W Sejmie zasiądzie 131 posłanek, czyli 28,47 proc. Minimalnie więcej niż w 2015. Procentowo najwięcej posłanek wprowadziły Lewica (43 proc.) i Koalicja Obywatelska (37 proc.). PiS ma najwięcej posłanek (55), ale to tylko 23 proc. PSL: 16,7 proc. Za to w Senacie liczba kobiet wzrosła z 13 proc. do 24. Z list Konfederacji do Sejmu nie weszła żadna kobieta
Obecne 131 posłanek to historycznie najwyższy udział kobiet w momencie rozpoczęcia prac Sejmu. W 2015 roku mandat zdobyło 125 kobiet, w trakcie kadencji w ławach poselskich zasiadło kolejnych 9.
Jednak biorąc pod uwagę bezprecedensową aktywność kobiet przez ostatnie cztery lata, ten wynik rozczarowuje.
Kobiety nie raz zatrzymały radykałów - w 2016 roku podczas Czarnego Poniedziałku albo kiedy blokowały Marsz Niepodległości w 2017 roku. Nie przełożyło się to na ich obecność na listach - dostały słabsze miejsca, poza biorącymi pierwszymi "trójkami", często musiały walczyć bardziej niż mężczyźni. Lewica pokazywała "trzech tenorów", a Koalicja Obywatelska dopiero w ostatnich tygodniach kampanii mocno postawiła na swoje kandydatki.
Pod względem spychania kobiet na dalsze miejsca najbardziej dojmujący jest przykład Szczecina.
Na liście Koalicji Obywatelskiej pierwsza kobieta startowała tam dopiero z piątego miejsca.
To Magdalena Filiks - liderka KOD. Zdobyła mandat. Z wynikiem 14 224 wyprzedziła dwóch kandydatów nad sobą (jeden z nich w ogóle nie wszedł do Sejmu).
Na liście Lewicy kobietę można było znaleźć dopiero na czwartym miejscu - to Katarzyna Kotula - nauczycielka, działaczka Strajku Kobiet i Kongresu Kobiet. Zagłosowało na nią 7557 osób - więcej niż na kandydatów na miejscach drugim i trzecim. Obaj nie dostali mandatów.
Ostatecznie kobiet w Sejmie jest (minimalnie) więcej - o 6 posłanek, mimo że na listach wyborczych było ich (minimalnie) mniej w porównaniu z 2011 i 2015 rokiem.
Te kobiety, które się dostały z opozycyjnych list, bedą stanowić w parlamencie zupełnie inną jakość. Są bardziej liberalne niż średnia sejmowa, są też doświadczone politycznie - w działalności w ruchach społecznych albo w partiach pozaparlamentarnych. Wiele z nich to debiutantki i osoby poniżej 40. roku życia. Są też powroty po latach - jak Joanna Senyszyn czy Katarzyna Maria Piekarska.
Lewica (KW Sojusz Lewicy Demokratycznej) wystawiła najwięcej kandydatek spośród wszystkich komitetów: 46,6 proc. I będzie miała procentowo najwięcej posłanek: 42,85 proc. (21 kobiet). Jedynie Lewica - ale tylko na jednej liście! - zastosowała pełen "suwak" (na przemian kandydatka i kandydat). To lista w Zielonej Górze, której liderką była Anita Kucharska-Dziedzic, prezeska stowarzyszenia BABA, pomagającego osobom pokrzywdzonym przemocą, zrobiła ona zresztą jeden z najlepszych wyników Lewicy (30 581 głosów).
Spośród partii wchodzących w skład lewicowego bloku największy odsetek mandatów zdobyły reprezentantki Razem (4 posłanki na 6 mandatów dla partii, 66,7 proc.), Wiosna ma 12 posłanek, a SLD - pięć.
Wśród lewicowych posłanek będą między innymi:
Na listach Koalicji kobiety zajmowały 43 proc. miejsc. Przełożyło się to na 37,3 proc. mandatów. To nieznacznie więcej niż miała w poprzedniej kadencji Platforma Obywatelska (36 proc.) i mniej niż Nowoczesna (43 proc.).
Na dziewięć mandatów dla KO w Warszawie kobiety zdobyły siedem. Niektóre z odległych miejsc: Aleksandra Gajewska z ostatniego, Klaudia Jachira, startując z 13. miejsca pokonała m.in. byłego szefa Instytutu Adama Mickiewicza Pawła Potoroczyna, a Urszula Zielińska - warszawskiego radnego i szefa struktur Nowoczesnej Sławomira Potapowicza.
Wśród posłanek Koalicji Obywatelskiej są:
PiS, który ma niemal dwa razy więcej parlamentarzystów niż Koalicja Obywatelska, ma wśród nich prawie taką samą liczbę posłanek - 50 (23,4 proc.) i tyle samo, co w poprzedniej kadencji. Ponownie zobaczymy Małgorzatę Wasserman, która w Krakowie zdobyła rekordową liczbę głosów (drugi wynik po Jarosławie Kaczyńskim): 140 692, oraz Mirosławę Stachowiak-Różecką (otrzymując 91 236 głosów symbolicznie pokonała we Wrocławiu Grzegorza Schetynę).
PSL wprowadził zaledwie pięć kobiet na 30 posłów (16,7 proc.), w tym związaną z Kukiz'15 specjalistkę od polityki społecznej Agnieszkę Ścigaj.
Konfederacja będzie miała w stu procentach męski klub.
Kobiety mają dziś w Polsce bardziej prodemokratyczne przekonania niż mężczyźni, co pokazuje wiele badań, w tym sondaże OKO.press.
W Sejmie wybranym tylko przez kobiety (obrazek niżej) dzisiejsza opozycja miałaby większość 238 mandatów, a PiS zdobyłby ich tylko 221. Korwina i narodowców nie byłoby wcale.
Kobiety i mężczyźni różnią się też w ocenie priorytetów. Zwłaszcza ci przed czterdziestką.
Kobiety boją się przede wszystkim katastrof: klimatycznej (38 proc.), ochrony zdrowia (27 proc.), a także politycznej, jaką byłoby dla Polski opuszczenie/wyrzucenie z UE oraz wzrostu ruchów nacjonalistycznych (po 25 proc. wskazań).
Męskim lękiem numer jeden (31 proc., 1,8 razy częściej niż u kobiet), jest atak na „polskie rodziny”, który według propagandy PiS prowadzą „ruchy LGBT i ideologia Gender” (te pojęcia bywają używane zamiennie).
Na "jedynkach" było w tych wyborach o 5 pkt. proc. mniej kobiet niż cztery i osiem lat temu. Lewica i Koalicja Obywatelska wystawiły po ok. 40 proc. kobiet w pierwszych "trójkach".
"Kandydatki zajmują nieco ponad 42 proc. miejsc na listach wyborczych w zbliżających się wyborach parlamentarnych 2019 roku" - pisał w analizie przedwyborczej Instytut Spraw Publicznych. Partie nie tylko nie podniosły odsetka kandydatek, ale wręcz go obniżyły w porównaniu do lat 2011 i 2015. Wyjątkiem była Koalicja Obywatelska - kobiet na listach KO było tyle samo, co przed czterema laty na listach Platformy Obywatelskiej i Nowoczesnej (43 proc.).
Spadek liczby kobiet na listach nie był ogromny. Ale był.
Pod względem liczby kandydatek widać dysproporcję między Lewicą i Koalicją Obywatelską z jednej strony, a PiS, PSL i Konfederacją - z drugiej.
Najwięcej kandydatek spośród ogólnopolskich komitetów wyborczych było na listach Lewicy (KW Sojusz Lewicy Demokratycznej): 46,6 proc. Ponad 40 proc. kobiet wystawiły też: Koalicja Obywatelska (43 proc.) i PSL (41,4 proc.).
KW Konfederacja Wolność i Niepodległość (39,7 proc.) oraz KW Prawo i Sprawiedliwość (39 proc.).
Od 2011 roku partie muszą wystawić co najmniej 35 proc. kandydatek (obowiązują kwoty płci). Eksperci od początku ostrzegali, że konieczne jest uzupełnienie tego zapisu koniecznością wprowadzenia "suwaka" (naprzemienne umieszczanie kobiet i mężczyzn na listach), bo partie będą osiągać ustawowy procent, wystawiając kobiety na dalszych miejscach (kobiet jest w obecnym Sejmie 37 proc.). Widać to w 2019 roku, kiedy przyjrzymy się pierwszym miejscom na listach.
Im wyższe miejsca, tym mniej było kandydatek.
W Białymstoku (okręg nr 24) w pierwszych trójkach na 24 kandydatów były tylko trzy (sic!) kobiety. I wszystkie na trzecim miejscu (wystawiły je: SLD/Lewica, KO i Akcja Zawiedzionych Emerytów i Rencistów). W tym okręgu oprócz 5 list ogólnopolskich były też trzy lokalne.
Dla odmiany w Poznaniu na 15 kandydujących w pierwszych trójkach było 6 kobiet, przy czym pierwsza trójka Lewicy/SLD to wyłącznie kobiety (Ueberhan, Kucharska-Dziedzic, Kretkowska). To jeden z lepszych wyników w Polsce.
Najwięcej kobiet na pierwszych trzech miejscach wystawiła nie Lewica (40,7 proc.), jak można by się spodziewać, tylko Koalicja Obywatelska (41,5 proc.). Różnica jest jednak niewielka, a przede wszystkim żaden z bloków nie zbliża się do połowy czołowych miejsc zajmowanych przez kobiety.
Na pozostałych listach było jednak dużo gorzej. To różnica aż 20 pkt. proc. Zdecydowanie mniej kandydatek na miejscach 1-3 ma PSL (26 proc.) i Prawo i Sprawiedliwość (22 proc.). Spośród ogólnopolskich komitetów wyborczych, najmniej kandydatek na trzech pierwszych miejscach list uplasował KW Konfederacja Wolność i Niepodległość (12,2 proc.).
Liderami list w wyborach 2019 są w przytłaczającej większości mężczyźni. Na listach KO i Lewicy/SLD kobiety zajęły 34,1 proc. „jedynek”. Zdecydowanie mniejszy odsetek kandydatek na pierwszych miejscach było na listach PiS oraz PSL (17,1 proc.). Konfederacja zarezerwowała zaledwie 4,9 proc. „jedynek” dla swoich kandydatek.
Najwięcej kandydatek było w województwach śląskim (43,8 proc.) i łódzkim (43 proc.), najniższy zaś w województwie podkarpackim (37,8 proc.).
Zdecydowanie najwięcej kobiet na „jedynkach” list wyborczych było w województwie lubuskim – aż 40 proc.
W trzech województwach – kujawsko-pomorskim, podlaskim oraz świętokrzyskim – nie było ani jednej kobiety na pierwszych miejscach list wyborczych.
Na listach do Senatu było jeszcze gorzej. Zaledwie 16,2 proc. to kandydatki. Aczkolwiek w tym przypadku jest to wzrost w porównaniu do wyborów w 2015 roku o 2,5 pkt proc.
Najwięcej kobiet wystawiła Lewica (KW Sojusz Lewicy Demokratycznej): 28,6 proc. Niewiele mniej Koalicja Obywatelska: 24,7 proc. Zdecydowanie gorzej było w przypadku PiS: 14,1 proc. kandydujących do Senatu to były kobiety, z PSL - zaledwie 6,2 proc.
W Senacie będą 24 kobiety.
W wyborach do Senatu obowiązują okręgi jednomandatowe, a te są zwykle mniej korzystne dla startujących kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze