Aby ukoić swą polityczną podejrzliwość PiS, wprowadził w kodeksie wyborczym obowiązek transmitowania wyborów on line, ale przygotowania leżą, a pomysł narusza RODO. Dwie komisje wyborcze komplikują pracę. Zapis o "krzyżyku wieloliniowym" i dopuszczenie mazania także w kratkach, może wywołać spory. OKO.press zestawia siedem grzechów głównych nowej ordynacji
Najpóźniej 4 listopada 2018, za 161 dni od dziś (27 maja), powinny odbyć się wybory samorządowe. Ale ordynacja wyborcza - pełna dziwnych zapisów rzekomo zwiększających kontrolę i transparentność - znacznie utrudnia, jeśli nie uniemożliwia ich przeprowadzenie.
PiS znowelizował kodeks wyborczy ustawą z 11 stycznia 2018 roku o długiej i wymownej nazwie: „O zmianie niektórych ustaw w celu zwiększenia udziału obywateli w procesie wybierania, funkcjonowania i kontrolowania niektórych organów publicznych”.
Nowelizacja miała być odpowiedzią na „sfałszowane” (zdaniem PiS) wybory samorządowe z 2014 roku (chociaż sądy orzekły, że partia Kaczyńskiego nie miała na to dowodów). Zmieniony kodeks wyborczy miał zapewnić wyborom większą przejrzystość. Szef MSWiA Joachim Brudziński uspakaja:
Nie wyobrażam sobie ani nowelizacji kodeksu, ani tym bardziej przekładania wyborów samorządowych. Wybory przeprowadzimy transparentnie, uczciwie. Nie ma żadnego zagrożenia wyborów
Nowy kodeks wyborczy - zapewne nieprzemyślany efekt polityki podejrzliwości - grozi wyborczym chaosem i co najmniej opóźnieniem obliczeń wyników jesiennych wyborów. Andrzej Maciejewski (Kukiz'15), szef sejmowej komisji samorządu terytorialnego twierdzi nawet, że "trzeba albo szybko nowelizować kodeks wyborczy albo przełożyć jesienne wybory samorządowe na wiosnę".
OKO.press omawia siedem grzechów głównych nowego kodeksu, które zagrażają przygotowaniom wyborów, ich przeprowadzeniu i sprawnemu policzeniu wyników.
Transmisja ma być prowadzona z każdej obwodowej komisji wyborczej i ma być dostępna online. Są tu ogromne wątpliwości. Najpierw czysto praktyczne.
Wciąż nie został rozpisany przetarg na ok. 30 tys. kamer, serwery, obsługę informatyczną.
I raczej nie jest możliwe, żeby do wyborów udało się przeprowadzić przetarg na taką skalę.
Kodeks wyborczy dopuszcza co prawda nagrywanie przebiegu głosowania i umieszczenie potem nagrania na stronie Państwowej Komisji Wyborczej. PKW wydała nawet 9 kwietnia 2018 roku uchwałę, zgodnie z którą Okręgowa Komisja Wyborcza może nagrywać wybory co najmniej dwiema kamerami full HD. Jednak zgodnie z ustawą, nagrywanie powinno stanowić wyjątek, standardem ma być transmisja.
25 maja weszło w życie rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady UE dotyczące przetwarzania danych osobowych znane w skrócie jako RODO. Druzgocącą opinię w sprawie niezgodności kodeksu wyborczego z RODO wydał Generalny Inspektor Danych Osobowych.
Jego zdaniem podczas wyborów w ogóle nie powinno dochodzić do transmisji czy rejestracji umieszczania przez wyborcę karty do głosowania w urnie.
"Transmisja ukazująca urnę potencjalnie może prowadzić do publicznego ujawnienia tego, w jaki sposób głosował dany wyborca”.
Zdaniem generalnego inspektora, taka rejestracja może "prowadzić do ingerencji w prywatność osób oddających głosy, jak i naruszać tę prywatność.” Chodzi przede wszystkim o
ujawnianie miejsca zamieszkania lub głosowania, a także pobytu głosującego w szpitalu czy więzieniu (jeśli tam – jako pacjent lub więzień – chciałby zagłosować).
Niejasne jest także to, kto odpowiada za transmisje i za to, co potem dzieje się z nagraniami.
Zgodnie z zasadą pierwszeństwa prawa unijnego, RODO ma pierwszeństwo przed kodeksem wyborczym, więc transmisji wyborów przeprowadzić nie wolno, a gdyby tak się stało może zostać zaskarżona.
Kolejna nowość. Już w lipcu 2017 roku Jarosław Kaczyński na konwencji Zjednoczonej Prawicy tłumaczył potrzebę powołania drugiej komisji tym, że „w komisjach są też osoby starsze, które wieczorem są zmęczone. Trzeba świeżej siły do liczenia głosów”.
Niestety ustawodawca poszedł za tą intuicją. Pierwsza komisja będzie odpowiadać za przeprowadzenie głosowania, druga za ustalenie wyników głosowania. W każdej ma zasiadać dziewięć osób wybranych przez komisarza wyborczego spośród kandydatów zgłoszonych przez pełnomocników wyborczych partii i komitetów wyborczych. Każda z partii i każdy komitet będzie miał zagwarantowane przynajmniej jedno miejsce.
Według obliczeń PKW będzie potrzeba aż 495 tys. członków komisji obwodowych. Andrzej Maciejewski mówił Wyborczej.pl, że dzwonią do niego samorządowcy zaniepokojeni
„jak mają zebrać dwie komisje, skoro podczas ostatnich wyborów nie było chętnych do jednej”.
Po zapieczętowaniu urny, przewodniczący pierwszej komisji przekazuje przewodniczącemu drugiej komisji urnę, spis wyborców, niewykorzystane karty do głosowania, zaświadczenia o prawie do głosowania etc.
Z przekazania spisuje się szczegółowy protokół. Zdaniem PKW wszystkie te czynności „istotnie wydłużą czas ustalania wyników głosowania”.
PKW zwracała także uwagę, że: „(…) w przypadku ujawnienia nieprawidłowości w rozliczeniu kart (np. więcej kart wyjętych z urny niż kart wydanych wyborcom) trudne będzie ustalenie winnych, gdyż nie będzie wiadomo, która komisja odpowiada za nieprawidłowości”.
Zmieniła się definicja znaku, którym wyborca zaznacza swój wybór. Do tej pory w kodeksie wyborczym był to krzyżyk, określony jako „dwie przecinające się linie w obrębie kratki”.
W nowelizacji zapisano dziwaczną formułę: „co najmniej dwie linie, które przecinają się w obrębie kratki”. Nowelizacja - nie wiadomo po co - pozwala też na nieskrępowane mazanie po karcie do głosowania.
Do tej pory można było robić dopiski i komentarze, ale obręb kratek musiał być od nich wolny. Teraz będzie można pisać i rysować także w kratkach, a głos pozostanie ważny, jeśli w którejś z kratek komisja rozpozna znak „x”.
Zmiana tych dwóch przepisów może wywołać chaos w pracach obwodowych komisji wyborczych ustalających wyniki wyborów. Skoro wyborcy mogą robić dopiski w obrębie kratek, a „x” to „co najmniej dwie przecinające się linie”,
nikt nie będzie wiedział, jak jasno odróżnić znak wyboru od dopisku lub przekreślenia.
Komisje wyborcze będą złożone z osób wskazanych przez wszystkie partie. To co prawda utrudnia fałszowanie głosów, o czym pisaliśmy tutaj, ale zmiana definicji „x” może być potencjalnym zarzewiem konfliktów o to, czy głos jest ważny czy nie.
Każdy taki spór sprawi, że liczenie głosów zostanie wstrzymane.
Jeśli członkowie komisji nie dochodzą do porozumienia, zazwyczaj odbywa się głosowanie nad ważnością danego głosu. Kto nie zgodzi się z wynikiem takiego głosowania, będzie mógł dopisać swoje uwagi do protokołu. A także zgłosić protest wyborczy. Jeśli sąd go rozpozna, może nakazać ponowne liczenie głosów.
To kolejna zmiana, która może opóźnić podanie wyników głosowania, w skrajnych wypadkach nawet o wiele dni.
Powoływani przez Krajowe Biuro Wyborcze mają działać w każdej gminie. Ich zadaniem jest przygotowanie i nadzór nad przebiegiem wyborów w obwodowych komisjach wyborczych, zorganizowanie szkoleń dla członków tych komisji, a także dostarczenie kart do głosowania do okręgowych komisji.
Urzędnicy wyborczy muszą rekrutować się jedynie spośród pracowników urzędów administracji rządowej, samorządowej oraz jednostek im podległych lub przez nie nadzorowanych. Kandydaci powinni mieć wyższe wykształcenie.
KBW miało bardzo duży problem z rekrutacją. Początkowo PKW wyliczyła, że potrzebne będzie ok. 5,5 tys. urzędników wyborczych. Jednak mimo dwukrotnego przesuwania terminu naboru oraz wprowadzenia zasady, aby w trzecim terminie kandydatów wyznaczali przełożeni, zgłosiło się tylko 3588 osób.
Tak mała liczba chętnych to wynik m.in. niejasności zasad zwalniania urzędnika na czas przygotowywania wyborów, a także
dziwacznym pomysłem, wpisującym się w politykę podejrzliwości, że kandydat nie może ani mieszkać ani pracować w gminie, w której ma być urzędnikiem.
Ostatecznie PKW zdecydowało, że w gminach do 50 tys. mieszkańców będzie jeden urzędnik, w gminach do 200 tys. dwóch, a w gminach powyżej 200 tys. mieszkańców trzech. Przeciętna polska gmina liczy ok. 15 tys.
Jak zwracała uwagę Fundacja Batorego, „Przed nowelizacją kodeksu wyborczego urzędnikami wyborczymi byli zwykle pracownicy urzędów gmin i miast, którzy znając świetnie strukturę urzędu, w którym pracują (i nierzadko pełniąc w nich funkcje kierownicze) koordynowali realizację działań wyborczych we własnej gminie (mając do współpracy grupę innych urzędników). Po zmianie, będzie to, co do zasady, niemożliwe”.
Świeżo upieczeni urzędnicy wyborczy mają wziąć odpowiedzialność za tak trudnie i skomplikowane wybory. Mają działać na "obcym terenie", w pojedynkę nawet w sporej gminie - do 50 tys. mieszkańców.
Niejasny jest także podział kompetencji między urzędnikami wyborczymi a samorządem. Budziło to takie emocje, że PKW opublikowała 21 maja stanowisko, które niekoniecznie rzecz rozjaśnia: „organy samorządu terytorialnego wykonują tak jak dotychczas zadania wyborcze, z zastrzeżeniem kilku przepisów Kodeksu wyborczego, w których określone zostały zadania Korpusu Urzędników Wyborczych. Zastrzeżenie to nie oznacza jednak wyłączenia tych spraw z katalogu zadań samorządu, lecz – w związku z wynikającym z Kodeksu wyborczego (art. 191g) obowiązkiem zapewnienia przez gminy obsługi urzędnikom wyborczym – wskazanie, że mają być one realizowane we współpracy z tymi urzędnikami.”
Do tej pory było tak, że komisja obwodowa najpierw wprowadzała dane do systemu informatycznego, a dopiero potem, gdy wszystko się zgadzało, sporządzała protokół z głosowania. Teraz będzie odwrotnie. Jak czytamy w uchwale PKW
„pierwszeństwo sporządzenia protokołu papierowego przed wprowadzeniem danych z protokołu do systemu informatycznego może generować błędy w obliczeniach. Jeśli system informatyczny wyłapie błędy, protokół trzeba będzie sporządzać na nowo”.
To kolejna zmiana, która może opóźnić podanie wyników wyborów.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Dziennikarz portalu tvn24.pl. W OKO.press w latach 2018-2023, wcześniej w „Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”. Finalista Nagrody Radia ZET oraz Nagrody im. Dariusza Fikusa za cykl tekstów o "układzie wrocławskim". Trzykrotnie nominowany do nagrody Grand Press.
Komentarze