0:00
0:00

0:00

Naruszenie europejskiej etykiety, jakim było odwołanie w przeddzień spotkania prezydiów Sejmu i Bundestagu obudziło spekulacje. Wicemarszałkini Małgorzata Kidawa-Błońska (PO) tłumaczy, że dla trojga marszałków z PiS zlekceważenie partnera niemieckiego było oczywistym wyborem, gdy w ich partii działy się rzeczy ważne. Chcieli mieć na nie oko.

OKO.press: Spotkanie na zamku Hambach prezydiów Sejmu i Bundestagu 20 czerwca 2018 zostało odwołane, bo - jak to ujął Andrzej Grzegrzółka, dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu - "reprezentacja nie przekroczyłaby połowy składu całego prezydium". W prezydium jest was szóstka.

Małgorzata Kidawa-Błońska: "Tak, ale wicemarszałek Barbara Dolniak (Nowoczesna) i Stanisław Tyszka (Kukiz'15) już wcześniej zapowiedzieli, że nie pojadą. Miała jechać czwórka: Marek Kuchciński, Ryszard Terlecki, Beata Mazurek i ja. O odwołaniu wyjazdu dowiedziałam się 19 czerwca, dzwonili z Sejmu po 16.00.

Ryszard Terlecki miał lecieć już 19 czerwca samolotem rejsowym, ale odwołał lot. Wycofała się także Beata Mazurek. Jak przyznał później wicemarszałek Terlecki, powodem było nieformalne spotkanie partyjne. Dziwnym zbiegiem okoliczności, mogę to potwierdzić, bo wracałam do domu przez Plac Zawiszy, obok Nowogrodzkiej [gdzie mieści się siedziba PiS - red.]. Policja zatrzymała moje auto informując, że "będzie jechała bardzo ważna osoba".

Myślę, że marszałek nie chciał lecieć do Niemiec tylko ze mną. Poza tym

Kuchciński nie chciał wyjeżdżać w chwili, gdy coś ważnego dzieje się w partii, po wyjściu Jarosława Kaczyńskiego ze szpitala. Zwłaszcza gdy, jak na to wygląda, pozycja marszałka w PiS wyraźnie słabnie.

Pierwszy raz coś takiego zdarzyło się w Sejmie. Odwołują prestiżowe spotkanie, nie podają - nawet nam - żadnego poważnego powodu. Brak profesjonalizmu i ostentacyjne pokazanie, że liczą się tylko interesy partyjne.

Spotkanie w Hambach - symbolicznym miejscu, gdzie w 1832 roku po upadku powstania listopadowego Polacy i Niemcy wspólnie domagali się liberalnych reform, tolerancji religijnej i zjednoczenia Niemiec - było nasza rewizytą po rozmowach prezydiów obu parlamentów w Przemyślu w 2017 roku. Tamto spotkanie poświęcone było ochronie unijnych granic, tym razem mieliśmy zająć się wyzwaniem, jakim jest Brexit i oczywiście o współpracy obu parlamentów. Przy takich okazjach nigdy nie do eksponuje się konfliktów między władzą a opozycją... Natomiast w kuluarach rozmawiamy na różne tematy i szczerze odpowiadamy na pytania.

W prezydium Sejmu PiS ma dwoje wicemarszałków. Nie za dużo?

Tego nie regulują żadne przepisy. W poprzednich kadencjach utarł się zwyczaj, że każdy klub ma swego wicemarszałka. Teraz PSL nie ma przedstawiciela, za to PiS ma dwoje. Argumentują w swoim stylu, że w czasach koalicji PO-PSL było dwoje wicemarszałków z koalicji (po jednym z PO i PSL), to im się należy tyle samo... Tak naprawdę chodzi o to, by mieć większość i zachować kontrolę. PiS tak postępuje zawsze i wszędzie. W każdej komisji sejmowej, w każdej inicjatywie pilnują swojej przewagi, by ograniczać debatę, a w każdym razie kontrolować decyzje.

Jaka jest atmosfera obrad prezydium?

Marek Kuchciński mógłby być dobrym marszałkiem. Dwukrotnie był wicemarszałkiem, był szefem klubu, jest posłem nieprzerwanie od 2001 roku, potrafi prowadzić obrady, dobrze zna regulamin. Niestety, działa jak funkcjonariusz partii. Ale posiedzenia prezydium są spokojne, Kuchciński unika okazywania emocji. Kiedy opozycja proponuje np. przeprowadzenie jakiejś debaty, marszałek uważnie słucha i uprzejmie informuje, że chce poznać opinie prezydium i jeżeli będzie zgoda to oczywiście, on się zgadza. A zaraz potem jest protest PiS i głosują przeciw, cała trójka z PiS. Czasem dołącza do nich marszałek Tyszka. I głosami 3:3 (wtedy głos Kuchcińskiego liczy się podwójnie) lub 4:2 propozycja opozycji upada.

To prezydium jest kulturalne, ale wiele cynizmu jest w wypowiedziach. Czasem marszałek Terlecki powie coś w rodzaju "po co opozycji ta debata, nie szkoda czasu na takie ględzenie?".

Raz zareagował nerwowo - gdy po kolejnych ograniczeniach dla opozycji powiedziałam, że zbliżamy się do dyktatury.

Razem z Barbarą Dolniak staramy się być stanowcze, nazywać rzeczy po imieniu. Zachowujemy spokój, trudno żebyśmy okazywały nerwy, to by była oznaka słabości.

Ale takiego Sejmu, takiego prezydium nigdy nie było. Głos opozycji nie jest brany pod uwagę z założenia. Zawsze ci, którzy rządzą chcą postawić na swoim, ale do tej pory opozycja miała jednak jakiś wpływ. Teraz większość PiS nie stara się nawet zachować pozorów.

Raz zdarzyło się, że opozycja wygrała głosowanie. Kiedy Krystyna Pawłowicz odwołała się do prezydium od decyzji Komisji Etyki Poselskiej [komisja upomniała ją w grudniu 2017 za wypowiedź „zamknijcie mordy, tak jak prezes powiedział, zdradzieckie mordy”; zawiadomienie złożyła czytelniczka OKO.press - red.]. Za odrzuceniem odwołania wraz z nami zagłosował marszałek Kuchciński.

Przeczytaj także:

W tym Sejmie i tym prezydium. mam poczucie, że to co robię nie ma większych szans. Nie można w pełni przedstawić swego stanowiska, a nawet jak się uda, to nikt tego nie słucha.

Nie wyobrażałam sobie, że to może aż tak wyglądać.

Pozostaje nam ćwiczenie charakterów i praca na zewnątrz Sejmu, bezpośrednia rozmowa z ludźmi, tłumaczenie na czym polega zamach na parlamentaryzm. Zwłaszcza, że wiele Polek i Polaków korzysta z mediów publicznych. Trzeba konsekwentnie tłumaczyć, wyjaśniać, aby do społeczeństwa dotarła prawda.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze