Odra umiera, wyników badań próbek wciąż nie ma. Dlaczego? "Albo te badania pokazały coś, czego część osób nie chce pokazać, albo próbki były pobrane za późno (...) co też nie jest korzystne do pokazania" - mówi nam hydrolog, dr Sebastian Szklarek. Co zatem wiadomo już na pewno?
Kolejny dzień kryzysu ekologicznego na drugiej z najdłuższych polskich rzek nie przynosi odpowiedzi na najważniejsze pytania. Badania nadal trwają, a Odra wciąż jest w fatalnym stanie. Tak nie powinno być - twierdzi ekohydrolog, dr Sebastian Szklarek*. Jego zdaniem wiele danych moglibyśmy uzyskać już teraz. Nikt ich jednak nie podaje, przez co jesteśmy w informacyjnej próżni. Dlatego trudno dokładnie powiedzieć, jak bardzo ucierpiała rzeka — mówi w rozmowie z OKO.press Szklarek.
Co dzieje się w tej chwili wokół Odry? Czy po weekendzie ma pan nowe spostrzeżenia? Kilka dni temu w mediach społecznościowych mówił pan o możliwym zakwicie sinic na kanale gliwickim, który zanieczyścił toksynami Odrę.
Po rozmowach z dr Justyną Kobos z Wydziału Oceanografii i Geografii Uniwersytetu Gdańskiego sądzę, że należałoby to wykluczyć. Ona zajmuje się zawodowo zanieczyszczeniami sinicowymi. W rozmowie uznaliśmy, że wysoki i długotrwały zakwit sinic w słodkich wodach jest mało prawdopodobny — choć zasolenie tej wody, przez niedalekie sąsiedztwo kopalni, jest nieco podwyższone. Dlatego właśnie jestem zdania, że można ten czynnik wykluczyć.
Choć w sytuacji, kiedy zwyczajnie nic nie wiemy, ciężko cokolwiek wykluczać lub potwierdzać.
Ewidentnym problemem jest zwiększona przewodność (wskaźnik całkowitej ilości rozpuszczonych minerałów zawartych w wodzie- przyp.aut.), która świadczy o zasoleniu. Nie wiemy, czy to zwykła sól, a więc chlorek sodu, czy może bardziej złożona sól powstająca w wyniku rozkładu innych substancji. Ciężko wyrokować.
Ale przecież mamy już kontrole inspektorów ochrony środowiska, martwe ryby pojechały do laboratorium w Puławach.
WIOŚ opublikował wyniki zaledwie dwóch próbek, w dodatku z obszaru poniżej Frankfurtu nad Odrą. Są więc pomiary, ale niewiele nam dają - jedynie wykluczają rtęć na tym konkretnym odcinku. Nic więcej nie wiemy. Pytanie dlaczego, skoro podczas konferencji prasowej w niedzielę rząd informował o pobraniu ponad 150 próbek wody (w momencie publikacji wywiadu rząd informował już o pobraniu 300 próbek - przyp.aut.). Gdzie są z nich wyniki?
No chyba że badanie ich musi trochę potrwać.
W dużej mierze to nie są skomplikowane badania. Przewodnictwo sprawdza na bieżąco stacja we Frankfurcie nad Odrą. Nawet bez stacji online, przewodnictwo, temperatura, poziom tlenu, pH mogą być mierzone przez inspektorów sondą w terenie z natychmiastowymi wynikami. Podstawowa analiza próbek pod kątem jonów rozpuszczonych to maksymalnie doba.
Czyli skoro tylko do niedzieli pobrano 150 próbek, to jakieś wyniki powinniśmy już dostać.
Zastanawiam się, czemu nie ma publikacji wyniku. W czasie pierwszej awarii przesyłu ścieków do Czajki można było śledzić parametry mierzone przez GIOŚ codziennie na stronie internetowej. Podejrzewam kilka scenariuszy: albo te badania pokazały coś, czego część osób nie chce pokazać, albo próbki były pobrane za późno – nie w tym miejscu i czasie co potrzeba, żeby zidentyfikować źródło, co też nie jest korzystne do pokazania. To pokazuje ułomności reagowania na nagłe zdarzenia i zanieczyszczenia wód.
Szkodliwych substancji w badanej wodzie już nie było, spłynęły dalej?
W weekend było za późno, wtedy zanieczyszczenie dotarło zapewne prawie do Niemiec, a próbki były pobierane niżej. W tych dwóch wynikach mamy podwyższony chlor i sód, ale to nie są specjalnie wysokie przekroczenia w porównaniu z innymi okresami. Warto pamiętać też, że były to stanowiska poniżej Warty i Nysy Kłodzkiej. Te dwie rzeki zasiliły Odrę wodą, dzięki czemu szkodliwe substancje mogły się bardziej w niej rozcieńczyć.
Czyli to możliwe, że nigdy niczego się już nie dowiemy?
Trochę się tego obawiam. Jest raport Najwyższej Izby Kontroli o funkcjonowaniu WIOS-iów z 2018 roku. On wyraźnie wskazuje, że to instytucja niedofinansowana, z brakami kadrowymi, która nie realizuje podstawowego monitoringu, nie mówiąc o monitoringu interwencyjnym. Mogli więc zareagować za późno, w końcu jest jeszcze sezon urlopowy. Bywa, że WIOŚ nie ma wystarczającej kadry, by przeprowadzić kontrole po zgłoszeniu problemu. Plany monitoringowe są wieloletnie, a WIOS-ie muszą co roku występować o dofinansowanie od wojewody. To zaburza harmonogram kontroli, nie pozwala długofalowo inwestować w sprzęt, w ludzi.
Taka praca od przelewu do przelewu.
Monitoring wód jest realizowany w cyklu sześcioletnim. Na taki okres powinny być zapewnione środki, i powinny wystarczyć na monitoring wszystkich koniecznych do sprawdzania parametrów. Teraz wygląda to źle. Sprawdziłem badania Odry dla okresu od 2014 do 2019 roku. Dla zasolenia wyników w tym czasie nie ma w pełnym zakresie wzdłuż całej Odry. Inne parametry są badane rzadko, bez jasnego harmonogramu. Bywają tam wyniki z 2017, inne z 2019 roku. To nie jest pełna i stała informacja o zanieczyszczeniach.
A jak można zadziałać u źródła, jeśli ktoś do rzeki wylewa więcej zanieczyszczeń, niż przewiduje to pozwolenie wodnoprawne?
To problem bardzo często zauważany przez wędkarzy. Oni są najczęściej w terenie, dbają o stan wód. Wielokrotnie słyszałem o tym, że ścieki są zrzucane weekendami albo przy większym deszczu - bo wtedy rozcieńczą się w większej ilości wody. Z wodą jest problem. To nie jest jak w lesie, gdzie widzimy gołym okiem wyrzucone tam odpady, przy większym szczęściu możemy złapać za rękę osobę, która się ich pozbyła. Obecność szkodliwych substancji w wodzie można stwierdzić dopiero, kiedy zaczynają ginąć ryby.
Zainteresowanie stanem rzek chyba nigdy nie było tak duże.
Takich sytuacji jest więcej, widać, że media chcą opisać każdy takim przypadek. Z jednej strony to dobrze - to zainteresowanie pokaże skalę problemów i uczuli społeczeństwo, że trzeba reagować na takie sytuacje, ludzie będą wiedzieć więcej o jakości wody i problemie przyduchy. Ale to nie naprawi części problemów. Brakuje ciągłego monitoringu wylotów, przez które do rzek dostają się ścieki. One są sprawdzane wyrywkowo - od dwóch do 24 razy w roku, w wyjątkowych sytuacjach częściej. To niewiele w skali 365 dni w roku.
A czy da się powiedzieć, ile będzie trwała odbudowa rzeki? Chyba trzeba poczekać na wyniki badań i ustalenie substancji.
Bez tego nic nie wiemy. Przeciwdziałać nie ma już co - bo niedługo fala dojdzie do Bałtyku, będzie po temacie. Kiedy dowiemy się, co zanieczyściło Odrę, będzie można zastanawiać się nad długofalowymi skutkami tego kryzysu. Jeśli to chwilowe, punktowe zanieczyszczenie, to nie zdegraduje środowiska na dłuższy czas. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będę mógł powiedzieć coś więcej, ale potrzebuje do tego wyników ze zbadanych próbek. Teraz informacje są szczątkowe - na przykład w wyników badań ryb w laboratorium w Puławach. Miałem nadzieję, że badania dadzą nam jakieś odpowiedzi, a jedyną było wykluczenie rtęci i metali ciężkich, którymi Odra nie jest zanieczyszczona.
Pomyślałem, że moglibyśmy wpleść w ten wywiad jakiś optymistyczny akcent - może jakieś pozytywne spojrzenie w przyszłość. Ale chyba się nie da.
Da się. Dobrze, że zdarzyło się to na rzece granicznej. Jest zainteresowanie międzynarodowe. Trudniej jest pomijać niektóre fakty.
*dr Sebastian Szklarek: Ekohydrolog, pracownik Polskiej Akademii Nauk, zajmuje się głównie jakością wód. Założyciel popularnonaukowego bloga Świat Wody.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze