o potrzebie zakończenia „wojny polsko-polskiej” – podobnie też jak Kaczyński przedstawiał ową wojnę polsko-polską jako toczącą się całkowicie bez udziału Prawa i Sprawiedliwości. Ale przedstawiał też swą wizję „wielkiej Polski” – która zapewne stanie się drugim ze sloganów jego kampanii. Mówił więc o konieczności budowy silnej armii, domagał się ograniczenia imigracji, opowiadał o „klimatycznym szaleństwie” i wzywał do budowy wielkich inwestycji infrastrukturalnych z CPK na czele.

Przedstawiał zatem polityczną agendę będącą jakąś wypadkową programów PiS i Suwerennej Polski.

Fakt, że przy tym twardoprawicowym kośćcu poglądów Nawrockiego PiS zdecydowało się na promowanie go jako kandydata „obywatelskiego” wydaje się wiele mówić zarówno o kondycji partii u progu kampanii prezydenckiej, jak i o obranej na tę kampanię strategii.

Operacja z „kandydatem niezależnym” i rzeczywiście wybranym spoza grona działaczy PiS ma pozwolić partii Kaczyńskiego na prowadzenie kampanii przynajmniej bez części bardzo ciężkiego bagażu ciągnącego się za nią po 8 latach rządów Zjednoczonej Prawicy. Nawrocki nawet jako prezes IPN może całkiem śmiało występować jako kandydat niedotknięty obciążeniami właściwymi dla kleptokratycznego kręgu głównych rozgrywających epoki rządów PiS. Jednocześnie zaś – o czym pisały już w OKO.press Agata Szczęśniak i Dominika Sitnicka – będąc dla zdecydowanej większości wyborców zupełną lub niemal zupełną białą kartą, Nawrocki może pisać swą historię od zera, pisząc przy okazji od nowa historię PiS.

Przeczytaj także:

„Wielka Polska” dla każdego

Rozsiewane w ostatnich tygodniach przez niektórych polityków prawicy i powtarzane przez media plotki, jakoby manewr z „obywatelskim” Nawrockim miał dotyczyć tylko pierwszej fazy kampanii, później zaś kandydat „obywatelski” miałby zostać zastąpiony przez pełnoprawnego polityka PiS – na przykład Mateusza Morawieckiego – można włożyć między bajki. Po decyzjach PKW skutkujących utratą poważnej części subwencji PiS znajduje się w trudnej sytuacji finansowej. Promocja mającego obecnie niską jak na kandydata na prezydenta rozpoznawalność Nawrockiego będzie zaś operacją wymagającą bardzo poważnych nakładów. Ponoszenie ich tylko po to, by potem z niezrozumiałych względów kandydata wymienić, tracąc i pieniądze, i bezcenny czas, byłoby ekstrawagancją, na którą nie zdecydowałaby się również partia z doskonale wypełnioną kiesą.

Wystawienie Nawrockiego jako „kandydata obywatelskiego” nie wydaje się też sposobem Kaczyńskiego i PiS na ewentualne błyskawiczne zdystansowanie się od prezesa IPN w wypadku jego wyborczej klęski. W konwencji inauguracyjnej wzięli udział „wszyscy święci” z PiS. Nawrockiemu gratulowali i ściskali ręce oprócz prezesa PiS również Morawiecki, Szydło, Czarnek, Bocheński czy Błaszczak.

Prawo i Sprawiedliwość podpisało się pod kandydaturą Nawrockiego oburącz i zamaszyście.

Nawrocki nie jest zaś kandydatem „tymczasowym” ani „na przeczekanie”. Wystawiając go, PiS liczy na poważnie na zwycięstwo w drugiej turze wyborów, budując strategię kampanii w oparciu o „badania założycielskie” wspomniane w wystąpieniu Kaczyńskiego.

Opowieść o końcu „wojny polsko-polskiej” ma ewidentnie stać się obok „wielkiej Polski” leitmotivem kampanii Nawrockiego. Frazę tę powtarzali z lubością kilkakrotnie i kandydat, i prezes PiS. Bo Nawrocki ma stać się kandydatem twardej, narodowo-katolickiej prawicy, zdolnym do zakładania przebrania kandydata środka. Jeśli w tym ostatnim będzie mu zaś naprawdę do twarzy, druga tura wyborów może okazać się walką na śmierć i życie dla zwycięskiego kandydata po stronie Koalicji 15 października.

;
Na zdjęciu Witold Głowacki
Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze