0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. OLIVER BUNIC / AFPFot. OLIVER BUNIC / ...

29 stycznia 2023 roku. Rosjanin Ilija Zerow został pobity na blokowisku na Nowym Belgradzie, gdy próbował zamalować napis „Śmierć Ukrainie” na jednym z murali. Według wersji poszkodowanego i jego prawnika, wśród pięciu atakujących był Miša Vacić, znany działacz lokalnej skrajnej prawicy. Zerow zeznał, że to właśnie polityk okładał go pięściami po głowie.

„W pewnym momencie zbliżył się do mnie mężczyzna w czarnej masce z podobizną Władimira Putina i uderzył mnie w lewe ucho. Według obdukcji mam uszkodzony słuch. Mężczyzna żądał, abym przeprosił za uszkodzenie muralu” - tłumaczył mediom. Napastnicy domagali się też 500 euro w ramach rekompensaty za zniszczenie malowidła.

To kolejna odsłona wojny muralowej, od miesięcy toczącej się w Belgradzie. Rosyjska agresja na Ukrainę wyzwoliła wśród lokalnych nacjonalistów palącą potrzebę manifestacji solidarności z Moskwą w przestrzeni miejskiej. Przypominają o nienawiści do NATO, wielowiekowym braterstwie serbsko-rosyjskim i utraconym Kosowie. Przekaz wzmacniają hałaśliwymi demonstracjami poparcia dla Putina, o których głośno było również w naszym kraju.

Na zdjeciu u góry - prorosyjski mural w Belgradzie, listopad 2022 (napis po serbsku: „Grupa Wagnera - rosyjscy rycerze" Fot. Oliver Bunic / AFP

Nieoczekiwanie dla nich pojawiła się druga strona „debaty”. Grupy sprzeciwiających się agresji Serbów i ukraińskich uchodźców zamalowują graffiti lub tworzą swoje. Uczestniczą w tym też Rosjanie sprzeciwiający się polityce Władimira Putina. Oczywiście ich protesty również się zdarzają. Nawet jeśli mniej liczne i dużo spokojniejsze.

Która strona wygrywa? Ciężko powiedzieć. Przez ostatnich 12 miesięcy kwestii stosunku do toczącej się wojny, nie tylko w sferze ulicznych murali, jeszcze nie rozstrzygnięto w serbskim społeczeństwie. Okrakiem na barykadzie siedzi również prezydent Serbii Aleksandar Vučić. Z jednej strony Serbia głosuje za rezolucją ONZ, potępiającą inwazję na Ukrainę. Z drugiej, Belgrad nie dołącza do nałożonych sankcji, utrzymuje połączenia lotnicze i wymianę gospodarczą z Rosją, ryzykując zahamowanie procesu akcesyjnego do Unii Europejskiej.

Prezydent Vučić do perfekcji opanował sztukę dostosowywania narracji do tego, z kim aktualnie rozmawia.

Sztuka politycznego kamuflażu zresztą nie jest mu obca. Będąc związanym przez blisko dwie dekady ze środowiskiem nacjonalistycznym, zdołał w okolicach 2008 roku wypromować się jako umiarkowany, proeuropejski polityk, przynajmniej przez jakiś czas.

Mimo że Vučić bywa wygodny dla zachodnich rządów, pod jego przywództwem kraj stacza się w stronę autorytaryzmu modelu węgierskiego. Patrząc na jego zażyłe relacje z Viktorem Orbánem, ciężko stwierdzić, kto dla kogo jest inspiracją.

Upartyjnione państwo lub zaprzyjaźnieni z obozem władzy biznesmeni, względnie rosyjski kapitał, kontrolują większość mediów, kluczowe gałęzie gospodarki i sektor energetyczny.

Przeczytaj także:

Vučić kryje Vacicia

Miša Vacić, domniemany sprawca pobicia Zerowa, nie jest w Belgradzie postacią anonimową

Niski, pulchny 38-latek jest twórcą i liderem ugrupowania Serbska Prawica, do cna wręcz prorosyjskiego. Szokuje, śmieszy, oburza. Czasem na raz. Jak wtedy, gdy chwalił się, że jedzie na wizytę do „Stalingradu, czy też Volvogradu” - jak przekręca nazwę Wołgograd – na zaproszenie administracji Władimira Putina. Pojawił się tam przy okazji tzw. „referendów” w okupowanych obwodach Ukrainy jako „międzynarodowy obserwator”. Wręczając przy okazji lokalnemu aparatczykowi koszulkę z podobizną generała Ratko Mladicia, skazanego na dożywocie za zbrodnię ludobójstwa w Srebrenicy.

Na Twitterze chwalił się znajomościami z bułgarskimi rusofilami, entuzjastycznie śpiewając im piosenkę. Międzynarodowe kontakty nie ograniczają się zresztą do Bałkanów. W 2021 roku w Rzymie pozdrawiał uczestników zjazdu skrajnej prawicy salutem rzymskim. Uczestniczył w nim na zaproszenie Roberto Fiore, lidera partii Forza Nuova, skazanego niegdyś na 9 lat więzienia za działalność terrorystyczną. Tego samego, który w 2017 roku gościł na Marszu Niepodległości i z którym zażyłe relacje ma na koncie polski ONR.

W wielu krajach człowiek z tak pokaźnym bagażem występków znalazłby się pod czujnym okiem służb i wymiaru sprawiedliwości. Dlaczego w jego przypadku jest inaczej? To pytanie zadaje sobie w Serbii wielu ludzi. I najwyraźniej znają odpowiedź: Vacić jest protegowanym władzy.

Dr Predrag Petrović z Belgradzkiego Centrum Polityki Bezpieczeństwa (Beogradski centar za bezbednosnu politiku – BCBP) wskazuje, że Vacić w przeszłości był zatrudniony w rządowym Biurze ds. Kosowa i Metohiji.

- Vacić i jego zwolennicy rzadko kiedy krytykują Aleksandara Vučicia i jego politykę. A z kolei działacze partii rządzącej, dysponującej przecież szerokim zapleczem, zbierali podpisy na rzecz Vacicia, gdy ten chciał wystartować w ostatnich wyborach prezydenckich - dodaje.

Mimo istotnego wsparcia ze strony rządzącej Serbskiej Partii Postępowej (Srbska napredna stranka – SNS), Vacić w wyborach zaistniał raczej jako ciekawostka. Kiedy doszło do głosowania, zajął ostatnie miejsce z wynikiem 32 947 głosów (0,89 proc.). Wydaje się, że koncesjonowany nacjonalista nie cieszy się zbytnią popularnością. Zresztą od kilku miesięcy show kradnie mu nowy pretendent.

Knežević bierze sprawy w swoje ręce

Damnjan Knežević, na oko 35-latek, kreuje się jako człowiek z ludu, który pewnego dnia miał dość i wziął sprawy w swoje ręce. Choć pochodzi z okolic Belgradu, ukończył wychowanie fizyczne na serbskiej uczelni w Kosowie. Szerszej publice dał się poznać po raz pierwszy podczas kryzysu uchodźczego. Wtedy to szukał sensacji wokół obozów dla uchodźców na granicy z Węgrami.

W zamieszczonych w internecie filmikach straszy uzbrojonymi migrantami.

Wypytuje przypadkowych ciemnoskórych mężczyzn o gwałty na Serbkach. W zamian proponuje autorskie rozwiązania w stylu zakazu swobodnego poruszania się po zmroku w centrum miasta dla imigrantów.

Policja jest bierna i nie reaguje. O bierność oskarżą ja również Knežević. W jego narracji państwo kapituluje wobec przybyszów, więc sprawy w swoje ręce musieli wziąć więc oni – Narodowe Patrole. Ruch szybko zdobył pewną popularność w grupach antyimigranckich na Telegramie i wśród nacjonalistów. Po lutowej rosyjskiej inwazji w ideologicznym wachlarzu grupy zaczął wybijać się jeden element – bezwarunkowe poparcie dla Władimira Putina, a zwłaszcza wyraźna chęć zostania oficjalnym fanklubem Grupy Wagnera.

Gdy w grudniu 2022, podczas ostatniego nasilenia kryzysu wokół północnego Kosowa, Narodowe Patrole pojawiły się z protestem przy granicy, wśród uczestników dało się zauważyć zamaskowane osoby z naszywkami Grupy Wagnera. Zbiegło się to w czasie z listopadową wizytą Kneževicia w siedzibie grupy w Sankt Petersburgu. Na pytanie, co tam robił, odpowiedział, że rozwija kontakty i szuka ewentualnej pomocy, na wypadek, gdyby „coś działo się w Kosowie”.

Wkrótce potem na łamach mediów rozgorzała dyskusja o tym, czy i jakie wpływy mają w Serbii ludzie Prigożyna.

– Narodowe Patrole to nieco inna kategoria niż Serbska Prawica. Mają wyjątkowo krytyczny stosunek do Vučicia i otwarcie nazywają go zdrajcą. Zintensyfikowali relacje z Rosją po wybuchu wojny w Ukrainie, czym otwarcie się chwalą. Jest to oczywiście element polityki Kremla i sygnał do władz Serbii. Te jednak tolerują tę działalność i wykorzystują ją do swoich celów – wyjaśnia Petrović.

Na protest organizowany przez Narodowe Patrole wybieram się w Dzień Państwowości, święto narodowe w Serbii, obchodzone 15 lutego.

Symbolika jest nieprzypadkowa. Tematem numer 1 tego dnia jest rodzące się w bólach nowe, francusko-niemieckie porozumienie w sprawie Kosowa. Spora część opozycji zarzuca prezydentowi Vučiciowi kapitulację w obliczu nacisków Unii Europejskiej na pogłębienie stosunków z Republiką Kosowa, której Belgrad oficjalnie nie uznaje. Skrajna prawica ratunek widzi w Rosji.

Knežević, wyraźnie pobudzony, szaleje na podeście: „Prosimy kierownictwo państwowe Rosji, aby zablokowało wejście tak zwanego Kosowa do ONZ i dało nam miesiąc, abyśmy obalili tego zdrajcę [Vučicia], jeśli go nie obalimy dziś wieczorem” – wrzeszczy ze sceny. I dalej – „kto podpisze, tego się zabije”. Po pewnym czasie kolejne oskarżenia wobec Zachodu, teorie spiskowe, homofobiczne domniemania i wyrazy wsparcia dla Rosji wydają się być jedynie przecinkiem dla niekończących się okrzyków o zdradzie.

Trzeba jednak przyznać, że mimo agresywnej retoryki, protest jest w miarę spokojny. Najwyraźniej popularność skrajnych nacjonalistów nie przekroczyła jeszcze punktu krytycznego. Jedynie pod koniec kilka osób przerywa barierkę przed wejściem do Pałacu Prezydenckiego. Od razu do akcji wkracza prewencja, która odgrodziła drzwi od protestujących. Nic szczególnego jednak się nie stało, po prostu upiorny piknik trwa dalej.

Wydarzenie natychmiast wykorzystuje władza. Prezydent Vučić zwołuje naradę resortów siłowych i występuje w telewizji. Minister spraw wewnętrznych Bratislav Gašić grzmi: „serbska policja jest gotowa, aby szybko i zdecydowanie reagować na każde działania ekstremistów”. Jakby na potwierdzenie tych słów, służby aresztują trzy osoby z grona organizatorów protestu. Opozycyjne media z kolei, przeczuwając teatrzyk ze strony władzy, pytają, gdzie były służby, gdy ekstremiści atakowali wcześniej dziennikarzy i lewicowych działaczy?

Moje wątpliwości wyjaśnia dr Petrović:

– Działalność ekstremistów służy partii rządzącej do zademonstrowania Zachodowi, że skrajna prawica w Serbii jest silna, kontrolowana przez Rosję i może łatwo zdestabilizować kraj. Następnie, zagrożenie z ich strony służy jako wymówka przed obraniem ostrzejszego kursu wobec Moskwy.

Jest w tym drugie dno. Jak wskazuje mój rozmówca, to właśnie kontrolowane przez partię rządzącą media są w głównej mierze odpowiedzialne za szerzenie rosyjskiej propagandy. Czynią to zresztą od lat i na długo przed wybuchem wojny przedstawiały Putina jako odnowiciela Rosji i obrońcę Serbii. Czy zatem rządząca w Serbii SNS, Moskwa i skrajna prawica nie tkwią w swoistym uścisku, wzajemnie się dopełniając?

- Od kilku lat stale wzrastają antydemokratyczne i antyeuropejskie nastroje. Większość obywateli opowiada się za rządami silnej ręki, uważa, że nie ma różnicy między demokracją i autokracją, a Rosja będzie główną polityczną siłą w XXI wieku. Nasze badania jasno to pokazują. Z tego wyrasta obraz świata, w którym NATO i USA są głównymi wrogami naszego państwa, Rosja jest największym przyjacielem, a Unia Europejska dba tylko o siebie. Oto konsekwencja działalności skrajnej prawicy, ale i partii rządzącej w Serbii, która od lat promuje takie postawy, oddalając Serbię od nowoczesnych i demokratycznych państw – kończy.

W styczniu Narodowe Patrole wydały oświadczenie, w którym „odwołują gościnę rosyjskim liberałom”, gdyż ci „zmieniają stosunek narodu serbskiego” do wojny w Ukrainie. Planuje też kolejne demonstracje. Będzie to kolejna okazja do zademonstrowania poparcia dla Władimira Putina. Komu? Zapewne najbardziej tym Rosjanom, którzy w tym czasie wezmą udział w antywojennych kontrmanifestacjach.

;
Na zdjęciu Eryk Gawroński
Eryk Gawroński

Z wykształcenia historyk, z doświadczenia bałkanista. Zajmuje się analizą polityki państw Bałkanów Zachodnich, tamtejszą pamięcią historyczną i współczesnymi narracjami wokół niej. Współtworzy portal Mówiąc Wprost, poświęcony polityce zagranicznej oraz wydarzeniom w mniej medialnych rejonach świata.

Komentarze