Po najlepszym w historii polskiego kina weekendzie otwarcia (ponad 935 tysięcy widzów) „Kler” Wojciecha Smarzowskiego nie zwalnia ekspansji w kinach. Jak podaje dystrybutor Kino Świat, w ciągu pierwszego tygodnia film zobaczyło 1,732 miliona widzów, a w ciągu pierwszych dziesięciu dni 2 504 615 osób
Jak nietrudno policzyć, w ciągu drugiego weekendu rozpowszechniania „Kler” obejrzało ponad 770 tysięcy widzów. To najlepszy wynik filmu kinowego w Polsce w drugim weekendzie rozpowszechniania po roku ’89.
Dla porównania, nagrodzona w Cannes „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego w sumie przez cały okres wyświetlania zgromadziła w kinach około 800 tysięcy widzów, a wspierany przez rządzący obóz film „Smoleńsk” Antoniego Krauzego - 462 tysiące widzów.
Po świetnym weekendzie otwarcia kiniarze pisali w mediach społecznościowych, że bilety na film Smarzowskiego wykupione są często na cały następny tydzień – być może magiczna granica miliona widzów nie „pękła” w kinach w pierwszy weekend nie tyle z braku chętnych, co braku miejsc w kinach.
Wynik 2,5 miliona widzów wysuwa też „Kler” na prowadzenie wśród tegorocznych premier kinowych. Drugie na liście „Kobiety mafii” w sumie zgromadziły 2,037 miliona widzów - film skończył już jednak swoją filmową dystrybucję i nie przegoni dzieła Smarzowskiego.
Jedyna z nadchodzących premier, jaka ma szansę rywalizować ze Smarzowskim o pierwsze miejsce to „Planeta singli 2” – pierwsza część tego cyklu zgromadziła dwa lata temu 1,926 miliona widzów w kinach.
Sam wynik z 10 dni już daje „Klerowi” 20 miejsce wśród filmów najchętniej oglądanych w polskich kinach po roku ’89 i 9 miejsce wśród polskich produkcji obecnych na ekranie w tym okresie.
Jeśli brać pod uwagę tylko polskie produkcje tej dekady, „Kler” już zajmuje czwarte miejsce pod względem liczby widzów – za trzema częściami komedii romantycznej „Listy do M”. Można się spodziewać, że w dalszym okresie rozpowszechniania spokojnie przekroczy liczbę widzów pierwszej części cyklu (2,56 miliona), a nawet może powalczyć o pierwsze miejsce na podium z trzecią (3,009 miliona).
Sukces „Kleru” stwarza niemały problem obozu PiS oraz popierającym ich mediom. Twardy, fundamentalistyczny elektorat i jego liderzy (z częścią katolickiego duchowieństwa łącznie) domaga się od rządzącej partii publicznego potępienia filmu.
Dlatego jeszcze przed premierą do bojkotu filmu Smarzowskiego nawoływał poseł PiS Dominik Tarczyński, związana z Radiem Maryja posłanka PiS Anna Sobecka obiecywała, że będzie walczyć o jego wycofanie z dystrybucji, zaś szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie, Paweł Soloch, porównał go do nazistowskich filmów propagandowych oczerniających Żydów. Przy tym nikt z tej trójki filmu nie widział.
W Oświęcimiu pisowski radny, Jakub Przewoźnik, zaatakował działające pod auspicjami samorządu lokalne radio za rozdawanie widzom darmowych biletów na film. Jak napisał: „nie wypada aby miasto, którego patronem jest Jan Bosko i w którym zginęło wielu duchownych w KL Auschwitz w tym patron ziemi oświęcimskiej święty Maksymilian propagowało film «Kler»” [zachowano oryginalną interpunkcję].
W podobnym tonie wypowiadali się prawicowi samorządowcy z Ełku i Grodziska Mazowieckiego. W Ostrołęce pod naciskiem prezydenta miasta z pokazywania filmu miało zrezygnować jedyne w mieście, prowadzone przez samorząd kino.
W polemikę z filmem zaangażowały się także gwałtownie bliskie prawicy media, na czele z „Wiadomościami” TVP. I to zanim ktokolwiek miał okazję film zobaczyć.
17 września, jedenaście dni przed wejściem „Kleru” do kin, Jacek Karnowski nazwał go na łamach swojego portalu wpolityce.pl „podłością” wyrządzaną Kościołowi i kapłanom, porównywalną z propagandą Urbana, a nawet Goebbelsa.
Kolejne głosy w uważanym zgodnie za najbliższy głównemu nurtowi PiS medium – poza wyjątkami takimi, jak krytyczne, lecz uczciwie mierzące się z dziełem teksty Łukasza Adamskiego – także przywoływały porównania do Urbana i Kiszczaka, mówiły o brutalnym ataku na Kościół, który może być częścią „szerszej, zorganizowanej akcji”.
Z drugiej strony, prawica dobrze wie, że nie może – zwłaszcza przed wyborami – ustawić się w roli cenzora zakazującego Polakom kontaktu z głośnym filmem. Dlatego prezydent Ostrołęki, który zakazał pokazywania „Kleru” w mieście, miał trafić na dywanik władz partii. PiS dobrze wie, że zakazy nie powstrzymają nikogo zainteresowanego przed kontaktem z filmem, a 21 października mogą okazać się bardzo politycznie kosztowne.
Przy wszystkich spiskowych teoriach o „zorganizowanych atakach na Kościół”, także prawicowi liderzy opinii, jak Piotr Zaremba, przyznają, że dzieło Smarzowskiego trafia w wyraźną zmianę społecznych nastrojów wobec Kościoła. Nie sprzyjają one kościelnej prawicy i najgorsze, co może ona zrobić, to próbować przeciwstawiać się im cenzurą i krzykiem.
Najciekawiej w całej sprawie zachowuje się wicepremier i jednocześnie minister ds. kultury, profesor Piotr Gliński. Zamiast gratulować twórcom sukcesu zapewnia, że on filmu nie finansował, że żadne publiczne środki nie przyczyniły się do „ataku na Kościół”.
Nie jest to prawda – film otrzymał publiczne środki z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. I nie ma się czego wstydzić, wręcz przeciwnie: „Kler” to przykład świetnie zainwestowanych publicznych pieniędzy i kolejny dowód na to, że obecna ustawy o kinematografii ma sens.
Wyłożone na film publiczne środki wrócą bowiem do publicznej puli – dotacja z PISF jest pożyczką dla producenta. Bezzwrotną tylko wtedy, gdy film nie odniesie sukcesu i producent nie wyjdzie na swoje. W dodatku na budżet PISF składają się między innymi kina, odprowadzające 1,5% przychodu na rzecz Instytutu.
Im większe przychody kin, tym więcej środków na produkcję kolejnych filmów – każdy sprzedany bilet na film Smarzowskiego zwiększa pulę, także dla prawicowych twórców. W normalnych warunkach minister kultury powinien traktować „Kler” jako dowód, że w podległym mu polu system finansowania kultury działa wzorowo.
Ciekawe, jak z podniesioną przez Smarzowskiego frekwencyjną poprzeczką, poradzą sobie silnie wspierane przez obecną władzę produkcję – takie jak „Legiony” (premiera jesień 2019)? Jeśli minister edukacji Anna Zalewska nie zastosuje przymusu i nie wyśle szkół do kina, może być ciężko.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) “Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Komentarze