Niemieckie laboratorium bada glony, które mogły zanieczyścić Odrę. Do przetrwania wymagają one obecności soli w słodkowodnej rzece - na przykład ze zrzutów z kopalni lub zakładów hutniczych. Czy katastrofa ekologiczna mogła być więc spowodowana działalnością państwowych spółek?
Katastrofa ekologiczna na Odrze trwa kolejny dzień, a my po raz kolejny jesteśmy zmuszeni przyznać, że niczego nie wiemy na pewno. Polskie i niemieckie laboratoria wciąż badają próbki. Te pierwsze dzielą się szczątkowymi wynikami. Te drugie podają więcej szczegółów i próbują zinterpretować wyniki swoich testów.
Co widać w badaniach przeprowadzonych przez naszych zachodnich sąsiadów? Hipotezy przedstawione przez Instytut Ekologii Słodkowodnej i Rybołówstwa Śródlądowego im. Leibniza (IGB) wskazują na wysokie zasolenie wody, które sprzyjało rozwoju fitoplanktonów. To mikroskopijne organizmy wodne, takie jak sinice czy glony. Najnowszym podejrzanym wskazanym w badaniach IGB jest Prymnesium parvum, silnie toksyczny glon nazywany "złotą algą". Zazwyczaj zakwita on na morzu, a jego obecność w słodkich, rzecznych wodach musi wiązać się z działalnością człowieka - zastrzegają uczeni z IGB.
"Ten rodzaj glonów powinien występować tylko w wodach słonawych i wymaga wyższych poziomów soli, niewystępujących naturalnie na odcinku Odry, którego dotknęła katastrofa ekologiczna. Jednak aparatura pomiarowa Państwowego Urzędu Ochrony Środowiska we Frankfurcie nad Odrą od około dwóch tygodni wykazuje zwiększone ładunki soli nienaturalnej, która musi mieć swój początek w górnym biegu rzeki. Masowy wzrost glonów spowodował również znaczne zwiększenie odczytów tlenu, pH i chlorofilu" - wyjaśnia naukowiec z IGB, dr. Jan Köhler, specjalizujący się w badaniu glonów.
"W górnej części Odry i jej dopływów występuje wiele stopni wodnych, w których wymiana wody jest znikoma, zwłaszcza w obecnych warunkach niskiego stanu wody. Jeśli silnie zasolona, ciepła i bogata w składniki odżywcze woda stała tam dłużej z powodu zrzutów przemysłowych, mogła stać się bioreaktorem do hodowli słonawych glonów wodnych" – kontynuuje specjalista. IGB zastrzega, że musi jeszcze potwierdzić swoje wyniki.
Do takiej hipotezy przychylił się też w końcu polski ekohydrolog Sebastian Szklarek — choć wcześniej w rozmowie z nami przypuszczał, że wystąpienie fitoplanktonów jest mniej prawdopodobną opcją.
Umożliwiająca namnożenie się glonów sól nie wzięła się w rzece sama z siebie. Podejrzenia w tej sprawie padają między innymi na spółki skarbu państwa. Zrzuty zasolonej wody prowadzą kopalnie węgla kamiennego Polskiej Grupy Górniczej i miedziowy potentat KGHM. W czwartek (18 sierpnia) na celowniku znalazła się ta druga firma.
"Ogromne ilości słonej wody z flotacji rud i kopalni trafiły między 29 lipca a 10 sierpnia do Odry w Głogowie ze zbiornika Żelazny Most Zakładu Hydrotechnicznego KGHM SA. 10 sierpnia Zakład Hydrotechniczny prewencyjnie wstrzymał zrzut słonej wody do Odry! KGHM miał decyzję wodnoprawną, ale nikt z Wody Polskie nie poprosił o czasowe wstrzymanie zrzutu! Nikt nie zadzwonił i nie zarządził kryzysem! Czy zrzut słonej wody mógł mieć dodatkowy wpływ na katastrofę w Odrze? Tego nie wiemy. Będziemy to dalej wyjaśniać" - przekazał w mediach społecznościowych Piotr Borys, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Hipotezę tę podchwyciło wiele mediów. Wysłaliśmy prośbę o ustosunkowanie się do słów Borysa do biura prasowego lubińskiej spółki. Do momentu publikacji artykułu nie dostaliśmy odpowiedzi.
[edit: KGHM przysłał odpowiedź 19 sierpnia]
Jednocześnie Ministra Klimatu Anna Moskwa obiecuje zarezerwowanie 250 mln złotych na powstanie stałego monitoringu rzek w Polsce. Mógłby on działać podobnie, jak sieć informowania o zanieczyszczeniu powietrza, na bieżąco podając dane o podstawowych parametrach wody, takich jak jej pH czy wartość stężenia tlenu.
Na Odrze takie punkty pomiarowe działają w Czechach — w Bohuminie oraz w Niemczech — we Frankfurcie nad Odrą. Postawienie na stały monitoring rzeki to dobry pomysł, ale liczyć się będzie jego wykonanie — przekonuje nas dr Alicja Pawelec, hydrobiolożka z Fundacji WWF. Aktywistka i naukowczyni skomentowała też najnowsze hipotezy mówiące o tym, dlaczego na Odrze wystąpiła katastrofa ekologiczna o tej skali.
Niemieckie wyniki wskazują na groźny rodzaj fitoplanktonu i zasolenie, które pozwoliło rozwinąć się takim organizmom w Odrze. Czy w tej chwili to rzeczywiście najbardziej prawdopodobna hipoteza?
Wydaje się, że tak - Niemcy stwierdzili obecność tego glona w Odrze, ale są jeszcze w trakcie badań genetycznych, by na sto procent stwierdzić jego obecność. To inwazyjny glon występujący w Morzu Bałtyckim. W rzekach potrzebuje wysokiego zasolenia, które naturalnie w nich nie występuje. Glon, o którym wspominają Niemcy, lubi zasolenie i wysokie temperatury. Dokładnie takie warunki mieliśmy w Odrze. Pytanie, skąd słona woda w tej rzece.
No właśnie, skąd ona się wzięła? Są informacje o zrzutach zasolonej wody z zakładów KGHM, jest hipoteza o zwiększonych zrzutach z kopalni węgla. To jak najbardziej prawdopodobne. Dopływ słonej wody do Odry mamy z wód pokopalnianych na bieżąco spuszczanych do Odry. Możliwe, że w związku z kryzysem energetycznym nakazano kopalniom zwiększyć wydobycie, a przy tym do rzek trafiło więcej pokopalnianych wód. To oznaczy zwiększony ładunek zasolenia. Dołóżmy do tego niski stan wód i to, że solanki pokopalniane rozchodzą się w mniejszej ich ilości. Ostatni element tej układanki to wysoka temperatura - i w ten sposób otrzymujemy środowisko przyjazne rozwojowi glonów.
Hipoteza o rtęci chyba się nie sprawdziła? W pewnym momencie była wiodąca, nawet państwo ostrzegaliście o tym, że mogła znaleźć się w Odrze.
Strona polska wykluczyła obecność rtęci, strona niemiecka też — w wynikach były widoczne znikome jej ilości, ale one mogły wziąć się z osadów dennych. Rtęć się w niej znajduje, ponieważ na dnie Odry kumuluje się wszystko to, co do niej trafiło przez stulecia. Wykluczenie rtęci jest bardzo dobrą wiadomością. To znaczy, że woda nie zagraża bezpośrednio ludziom. Glon wskazany przez Niemców nie ma takiego bezpośredniego wpływu, ale jednak trzeba powstrzymać się od kąpieli, połowów i korzystania z tych wód. Póki nie wiemy, co płynie Odrą, powinniśmy stosować zasadę przezorności.
Jak by pani skomentowała słowa polityków, którzy wskazują na przykład na przypadki wielu martwych ryb w Czechach czy w Berlinie? Można powiedzieć, że cóż, takie przypadki się zdarzają?
Absolutnie nie. To nas nie usprawiedliwia. Wody słone w rzekach po prostu naturalnie nie występują. Gdyby do tej rzeki nie było wyrzutu słonych wód, gdyby nie była uregulowana, nie było na niej zbiorników zaporowych, to ten glon by się nie rozwinął. Nie miałby do tego warunków.
Wspomniała pani o zbiornikach zaporowych, które są częścią regulacji rzeki. Rząd wydaje się nadal stawiać na ingerencję w Odrę, również na próby jej użeglownienia. Niedawno, bo w lipcu, potwierdzał to zresztą premier Mateusz Morawiecki. Co oznaczałoby to dla Odry w przypadku kolejnej takiej katastrofy? Byłoby dużo gorzej? Tak, katastrofa ekologiczna byłaby jeszcze bardziej dotkliwa. Do tego kryzysu doszłyby jeszcze sinice, które są bardzo groźne dla człowieka. Mogą powodować całkowity paraliż ciała i prowadzić do uduszenia. Zbiorniki zaporowe są najlepszym możliwym miejscem dla rozwoju sinic. To zbiornik płytki, nie ma naturalnego prądu rzeki, grupy sinic trzymają się razem, dobrze się mnożą.
W takich zbiornikach występują bardzo wysokie temperatury i duża powierzchnia dostępu do światła. Otrzymujemy w ten sposób najlepszą możliwą hodowlę sinic. Bardzo możliwe, że glon, o którym teraz mówimy, rozmnożył się na zbiorniku Racibórz, a później razem z wyprodukowanymi przez siebie toksynami popłynął dalej, po spuszczeniu wody z tego akwenu. Dalsze plany spiętrzania wody, regulowania rzeki oznaczają, że skazujemy się na kolejne katastrofy.
Ministra Anna Moskwa planuje uruchomić stały monitoring rzek za 250 mln złotych. To dobry, możliwy do wykonania ruch?
Powinna powstać taka sieć. Pytanie jednak, jak będzie zrobiona. Jeśli to będą trzy punkty pomiarowe tylko na Odrze, albo dwa na Odrze, jeden na Wiśle, to nie będzie to miało sensu. Powinniśmy mieć regularnie wyznaczone punkty pomiarowe — na przykład co pięć, dziesięć kilometrów na Odrze i Wiśle oraz ich dopływach. One powinni działać 24 godziny na dobę. Ale nawet najlepsze punkty pomiarowe nie zastąpią całego systemu monitoringu rzek, łącznie z obsługą takich punktów.
Potrzebujemy reformy WIOŚ-ów?
Informacje z takiego punktu w końcu trafią pewnie do Wojewódzkich Inspektoratów Ochrony Środowiska - a to skrajnie niedofinansowane instytucje z brakami kadrowymi. Bywa, że w niedziele czy święta na całe województwo działa zaledwie jeden inspektor. Sama informacja nie wystarczy, trzeba stworzyć dobrze działającą agencję rządową, która stale będzie je przyjmowała i na nie reagowała. Można się wzorować na przykład na Stanach Zjednoczonych, gdzie działa Fish and Wildlife Service. To inspektorzy terenowi, którzy mają uprawnienia podobne do policji, dzięki czemu mogą prowadzić własne dochodzenia i ścigać przestępców. Dowiemy się kiedyś ponad wszelką wątpliwość, kto zawinił? Czy być może to, że cień podejrzeń pada na spółki skarbu państwa nas od takiego rozwiązania oddala?
W środę brałam udział w komisji sejmowej dotyczącej Odry. Ona trwała 6 godzin, przynajmniej przez trzy pierwsze padały pytania. Nie dostaliśmy praktycznie żadnych odpowiedzi. Obawiam się więc, że nie zbliżamy się do wykrycia sprawcy. Wręcz się od tego oddalamy. Strona rządowa, mimo upływu dni, nie podejmuje żadnych działań, by ująć sprawcę. Jeśli zamieszana byłaby w to spółka skarbu państwa, to takie rozstrzygnięcie wydaje mi się jeszcze mniej prawdopodobne.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze