OKO.press dotarło do raportu Najwyższej Izby Kontroli: „Realizacja kompleksowego programu wsparcia dla rodzin »Za życiem«”. Prezes NIK, Marian Banaś, podpisał go 5 sierpnia 2021.
Ocena rządowego programu „Za życiem” jest miażdżąca.
Co to jest program „Za życiem”
Ustawę „Za życiem” Sejm uchwalił 4 listopada 2016.
Program miał pomagać kobietom w ciąży, zwłaszcza powikłanej, a także rodzinom z dziećmi, „u których zdiagnozowano ciężkie i nieodwracalne upośledzenie albo nieuleczalną chorobę zagrażającą ich życiu, które powstały w prenatalnym okresie rozwoju dziecka lub w czasie porodu”.
Takimi rodzinami mieli się opiekować asystenci, kobiety miały zostać otoczone opieką psychologiczną, dzieci z nieuleczalnymi chorobami i upośledzeniami miały być poddawane finansowanej przez państwo rehabilitacji, rodziny z takim dzieckiem miały mieszkać w przystosowanych do ich potrzeb chronionych mieszkaniach. Niewiele z tego zrealizowano.
„Za życiem” miało też cel polityczny: miał być komunikatem do kobiet, które rozważały aborcję, gdy płód był uszkodzony. Nie bójcie się rodzić, bo państwo się wami zaopiekuje — brzmiał ten komunikat. Publikacja NIK to raport z niepowodzenia i braku tej opieki.
We wprowadzeniu NIK zwraca uwagę, że
„od 22 października 2020 Program nabrał jeszcze większego znaczenia, bowiem w tym dniu Trybunał Konstytucyjny orzekło o niezgodności z konstytucją przepisów dopuszczających możliwość przerywania ciąży w określonych przypadkach.
W tym kontekście pomoc kobietom, i szerzej rodzinom, dotkniętym problemem niepełnosprawności dziecka staje się szczególnie oczekiwana”.
„Pomoc wdrożona w niewielkim stopniu”
„Pomimo upływu niemal czterech lat funkcjonowania Programu »Za życiem«, zaplanowane wsparcie dla rodzin, w szczególności z osobami niepełnosprawnymi, nie zostało wdrożone w sposób kompleksowy i nie zawsze było realizowane prawidłowo” – brzmi ogólny wniosek z kontroli NIK.
„Zarówno w zakresie dostępu do świadczeń opieki zdrowotnej, jak i instrumentów polityki na rzecz rodziny, część zaplanowanych form pomocy w ogóle nie została wdrożona, a jeszcze większa – w niewielkim stopniu” [podkreśl. OKO.press].
W kraju jest nierówny dostęp do świadczeń z Programu.
Z raportu wynika, że program, który miał nieść pomoc najbardziej jej potrzebującym, a zarazem być sztandarowym przykładem polityki prorodzinnej Zjednoczonej Prawicy, był po macoszemu traktowany i przez odpowiedzialne za niego ministerstwa, i przez wojewodów.
Z raportu wyłania się też obraz państwa, które jest ślepe: nie wie, ile jest osób, które mają otrzymać pomoc ani gdzie te osoby mieszkają.
Na program „Za życiem” państwo wydało 86 proc. tego, co zaplanowało. To 1 513 334,8 tys. zł w latach 2017–2019.
Kobiety bez wsparcia
Program miał zapewnić wsparcie psychologiczne i psychiatryczne kobietom w powikłanych ciążach oraz gdy noszą płód z wadą letalną, a także po porodzie. „Forma tego wsparcia była realizowana na minimalnym poziomie” – pisze NIK. Skorzystało z takiej pomocy ledwie 0,5 proc. kobiet.
„W niewielkim stopniu wykonywane były świadczenia w zakresie perinatalnej opieki paliatywnej”. Kobiety z czterech województw w ogóle nie miały możliwości skorzystania z opieki paliatywnej i hospicyjnej. Dlaczego? Brak lekarzy o odpowiednim stażu w ośrodku zajmującym się opieką paliatywną.
Miało powstać i działać 30 ośrodków neonatologiczno-pediatrycznych. Ile działa? Sześć.
Skalę zaniechania pokazują wydatki, a raczej ich brak. Na utworzenie ośrodków wydano zaledwie 4 proc. zaplanowanych pieniędzy, a na świadczenia rehabilitacyjne dla dzieci z najcięższymi schorzeniami – tylko 7 proc. tego, co państwo planowało wydać.
Miała powstać baza danych i portal, który informowałby rodziny, osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunów, na jaką pomoc mogą liczyć w swoim powiecie. Nic z tego nie powstało.
Asystenci się nie sprawdzili
Bardzo surowo NIK ocenia realizację jednego z najważniejszych celów programu, czyli wsparcia kobiet i rodzin poprzez asystenta rodziny. „Nadzieje (…) okazały się płonne”. Asystent „nie stał się kluczowym ogniwem wsparcia w procesie niesienia pomocy tej grupie rodzin [z najciężej chorymi dziećmi] oraz kobietom w ciąży”.
Ocena NIK jest rozbrajająca: „Nie osiągnięto żadnego z planowanych rezultatów”.
Asystentów zamiast być więcej jest mniej. Dlaczego? Bo Ministerstwo rok po roku ogłaszało Program Asystent rodziny za późno, w związku z czym gminy nie miały płynności finansowania. W efekcie wśród asystentów jest duża rotacja, ciężko jest znaleźć chętnych do tej pracy. „Taka zaś sytuacja nie służyła budowaniu trwałych więzi między asystentem a rodziną, więzi mającej szczególnie delikatny, intymny charakter, zbudowanej na zaufaniu wynikającym ze wzajemnego doświadczenia w pokonywaniu trudności”.
Chełm, Gniezno czy Jarocin przez kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt miesięcy nie miały żadnego asystenta. Takich gmin jest 200, a w 66 procentach gmin – asystent jest tylko jeden.
Jest jednak jeszcze jeden problem: same rodziny nie są zainteresowane pomocą ze strony asystenta. Dlaczego? Zdaniem NIK rodziny mające chore dzieci, raczej zwracają się o pomoc do służb medycznych, a nie do osoby, której rolę trudno im sobie wyobrazić.
W wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” minister Paweł Wdówik o asystentach powiedział: „Z wstępnej ewaluacji wyszło, że się nie sprawdzili. (…) Ludzie nie korzystali z tego rozwiązania z obawy, że ktoś będzie ich sprawdzał, kontrolował, jak kurator sądowy”.
Mieszkań dla osób niepełnosprawnych nie ma
Dwa cytaty z raportu:
„W szczególności nie wdrożono działania 4.2, którego celem było zwiększenie dostępności mieszkań oraz poprawa warunków mieszkaniowych, w tym rodzin wychowujących dzieci niepełnosprawne”.
„Nie wdrożono również działania 4.6, którego celem było zwiększenie dostępności mieszkań chronionych dla rodzin z dzieckiem posiadającym stosowne zaświadczenie. Minister Rodziny kilkukrotnie pytany o przyczyny nie wskazał ich”.
Nawet jeśli mieszkania powstawały, to nie zapisywano w umowach, że mają być dostosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. NIK podaje, że na 3 tys. mieszkań na wynajem wybudowanych w okresie poddanym kontroli tylko… dwa były przeznaczone dla rodzin z dzieckiem z niepełnosprawnością.
Inna sprawa, że kiedy gminy tworzyły mieszkania chronione, to zainteresowanie nimi było niewielkie. Obłożenie takich mieszkań w całej Polsce wyniosło zaledwie 10 proc. Dlaczego? Nie wiadomo. Ministerstwo Rodziny bowiem nie diagnozuje przyczyn niskiego obłożenia takich mieszkań.
Państwo ślepe, danych brak
Rodziny z dzieckiem, „u którego stwierdzono ciężkie i nieodwracalne upośledzenie albo chorobę zagrażającą jego życiu, które powstały w prenatalnym okresie rozwoju dziecka lub w czasie ciąży” – to takie rodziny miały być najważniejszymi odbiorcami Programu. Tyle że polskie państwo nie wie, ile takich rodzin jest i gdzie żyją. Nie wie tego mimo że rodziny mają zaświadczenia, które potwierdzają, że należą właśnie do tej grupy.
„Nie ma w kraju instytucji, która dysponowałaby pełnymi danymi dotyczącymi liczby rodzin z dzieckiem legitymującym się stosownym zaświadczeniem” – pisze NIK.
NIK tłumaczy, po co państwu taka wiedza: na przykład, żeby optymalnie dzielić pieniądze. „W odniesieniu do niemal wszystkich działań Programu NIK stwierdziła nierozpoznawanie rozmiaru potrzeb i liczebności grup docelowych”.
Czyli przez cztery lata funkcjonowania programu polskie państwo nie ustaliło nawet, ile jest osób, do których jest on skierowany.
Jest sukces: banki mleka
W całym programie jedną jedyną rzecz zrealizowano w stu procentach: miało powstać 13 banków mleka kobiecego i powstały. I to nawet szybko – już w 2018 roku.
„Dzięki realizacji zadania w 2020 r. ponad 4 tys. dzieci zostało odżywionych mlekiem pochodzącym z banku mleka, podczas gdy w 2017 było ich tylko 46”.
Co jeszcze się udało? NIK wymienia działania mające przeciwdziałać wykluczeniu zawodowemu osób niepełnosprawnych oraz ich opiekunów: „osiągnięto wysokie wskaźniki”.
A także dostępność badań prenatalnych, przy czym zwraca uwagę, że to dlatego, że program takich badań został wdrożony kilka lat wcześniej.
NIK wskazuje winnych: ministrów
„Żaden z kontrolowanych podmiotów zobowiązanych do koordynowania oraz monitorowania Programu »Za życiem« nie wykonał swoich obowiązków w sposób rzetelny” – ocenia NIK. Chodzi głównie o ministerstwa.
Najwięcej zarzutów NIK stawia ministrowi Rodziny i Polityki Społecznej. Co takiego robił źle? Minister przestawiał niekompletne, nierzetelne i w dodatku spóźnione sprawozdania. Zacytujmy dłuższy fragment raportu: „Nie przedstawiono w nich [w sprawozdaniach], ani w innym dokumencie, bieżącej całościowej oceny poszczególnych instrumentów oraz ceny aktualnej sytuacji objętej celami Programu wraz z ustalonymi barierami i trudnościami we wdrażaniu działań, do czego Minister Rodziny był zobowiązany. Dokumenty te w przeważającej części zostały pozbawione waloru poznawczego”.
Na czele ministerstwa rodziny w momencie, gdy Program „Za życiem” został przyjęty, stała Elżbieta Rafalska (2015-2019). Później na krótko zastąpiła ją Bożena Borys-Szopa (czerwiec-listopad 2019). W 2019 kierowanie ministerstwem przejęła Marlena Maląg.
Drugi minister, o którego błędach pisze NIK, to minister zdrowia: „Nie wykonywał istotnej części obowiązków przewidzianych w ramach sprawowanego monitoringu, a niektóre z nich realizował w sposób nierzetelny”.
Ministrem Zdrowia w chwili uruchomienia programu był Konstanty Radziwiłł (2015-2018), później pałeczkę przejął Łukasz Szumowski, a od sierpnia 2020 resortem zdrowia kieruje Adam Niedzielski.
Następni odpowiedzialni: wojewodowie. „W każdym przypadku sprawowali go [nadzór] w sposób nierzetelny”. W czym ta nierzetelność się przejawiała? „W szczególności nie zbierali pełnych informacji o realizacji Programu oraz nie dokonywali bieżącej oceny instrumentów”.
Bo pisaliśmy ustawy
Raport zawiera też odpowiedzi na zarzuty. W imieniu Ministra Rodziny odpisał NIK-owi Pełnomocnik Rządu ds. Osób Niepełnosprawnych Paweł Wdówik. Przyznaje on, że „Ministerstwo (…) ma świadomość konieczności podjęcia działań mających na celu udoskonalenie procesu monitorowania Programu”. Jednak stwierdza też, że oceny NIK są „niewspółmierne do skali błędów występujących w ww. dokumentach.
Broniąc działań resortu Wdówik pisze, że przez pierwsze półtora roku funkcjonowania Programu „uwaga skoncentrowana była na wprowadzeniu zmian przepisów niektórych ustaw i wdrożeniu ich w życie”. Już w listopadzie 2020 został powołany międzyresortowy zespół, który ma opracować zmiany w Programie „Za życiem”.
Dlaczego zrealizowano program zakładania banków mleka? Ponieważ fundacją Bank Mleka Kobiecego kieruje córka Macierewicza Aleksandra Wesołowska
Wydatkowano 86% środków a zadania zrealizowano w kilku procentach, to powstaje pytanie na co wydatkowano prawie całe dostępne środki?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Racja. Strasznie glupie i niebezpieczne pytanie.
Tlumaczenie urzędnikow w stylu: na budowie był taki był zapieprz, że nie było czasu nawet taczek załadować.
Wygląda na to, że NIK powinien podejść do swoich kontroli odwrotnie. Najpierw spróbować odnaleźć jednostki funkcjonujące prawidłowo – o ile oczywiście takie są. Resztę w całości skierować do prokuratury. Przecież gołym okiem i na każdym kroku widać skalę nieprawidłowości. Jest tylko jedno pytanie. Gdzie skierować Prokuraturę Krajową?
Właśnie znalazłam odpowiedź na własne zapytanie. Może jeszcze kogoś zainteresuje? https://www.tokfm.pl/Tokfm/7,103087,27765638,ziobro-i-swieczkowski-przed-trybunalem-w-hadze-za-represje.html
Ten raport NIK to kolejne potwierdzenie, że dziś w Polsce priorytetem miłościwie nam rządzącej Partii Jedynej jest ochrona życia od naturalnego poczęcia… aż do naturalnych narodzin. Dziecko niezależnie od wszystkiego ma się urodzić, zostać ochrzczone, a potem:
Niech się dzieje wola Nieba,
Z nią się zawsze zgadzać trzeba…
jak pisał mistrz Aleksander hrabia Fredro. Pewnie dlatego instytucje takie jak Ordo Iuris, ruchy "obrońców życia" z panią Godek na czele oraz hierarchia kościelna uosabiana przez abp Jędraszewskiego, w tej akurat sprawie – życia poczętego i zarazem już narodzonego – zachowują takie niezręczne milczenie. Wola Nieba…
Chrzciny jeszcze nie są, na szczęście, obowiązkowe – ale od tych pseudoreligijnych wyznawców PKK (Polskiego Kościoła Katolickiego) należy oczekiwać najgorszego.
A czy w artykule o niepełnosprawności można się powstrzymać przed stygmatyzującą metaforą "ślepego państwa"? W tym artykule to już wybitnie nie ma miejscu (nigdy to nie jest na miejscu, ale tu wybitnie).
1,5 mld zł poszło nie wiadomo na co, ale największym problemem jest wg ciebie przymiotnik opisujący (precyzyjnie chciałbym dodać) zachowanie władz tego chorego kraju (użyłem słowa "chory" w komentarzu pod takim artykułem – też pewnie niegodnie, co?).
Masz problem z użyciem jednego słowa, mnie trafia cholera na myśl o obrazie, jaki wyłania się z tego i innych raportów NIK: polska jest chorym, ślepym i kulawym państwem! I to należy wykrzyczeć!
Zgadzam się, że państwo źle funkcjonuje, ale myślę też że język nie jest neutralny. Zapoznaj się z disability studies 🙂
Skoro tak bardzo starasz się dbać o nasz język, to może sama zacznij najpierw od używania polskiego.
Proszę zaapelować do Rady Języka Polskiego, ażeby ta usunęła z języka utarte wyrażenia, takie jak: ślepy los, ślepy zaułek, ślepa ulica, czy ślepe naboje.
Państwo oczywiście nie może być głuche na problemy obywateli i ślepe na to, co robią czołowi jego przedstawiciele – i nie, nie należy tego odbierać w rozumieniu językoznawczym, grrrr.
Jako ON gardzę przekraczającą wszelkie normy racjonalności polityczną poprawnością, a na wspomniane disability studies po prostu prycham, skoro te mają czelność przy swojej niszowości mieć ambicje opiniotwórcze. Jeden pseudouczony języka nie kształtuje i nie ma prawa kształtować.
Ślepe państwo, ale za to system sprawiedliwości (Temida) z coraz bardziej otwartymi oczami.
Jeżżu, to już jest jakaś paranoja z waszą politpoprawnością!
Rozumiem, jeszcze, że można nie chcieć odnosić pewnych słów w stosunku do ludzi, ale chcecie zabronić również ich metaforycznych znaczeń? Przecież pola semantyczne słów "ślepy" i "niewidomy" nie pokrywają się, a we współczesnej polszczyźnie właściwie nie mają już nawet części wspólnej.
Ale nie, teraz zabierzemy się za mordowanie reakcyjnych leksykalizmów:
– Wiódł ślepy kulawego.
– Głuchy na argumenty.
– Ty ślepaku jeden.
???
"
– Niszczenie słów to coś pięknego. Najwięcej, oczywiście, wyrzucamy czasowników i przymiotników, ale setki rzeczowników też są zupełnie zbędne. Usuwamy nie tylko synonimy, lecz także wyrazy przeciwstawne. Bo jaką rację bytu mają słowa, których znaczenie jest po prostu przeciwieństwem innych? Każde słowo zawiera w sobie swoje przeciwieństwo. Weźmy na przykład przymiotnik „dobry”. Jeśli mamy „dobry”, po co nam taki przymiotnik jak „zły”? „Bezdobry” wystarczy w zupełności; jest nawet o tyle lepszy, że stanowi dokładne przeciwieństwo przymiotnika „dobry”, czego nie można powiedzieć o „zły”. A gdy z kolei chcemy coś wzmocnić, czy ma sens stosowanie mętnych i w sumie bezużytecznych określeń typu „wspaniały” lub „znakomity”? „Plusdobry” adekwatnie spełnia każdy wymóg, jeśli natomiast zachodzi potrzeba jeszcze większej emfazy, można użyć „dwaplusdobry”.
(…)
– Czy nie rozumiesz, że nadrzędnym celem nowomowy jest zawężenie zakresu myślenia? W końcu doprowadzimy do tego, że myślozbrodnia stanie się fizycznie niemożliwa, gdyż zabraknie słów, żeby ją popełnić.
"
Cała ta wasza polemika jest funta kłaków warta,ot takie p*********e o Chopinie.
Ale tam nie jest napisane, że państwo jest niewidome (co by mogło być obraźliwe dla ludzi z dysfunkcją wzroku, takich jak ja) tylko, że jest ślepe – a to jest pejoratywne i kolokwialne słowo nie do określenia niewidomego tylko kogoś kto nie widzi w szerszym sensie, figuratywnym i emocjonalnym, nie dosłownym. Na dodatek to słowo często odnosi się do (tymczasowego) stanu (można być oślepionym przez słońce albo jakąś ideologię), a nie do jakiejś (trwałej) cechy.
Trudno się nie zgodzić z tym, że język kształtuje myślenie a z obserwacji wynika, że słowa opisujące niepełnosprawność stają się w codziennym języku negatywnie i wtedy trzeba wybierać nowe. Tak właśnie język się zmienia. Przecież debil, imbecyl i idiota były pierwotnie słowami określającymi różne stopnie niepełnosprawności intelektualnej, choć dziś trudno w to uwierzyć, biorąc pod uwagę ich obecne znaczenie. Ślepota również nie jest już częstym słowem w kontekście medycznym. Wycofano się z jego używania ze względu na znaczenie, które to słowo przybrało w języku potocznym. Żadna redakcja ani Rada Języka Polskiego ani inne grono lingwistów nie jest w stanie zatrzymać procesów językowych, tylko może je obiektywnie opisywać. Możemy się starać tak jak w przypadku feminatywów zmieniać nawyki i świadomość, choć ja myślę, że akurat słowo ślepy to już jest lost case od dawna.
Inaczej jest ze słowem głuchy albo Głuchy. Nie wiem, czy jest ono obraźliwe dla tych osób, lub niektórych z nich, ale widocznie nie, skoro utożsamiają się z nim i nie chcą być eufemistycznie nazywani nie-słyszącymi (albo gorzej, głucho-niemymi). Nie chcą być postrzegani jako nie-normalni czy wybrakowani pod względem słuchu i mowy. Ich myślenie na pewno jest ukształtowane przez fakt, że mają własny, odrębny język, a po polsku chcą, żeby mówiono o nich Głusi.
Fajnie by było, gdyby dziennikarki i dziennikarze zastanowili się co kryje się pod stwierdzeniami typu "ślepe państwo", "coś ma ręce i nogi", "państwo jest głuche na (dowolny problem społeczny)". Chodzi zwykle o ignorancję, niewiedzę, brak kompetencji. Niepełnosprawność kodowana jest negatywnie, co potwierdza społeczne wyobrażenia o tym doświadczeniu. Pełnosprawność zaś to doświadczenie pozytywne ("coś ma ręce i nogi", czyli jest logiczne, kompletne, etc). To nie jest rocket science i mimo że nie jest to zapewne kluczowy problem dot. niepełnosprawności w Polsce, to warto by język, którego używamy do opisu tego doświadczenia nie powtarzał stereotypowych wyobrażeń.
Ale czy ty w ogóle czytasz, to co piszesz, i czy zastanowiłaś się, jakie byłyby konsekwencje twojej sugestii?
Ok, przyjmijmy, że zaczniemy od teraz mówić np:
"niewidome państwo"
co prawda brzmi śmiesznie, ale za jakieś dwa pokolenia może byśmy się przyzwyczaili przy ciągłej presji ze strony takich osób jak ty.
Efekt byłby taki, że za te dwa pokolenia "niewidomy" zaczęło by mieć również takie znaczenie, jakie obecnie posiada słowo "ślepy" i zaś trzeba by było wymyślać kolejne nowe słowo na określenie niewidomego, które nie będzie się źle kojarzyć.
Ale to przecież tylko sam czubek góry lodowej naszego nieuwrażliwionego językowo problemu, bo w kolejce czekają przecież jeszcze:
kurza ślepota,
oślepić,
oślepnąć,
prześlepić,
półślepota,
ślepe naboje,
ślepić się,
ślepnąć,
ślepowron,
wślepić się,
zaślepiony (np zwolennik czegoś),
zaślepić,
zaślepka.
Przecież pani Natalii nie o to chodziło. Państwo można nazwać np. "niekompetentne", "niesłuchające potrzeb" itp. zamiast metafory o niepełnosprawności. Bo bycie Głuchym to nic negatywnego, tylko inny sposób bycia.
Czytając twoje posty, mam wrażenie że pełna jesteś jakiejś złośliwości czy frustracji. Nawet nie chcesz zrozumieć co druga osoba czuje czy ma do powiedzenia, ale nie czuję vibe'u zawodowego trolla jak Chłopo Robotnik itp. Może zrób se przerwę od internetu czy polityki, porozmawiaj ze znajomymi czy coś.
"Vibe". Acha… klimat. A nie można tego napisać po polsku, skoro z taką troską pochylacie się nad kwestiami językowymi? Bo przyznam, że nawet nie znałam wcześniej tego słowa.
Tak, istnieją zjawiska, którymi jestem zirytowana.
Jednym z nich jest niepotrzebne zaśmiecanie polszczyzny najzupełniej zbędnymi anglicyzmami.
Drugim z nich jest jakaś potworyzacja naszego języka w imię ideologii. Otóż heteroseksualne rozmówczynie pouczają mnie np., że nie jestem biseksualistką ani kobietą biseksualną. O nie, to zbyt reakcyjne. Otóż jestem ich zdaniem "kobietą z biseksualnością".
Sama przyłożyłam swego czasu rękę do wprowadzenia do polsczyzny słowa "transpłciowość", bo uznaliśmy, że słowo "transseksualizm" niewiele przeciętnemu Polakowi mówi i na dodatek niepotrzebnie kojarzy się z seksem. Ale po prostu konsekwentnie używaliśmy tego słowa w swoich wypowiedziach, aż się upowszechniło i weszło do użytku. I najwidoczniej było trafione, skoro się bez żadnych nacisków przyjęło. Nie narzucaliśmy go nikomu, nie pokrzykiwaliśmy na wszystkich, jacy to są strasznie niewrażliwi, jeżeli go nie używają itp.
[c.d. poniżej]
Przeraża mnie natomiast poziom zadufania i roszczeniowości obecnie obserwowanych reformatorów wysuwających coraz bardziej absurdalne żądania, czego przykładem są chociażby powyższe posty Natalii. To dekonstruowanie języka celem jego uwrażliwienia, przekroczyło już poziom w którym służy komukolwiek poza samymi lansującymi się na tym dekonstruowaniu dekonstruktorami.
> nie chcesz zrozumieć co druga osoba czuje
Jeśli mnie, osobę z kręgu LGBT, i to nie mnie jedyną, irytują podobne, wysuwane między innymi "w moim imieniu" żądania, to jakiej reakcji można się spodziewać ze strony przeciętnego, nie związanego z tematem Kowalskiego? Naprawdę nie widzicie, że ta kolejna "rewolucja kulturowa" wywołuje jedynie coraz większą niechęć i prezentuje środowiska, o których interes (niby) zabiega, jako agresywne i wykazujące dyktatorskie ciągoty?
Ja też jestem bi, a nie słyszałam nigdy o "kobietach z biseksualnością", to faktycznie brzmi dziwnie i tak jakby patologizująco moim zdaniem? Szczególnie w ustach hetero. Jako bisesualistka wolno ci używać jakiegokolwiek słowa które ci pasuje w odniesieniu do siebie.
Te słowa i zalecenia pochodzą od społeczności osób niepełnosprawnych, a nie żadnej "kulturowej rewolucji" (kto w ogóle twoim zdaniem taką przeprowadza?). Język się wiecznie zmienia i jeśli można w jego obrębie walczyć np. z negatywnymi uprzezeniami to ludzie z dobrą wolą (np. nie ty) się dostosują. Nauczyć się nie korzystać z metafor "głucha", "ślepa" itp. to pikuś w porównaniu z dyskryminacją jaką na codzień przeżywają osoby niepełnosprawne (o tym jest w sumie artykuł). To śmieszne że chcesz nazywać kampanie na rzecz inkluzywnego języka dyktatorskimi. Czy osoby w internecie "pokrzykujące na niewrażliwość" można w ogóle porównać z dyktaturą?! Tak cholernie ci zależy na tym żeby nic się nie zmieniało, że odmówisz nauczyć się czegokolwiek dla ludziego szacunku. Czy naprawdę zająć 15 minut żeby nauczyć się o ableistycznych sformułowaniach to jakieś absurdalne żądania? Wydaje mi się że więcej czasu poświęciłaś na narzekanie o tym. Spokojnie, nikt nie wsadzi cię do gułagu za bucowatość i brak empatii ;P.
@Karolina Lis
> nie słyszałam nigdy o "kobietach z biseksualnością", to faktycznie brzmi dziwnie
> i tak jakby patologizująco moim zdaniem?
Chyba na Spiders Webie jakaś redaktorka coś takiego wywodziła, oczywiście w trosce o dobro mniejszości (czyli np. moje).
Ale tego, że "homoskeksualista" i "homoseksualistka" są już na cenzurowanym, to można się dowiedzieć np. z broszury jaką europarlament przygotował dla polskich posłów:
http://drakonica.pl/media/skany/europarlament_broszura3.jpg
W związku z czym, ciekawi mnie, czy przed opracowaniem tej broszury przeprowadzono szerokie głosowanie w środowisku osób LGBT odnośnie tego:
– czy nie chciałyby, żeby je tak nazywać,
– czy chciałyby, żeby ktoś imieniu całego środowiska ktoś się czegoś podobnego wymagał?
Bo na ten moment wygląda mi to często na działania jakichś ludzi świętszych od papieża, którzy wychodzą mocno przed szereg.
Podobne zastrzeżenia mam odnośnie rezygnacji ze "zmiany płci" na "tranzycja" i "uzgodnienie płci":
http://drakonica.pl/media/skany/europarlament_broszura1.jpg
O ile wewnątrz środowiska jest to zrozumiałe i nawet jakoś bardziej precyzyjne, to używane publiczne wprowadza tylko dodatkowe zamieszanie u ludzi, którzy i tak transwestyty od transseksualisty nie bardzo rozróżniają.
@Karolina Lis
> a nie żadnej "kulturowej rewolucji" (kto w ogóle twoim zdaniem taką przeprowadza?).
Myślę, że w praktyce jakiś znikomy, ale głośny odsetek ludzi z danych środowisk albo i nawet niezwiązanych z danym środowiskiem, tylko realizujących w ten sposób swoją hm… wrażliwość.
A że z drugiej strony mamy "PiS-owskich obrońców wartości", którzy zwalczają "tęczową zarazę", to dziennikarze przystają na podobne żądania, nie pytając nawet na ile one są reprezentatywne, bo myślą chyba, że w innym wypadku zostaną zaliczeni do grona "obrońców".
Język się zmienia. Ale czasem ma to sens, a czasem nie ma sensu. A zmiany, zwłaszcza wymuszane wbrew opinii społeczeństw niekoniecznie się wcale przyjmują. Jeszcze nie tak dawno zakazywano przymiotnika "sowiecki" i "Sowieci", lansując w zamian "mieszkańca Związku Radzieckiego". I pomimo kilkudziesięciu lat presji, wróciliśmy później do przedwojennego terminu.
Istnieje różnica pomiędzy wrażliwością a paranoją. O ile nie będę nazywać osoby niewidomej ślepcem, o tyle żądanie, żeby usuwać metafory i rozliczne leksykalizmy wrośnięte w język postrzegam jako podobną głupotę, co domaganie się usunięcia słowa "pedały" z terminologii motoryzacyjniej i kolarskiej (chociaż, kto wie, może w najbliższych latach usłyszę nawet takie postulaty).
@Karolina Lis
> Czy osoby w internecie "pokrzykujące na niewrażliwość"
> można w ogóle porównać z dyktaturą?!
Ostatni raz z tego typu ręcznie sterowanym "naprawianiem języka" mieliśmy w Polsce do czynienia właśnie w czasach dyktatury. Metody podobne, przekonanie o własnej nieomylności podobne.
> to ludzie z dobrą wolą (np. nie ty) się dostosują.
> Spokojnie, nikt nie wsadzi cię do gułagu za BUCOWATOŚĆ I BRAK EMPATII ;P.
Pogarda dla myślących inaczej i gotowość do ich obrażania – jak widać powyżej – również podobna.
Do gułagu faktycznie ludzi się jeszcze za myślozbronie nie wsadza, ale gotowość do "cancelowania" "wrogów" ideologicznych da się już łatwo zauważyć.
> O ile wewnątrz środowiska jest to zrozumiałe i nawet jakoś bardziej precyzyjne, to używane publiczne wprowadza tylko dodatkowe zamieszanie u ludzi, którzy i tak transwestyty od transseksualisty nie bardzo rozróżniają.
A nie uważasz że społeczności trans* byłoby lepiej gdyby jednak rozróżniali? Czyli walka o prawa i szacunek jest zła bo upominanie się o godność urazi białą cis hetero większość? Niech żyje nędza -,-.
Widzę że zupełnie nie rozumiesz równowagi sił w społeczeństwie. Dyktatora czyni jego władza nad innymi. Niepełnosprawni aktywiści nie są ani trochę w takiej samej sytuacji w jakiej była partia bolszewicka. A dla bogatej pisarki czy znanego komika twitterowe cancelowanie nie jest taką samą tragedią jak nękanie/stalking dla transpłciowej dziewczyny z małego miasteczka. Mniejszości mają prawo o swoje walczyć!!!!!!!
@ Karolina Lis
> A nie uważasz że społeczności trans* byłoby lepiej gdyby jednak rozróżniali [różne rodzaje transpłciowości]?
Oczywiście, że byłoby lepiej, ale sensowna polityka jest sztuką osiągania realnych celów, a nie tylko skupiania się na abstrakcyjnych ideałach.
O ile "zmiana płci" będzie dla przeciętnej osoby w miarę zrozumiała, o tyle "uzgodnienie płci", jest już dosyć enigmatycznym pojęciem.
Jeśli celem ma być osiągnięcie możliwie szerokiego zrozumienia, to wypadałoby starać się je ułatwiać.
> Mniejszości mają prawo o swoje walczyć!!!!!!!
Mówisz do osoby, która organizowała branżowe spotkania, happeningi, zarządzała stronami www itp.
I tej osobie nie podoba się agresywność niektórych obecnych działaczy i uważa ją za wręcz przeciwskuteczną.
serio tylko tyle z tego artykuły wyniosłaś?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Ksiądz dobrodziej przy spowiedzi udzieli rozgrzeszenia. Zwłaszcza jak usłyszy, że rzecz się tyczy innowierczyni.
Stwierdzenie Norwida: Jesteśmy żadnym narodem, jesteśmy wielkim sztandarem narodowym nabiera znaczeń, których Poeta nie przewidział. Osiągnęliśmy absolutne mistrzostwo w pozorowaniu działań, w oczekiwaniu, że pomysł sam się zrealizuje. Problem tu widzę ogromny: polega on na tym, że tym , co wiedzą JAK nic się nie chce, a biorą się za działania ci, co nie potrafią. Są jeszcze tacy, co nie wiedzą co i jak, ale wiedzą jak wydoić państwo, bo im się po prostu należy. Efekty odczuwamy na własnej skórze. Kraj nasz ogromnie jest bogaty, skoro przy takiej skali marnotrawstwa jeszcze jakoś funkcjonuje.
Jeden z wiceministrów wprost przyznał, że oni specjalistów wysokiej klasy nie zatrudniają, bo tacy nie chcą mieć z nimi nic wspólnego. Efekty takiego stanu rzeczy oglądamy codziennie.
Już nie długo. Bogactwo tylko na papierze (za dwa dni wchodzi nowy banknocik wart dziś 20 zeta), a funkcjonowanie jest dyskusyjne. Jad sączony ze szczujni na polecenie kacyków, jest tylko karykaturą działającego państwa. Rzecznik Jerzy Urban w stanie wojennym, to był mister intelektu w porównaniu do młynarczyków, piekarczyków czy drobiu – obecnych tuzów propagandy.
Też dochodzę ostatnimi laty do podobnych wniosków. Późny PRL miał już dość rozumu, by nie serwować odbiorcom aż tak bezczelnej i łopatologicznej propagandy.
Ba! Potrafił nawet krytykować prostactwo i absurdalność języka aparatczyków epoki Stalina.
Raport poraża. A przecież program można było przygotować i realizować zupełnie inaczej. W maju 2021 opublikowana została analiza: Propozycje zmian w programie kompleksowym wsparcia
dla rodzin „ZA ŻYCIEM”. Realizacja przedstawionych tu propozycji, ich zaimplementowanie w obowiązujące prawo sprawiłoby, że chociaż państwo odbiera dzisiaj kobiecie, małżonkom wszelkie prawa do podejmowania decyzji o donoszeniu lub nie ciąży z nieprawidłowo rozwijającym się płodem, to gdzieś w zasięgu byłby dający nadzieję wsparcia w walce z problemami dnia następnego i dni kolejnych, uczciwy program "za życiem". Analiza, która została przygotowana przez ekspertki i ekspertów Instytutu Strategie 2050 jest dostępna pod linkiem:
https://strategie2050.pl/wp-content/uploads/2021/05/za-zyciem.pdf
Proszę wybaczyć to skierowanie do źródła.
Za życiem czai się śmierć, na powyższym zdjęciu widoczna z lewej.
Przecież to kolejny przykład hipokryzji obecnych świątobliwych włodarzy Rzeczpospolitej. Nie zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że funduszami programu Za Życiem już się zajęli przysłowiowi handlarze oscypkami czy instruktorzy narciarscy. Cóż, każdy chce żyć.